Polish culture in clash of the civilization

Obrazek użytkownika np1
Blog

Odpowiedź o tytule " W sumie smutny obraz świata" na wpis do mojego poprzedniego blogu (tutaj) zmusiło mnie do dłuższej refleksji na temat ewolucji systemów kulturowych w odniesieniu do Polski i przypadkowo do pochylenia się nad rolą elity w tym procesie, jaki i innymi szczegółami dotyczącymi naszej przyszłości w wizji na jaką natrafiłem.   

Z reakcji czytelników na poniższy tekst i po przeczytaniu go "na świeżo" zauważam, że zawiera dużo skrótów myślowych i będzie musiał być prawdopodobnie przeredagowany, choć przyznam się nie za bardzo mam na to ochotę, jest tyle innych ciekawszych rzeczy do zrobienia...

 Polish culture in clash of the civilization  

Ten świat zawsze taki był - ambiwalentny -  i nie ma co z tego powodu się smucić - walka dobra ze złem - od zarania dziejów. Od niedawana nasze spojrzenie na szczęście pozbawiane jest wreszcie części ograniczających je wcześniej klapek - w prawdzie bardzo po woli, dla mnie: za wolno, ale jednak proces ten następuje - Gott sei dank!

Zakreślony w moim poprzednim blogu (tutaj) pesymistyczno-ironizujący obraz pokazuje jakże myśmy tylko zgnuśnieli intelektualnie w poprzednim systemie jako społeczeństwo i jest m. in. wynikiem genocidu elit z czasów Hitlera, Stalina i PRLu

W ewolucji systemów samoorganizujących się sieci "inteligentnych agentów" (cybernetyka) głównymi dwoma procesami dynamiki zmian są: "mutacja" - proces kreacji i "selekcja" - procesy "kreatywnego niszczenia" i to od nas zależy jak i w jakim stopniu zapanujemy i będziemy te procesy kształtować i dopuszczać do siebie. W dokładnie tym samym stopniu, szybkością, dynamiką zmian, będzie postępował nasz rozwój ale i także będą rosnąć "lokalne ryzyka" jako konsekwencje tych zmian. Jeśli jako grupa stworzymy Państwo jedne, solidarne, spoiwem może być kultura, wiara, - u lewicowców mogą to być systemy socjalne {ale oparte na wartościach i zaufaniu do elit dorastających do swojej roli}, u nas państwo oparte na tradycji, religii, własności, odpowiedzialności za siebie i rodzinę - to nie straszne będą nam nawet największe zawieruchy historyczne, cywilizacyjne czy nawet trendy globalizacyjne.

Kłopot z tym że państwo nasze - a w większym stopniu państwa zachodnie - popadają w kryzys wartości. Tu widzę główną rolę tego portalu. Wpływanie na rzeczywiste widzenie świata jakim jest i funkcji wartości jako zabezpieczenia przed występowaniem koniecznych zmian i ryzyk z nimi związanych w kształtowaniu jego przyszłości.

Ciekawe że społeczeństwa zachodnie - to w dużym stopniu społeczeństwa kulturowo i pod względem wartości mocno zdywersyfikowane, chętnie "wzbogacające" się {w określnych ramach} o nowe grupy i funkcjonalizujące się w różnoraki spsób. Np u nas rolę strażnika wartości pełnił długo i dalej to robi, aczkolwiek już powoli ustępując z pozycji monopolisty, Kościół Katolicki piastując dalej funkcję komunii/zjednoczenia się we wspólnotę wiernych. W społ. zachodnich funkcję te zostały w dużym stopniu rozdzielone. Kościół zajmuje się "tylko" wiarą i propagowaniem wartości chrześcijańskich ale "nie miesza" się do polityki - tzn miesza ale jego wpływ jest jednym z wielu i o wiele słabszy niż u nas. To prawdopodobnie jest właśnie wynik tej dywersyfikacji, dalej posuniętej funkcjonalizacji grup i ich bogactwa różnorodności. W Niemczech propagowaniem wartości zajmują się za pośrednictwem mediów i szkoły różne środowiska, istnieją także różne komisje etyki i grupy środowiskowe mocno podnoszące głos np gdy medialny pluralizm punktów widzenia miałby w wyniku fuzji dwóch dużych koncernów medialnych zostać uszczuplony.

Z Michalkiewicza:
"[..] jeszcze w latach 60-tych ubiegłego stulecia profesor Zbigniew Brzeziński ogłosił teorię konwergencji. Chodziło mu o to, że antagonistyczne supermocarstwa z jednej strony walczą ze sobą na śmierć i życie, ale z drugiej – coraz bardziej się do siebie upodabniają. I rzeczywiście – o ile wtedy wydawało się to niepodobieństwem, o tyle z dzisiejszej perspektywy teoria konwergencji wydaje się banalnym opisem rzeczywistości. [..]"

To oczywiste - różnorodność kultur jest przcież wynikiem ich geograficznego odosobnienia i nikłych kontaktów z sąsiadami. Zauważmy im te kontakty słabsze ty mniejsze wpływy z zewnątrz i kultura rozwija się spontanicznie w daleko bardziej szerszym zakresie. Porównując Europę i Afrykę - wzrost populacji demograficznej bliskiego wschodu z czasów przechodzenia ze społeczeństw nomadycznych na prowadzące osiadły tryb życia i powstawania pierwszych osad zajmujących się rolnictwem - nastąpiło postępujące do dziś zagęszczenie ludnościowe tamtych regionów i Europy. Ze wzrostem środków komunikacji, ich drożności i szybkości przekazu, Europa a dalej świat zaczął się "kurczyć" do rozmiarów "globalnej wioski" wraz z całymi "dobrodziejstwami tego inwentarza" tj z zanikiem kultur, języków, dialektów, państw plemiennych, ... aż po dzienne znikanie iluś tam tysięcy gatunków światowej fauny i flory. Nie ma co - ekspansja człowieka odciska na pewno swoje piętno także i w przyrodzie jeśli nawet nie w globalnym klimacie. Kurczą się systematycznie przestrzenie życiowe, biotopy wielu gatunków zwierząt stojących na krawędzi wyginięcia. Dalszy wzrost - regionalnie nawet eksplozja - ludności przy tych samych rozmiarach ziemi powoduje że kultury już sicierają się ze sobą walcząć o swoje granice i terytoria. Dochodzi do komunikacji, procesów selekcji i upadania niekonkurencyjnych systemów, kutlur, ideologii. Przez zagęszczenie procesów wymiany informacji - komunikację (internet) - konwergencja kulturowa przyśpiesza i staje się ekonomiczną koniecznością. Kanały telewizyjne z filmami o życiu w europie, usa i innych bogatych państwach oglądane w wioskach afrykańskich budzą pożądania i nadzieje na lepsze życie w tych bogatych krajach i wieńczą się z intensycjikacji ruchów emigracyjnych np z Afryki do Europy.
Konwergencja postępuje - a jej motorem jest ekonomia i obietnica wysokiego standardu życia. Ostatecznie - mimo trendów przeciwnych, radykalizujących i gloryfikujących własną kulturę i jej wartości, przypominających do złudzenia wchodzenie w fazę agonii obrazującą się wypuszczanie z siebie latorośli ekstremizmów własnego oryginału z ich charakterystycznymi fundamentalistycznymi rozgałęzieniami wersji niektórych religii, czujących nie bez racji śmiertelne zagrożenie własnego istnienia w dotychczasowej formie - mimo tych trendów moim zdaniem ostatecznie wygra ekonomia i "myślenie projekcjami marzeń" [cytat z O.dr.RM T.Rydzyka]. Zwycięży, bo "bliższa koszula ciału ...",a konserwowanie własnej kultury i związanych z nią wartości jest praco-, a przez to przede wszystkim także i, energożerne. W globalnej kulturze opartej o ekonomię i jej siłą równającą wszystko w dół z mocą walca drogowego światowej ekonomi, finansów, gospodarki i handlu, ekonomia znajduje podbija także procesy konwergencji i mieszania się istniejących jeszcze lokalnych kultur. Przemnaża je przez średnią ważonych mnogością populacji poszczególnych kultur i wplata w globalnie jednolitą - lokalnie ubarwioną różnorodnością różnych folklorów - papkę szarości globalnej kultury. Cocacolizacja, i tym podobne, świata będzie miała swoich przeciwników - jednostki raczej heroiczne, walczące już nie z lokalnymi ale z globalnymi wypływami, ponoszące koszta tej walki w postaci sztuki samoograniczania się do tego co wartościowe na niekorzyść konsumpcji - a więc siły ekonomicznej kraju. Z drugiej strony taka lokalna różnorodność, wypromowana przez elity do rangi tożsamości, stanowi niezły ekonomicznie magnez przyciągający turystów i niwelujący straty z rezygnacji członków tej społeczności z części ślepej konsumpcji na poczet świadomego szukania sensu życia nie w jego kryteriach ilościowych,intensywnych i ekstensywny ale jego jakości i w charaktarstycznych wartościach.
Z faktu istnienia i dojścia już do konkretnych rysujących się na horyzoncie rozwojowych fizycznych granic ziemi, rosnącej populacji oraz zanikania gatunków, wzrastającego zubożenia i wypierania fauny i flory z ich tradycyjnych biotopów, i ich znaczenia dla przetrwania wynikać może, że albo populacja znajdzie sposób na ograniczenie swojego wzrostu, co nie leży w jej naturze, o ile nie jest do tego wystarczająco zmuszona, albo lepszego wykorzystania, zagospodarowania już zagarniętego obszaru w celu nalezienia dróg koegzystencji człowiek i przyroda, albo dojdzie do bezpowrotnej utraty biodywersyfikacji którą człowiek będzie chciał zastąpić własnymi kreacjami. Ciężko przewidzieć na ile jesteśmy sprytni i na które procesy i strategie położymy większe akcenty. Koniec końców jak to w systemach cybernetycznych ustali się gdzieś równowaga wszystkich tych trendów z charakterystycznym dla niem poszukiwaniem minimum wydatków energetycznych i szukaniem związanych z nimi lokalnych punktów stabilności. O ile warunki zewnętrzne nie ulegną radykalnym zmianom powstanie w wyniku tych procesów globalny balans. Gdzie on będzie leżał zależy tylko od nas i od Boga.

