wspomnienie

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kultura

Jeszcze nie tak całkiem dawno, bo na progu XXI wieku drugi dzień Świąt Wielkanocnych oznaczał… zalewanie klatki schodowej praktycznie do poziomu pierwszego piętra przez polujących z wiaderkami pełnymi wody starszoklaśnych chłopaków na swoje koleżanki.

Czasem, a nawet z reguły, gdy niebacznie szła sama, obrywało się też panienkom całkiem starszym, a nawet młodo wyglądającym matkom szalejących polewaczy.

Ba, kiedy tylko mocniej zagłębię się we wspomnienia widzę siebie na dachu budynku, wewnątrz którego mieścił się zakład fryzjerski. Był to tzw. łącznik; z jednej strony przylegał do kamienicy, w której na pierwszym piętrze mieszkał kumpel z klasy i okno jego łazienki umieszczone było jakieś 1,5 m nad płaskim dachem budyneczku. Niżej zaś położona ulica była główną arterią, po której ludzie zdążali do kościoła.

Przez kilka lat mogliśmy jedynie obserwować, jak starszy brat Mirka wraz z grupą kolegów urzęduje na dachu i wylewa wodę na uciekające z piskiem dziewczyny.

Oczywiście obowiązywały pewne zasady. Lać można było tylko ludzi wracających z kościoła. Kto szedł na mszę był suchy.

Oczywiście można było pułapkę ominąć idąc drugą stroną ulicy. Ale…

Kiedy Jurek (starszy brat Mirka) wydoroślał i trafił do pierwszej klasy liceum rzecz jasna wycofał się z tych szczeniackich zabaw. Wtedy dach opanowaliśmy my, na całe dwa lata.

Potem, jako prawie-dorośli zostawiliśmy te szczeniackie zabawy… ;)

Mirek nie miał już młodszego brata i dach nad fryzjerem stał się… bezpieczny.

Owszem, zdarzało się potem polewać kogoś... szampanem, ale już z innych okazji, niż Śmigus Dyngus.

Wróćmy jednak do dawnych czasów.

Zanim zajęliśmy bojowe stanowisko na dachu toczyliśmy walki wodne na podwórku.

Owszem, zdarzało się, że lano z kubłów, ale problem, jaki ciężko było rozpracować polegał na banalnym fakcie – zasięg wody z kubła jest niewielki, a na dodatek człowiek biegnący z kubłem jest wolniejszy od biegnącego bez takiego obciążenia.

Co prawda pojawiły się już pierwsze rzemieślnicze „pisanki na wodę”, do tej pory można je kupić w każdym hipermarkecie, ale zasięg ich był mizerny podobnie jak strużka wody.

I wtedy… pojawiła się wodna wunderwaffe. Nie pamiętam już, skąd wziął się pomysł. Ale faktem historycznym jest, że na podwórku byliśmy pierwsi.

Nasza broń pozwalała wywalić na odległość blisko 10 metrów prawie 3-4 litry wody w ciągu kilku sekund. Potraktowany tak przeciwnik był dokładnie mokry i za chwilę odwołany przez (najczęściej) babcię suszył się w domu.

A teraz opis naszej cudownej broni. Wystarczyło wziąć smoczek do butelki dla niemowlaka (w tamtych czasach trzeba było go uzdatniać wycinając małą dziurę), w szerszy koniec wsadzić zatyczkę do buteleczek z lekarstwami, mocno odrutować tak, aby się nie wysunął. A potem wystarczyło napełnić przez wyciętą dziurę. Oczywiście trzeba było uważać, by smoczek zwyczajnie nie pękł, ale bezpieczna objętość to było jakieś 3-5 litrów.

Potem wystarczyło już tylko nacelować i odsunąć palec… ;)

Uwaga. Taka broń była używana wyłącznie w podwórkowych walkach.

Śmigus Dyngus jednak dość mocno osiadł w naszej kulturze. Ba, trafił nawet do reklamy aparatu Minolta Dynax 9xi. Jak ktoś nie kojarzy – obecnie Minolta w wersji cyfrowej nazywana jest Sony α. Poza tym obiektywy pasują.

Minolta 9 (9xi) miał (i ma do tej pory) najszybszą działającą mechanicznie migawkę – 1/12000 sekundy.

Tymczasem już szybkość 1/4000 dawała możliwość sfotografowania kuli z pistoletu w locie!

Efekty więc były niewyobrażalne. Oto np. dało się zamrozić ruch tak, że woda wylewana z kubła wyglądała jak ciało stałe, kawałek lodu.

Dzisiaj już nikt się nawet nie zastanawia, ale w latach 1990-tych był to naprawdę wyjątkowy wyczyn. Teraz też.

Tak więc Śmigus Dyngus trafił do reklamy.

Tymczasem tradycja odchodzi w zapomnienie.

Jeszcze niektórzy, stanowiący żyjące wykopalisko czasów odległych „polewają” swoje znajome wysyłając sms-y o wielce mówiącej treści „chlip, chlap”, ale to już zabawa ludzi, których za chwilę nie będzie na świecie. ;)

Wchodzi nowe.

Internetowe. A tam by mówić o jakiejkolwiek tradycji jeszcze za wcześnie.

Dlatego w ten drugi dzień najważniejszych Świąt Roku Liturgicznego prośmy o… kubeł zimnej wody.

Może otrzeźwi, a może tylko przypomni?

 

11.04 2023

 

fot. materiały reklamowe f-ny Sony

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)