FYMie to znowu nie tak.

Obrazek użytkownika Moherowy Fighter
Kraj

Wspaniały Free Your Mind, kontynuując misję obalenia Ministerstwa Prawdy we wpisie, pt. Kumoch w MMA będącym niejako odniesieniem do notki Jakuba Kumocha, pt. Research jednostronny – broń w rękach “czerskich”, kieruje swoje ostrze publicystyczne w stronę, która z punktu widzenia potęgi owego Ministerstwa jest właściwie drugorzędna, aczkolwiek nie nieważna. Chodzi tutaj o warsztatowe metody, którymi Ministerstwo Prawdy się posługuje. Tak, trzeba FYMowi przyznać rację, że nie są to metody zbyt wyszukane. Można nawet powiedzieć, że są one gruboskórne, jednak nie w tym zasadza się sedno, że one w ogóle są lecz, że padają na podatny grunt. Gawiedź faktycznie takie metody uwielbia. Sam warsztat jest wobec tego dopasowaniem do gustów i potrzeb „klienteli” Ministerstwa Prawdy. Jednak, czy to jest najważniejsze? Można chyba zadać tak zasadne pytanie.

Moim zdaniem nie za bardzo. Dlaczego? Już tłumaczę. Przeciętnie 350 tys. codziennych odbiorców płatnego produktu głównego Ministerstwa Prawdy oraz 420 tys. bezpłatnej jego wersji (dane przybliżone za Związek Kontroli Dystrybucji Prasy), tj. łącznie 770 tys. konsumentów obu produktów sięga po nie, gdyż żadna porównywalna do nich przeciwwaga nie powstała i pewnie długo nie powstanie. Przyjmując, że 1/3 z kolportowanych egzemplarzy trafia do kosza, to do domów zabieranych jest codziennie ponad pół miliona sztuk. Zakładając, że w przeciętnej rodzinie każdy egzemplarz czytany jest przez 2-3 osoby, to daje to liczbę 1-1,5 miliona ludzi stale mających kontakt z agorowymi produktami głównymi. Czy może są to ludzie jacyś szczególni? Nie sądzę. Zresztą wielu z nich kupuje i czyta owe produkty z wielu różnych powodów, ot choćby po to, by przewertować ogłoszenia, kolumnę sportową lub coś podobnego. Rzecz jasna zerkają też i do wiadomości i publicystyki. Dalej. Aczkolwiek w liczbach bezwzględnych konsumenci owych produktów nie są dużą grupą, to treści i to wszystko, co się w tych produktach znajduje, są dodatkowo wzmacniane przez inne media, które na nich się opierają i czerpią z nich cały zasób informacji, komentarzy, publicystyki itp. I to wszystko wielokrotnie i bezustannie powielają. To są przecież inne dzienniki, to są tygodniki, to są także programy telewizyjne i radiowe oraz portale internetowe. W ten sposób docelowa grupa odbiorców tego wszystkiego się gwałtownie rozszerza. I to nie są już setki tysięcy ludzi lecz wiele milionów. Załóżmy ostrożnie, że niemal idealnie pokrywa się to z elektoratem lewicy i Platformy Obywatelskiej, tj. z blisko połową społeczeństwa. Niestety, ale połowa społeczeństwa to nie jest wszakże elita, która mogłaby być świadomie wrażliwa na różnego rodzaju tricki warsztatowe. W ogromnej masie, to nie są też ludzie o wyszukanych gustach, wysokim smaku estetycznym oraz dżentelmeńskich manierach.

Zatem w tym wszystkim, co do nich dociera, chcą się zwyczajnie odnaleźć, potwierdzić swoją tożsamość, jak również jest to sposób na ich samoidentyfikację. Chcą tam znaleźć język, którym na co dzień się posługują oraz różnego rodzaju kody kulturowe, względem których funkcjonują. To natomiast jest uwarunkowane na zwalczanie wszystkiego, co nie jest liberalne, „światowe”, prokonsupmcyjne, hedonistyczne, popkulturowe czy też ujawniające skrywane kompleksy. Towarzyszy temu lęk przed poznaniem własnych wad i słabości, bezustanne dopraszanie się o wyrazy uznania i pochwały i agresja wobec każdego, kto odważa się naruszyć kruchą stabilizację tych ludzi. W zasadzie można powiedzieć, że poza samą funkcją informacyjną, michnikowszczyzna i jej satelity spełniają rolę zarówno wychowawczą jak i terapeutyczną. Komunikat jest prosty, „Przyjdź do nas i gdy będziesz grzeczny, to będzie ci z nami bardzo dobrze.” A któż by tak nie chciał?