Nasza rola jednak powinna rozprzestrzeniać się na obszar dbania o naszą tożsamość kulturową i związaną z nią liczebnością populacji która będzie ją niosła w celu zwiększania średniej ważonej uczestnictwa w kulturze globalnej. Oczywiście takie same cele mają inne społeczności i ich elity dobrze o tym wiedzą - cieszył bym się gdyby się mylił i nie wiedziały. Zakładając jednak szacunek dla naszych "wrogów" no powiedzmy konkurentów, pozostaje nam realizowanie obowiązku dbania o naszą liczebność wiedząc, że natrafimy na granice ze strony innych robiących dokładnie to samo. Wywiązująca się tutaj potrzeba znalezienia kompromisu i przeprowadzenia "sporów", pertraktacji i koncesji, w połączeniu z chęcią dbania o istnienie własnej kultury zobowiązuje nas do budowania wielorakiej siły naszego regionu, kraju będącej bazą przetargową i punktem wyjścia w wywalczanym kompromisie. Jak tu wykazałem pośrednio ewolucja i walki plemienne się nie skończyły lecz przeniosły w inną przestrzeń: ekonomii, wiedzy, kultury, mnogości populacji. Można powiedzieć że jakość walczy z ilością tj strategie typu "K" oparte na produkowaniu dużej ilości bez kładzenia nacisku na jakość konkurują ze strategiami typu bodajże - o ile pamiętam - "R" opartymi na jakości np wychowania, kultury, ... kosztem ich ilości. Zastanówmy się co nam bardziej odpowiada i gdzie powinien leżeć balans.

Z zachętą do refleksji i poszukiwań internetowych o strategiach ewolucyjnych, które gdzieś zasłyszałem, ale już nie pamiętam z nazwy i potrafię przypomieć sobie gdzie i które jak sobie przypomnę to podam źródła,

Matz

PS Z reakcji czytelników i po przeczytaniu go "na świeżo" zauważam, że zawiera dużo skrótów myślowych i będzie musiał być prawdopodobnie przeredagowany, choć przyznam się nie za bardzo mam na to ochotę, jest tyle innych ciekawszych rzeczy do zrobienia...

PS2 Właśnie oglądnąłem sobie na niemieckim kanale dokumentacyjnym i publicystycznym Phoenix wywiad z Prof. P. Kirchhoffem - swego czasu w 2005 desygnowanym ekspertem ds systemu podatkowego w gabinecie cieni Angeli Merkel, którego Schroeder określił populistycznie go ośmieszając "[jakimś tam .. /rzyis matz] profesorem z Heidelbergu". Wskazuje on na konieczność radykalnego uproszczenia b. skomplikowanego i otwierającego szerokie pola do jego obchodzenia, systemu podatkowego w Niemczech. W naszym kontekście najciekawsza staje się końcówka tego interview,  w której  napomina rodaków - może raczej ich elity - żeby tworzyły bardziej sprzyjające warunki dla silnej i liczną rodziny. Byłby to zwrot prawie o 180 w polityce i kulturze niemieckiej. Zachęcam osoby władające niemieckim do obejrzenia sobie za kilka dni tego wywiadu w archiwum na stronie (tutaj).

Brak głosów

Komentarze

Patrzajta ludziska, co z nami będzie ja się przestaniemy parzyć :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#43292

" [Harcerz, 16 styczeń, 2010 - 19:15]
Patrzajta ludziska, co z nami będzie ja się przestaniemy parzyć :)"

... albo zwróćmy się w kierunku lepszego wychowania dzieci ... / także tych które będą we wzrastających prądach immigracyjnych do nas narastająco przybywać, wychowując je w naszej kulturze jak własne. W końcu patrząc na to z pkt widzenia ekonomi wydatku energii, jest w tym duża oszczędność. Inwestycja w pracownika wysoko wykwalifikowanego jest b. droga, że jego czas "marnować" w zajęciach których efekty jest widoczny gdzieś tak dopiero po 25 latach - kiedy to młody człowiek po studiach zaczyna być "prodkuktywnym członkiem własnego społeczeństwa" - to może już lepiej "przejąć", zasymilować dzieci które już i tak istnieją, a których godzina pracy ich rodziców jest o wiele "tańsza"... Ot do czego prowadzi ekonomia - ale alternatywa - ucieczka od ekonomii - wydaje się być ze względu na presję globalizacji być jeszcze gorsza. Zaadoptuj się albo heroicznie giń - nawet za cenę radykalnej rezygnacji z wielu najważniejszych wartości własnej kultury.

... zwróćmy się w kierunku lepszego wychowania naszych dzieci tak by zwyciężały w lokalnej i globalnej konkurencji

Vote up!
0
Vote down!
0
#43369

czy ktoś rozumie co autor miał na myśli?

"Ostatecznie - mimo trendów przeciwnych, radykalizujących i gloryfikujących własną kulturę i jej wartości, przypominających do złudzenia wchodzenie w fazę agonii obrazującą się wypuszczanie z siebie latorośli ekstremizmów własnego oryginału z ich charakterystycznymi fundamentalistycznymi rozgałęzieniami wersji niektórych religii, czujących nie bez racji śmiertelne zagrożenie własnego istnienia w dotychczasowej formie".

Bo my ciemne ludzie z ciemnego Ciemnogrodu nie rozumiemy tak wyszukanego "naukowego" języka. A może raczej bełkotu?

oszołom z Ciemnogrodu

Vote up!
0
Vote down!
0

oszołom z Ciemnogrodu

#43318

Bo to coś o makro a może mikro kosmosie .
Coś na kształt zbioru wektorów w przestrzeni.
Równanko by się przydało z tych założeń poprawne dla tożsamości tensorowej .
Kumasz?

Vote up!
0
Vote down!
0
#43319

Przyznaję to za daleko idący i nieskładny dla odbiorcy obraz myślowy. Wynikła z mojego lenistwa, arogancji pisania raczej dla siebie niż dla innych i z prób werbalizowania własnych myśli układająych je w zrozumiały, jak widać tylko dla mnie, porządek oraz pewnie z późnej pory w której one za zwyczaj powstają - podyktowana potrzebą chwili wersja tymczasowa.

