Poranek Władcy w Świecie Jutra.

Obrazek użytkownika brian
Idee

Xing Johan Aljeksijej von Koppenvduppen leniwie przeciągnął się w łożu. Nieco skopał kołdrę z puchu edredonów, popatrzył na odsłonięte pośladki jednej z sekretarek. Oficjalnie nie mógł jej nazwać żoną. Nawet w jego Siedzibie Usłużni mogli być informatorami któregoś z chwilowych Zarządców Departamentów. Każdy z nich starał się w jakiś sposób przypodobać Przewodniczącemu Unii Paneuroazjoamerykańskiej. Jednak wiedział że to może być tylko chwilowe.
Oficjalnie już dawno zakazał lektury Dzieł Wielkiego Lenina i opisów działań Wielkiego Stalina. Zniszczono wszystkie wpisy. Spalono nieliczne książki. Zresztą umiejętność czytania po Wielkim Zrównaniu stała się rzadkością. Komplet Dzieł znajdował się u niego w ukrytym sejfie. Zaś sam czasem zasięgał zawartych w nich Mądrości gdy któryś z Zarządców zbyt wzrastał na znaczeniu.
Spojrzał w lustro, na rumianej twarzy zaczął powstawać z wolna jej służbowy wyraz. Wolał go wyćwiczyć niż nosić elektrostymulator. Trzeba zaraz wyjść i pokazać się wyczekującym tłumom. Ale najpierw... osobiście nałożył warstwę pudru symulującego bladość. Taką jaka zdobiła te kilka milionów Roślinożernych zamieszkujących Unię.
Jeszcze pędzelek z delikatnym pudrem do sztucznego podkrążenia oczu.
Musiał się pokazać tłumom jeszcze przed śniadaniem by wyglądać na odpowiednio znękanego. Jak tłumy czekające na poranne Słowa. Celowo nie mówił przygotowany. Oczywiście ktoś mógłby mu podpowiedzieć Treść. Lecz zacięcia i nieporadność powinny być odpowiednio dozowane przed końcową genialną Konkluzją. A taką miał przygotowaną już od dziesięciodniowego  tygodnia.
Noo, można wyjść na balkon. Jeszcze założył ekologiczny worek dzienny. Osobiście nie znosił tej szmaty lecz nie powinien się wyróżniać od Wolnych Obywateli.
Powoli zbliżył się do pancernej szyby zasłaniającej balkon. Podniósł obie ręce, pozdrawiając przybyłych. Tłum ledwo trzymających się na nogach Roślinożerców zafalował i wydał akceptujący pomruk.
Zaklął w duchu(kur... znowu to depopulacyjne homopozdrowienie). Włączył system nagłaśniający. Powiedział wyćwiczonym słabym głosem: "cha wam w de".
Tłum zamruczał: cha nam w de. Za stosunki heteroseksualne surowo karano, jednak czasem przymykano oko. Ktoś przecież musiał przecież pracować na polach.
Powoli zaczął swe poranne Słowa.
Miałem sen! Oto śniło mi się że jestem w Matce Ziemi!
Tłum zamruczał z aprobatą.
I oto wyrwano mnie przemocą, chwytając za włosy. A okazały się one nacią. Byłem marchwią!
Tłum znów zamruczał i pokiwał się w miejscu.
Ktoś brutalny położył mnie na desce i zaczął równie  brutalnie ciąć. Czułem niewyobrażalny ból. Roślinożerni! Czy wiecie jak ciężko jest żyć i umierać dla Was marchwi??
Tłum zamarł w przerażeniu.
Dlatego zarządzam by w ciągu tygodnia wszystkie warzywa i rośliny jadalne przed spożyciem poddawać eutanazji. Odpowiednie środki otrzymacie w Centrach Rozdawnictwa.
Wiedział że owe"środki" były w istocie sporządzone ze zmielonego suszonego kału członków Komitetów Jedynej Partii.  Ale to miało tylko podkreślić ekologiczny charakter. Zaś w samych członkach Komitetów wzbudzić podświadome poczucie wyjątkowości.
Jeszcze raz popatrzył na powiewające szare flagi. Do niedawna były tęczowe lecz ekobarwniki dawno wypłowiały. A oficjalnie nie można było ich wymienić częściej niż raz na trzy ekolata.
Odwrócił się i powłócząc nogami wrócił do Szarego Korytarza. Osobiście zamknął Zewnętrzne Drzwi.  Jeszcze tylko poranny Obowiązek. Wszedł do niewielkiego pomieszczenia z bogato zdobionymi ścianami, wyposażeniem łazienkowym ze szczerego złota oraz szafirową posadzką.
Na ścianie wisiało wielkie lustro.
Stanął naprzeciw i już normalnym głosem wypowiedział Hasło: sześćset sześćdziesiąt sześć. Powtórzył je jeszcze dwukrotnie.
Lustro pociemniało. Pokazała się w nim przepiękna twarz Istoty.
Xing!
Tak jest Wasza Światłość?
Czy łyknęli jak zawsze?
Tak jest.
Bardzo dobrze.
O Panie mój Lucipheriusie, jakże słodko Ci służyć i być twym Namiestnikiem. Aż do szczęśliwego Spotkania.
No, no, bez tych, odezwała się Istota. A zresztą, wiesz, ten pomysł z marchewką niezły. Całe Piekło aż zaniosło się od śmiechu, póki nie zakazałem.
Tak jest Panie Mój.
No, to teraz na śniadanko, namiestniku. Pamiętaj, Depopulacja!
Depopulacja, powtórzył pożegnalne hasło. Lustro odzyskało zwykły wygląd.
Wyszedł. Zdjął oficjalny Strój. Nago wszedł do sypialni gdzie żona już jadła pieczone udka z kurczaka, przyniesione przez ich osobistą tajną kucharkę. Zaprzysiężoną i pracującą w równie tajnej farmie Zarządu.
Spojrzał na rysującą się krągłość brzucha żony. Tak, rządzący muszą mieć Potomków.
Zocha! Nie mogłaś poczekać aż zmyję puder??

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (8 głosów)