Cynkownia.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Żeby mieć blisko do domu, zmieniłem pracę. Poszedłem pracować do zakładu w mojej miejscowości.
Kiedyś ktoś opowiadał coś zabawnego. Nie chciałem być gorszy. Opowiedziałem coś swojego. Rozbawiło to tak wszystkich przebywających na naszym warsztacie, ze szef elektryków powiedział mi, że dopóki będę opowiadał takie historyjki to nie będę musiał pracować. Więc opowiadałem. Przez 8h dziennie. Przez pół roku. Dopóki nie poszedłem stamtąd do szkoły. Nasz szef dotrzymał słowa. Choć czasami miałem wrażenie, że tej decyzji żałuje. W sumie w tym zakładzie przepracowałem jeden dzień.
Kiedyś mnie wysłano, abym naprawił maszynę na cynkowni. Można by powiedzieć, że w samą paszczę lwa. Dlaczego? Były różne teorie. Ja miałem swoją. Uważałem, że nikt normalny nie może tam pracować.
Cynkownia składała się z dwóch ogromnych zbiorników. W jednym był kwas solny, a w drugim roztopiony cynk. Elementy zanurzano w kwasie, a następnie w cynku. Wtedy ładnie wyglądały, były trwałe i odporne na korozję.
Osoby tam pracujące prawie nie miały zębów. Od oparów tego kwasu. A te co miały były prawie czarne, więc uśmiechnięty i zadowolony pracownik wcale nie był przyjemnym widokiem. Poza tym ja uważałem, że kwas tam pracującym wypalił nie tylko zęby, ale i mózgi. Przynajmniej takie odnosiłem wrażenie.
Jak już wspomniałem poszedłem naprawiać maszynę. Na tą cynkownię. Za grubą szybą z pleksiglasu stał pracownik i zanurzał bojlery. Najpierw w kwasie, a potem w cynku. Zbiornik zanurzony w cynku strzelał tym cynkiem w koło. Dlatego była potrzebna ochrona w postaci szyby.
Pracownik skierował mnie do popsutej maszyny. Była ona na znacznej wysokości. Musiałem wchodzić do niej po drabinie. Jak już byłem na górze, pracownik zanurzył zbiornik w cynku. Zaczęło głośno strzelać i pryskać tym cynkiem. Padłem przerażony na deski podestu. Wokół mnie zaczęły padać placki płynnego cynku. Zwłaszcza bałem się tych upadających blisko mojej głowy. Całość trwała tylko kilkanaście sekund, lecz mi się zdawało, że znacznie dłużej. Do rzeczywistości przywrócił mnie śmiech. To był tylko taki żart pracowników. Ja jednak się na nim nie poznałem.
Jakby tego było za mało to mieli dla mnie też i inne „atrakcje”. Jakie? Nie będę o nich pisał, by nikogo nie zbulwersować. Odradziła mi to dziewczyna. W każdym bądź razie był to dla mnie impuls do zmiany miejsca. Chociaż w tym zakładzie przepracowałem zaledwie jeden dzień w ciągu pół roku.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Choruję na chorobę neurologiczną. O pracy nawet nie ma mowy. Napisałem wspomnienia o swoich przeżyciach w więzieniach. Niemieckich i polskich. http://wydaje.pl/e/wiezienia5
…………………………………………………………………………………………………………………………………………………….

Brak głosów

Komentarze

... czytam każdy Twój wpis, albo jak wolisz... kolejny fragment Twojego pamiętnika. Kiedy chcę się z lekka pośmiać, szukam, czy Marian zamieścił swoje wspominki. Tak trzymaj i pisz, a ja będę czytał, bo rzadko miałem okazję spotkać w życiu... taką "ofiarę losu" jak Ty, - z całym szacunkiem dla Ciebie oczywiście. To, co piszesz, naprawdę jest zabawne, bo życie pisze najlepsze scenariusze... i to za darmo, a nie za jakieś bajońskie kwoty, które zgarniają scenarzyści. A może podsuniesz swoje wspomnienia jakiemuś twórcy filmu? Być może byłaby to najlepsza komedia ostatnich czasów.

Pozdrawiam z 10, Satyr 
________________________ 
"I złe to czasy, gdy prawda i sprawiedliwość nabiera wody w usta".  
(ks.J.Popiełuszko)

Vote up!
0
Vote down!
0
#310025

Dziękuję za podbudowujący komentarz. Muszę się zgodzić z tym, że życie potrafi pisać niezłe scenariusze. Sam bym tego na pewno nie potrafił wymyślić. Pozdrawiam.

Vote up!
0
Vote down!
0
#314863