Próba szybkiego przeformułowania:

"Ostatecznie - mimo trendów przeciwnych, uciekających się do procesów radykalizowania i gloryfikacji własnej kultury, wynoszenia jej najbardziej charakterystycznych wartości do rangi religii, trendów które swoim charakterem przebiegiem i skalą intensywności przypominają do złudzenia początek agonii, widzianej jako powstawanie ekstremalnych form oryginału - jej ekstremizmów - z charakterystycznymi dla niej ewolucyjnymi "drzewkiem" rozgałęzień rozumianych jako kierunki powstawania różnych nowych wersji dawnego oryginału - "mutacji" - które przybierają formy różnych fundamentalizmów, które takze urastając do rangi religii i dalej, można widzieć jako jej -zanikającej kultury- ekstremalną formą obronną. Formę kultury, która odczuwając nie bez racji ostateczne zagrożenie własnego istnienia w dotychczasowej formie testuje nagminnie różnorakie strategiie adaptacji do nowo zaistniałych warunków - strategie, które wcześniej określiłem mianem "mutacji". Jednak mimo tych różnorakich trendów obronnych, moim zdaniem ostatecznie wygrają kryteria ekonomii - punkt największej entropii - i "myślenie projekcjami marzeń"...

Niestety zauważam że obraz jaki kreślę tym tekstem - szcególnie w końcówce jest dalej jeszcze ogromnym i niewpełnie opisanym skrótem myślowym, dla odbiorcy bardzo trudnym do zrozumienia - jak się mogę tylko domyślać -, więc w dalszej przyszłości będą go jeszcze musiał to gruntownie rozwinąć i uzupełnić .... Sorry

Vote up!
0
Vote down!
0
#43342

.

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
Paweł Tomczak

#43345

[quote=np1]globalny balans. Gdzie on będzie leżał zależy tylko od nas i od Boga.  Matz[/quote]

He, he, he - jeśli ten Bóg jest wszechwiedzący, to znał przyszłość tego "globalnego balansu" jeszcze przed stworzeniem Świata. I nic od nas nie zależy.

...A jeśli uważasz, że on nie jest wszechwiedzący, to strzeż się - utraciłeś bowiem Synu wiarę ...i czeka Cię potępienie wieczne...

.............

Nieźle Ci się kotłuje pod czachą - i bardzo dobrze, bo temat jest tego godny. Teraz poćwicz robienie akapitów i dzielenie tematu na części. Potem będzie łatwiej.

Wielcy pisarze tracili czasem pół dnia na właściwe postawienie przecinka...

Pozdrawiam Paweł Tomczak

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
Paweł Tomczak

#43344

Próbujesz Boga objąć ludzkim rozumem i adekwatną mu logiką.
Już tu występuje błąd. Nasza logika posiada granice, które ograniczają nasze zrozumienie świata. Załóżmy na przykład że rzeczywiście Bóg wszystko może - to może stworzyć kamień "którego nie będzie mógł podnieść" - no jak to przecież wszystko może to i może podnieść ten kamień - no ale jak może podnieść ten kamień to nie może stworzyć takiego którego by nie mógł podnieść.... w
W naszej logice można dokonując założenia dojść więc do paradoksów, które pośrednio wskazują że "założenie jest fałszywe" - chyba że ... chyba ze właśnie założymy iż to nie tylko założenie ale i nasza logika posiada granice po przekroczeniu których zawodzi. Paradoksy były by przy takim założeniu dowodami na ograniczenia tej logiki i wskazywały że na jej bazie nie należy oceniać coś, co wykracza poza nią - np Boga. Że nasza logika, intuicja itp jest ograniczona i wyrasta z doświadczeń życiowych oraz charakterystycznych cech samoorganizującej się sieci neuronalnej - mózgu - przekonują próby wyjścia poza bezpośredni zakres tego doświadczenia - np w mikroświecie. Mechanika kwantowa często pokazuje nam nasze granice intuicji i logiki ciągle je przesuwając dalej. Matematyka pomaga nam zaglądać nieco poza dotychczasowe granice sięgając po statystyczne metody aby za bazie obserwacji pośrednich podejmować próby rekonstrukcji tego co leży za wielką kurtyną i granicami logiki. Rozwijając matematykę przesuwamy granice poznawcze, ale zawsze będą istniały obszary które się jej uchylają a z nimi np modele myślowe które prowadzą do paradoksu.

Podobnie jest z deterministycznym widzeniem świata, czy z "wszechwiedzącym" czy "wszechmogącym" Bogiem. Sens tych określeń leży poza horyzontem naszych możliwości, lub nie istnieje albo są one nie prawdziwe. Która z tych możliwości zachodzi - twierdzenie Goedla przypomina i udowania że nasza logika potrafi wyprodukować stwierdzenia które nigdy, używając dotychczasowej logiki, nie będziemy mogli ani udowodnić ani obalić. Pozostaje nam wymyślać nową lepszą matematykę i logikę, jadnak i te zawsze będą miały jakieś granice - a z nimi obszary uchylające się naszym próbom ich kolonizowania jakimś sensem.

Dla wielu matematyków - obszar ten zarezerwował dala siebie Bóg. Czy on istnieje czy nie - jak widać z racji posiadania naszych granic poznawczych - zawsze pozostanie sprawą "ślepej" wiary: albo akceptujesz że poza granicami naszego poznania ma swoją główną siedzibę albo nie. Nigdy nie będzie można tego ani udowodnić ani obalić, ba - do póki istnieją jakiekolwiek granice poznawcze ten stan "nigdy" się nie zmieni. "Nigdy, nie pisz nigdy" - w tym wypadku "nigdy" ma swój matematyczny dowód, a dokłaniej "nigdy" w zakresie matematyki jaką znamy - posiadającej także swoje granice udowadniające tezę wstępną.

Każdy może sam więc zdecydować czy poza granicami nauki Bóg może swą główną kwaterę, się tam ukrył i obserwuje nas, czy po prostu nie istnieje. Jakiekolwiek stanowisko by nie zajął nauka matematycznie jednoznazcnie udowadnia, że nigdy nie będzie mogła mu udowodnić czy się myli czy myśli poprawnie.

"Nauka jest piękna bo zna swoje granice"

Nie trzeba więc tracić wiary w Boga - a spór między nauką a religią można sopkojnie traktować jako instrumentalizowanie nauki i religi do polityki, propagadny i innych ...

Vote up!
0
Vote down!
0
#43367

[quote=np1]Próbujesz Boga objąć ludzkim rozumem i adekwatną mu logiką. Już tu występuje błąd. Nasza logika posiada granice. [/quote]

A niby skąd taka pewność. Czarownicy wszystkich wierzeń takim gadaniem degenerują swoich wiernych od tysięcy lat. ...A małpoludzki rozum pokonuje kolejne bariery wiedzy i nieustannie pokazuje, że wiary są fałszywe, a obraz i podobieństwo boże śmierdzi, jeśli się nie umyje.

[quote=np1] Rozwijając matematykę przesuwamy granice poznawcze[/quote]

Bóg Ci zapłać... i tak trzymaj.

[quote=np1]Czy on istnieje czy nie (...)zawsze pozostanie sprawą "ślepej" wiary[/quote]

...No... niech Ci ta bozia w dzieciach wynagrodzi! Jesteś egzemplarzem gatunku należącym do liniii rozwojowej!

[quote=np1] Nie trzeba więc tracić wiary w Boga - a spór między nauką a religią można sopkojnie traktować jako instrumentalizowanie nauki i religi do polityki, propagadny i innych ...[/quote]

Trzeba wiary pozostawić dla okaleczonych nimi umysłowo w stopniu beznadziejnym oraz nieukawym leniuchom.

Ale ludzi jeszcze nie okaleczonych tak bardzo, zwłaszcza dzieci, trzeba chronić przed kościelnymi czarownikami-pasożytami, blokujących ich rozwój w kierunku pełnego człowieczeństwa.

Pełny człowiek to świadomy swej historii potomek małpiszona, który tylko swoim wysiłkiem wyszedł na ludzi.

Pozdrawiam Paweł Tomczak

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam
Paweł Tomczak

#43370

Użytkownik www.ddd.xt.pl, napisał:

Trzeba wiary pozostawić dla okaleczonych nimi umysłowo w stopniu beznadziejnym oraz nieukawym leniuchom.

Ale ludzi jeszcze nie okaleczonych tak bardzo, zwłaszcza dzieci, trzeba chronić przed kościelnymi czarownikami-pasożytami, blokujących ich rozwój w kierunku pełnego człowieczeństwa.

 Jak widać jest tu tak dużo "negatywnych plusów ujemnych", że nie wiem od czego zacząć. Może od tego że narzucasz język dyskusji - ale ja też w jakiś sposób to robię więc mniejsza o to.

Demonizujesz !

