Więzienia w Polsce. Areszt - reaktywacja.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Znowu trafiłem do aresztu i czekałem na przydział do prawdziwego więzienia. W mojej okolicy był taki o załagodzonym rygorze, półotwarty. Poza tym ważne, że blisko. Mógłbym mieć nadzieję na odwiedziny. Więc na taki po cichu liczyłem. Miałem po temu podstawy: jaki ze mnie przestępca.
Cela do której trafiłem była bardzo mała. Nawet jak na polskie warunki. Mieściły się tylko dwa piętrowe łóżka, stół, krzesła. W miarę swobodnie, po podłodze mogła chodzić co najwyżej jedna osoba. I jeszcze była przesłonięta kotarą łazienko-ubikacja.
Celę już zajmowało dwie osoby. Ja byłem trzeci. Po paru dniach dokoptowano czwartego.
Ten czwarty to był o tyle ciekawy przypadek, że trafił do aresztu tylko na kilka dni. Konkretnie dziewięć. Najwięcej też narzekał na ogrom czasu jaki musi spędzić w tym miejscu. Czym mocno wkurzał pozostałych. Nie wyłączając mnie.
Poza tym na wolności ćpał. Od 11 lat. Nie jakąś tam nędzną marihuanę, ale królową narkotyków, herę. Wszystkie niemałe pieniądze na nią tracił. Ale nie zamierzał zrezygnować. Bo lubił.
Spodziewałem się więc spektakularnych objawów odstawienia narkotyku. Nic z tego. Oprócz drobnych dolegliwości żołądkowych nic się takiego specjalnego nie zdarzyło. Albo więc kłamał, albo opinia o tym narkotyku jest mocno przesadzona, albo wreszcie jest to sprawa indywidualna: u jednych wywołuje skutki uboczne natychmiast, u innych nie.
Miałem kiedyś parę lat starszego kolegę. Naturalny blondyn, przystojny, dbał o siebie. O żadnym alkoholu czy papierosach nie było nawet mowy. Wysportowany. Miał wtedy 34 lata. Dostał mieszkanie w miejscowości słynącej z dużej ilości narkomanów.
Ponieważ był kawalerem i miał własne lokum to przyciągał różne męty. Lgnęły do niego chmary narkomanów niczym ćmy do światła. Pytałem się nawet czy się nie boi, że go wciągną do swojego świata. Śmiał się z tego mówiąc, że przychodzą do niego i grają na gitarach. Jest wesoło.
Po następnych paru miesiącach już nie było wesoło. Kolega który go wtedy widział mówił, że wygląda strasznie: ziemista cera, zaniedbany, braki w uzębieniu. Wkrótce już nie żył. Tempo jego upadku było więc zawrotne.
Nie widziałem go w tamtym czasie. Może to i dobrze. Trudno mi sobie nawet wyobrazić, że wyglądał inaczej niż zwykle.
Wniosek: sprawa indywidualna jak na kogo działa. Jak we wszystkim.
W tym więzieniu-areszcie pracował mój kolega jeszcze z czasów szkoły podstawowej. Nie przyjaźniliśmy się jakoś specjalnie, ale go lubiłem.
Zajmował w tym więzieniu jakieś wysokie stanowisko. Kiedyś mnie odwiedził. Był zszokowany, że spotykamy się w takim miejscu. Tym bardziej, że parę dni wcześniej spotkaliśmy się na bardziej przyjacielskiej stopie i w bardziej naturalnych warunkach.
Teraz przyszedł, ze mną porozmawiać o zaistniałej sytuacji. Ale ja się w ogóle nie odzywałem. Było mi wstyd. Milczałem. Więc sobie w końcu poszedł.
W czasie tego dwutygodniowego pobytu w tym areszcie byłem raz na kąpieli. Jacyś młodzi ludzie mieli o coś pretensje do jakiegoś starszego gościa. Że niby kiedyś ich zadenuncjował na policji. Dostał straszne lanie, nie mogłem tego słuchać:
- No i co teraz powiesz, p......ny ormowcu?! Zakapowałeś nas z.....ny kapusiu. Nie jesteś już taki cwany, prawda? Nigdy nie myślałeś, że tutaj trafisz, co? A jednak!
Było tylko słychać odgłosy kopania oraz charakterystyczne dźwięki uderzanej w posadzkę głowy. Późniejszy kontakt z tym człowiekiem tylko mnie utwierdził w słuszności takiego postępowania wobec jego osoby.
Jednemu więźniowi kończyła się kara. Siedział chyba długo, może kilka lat. Celem informacji - oprócz aresztu było to zarazem więzienie. Nadszedł długo oczekiwany dzień. Przebrany w cywilne ubrania z niecierpliwością oczekiwał na wypuszczenie. Otwarła się brama wyjściowa. Zanim zdążył wyjść się zamknęła. Zdziwiony udał się do biura mieszczącego się przy bramie. Tam mu przekazano, że kara została mu przedłużona o następnych parę lat. Został odprowadzony z powrotem do celi.
Takie zdarzenie jak wyżej wymienione, potrafi złamać każdego człowieka. A to tylko niewinne zabawy „klawiszy”.
W końcu im też coś się należy od życia.
….....................................................................................................................................................
Rozpadają mi się neurony. Coraz trudniej skupić mi myśli.
Pieniądze w całości są przeznaczone na rehabilitację.