Ministerstwo Prawdy, ergo michnikowszczyzna i jej satelity, jest wobec całej masy swojej „klienteli” jak surowy, acz troskliwy, dziadzio. Jednego pogłaszcze po głowie. Innego poklepie protekcjonalnie bądź karząco. Jeszcze innego czymś tam podbechta, zaś innego ofuknie – nawet i profesora. W zasadzie każdy tam czuje się nieomal jak w jednej wielkiej Familii, w której jej głowa jest wyraźnie zaznaczona. Ta zaś pod rygorem całkowitego jej posłuszeństwa swoim „podopiecznym” gwarantuje całkowite bezpieczeństwo. A to każdy poszukuje i pragnie. W związku z czym mając szansę to osiągnąć następuje pełne podporządkowanie się tej swoistej głowie rodziny. W zasadzie to wobec niej ubezwłasnowolnienie. I nieważne czy dotyczy to jakiegoś wziętego adwokata, znakomitego bankowca, wybitnego prof. dra hab. w swojej specjalności, utalentowanego inżyniera, ministra etc. etc. Ci wszyscy ludzie, grzejąc się ciepłem bezpieczeństwa michnikowszczyzny i jej satelitów, czują się w tym jak w nirwanie. Zatem wielu rzeczy nie zauważają, bo albo ów dziadzio im na to nie pozwolił albo nie nauczył ich, że tak można. A nawet, jeśli zauważają, to szybko to wypierają ze świadomości, traktując to, co zauważają, jako obrazoburcze względem tego przybranego dziadzi. Zaś niezależnie od wieku i pozycji społecznej są wobec niego jak bezradne i bezwolne dzieci wymagające bezustannej opieki. Ma się rozumieć, że od czasu do czasu rozrabiają, jednak tenże przybrany dziadzio potrafi ich błyskawicznie wytłumaczyć, tak że permanentnie czują się bezkarni. I to też podnosi ich poczucie bezpieczeństwa. Czując się wprost komfortowo z takim dziadzią wszystko jemu odpuszczają, bo też i on ich hołubi. Stąd też panuje tam atmosfera całkowitej współzależności. Nie ma sposobu, by się na dziadzię obrazili lub pogniewali, bo też nie zostali nauczeni tego, za co mogliby się na niego obrazić lub pogniewać. Zwyczajnie nikt im tego nie powiedział. A nawet, jeśli coś tak do nich trafia, to jednak nie dociera. Oni są w dziadzię zapatrzeni z nieomal religijnym oddaniem. I stąd każde nawet najbardziej negatywne informacje o dziadzi traktują jak jakąś herezję, „świętokradztwo” lub coś podobnego. Coraz bardziej natomiast staje się to pokoleniowe.

Jednak pomijając to wszystko trzeba zapytać o to, w jakim stopniu sama prawica postarała się o takiego własnego dziadzię, który by mógł objąć opieką taką masę dzieci. Z tym jest już gorzej. Bo przez dwadzieścia lat prawica zamiast formułować swoją wielką Familię, zajęta była różnorakimi awanturami pomiędzy swoimi braćmi, siostrami, wujkami, ciotkami itp. W związku z czym straciła szansę na stworzenie takiej wielkiej Familii. Nie dość, że ją straciła, to jeszcze zmarnotrawiła możliwości, by zadbać o swój status materialny, który mógłby jej pomóc w stworzeniu skutecznych narzędzi, za pomocą których mogłaby taką wielką Familię budować. Dzisiaj prawica zaczyna się dopiero co zastanawiać nad tym, czy dożyje sędziwego wieku (mimo iż ciągle jest to „Czas wrzeszczących staruszków) oraz czy zdoła przekazać depozyt następnym pokoleniom. Lewica i Platforma Obywatelska, rozumiane jako środowiska lewicowe i liberalne, mają to zapewnione. Zwyczajnie tamten ich dziadzio się o to postarał. Prawica z kolei dalej po omacku szuka swojej szansy, która ma się rozumieć leży daleko poza blogosferą, gdyż znajduje się wśród społeczeństwa, do którego „wrzeszczący staruszkowie” wyjść się nie kwapią. I co ciekawe siedzą bądź to w mediach michnikowszczyzny, bądź też w jakichś niszach, o których mało kto wie. W tych pierwszych robią z nich permanentnie dziwaków, z kolie z poziomu tych drugich nie mają żadnych szans, by dotrzeć do połowy polskiego społeczeństwa. Tertium non datur?

Brak głosów

Komentarze

w roku 1989 przez Amerykanów za 2 mln$.plus miliony czytelników/ jeden nr czytało po kilka osób!!!/
I ten fenomen-kapitał miliony $, miliony czytelników, rząd dusz przejął, zawłaszczył Michnik i sp.
Tu masz klucz.
Zrobił to Michnik.
Dopiero o.Tadeusz Rydzyk niczego nikomu nie podkradając tworząc Radio Maryja 18 lat temu na nasze, Polaków szczęście
pozbawił Michnika totalnego monopolu na informację.
A za to mu się należą pulitzery, nike, grammy , oscary etc!
Bp ustrzegł nas od totalnego zniewolenia medialnego na wzór sowiecki!
A to nie takie proste znależć niszę na rynku medialnym dla prawicy!
Może mój komentarz niezupełnie a propos , ale blisko!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#40499

Był to "Czas Krakowski". Wiem, ze powstał film na jego temat (a także o środowisku krakowskiej, konserwatywnej, podziemnej "Arki")pod tytułem "Wolne pismo". Był nawet już w programach TV, ale zdaje się teraz stanowi zapchajdziurę, gdyby 18-tego nie doszło do transmisji narciarskiej. W każdym razie sygnalizuję, bo kiedyś może ktoś na to trafi przypadkiem.

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#40539