Dalej: Monopolizujesz definicję tego czym jest "człowieczeństwo" i "rozwój". Zawężając je do tej jego wer wyznawanego przez Ciebie sensu, kolonizując ten teren kategoriami wyłącznie takimi jakie uznajesz. To troszeczkę tak, jakbyśmy - ludzie -  nigdy nie mogli się mylić i nie posiadali żadnych granic swojej wiedzy.

Określam to Pychą i arogancją (prawdopodobnie niepełnej, nieprzekroczonej wg mnie koniecznej "masie krytycznej")  wiedzy - bo przecież "im więcej wiem, tym więcej wiem także, jak bardzo niewiele wiem" lub bardziej kryptycznie i w wersji oryginalnej: "wiem, że nic nie wiem".

Jest to dla mnie wynik zbytniej pewności siebie rozumianej jako doświadczenie wyniesione z naszego systemu edukacyjnego, gdzie osoba inteligentna była często "ścinana" i alienowana, jednak z racji sowiej inteligencji i tak piastowała długo i często pozycję intelektualnej wyższości siebie ucząc się przy tym,  że chyba już zawsze - do tej pory to się potwierdzało - ma i będzie miała rację, że jest takie "prawo naturalne", a nawet jeśli jej nie ma to i tak "nikt nie zauważy różnicy" więc może się zachowywać tak jakby ją na prawdę miała, bo nikt nie pociągnie jej za to (i na tym słowie postawię akcent: ) bezpośrednio do odpowiedzialności.

Brak było w jej otoczeniu osób równych jej inteligencji, które by przejęły funkcję lustra, w którym można było by się przejrzeć wraz z całym pozytywnym i nazwijmy to "mniej pozytywnym" dobytkiem inwentarza. Długo - bez doświadczania granic własnego intelektu, wchodzi w irracjonalne aroganckie i jakże pyszne przekonanie, że one prawdopodobnie nie istnieją, albo leżą bardzo daleko, przynajmniej relatywnie o wiele dalej niż te - interlokutora. Może mu, więc z sukcesem "z grubsza", przemycić różne półprawdy, a on tego i tak nie zauważy. Nawet jeśli, to zrobi, to zabraknie mu zaplecza argumentów, warsztatu retoryki, i technologi przekonania o pełnoprawności racji, których jest posiadaczem. Wykorzystuje jej deficyty przeciwko niej samej. 

Tak przy okacji: socjotechnika nazywania czarnego białym i białego czarnym, którą np kanclerz Schroeder przesadnie propagandowo zastosował np w swoim określeniu Putina jako "Lupenreiner Dmokrat"/Demokrata - czysty jak łza i w ogóle przywędrowała o ile sobie dobrze przypominam z cywilizacji mongolskiej podbijając Rosję i później krąg kulturowy, stojący pod wpływem Rosji sowjeckiej. Na zachodzie rozumiana jako odmiana Machiawellizmu. Wg mnie jej korzenie można upatrywać w kulturze państw środka("Sztuka prowadzenia wojen" Sun Tse/ popatrz na sam koniec)

Machiawellizm w politce to chleb powszedni, i element Wysokej Sztuki Dyplomacji. Jednak jego "socjotechnizacja" i rosnąca rola pijaru nadaje mu nowoą jakość określanią oddzielnie jako mediokratyzację polityki.

W państwach zachodnich przyjmuje o ile w ogóle można go zauważyć wyrafinowane formy podciągane w nieco lepiej mi znanym niemieckim życiu politycznym pod nazwą "Realpolitik" / polityka realna. Chociaż już od rewolucji Francuskiej nie jest w polityce niczym nowym to jednak przybrał on tak wyrafinowane formy, że normalna osoba nie zajmująca się intensywniej życiem politycznym nie odczuwa jego istnienia, lub określa go wyrazem który niewiele mówi i odbierany jest jako coś nieszkodliwego jak np wspomina "polityka realna". 

Spotkałem się z interpretacją, że jest on charakterystycznym wyznacznikiem cywilizacji w jakiej żyjemy i znajduje korzyści swojego zastosowania w utrzymaniu pozycji przewagi politycznej i  technologicznej nad, emancypującymi się państwami w globalizująceym się świecie i łagodzeniu dynamiki zmieniającej się fundamentalnie geometrii globalnej geopolityki. Na ile to się pokrywa z rzeczywistością ? To wykracza poza moje obserwacje, mogę jednak w tym kontekście wspomnieć  o ciekawych kontrastach. Wg Jean Zigler - byłego doradcy UNO w spawach monitoringu osiągania tego co znam na razie pod niemiecką nazwą "Mileniumziele" (światowa redukcja ubóstwa, głodu, lepszy dostęp do wody ...), światowa produkcja żywności osiąga obiętość, którą można by dziś wyżywić 12 mld ludzi - ok dwa razy tyle ile aktualnie żyje - jednocześnie co 6 sekund na świecie umiera z głodu jedno dziecko! "My mamy kłopot ze sprawiedliwym rozdziałem wytwarzanego na świecie bogactwa" brzmiał jego komentarz w niemieckiej TV dokumentacyjnej Phoenix (powstałej w koopreracji  z ZDF, ARD) w wywaidzie z serii  "Im Dialog", dalej określając systm światowej gospodarki przymiotnikiem "kanibalistyczny" przypominając, że 500 największych światowych koncernów kontroluje 52% światowego PKB. Można mniemać że wyrafinowany makiawelizm pozwala te liczby zepchnąć poza mainstream tematów którymi zajmują się media chowając własny wkład i uczestnictwo  w nieprzyjemnych strukturach przed własnymi wyborcami. Niektórzy m.in na tej podstawie twierdzą, że bogactwo zachodu ma swój fundament w biedzie krajów trzeciego świata, a różnice w tych poziomach są ważniejszą "kartą przetargową w pokerze globalnej polityki". 

 

Machiawellizm w EU się krótko odsłonił częśc swojgo oblicza w czasie słynnej w kręgach prawicowych i o wiele mniej nieznanej w lewicowych afery związanej z określanym przymiotnikiem "trockistowske" zachowaniem europosłów: Poeteringa, Conbendita & co w czasie ich "wizyty" u Wacława Klausa 09.12.2009 oraz okolicznościami związanymi najpierw z próbą wpraowadzanie "od góry" tzw Konstytucji Europejskiej, a póżniej Traktatu z Lizbony i ujawnia się zewnętrznie w fakcie przeprowadzenia "powtórki" - niektórzy drwią "poprawki" referendum w Irlandii.  W PL ma on "jeszcze" oblicze o wiele bardziej prymitywne, przechodzące w jawną arogancję władzy, już nawet nie kryjące się za dyplomacją i wyrafinowanym językiem retoryki i wpada w formę jawnych kłamstw, krętactw, mataaczenia, chamstwa, choć prawdą może być że to tak specjalnie - że to tzw "Biesowanie" polskiej sceny politycznej, zamierzona gra o celu zniechęcenie wielu wartościowych jednostek, grup, warstw społecznych do polityki, obrzydzenie jej, a nawet gra na "strach". Po tym jak chyba już 12 róźnych świadków "popełniło samobójstwa" w monitorowanych 24h/24h celach więziennych, rzecznikach prasoeyc 

 

 

U nas  kolejny znak ponad 40 letniej spuścizny PRLu i wcześniejszych okrucieństw na tkance naszych elit intelektualnnych, którą wielu wszyscy żeśmy tak przesiąkli, że nawet nie potrafimy okazać szacunku naszuemu oponentowi - ba, zainteresować się, czy choćby przynajmniej do końca wysłuchać na jakich przesłankach, faktach i argumentach oparł on swój model świata - nawet jeśli się z nim nie zgadzamy, a pojęcie, jak wygląda jego logika rozumowania, budujemy na powszechnych - już często nie tak naukowych - opiniach przyjmowanych zbyt długo i zbyt bezkrytycznie od "zaufanego" otoczenia, autorytetów moralnych, z mediów, które je wykreowały, w procesie socjalizacji i w wieku adolescencji.

Wiele z tego, co przekracza pewien, przez nas jeszcze akceptwoalny, dystans poznawczy, czego do końca nie znamy, ale już nie tylko na pierwszy rzut oka wydaje się być pejoratywne, wiele z tego co, co lepsze od nas "autorytety" krytykują, jest także i przez naz bardzej na zasadzie kredytu zaufania do nich niż do włsnego rozumu, negowane, a  argumenty "uznanych i zatwierdzonych wzorców do naśladowania" pod ich wpływem "niezależnie" i bez za głębokich weryfikacji, przejmowane. Dlatego nie mamy świadomości, że tak postępując, być może zabieramy sobie szansę do krytycznego i samodzielnego myślenia, i nie czujemy do którego momentu jeszcze nie, a od którego dajemy się już instrumentalizować jako figury na szachownicy gier startegicznych różnych grup interesu zagnieżdżonych o jednen poziomie wyżej niż ten, do którego potrafimy dotrzeć na bazie dostępnych nam informacji.

