Jak hartowała się... demokracja - Opowieść o lasce

Obrazek użytkownika Bwana Kubwa
Blog

   Rok 1993. Przed chwilą upadł rząd Suchockiej. Przeważył JEDEN głos. Prezydent Wałęsa wygłosił najkrótsze przemówienie na świecie. Wszedł na mównicę sejmową, powiedział "rozwiązuję parlament" i poszedł.

Idę z koleżanką na salę posiedzeń zrobić porządek z komputerem obsługującym głosowania. Potrzeba było przegrać dane na dyskietki, a potem zabrać cały sprzęt do konserwacji i synchronizacji z komputerem zapasowym. Koniec kadencji to jest okazja, żeby wszystko zrobić bez presji czasu. Niby na obydwu powinno być to samo i tak samo skonfigurowane, ale teoria sobie a praktyka sobie.

Moją uwagę przykuły orzełki zwieńczające balustrady odgradzającą lożę rządową i lożę dla gości - po drugiej stronie - od reszty sali. Początkowo była zbudowana sama balustrada, ale po kolejnych poprawkach pojawiły się tam płaskorzeźby ze scenkami w stylu "proletariusze miast i wsi łączcie się" i właśnie owe orzełki. Widziałem je już wcześniej ale nigdy nie było czasu, żeby im się lepiej przyjrzeć. Otóż zauważyłem, że łebki orzełków były w połowie upiłowane i to w sposób zdecydowanie mało artystyczny. Po prostu ktoś wziął bukfelek  i udydolił orzełkom czubki główek. To oczywiście była spekulacja, ale doszedłem do wniosku, że początkowo orzełki miały korony i komuś się to nie spodobało, to wkurzony artysta "poprawił" ale tak, żeby było widać (na zdjęciu orzełek jest już z lekka oszlifowany).  Podzieliłem się swoimi spostrzeżeniami z koleżanką, potem polazłem wyżej, usiadłem sobie na fotelu marszałka i zacząłem oglądać laskę. I orzełek na głowni też nie miał korony. Powiedziałem wtedy do koleżanki "O, orzełek na lasce marszałkowskiej też nie ma korony". I niestety zrobiłem to o 3dB za głośno, a w pustej sali sejmu jest całkiem niezła akustyka. Nie minęło 5 minut, a drzwi od kuluarów otwierają się z trzaskiem I na salę wtacza się dosyć obszerna pani z plakietką "prasa", która popychając obfitym biustem strażnika SM, próbującego Rejtanem stanąć jej na drodze (bezskutecznie), krzyczy w rytm uderzania biustem przy każdym kroku,  że

ona

musi

natychmiast

obejrzeć

laskę

marszałkowską.

Zmyliśmy się stamtąd (akurat skończyliśmy robotę), więc nie oglądałem dalszej części spektaklu.

Tego dnia, w wieczornym dzienniku TV pokazano tę laskę pogruchotaną na kawałki (trzy części) z komentarzem, że właśnie się popsuła i potrzeba ją wymienić. Miałem ją w ręku. To był kawał solidnego, ciężkiego i zdrowego drzewa i musiałbym się dobrze spocić, żeby ją połamać.

Niezbadane są drogi i wyroki demokracji i to moja wina, że marszałek Hołownia stuka dzisiaj laską z orłem w koronie (widoczny tylko z góry). A tak miałby starą z socjalistyczną gapą, która z pewnością bardziej by pasowała do obecnych okoliczności.

Mea Maxima Culpa.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (11 głosów)

Komentarze

[raport]

Dzieje się ordynarny zamach stanu. Najważniejsze dla Państwa Polskiego strategiczne sprawy padają ofiarą "mocnych ludzi", którzy łomem i drewnianą pałką demolują wszystko, co jeszcze z mocy i trwałości Rzeczypospolitej pozostało. Zamach na polską suwerenność i praworządność dzieje się "pod nadzorem" takich ludzi jak Adam Bodnar, który jednym "ukazem" unieważnił polską konstytucję.

Drugi Władysław Kosiniak-Kamysz wywalił do śmietnika pracę podkomisji do spraw smoleńskiej zbrodni, wywalił ludzi w trybie eksmisji oraz zlikwidował oficjalne stanowisko Państwa Polskiego przywracając ustalenia pani generał Tatjany Anodiny w wersji tłumaczonej przez Jerzego Millera. Ministerstwo Obrony Narodowej już wywiesiło na swoich witrynach wersję o pijanym polskim generale, który spowodował wypadek lotniczy.

[lniepoprawni]

 

Vote up!
7
Vote down!
0

michael

#1657065