Darowizny:
Fundacja Avalon - Bezpośrednia Pomoc Niepełnosprawnym,
Michała Kajki 80/82 lok. 1, 04-620 Warszawa
nr rachunku odbiorcy: 62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
Prowadzone przez: BNP Paribas Bank Polska SA
Tytuł wpłaty: 1297 Marian Stefaniak

Przelewy zagraniczne:
International Bank Account Number
IBAN: PL62 1600 1286 0003 0031 8642 6001
SWIFT/BIC: PPAB PLPK

JAK PRZEKAZAĆ 1%
Wypełniając zeznanie PIT, należy obliczyć podatek należny wobec Urzędu
Skarbowego.

W rubryce WNIOSEK O PRZEKAZANIE 1% PODATKU NALEŻNEGO NA RZECZ ORGANIZACJI
POŻYTKU PUBLICZNEGO (OPP)
* Wpisać numer KRS: 0000270809
* Obliczyć kwotę 1%

W rubryce INFORMACJE UZUPEŁNIAJĄCE (bardzo ważne!)
* Marian Stefaniak 1297

Brak głosów

Komentarze

czytam wszystkie Pana blogi bo wiem o czym Pan mówi i mamy wiele wspólnego. często myślę czy taki łebski facet mogłby mi pomóc.Mam całkowicie niesprawnego ruchowo męża(sm), ze mną cudemjakoś sie udaje, ale jesteśmy całkowicie sami. Już wyjaśniam,czasem muszę wyjść z domu na zakupy, czy  choćby pampersy załatwić. Mąż wtedy lezy. Gdyby coś się ze mna stało to precel by z głodu umarł.Głos ma słabiutki,z łóżka sam nie zejdzie i nie zadzwoni nigdzie.Wytrzymałam już 6 lat takiego strachu i stresu. Pytam lekarzy, pracowników MOPS i wielu innych i nikt mi nie wymyślił jak zabezpieczyć tak ciężko chorą osobę zanim zejdzie z głodu. Myślę o jakimś prostym alarmie.Zabija mnie stres i strach o człowieka, który dość już przeszedł koszmarów. Nie chcemy kończyć w DPS, a tak jest już zbyt ciężko. Ma Pan jakiś pomysł? ola

Vote up!
0
Vote down!
0
#250885

Witam
Mam bardzo podobną sytuację. Z tym, że to ja jestem chory. Jak byłem zdrowy, to robiłem wszystko sam. Teraz jest z dnia na dzień coraz trudniej. I nie mam tu na myśli tylko siebie. Szkoda mi dziewczyny.
Zastanawiała się kiedyś często na jak długo starczy jej sił na chorego syna. Miała nadzieję, że na długo. Teraz opiekuje się dwoma kalekami. Mam wyrzuty sumienia gdy na nią patrzę. Też nie miałby nam kto pomóc gdyby coś się jej stało.
Cały czas myślę jak ten problem rozwiązać. Na razie nic mi nie przychodzi do głowy, bo bym się z chęcią podzielił z Panią dobrym pomysłem.
Nie wiem w jakim dokładnie stanie jest Pani mąż. Wiem tylko, że w ciężkim. Jeśli to możliwe to zaprogramowałbym tak telefon aby wybierał konkretny numer po naciśnięciu jednego przycisku.
Nic innego tak na gorąco mi nie przychodzi do głowy chociaż bardzo chciałbym pomóc. Chociażby radą. Może czytający te komentarze mają jakieś lepsze pomysły?
Moje osobiste doświadczenia nie nastrajają optymistycznie. Nasze państwo woli nie widzieć problemu, patrzy w inną stronę i kieruje naszą uwagę na sprawy błahe. Nic nie pomoże. Niestety.
Miałem o tyle szczęście, że mi pomógł finansowo jeden z czytelników. Starczyło częściowo na rehabilitację, resztę dołożyły siostry. Niestety mieszkają daleko.
Oprócz słów otuchy nic więcej na razie nie mogę przekazać. Ale intensywnie myślę i jak wpadnę na jakiś pomysł, na pewno się nim z Panią podzielę.
Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo siły Pani i Pani mężowi. Marian S.

Vote up!
0
Vote down!
0
#250962