Przyjmując bezwiednie rolę tzw multiplikatora "jedynych i niepodważalnych: prawd" - jakże pięknych i przekonywujących, jakże logicznie zbudowanych i w ramach przyjętych założeń konsystentnych, modeli, poglądów, doktryn czy nawet mód kulturowych i cywilizacyjnych - zasłyszanych gdzieś w drodze do dorosłości i odowiedzialności, dajemy się bez naszej zgody wtłoczyć w rolę tzw "pożytecznego idioty" transportując je do otoczenia, uautentyczniając naszymi emocjami i mutiplikując przez ilość osób znajdujących się w w promieniu naszego wpływu.

W końcu nasze autorytety nie mogą się mylić ! Podobnie jak nasze otoczenie. Przecież jakby się myliło, to już dawno wyszło na jaw - kłamstwa mają przecież krótkie nogi. A nawet jeśli się mylą - te autorytety - to i nie jest do końca tak, jak to do czego jesteśmy przekonani, to w zasadzie nie ma to większego znaczenia bo nikt nie pociągnie nas za to do odpowiedzialności - no może niektórzy ale to przecież garstka oszołomów którzy nic nie znaczą, których żeby się ta "plaga" nie rozrastała - należy tępić - tak werbalnie jak i odcinając im zaplecze, "zwłaszcza dzieci, trzeba chronić przed kościelnymi czarownikami-pasożytami, blokujących ich rozwój w kierunku [oczywiście jekże szczytnego] pełnego człowieczeństwa.", o którym oczywiście każdy z nas powinien mieć dokładnie taki sam oraz - tak aby nie było kłutni. Czyż to nie przypomina nam czegoś? Monopol jedynej prawdziwej prawdy, jedynej Partii, która się nigdy nie myli. My?- to przecież "inni" się mylą, a "my", a my mówimy tylko prawdę.  

 W końcu nasze autorytety nie mogą się mylić ! A jeśli już to w zasadzie tylko w tym zakresie gdzie nie ma to "najmniejszego znaczenia" dla wyznawanych przez nich "jedynych i niepodważalnych" modeli świata, i nawet jeśli nie do końca nie mówią nam prawdy to "przecież" wiedzą, co robią i na pewno jest to także w naszym interesie!

No dobrze nawet jeśli się te nasze autorytety czasami mylą, to przecież w zasadzie tylko w tam, gdzie nie ma to "najmniejszego znaczenia" dla wyznawanych przez nich "jedynych i niepodważalnych" modeli świata, i nawet jeśli nie do końca zawsze nie mówią nam prawdę - to przecież normalne -  to "z grubsza" wiedzą, co robią i  jest to także w naszym interesie, ale nawet jeśli nie - to jest nas więcej i dlatego mamy rację, a jeśli nie mamy to sobie ją weźmiemy na tak długi czas bo jesteśmy w przewadze i na tyle silni, "żeby żyło się lepiej" przynajmniej naszej grupie.

Krótkowzroczność występująca z pozycji siły niczym się w sowim działaniu nie odróżnia od arogancji władzy. 

Cementowanie pozycji władzy staje się celem głównym, polaryzjuące społeczeństwo nagminne i demostracyjne demonizowanie przeciwnika, cynizm, drwina, ironia, werbalna, nienawiść do oponenta  - wyniesionym z otoczenia językiem dyskusji, konformizm, oportunizm i konjunktruralnośc  - sposobem na życie, agresja polityczna, propagandowa, ekonomiczna - sposobem na przeciwnika.

Chętnie więc rozdajemy etykietki  a la "nieukawe leniuchy", "wiary trzeba pozostawić dla okaleczonych nimi umysłowo w stopniu bezadziejnym", ludzie jeszcze nie okaleczeni tak bardzo, zwłaszcza dzieci, trzeba chronić przed kościelnymi czarownikami-pasożytami, blokujących ich rozwój w kierunku oczywiście jekże szczytnego pełnego człowieczeństwa. o którym oczywiście każdy z nas powinien mieć dokładnie taki sam oraz - tak aby nie było kłutni.

Ok dość tego dekonstoowania. Teraz nieco w innym tonie:

W funkcjonalizującym się społeczeństwie, gdzie każdy dokonując kolejnych życiowych wyborów i z innych mniej od niego zależnych przyczyn, zajmuje jakąś rolę/funkcję w grupie, system jako całość funkcjonuje tym sprawniej im [upraszczając] mniej w nim sprzeczności i nieefektywnych struktur np redundancji - powieleń danej funkcji w różnych miejscach, podsystemach. Takie powielenia są kosztowne energetycznie i zużywają "niepotrzebnie" ograniczone zasoby systemu. Im ich mniej tym lepiej - za mało jednak też nie jest dobrze, bo m.in. w celu ewoluowania podsystemów w kierunku szukania lepszych rozwiązań wystąpować muszą procesy konkurencji - te są możliwe gdy istnieje więcej niż jedna strona stająca na starcie do wyścigu.

Nadmierne redundancje są charakterystyczne w systemach które mają być wysoko niezawodne - np w samolotach aż 5 niezależnie od siebie działających i na wzajem się sprawdzających komputerów, realizuje lub wspiera bezpieczeństwo lotu.

W systemach społecznych, jeśli np ludzie nie wierzą swoim mediom, aby mimo to coś wiedzieć, są zmuszeni sięgać do bardzo wielu źródeł, je porównywać ze sobą, weryfikować, wyciągać wnioski, by bazie zdobytej wiedzy i doświadczeń logicznie rekonstruując co tak na prawdę zaszło, dojść do sedna sprawy. Jeśli społeczeństwo jest podzielone i elity jeszcze walczą ze sobą o najlepsze miejsca w hierarchii to robią to kosztem właśnie sobie podległych struktur, przedkładając interes własny nad ten swoich wyborców, pracowników.... czyli nad interes grupowy czy społeczny.

Z czasem część tego społeczeństwa - ta bardziej wykształcona, inteligentna, wcześniej - to zauważa i zaczyna tracić zaufanie. Nie ufając zwierzchnikom musi zdać się na siebie i na bliskich, którym jeszcze ufa organizując od oddolnie zaczątki nowe przyszłych struktur - alternatywnych do istniejących. Jeśli jakaś funkcja przez podsystem jest mniej sprawnie realizowana niż to możliwe - wcześniej czy późnij, przy założeniu pewnej swobody samoorganizowania się, powstanie struktura konkurencyjna wypierająca tę mniej efektywną.

Powstają równolegle, są więc energo- i zasobożerne (zasoby: pieniądze, surowce, czas, ludzie, wiedza, inteligencja, doświadczenie ...) redundancje. Powielone struktury konkurując ze sobą wyłaniają najlepsze z siebie - wszystko dzieje się szybciej o ile z zewnątrz nikt nie będzie się wtrącał, niszczył np te najdalej już posunięte we własnej krystalizacji podsystemy, itp - ogólnie: o ile nie będzie zmieniał warunki brzegowe/zewnętrzne systemu.

Brak zaufania - i kryzys wartości, w ogóle - może jednak być tak wielki, że systemowi zabraknie energii i zasobów na przeprowadzenie tego procesu ewolucji i znalezienie najlepszych, konkurencyjnych do aktualnych rozwiązań i form samoorganizacji.

Tu z pomocą może przyjść np religia - właśnie jako ten specjalista od "czasów" gdy występowały wielkie braki, bieda, niedomagania, czasy zawieruch i głodu. Właśnie wtedy ona powstawał i była odpowiedzią na takie warunki, była siłą łączącą populację w walce z przeciwnościami.

Zacznijmy doceniać naszą religię i jej funkcje w społeczeństwie - nawet jeśli sami nie wierzymy, bo to najmniej istotne w danym momencie czy postępujemy z korzystny dla społeczeństwa sposób, bo wierzymy w Boga czy z innych "inteligentniejszych" pobudek. Liczy się tylko skuteczność i dobry wynik.

