GDZIE KREML, TAM BERLIN...
Kazik Staszewski zawsze uchodził w polskim "szołbiznesie" za kogoś osobnego. I nie przypadkiem - w końcu wiele lat temu śpiewał o tym, że artyści to prostytutki. Faktycznie na tle sthurów, hołdysów, damięckich itp. wyglądał na gościa z innej bajki, kogoś z własnymi, ugruntowanymi, sensownymi poglądami. Cóż, realia polskiego życia często brutalnie weryfikują podobne oceny. Z czasem okazują się one naiwne, nietrafione, czy nawet nieprawdziwe. Co do Staszewskiego - od jakiegoś czasu jego antyesablishmentowe żądło mocno stępiało, czego wyraźnym świadectwem stały się regularne kontakty "nieprzejednanego kontestatora" z agorowymi mediami. Ale jak to często bywa, legendy nie unieważniają nawet najtwardsze fakty: Kazik pozostaje w przestrzeni publicznej wciąż tym samym brzydkim, niegrzecznym (choć już podstarzałym) chłopcem.
Kilka lat temu, o ile pamiętam, jeszcze za rządów peło, Kazik na jakichś mainstreamowych łamach raczył podzielić się swoimi geopolitycznymi przemyśleniami. Ich sens można streścić w następujący sposób: "jeżeli miałbym wybierać podległość od Ruska albo od Niemca, to z dwojga złego wybrałbym Niemca". Rzec by można esencja tuskowszczyzny, postkomunistyczna niewolnicza mentalność ubrana w europejski garniturek pseudoracjonalizmu. Dziś w obliczu zbrodni na Ukrainie i kuriozalnych starań Berlina, by w żaden sposób nie zaszkodzić kacapskim bandytom, rzekomy wybór pomiędzy "złym Ruskiem a lepszym Niemcem" historia uczyniła jeszcze bardziej żałosnym. Tylko ślepy nie zauważy dziś rosyjsko-niemieckiej wspólnoty: wspólnoty interesów, ale i czegoś gorszego - wspólnego genu imperialnego barbarzyństwa, nie liczącego się z niczym i z nikim. To nie jest żaden wybór, to tylko różnica stylu. Oczywiście jak zawsze na korzyść Niemców. Prezentują się lepiej, bardziej po europejsku.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 155 odsłon