Religia - w sowjej najlepszej roli - odtwarza, konserwuje i propaguje, egzystencjalnie ważne dla społeczeństawa wartości: uczciwość, odpowiedzialność, solidarność społeczna, "równanie w górę", uczciwa konkurencja, fair play, kooperacja, kreatywność, podmiotowość i tożsamość indywidualna, grupowa, regionalna i narodowa. I ROBI TO TANIM KOSZTEM!, bo nie wymaga długich, czasochłonnych dyskusji lecz opiera się a "ślepej" wierze. Między innymi właśnie dlatego może być nośnikiem efektywnego działania i siły kraju.

Ciekawe są porównania do znanego mi dość dobrze społeczeństwa niemieckiego. Tu też występuje w pewnych warstwach szeroka wiara w to, że "Ci na górze" dobrze nami pokierują - więc "ja" mogę się spokojnie zająć tym, co do mnie należy, a wszystko inne oddelegować w obce ręce tych, dla których właśnie te zadania są ich chlebem powszednim, z którego żyją i pewnie dlatego się na tym o wiele lepiej znają niż ja. Postępująca wiara w sprawność funkcjonowania maszynki niemieckiej - dobrze oliwionej codzienną polityką przez jej specjalistów = business as usual. Dzięki temu zaufaniu, że elity staną na wysokości zadania i zatroszczą sie także o "moje" interesy - w głównej trosce oczywiście o swoje i nie toletrującym żadnych wpadek i podknięć aktywnym społeczeństwie obywatelskim na które składa się głównie wyszcza klasa średnia - umożliwa jest w ogóle tak daleka funkcjonalizacja społeczeństwa, wykształcanie coraz to dalej rozczłonkowujących strukturalnie społeczeństwo niemieckie nowych specjalizacji, grup zawodowych, subkultur, funkcjonalizujących i ekonomizujących prawie każdy potencjał, który stanowi obietnicę dochodu. Postępująca funkcjonalizacja społeczaństwa wymaga zaufania i innych wartości, które tu przekazuje głównie środowisko, w najniższych warstwach - jak i u nasz- Telewizja, w tych najwyższych: wysoka kultura, wykształcenie, rodzina, własna "sitwa" do której się należy, "odpowiednie otoczenie".

Oczywiście nośnikiem wartości mogą być inne - "lepsze", "lepiej się do tego nadające" "bardziej inteligentne"- instytucje: szkoła, kultura, tradycja, literatura, wszechstronne humanistyczne wykształcenie ... Są to jednak podsystemy może i lepsze, bardzo kosztowne. W swoim najlepszym wydaniu obsługiwane są przez ludzi o b. wysokiej etyce, wiedzy, doświadczeniu i horyzontach.

Tych ludzie zaliczam także do "zasobów" (ressourcen), których na razie nie mamy, a których wypracowanie jest równie niesłychani kosztowne. Jest luksusem na którego nas na razie nie stać. NIe mniej kosztowne jak ich utrzymanie. Ci z nich co chcą być niezależni od ekipy rządzącej, swoim posiadanym potencjałem stanowią zagrożenie. Dlatego rządy oparte na "dyktaturze ciemniaków" równają wszystko dookoła w dół, na przykład doprowadzają do pauperyzacji moralnej i finansowej systemu szkolnictwa - szczególnie tego wyższego humanistycznego, walczą z tradycjami, z rodziną i Kościołem.

"Inteligentniejsze" instytucje propagujące wartości, są luksusem i jeszcze za drogie aby było nas na nie stać w takiej ilości jaką potrzebujemy! Tu musi być przekroczona określona masa krytyczna, do której nam jeszcze daleko.

Są one dlatego drogie, bo najlepsi stawiają "najlepsze" warunki, żądają odpowiednie pensje, infrastrukturę pracy, życia, zabezpieczeń socjalnych, tak aby mogli sie już tylko zająć tym co jest ich profesją i być jeszcze lepsi od innych, itp. - z których to dóbr, bez jakiejś szczytnej pobudki, nie są w stanie zrezygnować.

Takie pobudki może np dostarczać religia i jej instytucjonalizowana forma nazywana w odniesieniu do KK "Mistycznym Ciałem Chrystusa" czyli wspólnota nie tylko duchownych - jak to w powszechnym mniemaniu jest rozumiany Kościół - ale wspólnota ("kommunia" - od o ile wiem communio=razem,w zjednoczeniu) duchownych i wiernych.

Te efekty z zakresu psychologii społecznej, są bardzo ważne - dużo ważniejsze, niż się to na pierwszy rzut oka wydaje i wydaje mi się, że jeszcze nie znalazły właściwej pozycji w autentycznym dyskursie społecznym - jeśli takowy jest o ogóle prowadzony - i w hierarchii ważnych dla Polaków tematów, ważnych dziedzin wiedzy z punktu widzenia szukania swojego miejsca w Europie, wśród świata intelektualistów naszego kraju.

Taką wyższą pobudka mogą dawać także wartości humanistyczne - niestety których wypracowanie i propagowanie z kolei znowu jest bardzo drogie (książki, szkoły, nauczyciele, infrastruktura ...), a środki mamy ograniczone.

Inne źródła wartości to tradycja i patriotyzm. I z jednym i z drugim prowadzi aktualnie zaciętą wojnę. Z jakich powodów, dlaczego i kto to robi nie będę się teraz rozwodził a wskaże na ciekawe porady autora Sun Tse/popatrz na koniec.

Osoby propagujące wartości, nauczyciele, idealiści, co lepsi dojący dobry przykład księża w naszych warunkach muszą raczej wręcz popadać w heroizm miłości do ojczyzny, miłości do bliźniego tak dużo od nich wymagający, że może on już mieć wg mnie jedynie swoje główne źródło tylko w wierze i w religii. Spróbuję to rozwinąć i uzasadnić. Do takiego poświęcenia dla innych nie są zdolni intelektualiści bo paradoksalnie "za dużo wiedzą". Posiadają także wiedzę o sowiej wartości dla społeczeństwa i dlatego wysoko siebie cenią. Tak wysoko że ciężko im "marnować taki potencjał" zwłaszcza że to chodzi o ich życie. Własna wysoka wycena swojej wartości leży w koliduje z aż tak daleko rozumianym heroizmem. Bez wiary w jakąś wyższą rację rezygnują z tego poświęcenia. Pycha prowadzi do egoizmu a ten do postępowania wg regół ekonomii własnego działania. Szukają kompromisów i układają się z systemem - w co lepszym wypadku: "w oczekiwaniu" na masę krytyzcną.

Prawda i Wartości b. dużo kosztują, czasami nawet życie - dlatego nie każdego na nie stać. Takim osobom brakuje właśnie ślepej wiary w sens swojego wysiłku - na przykład na bazie - w takim kontekście łatwiejszego do zaakceptowania - przekonania, że nagroda przyjdzie już na tamtym świecie, a nie tym.

Nieliczne wyjątki potwerdzają regółę, lub kończą się formą eskapizmu, ucieczki w używki lub suicydem.Tylko niewielka ilość humanistów, idealistów, jest zdolna do tak dalekich poświęceń do jakich zdolni są wierni.

Przykład - można by je mnożyć, weźmy ten najbliższy: "moherowe berety" - już sama nazwa przypomina formacją komandosów o nieco innym kolorze nakrycia głowy. W imię patriotyzmu i miłości do ojczyzny - znanej starszym generacjom lepiej niż młodszym (patrz na koniec - Sun Tse) - powstają dzieła które normalnie "wśród inteligentów" by nie miały racji bytu. "Po owocach ich poznacie" przypomina O. dr dr T.Rydzyk i "alleluja i do przodu" zagrzewając tłumy do mikroheroizmów tak bardzo krytykowanych przez oponentów zdaniami typu "Rydzyk wykożystje biedne starowinki do ...".

A ja myślę, że należy docenić comiensięczny heroizm licznego grona nie tylko babć i dziadków jak pokazała statystyczna analiza podpisów pod Listem "Przestańcie szkodzić Polsce" Prof Brody i Kap. Sulatyckiego, ogłoszonym tylko w tych mediach i przemilczanym kompletnie przez pozostałe - liczące się.

Oczywiście ślepa wiara,jest narzędziem, które w ręku dyktatora może prowadzić do holokaustu.

Właśnie ta jej siła i efektywność, przy niskich nakładach energii i zasobów b. duży efekt końcowy pokazuje siłę strategii opartych na kooperacji, a dla rządzących staje albo albo błogosławieństwem, albo wyzwaniem, niebezpieczna i w tym momencie należy z taką formą religii walczyć.

Ze względu na jej niebezpieczeństwo zachodzi konieczność jej cuglowania, chyba że znajdzie się ktoś, kto potrafi ten potencjał, tę gotowość do najwyższych poświęceń, ten heroizm pokierować tam gdzie przynosi on najwięcej korzyści dla kraju. Tu uwidacznia się rola elity.

Ciekawy w tym kontekście staje się Kalwinizm którego jedno z haseł programowych mówi, [w uproszczeniu] że Bóg najlepiej sprzyja, błogosławi temu komu się najlepiej powodzi.

Inny aspekt heroizmu i związanej z nim niebezpiecznej gotowości poświącania własnego życia ma swój związek z terroryzmem w którym osoba w ekstremalny sposób poświęca życie dla kraju i walki o wiarę. Nadmiernie stosowany może doprowadzić do wyniszczenia tkanki narodu i dlatego wymaga jej "uzupełnienia". Średnia ilość dzieci w Palestyńskiej rodzinie wynosi o ile mi wiadomo 8,1, a 62% całego społeczeństwa nie przekroczyło 30 roku życia.

Wiara może więc być instrumentem władzy, prowadzenia wojen, polityki, czy demografii.

Zakazanie religii jest jak pokazuje historia nie do wykonania bo powstająca o niej próżnia jest egzystencjalnie nie do wytrzymania. Jeśli ktoś z nią chce walczyć musi dostarczyć atrakcyjnej alternatywy, musi tę próżnie czymś wypełnić.

Konsumpcja, moda na smospełnienie się w oderawaniu od innych, karriary, ideologie, doktryny, -iszmy, szklany ekran komputera czy Tv systematycznie walczą o czas, zasoby i uwagę swoich zwolenników. Ze skutecznością nowego opium dla ludu wypełniają dawne miejsce religii w społeczeństwie i redukując tę ostatnią wymiaru transcendencji, spirytualizmu, w którym instytucje nie są do niczego potrzebne.

Stąd multipliowane medialnie od lat 70tych zdanie "Kościół nie powinien mieszać się do polityki" znajduje dziś nawet wśród osób wysoko wykształconych - ale bez znajomości funkcji religii i jej historycznej roli w polskim społeczeństwie, bez znajomości korzeni tej roli wyrosłych na bazie doświadczeń i z geopolitycznego położenia - znajduje wśród tych pełnch arogancji bycia pewnym siebie intelektualistów bardzo szerokie poparcie.

To nie przez przypadek są przez swoich oponentów nazywania drwiąco "wykształciuchami". W rozumowaniu tych oponentów: Pycha poprzedza każdy upadek, a sprowadzanie religii i wiary do folkloru stawianego na równi z innymi, tuż obok buddyzmu, medytacji zen, okultuzmu, i innych działaniem na szkodę ojczyzny, podkopującym autorytet Kościoła i religii w propagowaniu ważnych dla każdego społeczeństwa wartości.

Ciekawe że wśród wielu politologów, badaczy i teoretyków demokracji, panuje przekonanie, że Demokracja żyje z wartości których sama nie jest w stanie wyprodukować. To ze bez tych wartości jest ona niemożliwe mają właśnie okazję przekonać się Amerykanie i inni zwolenicy przymusowego instalowania demokracji w Afganistanie i Iraku.

Wracając
Przy naszych skromnych jeszcze możliwościach finansowych i materialnych, okresie dekoniunktury, ogólnym kryzysie elit, kłótniach na górze, wojnach podjazdowych o miejsce w hierarchii społecznej, w czasach przełomu przechodzania z formy społeczeństw przemysłowych na bazujące na wiedzy społeczeństwa informacyjne i usługowe,..., religia nabiera niesamowitego uroku właśnie ze względu na swoją oszczędność energii i zasobów.

Wwierni - w idealnym przypadku - albo wierzą albo nie!. Nie trzeba ich latami przekonywać kosztownymi dyskusjami opartymi o nie dla każdego dostępne i zrozumiałe argumenty itp.), Szkolić do tego wykwalifikowaną kadrę, dbać już od dzieciństwa o rozwój talentów itp To wszystko w czasach niedoboru przejmowała wcześniej religia i jej instytucjonalna postać - u nas Kościół Katolicki.
Występującą już infrastrukturę, zasoby ludzkie, można - baaaa - należy !!! spożytkować w sensie interesu społecznego, nawet jeśli to ma swoje wady - nobody is perfect.

Oczywiście - podobnie jak w każdym systemie, wszelki monopol np jednego z podsystemów, oznacza jego stagnację a nawet czasami i śmierć. Dlatego jako efekt docelowy, także i tutaj nie należy doprowadzać do monopolistycznej pozycji jednej z religii i ich instytucji. Nie należy także z nimi walczyć - strata energii i zasobów. Należy je sfunkcjonalizować, nadać im korzystny dla interesu społecznego cel, funkcję i "żądać wyników".

Mimo że nie cierpię monopoli, to jednak zauważam momenty kiedy nie zawsze dany systam stać na różnorodność. Z nią związane są koszta i koniczne środki których na razie może dana poulacja nie posiadać. W drodze do ich wypracowania trzeba szukać rozwiązań pośrednich na które nas stać. Jeśli polepszajęce się warunki, rosnące bogactwo, zasobność, wiedza, itp będą w przyszłości ku temu sprzyjać można ewoluować dalej.

Przypomina to proces ewolucji człowieka, w momencie gdy uwolniły mu się ręce bo zaczął chodzić w sposób wyprostowany mógł zająć się wytwarzaniem narzędzi. Do tego potrzebny był większy mózg. Większa masa mózgowa to b. wysoki wydatek energetyczny dla organizmu - aby sobe na niego pozwolić musi się jakoś zwracać np w postaci rozwinięcia możliwości tworzenia narzędzi i wykożystania ich w polowaniu - zdobywaniu nośników "zagęszczonej" energii. Większe dostawy energii w postaci białka pozwalały na jeszcze większy mózg, lepsze narzędzia itd aż do momentu gdy dalszy przyrost mas mózgowej już nie przynosił żadnego znaczącego efektu bo człowiek stanął na szczycie łańcucha pokarmowego i drabiny ewolucyjnej.

Zauważmy jedno warunkowało drugie, mózg nie stał się z dnia na dzień tym czym jest dzisiaj, potrzebował form pośrednich, bez których by nie mógł rozwijać się dalej.

Podobnie i w ewolucji społeczeństw, religia ma swoje - jakże ważne miejsce oraz funkcje, a społeczeństwa z nią walczące redukujące jej rolę i udział w trosce o interes społeczny, o reprezentowanie w demokracjach interesów najsłabsze warstw społecznych, którye nie sa w stanie same dopełnić tego obowiącku, - rolę propagatora ważnych wartości, strażnika kultury,tradycji, moralności i sprawiedliwego podziału wypracowywanych przez całe społeczeństwo zysków akcentujące interes tych najbardziej potrzebujących itd., - rolę przypominania o stojących w zapomnieniu projaktach, planach i potrzebach całego społeczaństwa itd itp.

Funkcji roli Kościoła w Polsce i nie tylko można by wyliczać i wyliczać. Śmiałbym postawić dalekoidącą tezę, że osoby krytykujące rolę KK zapominają o tym wszystkim lub nie są w ogóle tego i więcej, o czym i ja nie pewnie nie mam najmniejszego pojęcia, nie biorą w kalkulację swojego rozrachunku z Kościołem i społeczeństwem. Ktoś by mógł powiedzieć, że ulegają zaślepieniu własną pewnością siebie, aż o stanie przeciwnym ich jakiś kolejny kryzys nie przekona.

Pycha, czy arogancja pewności siebie, ponoć idzie przed upadkiem. Docenimy więc to co mamy i nauczmy się na tym budować.

Dla przypomnienia proponuję zajrzeć w tym kontekście do "Sztuki prowadzenia wojen" oto kilka cytatów

Cytaty:
"[..]
@##### Metoda: #####
Cała sztuka walki bazuje na zwodzeniu przeciwnika (na oszustwie) / All warfare is based on deception. (War is nothing but lies)

Stąd walczyć i zwyciężyć w każdej bitwie to nie dowód umiejętności.

Prawdziwa umiejętność to złamanie oporu przeciwnika bez walki. / Hence to fight and conquer in all your battles is not supreme excellence; supreme excellence consists in breaking the enemy's resistance without fighting.

Stąd najlepszy generał to taki, który pokrzyżuje plany przeciwnikowi. / Thus the highest form of generalship is to balk the enemy's plans.

@####### Uderz w morale: ########
Osłabiajcie wolę walki żołnierzy wroga za pomocą zmysłowych piosenek i muzyki. / Weaken the enemy soldiers’ will to fight by means of sensuous songs and music

Podeślijcie im nierządnice, żeby dokończyły dzieła demoralizacji. / Send them harlots to complete the work of demoralization.

@####### Podważaj zaufanie: #######
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Należy dyskredytować wszystko, co dobre i pozytywne w kraju przeciwnika. / One has to disparage all that is good and positive in the enemy’s country.
!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Wciągajcie przedstawicieli warstw rządzących przeciwnika w przestępcze przedsięwzięcia. / Involve the representatives of the enemy’s ruling party in criminal actions

Podrywajcie ich dobre imię. Gdy nadejdzie właściwy moment rzućcie ich na pastwę pogardy rodaków. / Undermine their good name. In the right moment leave them at the contempt of their fellows.

@####### Dezorganizuj struktury zarządzania: #######
Wszelkimi siłami wprowadzajcie zamieszanie na zapleczu, w zaopatrzeniu i wśród wojsk wroga. / Make effort to create commotion in the back, in the supplies and among the enemy’s army.

Dezorganizujcie wszelkimi sposobami działalność rządu przeciwnika.
/By all means disorganize the enemy’s government activities.

####### !!! #######:
Siejcie waśń i niezgody między obywatelami wrogiego kraju.
/Stir up quarrel and discord among the citizens of the enemy’s country.
<=> dziel i rządź

####### !!! #######:
Buntujcie młodych przeciwko starym.
/Revolt the youth against the elders.
<=> akcja "zabierz babci dowód" i wiele innych

####### !!! #######:
Ośmieszajcie tradycje waszych przeciwników.
/Ridicule your opponents’ traditions.
<=> .. każdy sam zna tysiące przykładów ...

####### !!! #######:
Zdobywaj wszelkie informacje o nieprzyjacielu: Nie szczędźcie obietnic i podarunków, żeby zdobyć wieści. Nie żałujcie pieniędzy, bo pieniądz w ten sposób wydany, zwróci się stukrotnie.
/ Spare no promises and gifts in order to get news. Spare no expense, because money spent this way will pay for itself hundredfold

[..]"

matz

Vote up!
0
Vote down!
0
#43430

A niby skąd taka pewność. Czarownicy wszystkich wierzeń takim gadaniem degenerują swoich wiernych od tysięcy lat. ...A małpoludzki rozum pokonuje kolejne bariery wiedzy i nieustannie pokazuje, że wiary są fałszywe, a obraz i podobieństwo boże śmierdzi, jeśli się nie umyje.

 

"Czarownicy wszystkich wierzeń" - łączcie się !

A małpoludzki rozum pokonujący kolejne bariery wiedzy i nieustannie pokazuje, że wiary są fałszywe, a obraz i podobieństwo boże śmierdzi, jeśli się nie umyje

Przepraszam który to rozum, łamiąc którą barierę pokazuje że wiara jest fałszywa? Bo jesli chodzi Ci o Darwina to nie wykazał on że cała wiara jest fałszywa, a pewna jej część - przyznaję w jego czasach ważna - że ta część jest interpretowana w sprzeczności z nauką i obserwacjami przyrody.

Tu "Cała wiara" - tam "jej część", tu "jest fałszywa" - tam ":interpretacja jest sprzeczna z nauką"... dla mnie między stwierdzeniami po obu stronach myślnika czasami leżą całe przepaście nie do przeskoczenia  ... 

W/W cytaty odbieram jako pochopne - i  jako nie przemyślane do końca - idące za daleko  w swoich uogólniających przeidealizowaniach - jako podejmowanie próby widzenia świata tylko w dwóch kolorach: czarnym i białym. 

W myśl tej zasady wszystkie koty są czarne albo białe, tydzień ma 5 albo 10 dni (zaokrąglenie w dół lub w górę), uśredniona narodowość kolarzy jest chińska, a kompromis oznacza, że jeśli pada pytania ile jest 3+4 i jedna osoba odpowiada "9", a druga "7" - to kompromis oznacza, że wynik wynosi 8. (sic!)  Nic bardziej błędnego.

Tu muszę prawdopodobnie dla wielu - jak wiem z doświadczania - rozwinąć: Kompromis  jest czymś więcej niż uproszczonym do ilościowego równaniem "strat" obu stron bo  oznacza "sprawiedliwą  ugodę" wydawaną wcześniej przez osąd bezstronniczego sędziego, - kiedys jeszcze przy wpłaceniu u tego sędziego pewnej opłaty przez obie strony -  ugodę, która nie zawsze ma swoje pokrycie w równych ilościowo częściach. 

Jeśli ktoś chce ciebie bezprawnie pozbawić twojego majątku, ty oczywiście tego nie chcesz, to kompromisem nie jest tu pozbawianie ciebie połowy majątku - gdyż dalej jest to, zarówno dla ciebie jak i dla niego, niesprawiedliwe!

Ciekawe - tak a propos kmpromisu - Kompromisem nazywa się również sytuację, w której jedna strona osiąga dwa różne cele kosztem drugiej, z czego np 2 cel jest w mniejszym od założonego stopniu osiągany ze wzglądu na negatywny wpływ osiągania także i pierwszego celu. Przykład szef firmy chce jednocześnie aby jego pracownik pracujący na pół etatu pracował przez jakiś czas na cały etat za te same pieniądze. Pracownik robi to bo nie chce stracić pracy, ale jego morale spada a z nim i spada wydajność także prawie o 1/4. Szef poprawnie określa tę sytuację "no cóż będę musiał zaakceptować ten kompromis" bo z założonego osiągnięcia obu celów jeden osiągnął kosztem mniejszego stopnia osiągnięcia drugiego. Dla pracownika jest to także kompromis, bo w prawdzie musi więcej pracować, z drugiej strony firma nie zbankrutowała i on nie stracił pracy.

A kulturowo: w USA kompromis jest rozumiany jako obopólną stratę,  w Anglii jako obopólny zysk.

Ale Dość tych dywagacji.

Jak widać świat jest zbyt różnorodny, aby można było beztrosko iść drogą na skróty i stosować uproszczenia beztrosko ignorując konsekwencje do których te uprosczenia prowadzą. 

 

A małpoludzki rozum pokonuje kolejne bariery wiedzy i nieustannie pokazuje, że wiary są fałszywe, a obraz i podobieństwo boże śmierdzi, jeśli się nie umyje.

No i ten sam rozum nie zauważa że w świecie w którym żyje, z powodu jego przesadnej konsumpcji i obsesji expansji co 6 sekund na świecie umiera z głodu jedno dziecko gdy w tym samym czasie światowa prodkujcja żywności wystarcza na 12 Mld - tj dwa razy tyle niż potrzeba.  Tan sam rozum zapomina, że z tych samych powodów ze świata znika codziennie  szacunkowo 32 gatunków fałny i flory w dużej części z ze względu na kurczące się przestrzenie zyciowe i znikające z nimi ekosystemy w któych to tylko te gatunki modły istnieć. Tan sam rozum zostawia swoim dzieciom na nsteępne 2 Miliony lat beczki odpadów radioaktywnych z elektrowni.  Ten sam rozum w kajach najlepiej rozwiniętych produkuje deicyt budżetowy który jeszcze jego prawnuki będą musiały spłacać i żyje na poziomie konsumpcji, który, jeśli by wszyscy chińczycy i indyjczycy osiągnęli, nie starczyło by surowców z 2,7 ziemi.  

ten młody rozum "pokonując kolejne bariery wiedzy, nieustannie pokazuje, że nei dorósł do jaszcze w pełni do przejęcia odpowiedzialności za konsekwencje własnego działania, i nie nie wiele wsazuje na to, czy to się kiedykolwiek stanie zanim zdąży się swoją lekkomyślnością i żle pojętą odwagą sam siebie doprowadzić w starości do ruiny.lub czy w ogóle dożyje wieku dojrzałego bez wypuszczenia na siebie jakiegoś przypadkowo jakiegoś wirusa wycinającego połowę populacji ...

"Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, / choć macie sami doskonalsze wznieść, / Na nich się jeszcze święty ogień żarzy / i miłość ludzka stoi tam na straży / I wy winniście jej cześć" / Adam Asnyk / "Do młodych"

Pycha poprzedza każdy upadek.

 

 

 

 

Vote up!
0
Vote down!
0
#43431