jak zostałem analitykiem ekonomicznym...

Obrazek użytkownika tad9
Humor i satyra

W wieku przedszkolnym ludzie mają całkiem sensowne pomysły na życie.

Deklarują, że  - w przyszłości - chcieliby pracować w tak pożytecznych zawodach jak:

kominiarz
treser w cyrku
pielęgniarka
strażak
kosmonauta

czy, ewentualnie:

policjant

Niestety, z wiekiem spora część dzieci ulega demoralizacji i kończy jako gangsterzy, dziennikarze, albo jeszcze coś gorszego... Ja się akurat nie zdemoralizowałem, więc zajęcie mam dość poczciwe (nie, nie jest to żaden z zawodów wyliczonych wyżej...), tylko - ile tak można? Przynajmniej na stare lata warto by się wziąć za jakieś lekkie, niechby i łajdackie rzemiosło. Ale jakie? Najkorzystniej jest sprzedawać drogo, coś, co się wyprodukowało tanim kosztem. A najtaniej produkuje się słowa. Taka produkcja zgoła nic nie kosztuje, a może znajdzie się głupi, co kupi. Więc – robota w słowie... Ale żeby pisać, trzeba mieć talent – powiecie. Niby tak, tyle, że talent to rzecz względna. Zależy obok kogo staniemy. Gdy czytam wiersze Isabel (prawie) Marcinkiewicz mam wrażenie, że byłby ze mnie niezły poeta, po lekturze „Aforyzmów Jacka Kuronia”, którymi uraczyła publiczność „Wyborcza” naszła mnie ochota na karierę aforysty (jeśli ktoś przeczytał „aferzysty” to winszuję freudowskich pomyłek...). A potem trafiłem na niemiecki tekst satyryczny o Jarosławie Kaczyńskim. Tekst wydrukowali w "Die Tageszeitung" (a przedrukowali kawałek w „GW”). Szło to tak:

"Ale aby maminsynuś nie wpadł pod koła pędzącej gospodarki rynkowej otworzyła mama Kaczyńska w swym hotelu Kartoflany Bank. W ramach ćwiczeń "późno dojrzewający" mógł od czasu do czasu wypłacać sobie frytki. I tak mógł mały Jarosław latami bawić się w kapitalizm - aż do wczoraj, gdy zrobiło się poważnie. Natychmiast wykorzystał swoją niezawisłość i nabył przez internet CD z polską muzyką i dwie książki, m.in. biografię Obamy. Zgodnie z niezawodną dewizą nowego prezydenta USA: "Tak, my kartoflujemy".

Tyle satyryk z "Die Tageszeitung". Rzecz można: dowcip ciężki jak kowadło (naród z takim poczuciem humoru musiał wreszcie wydać Hitlera...). Podobną satyrę mogę produkować w ilościach wręcz przemysłowych, więc już prawie zdecydowałem się na zawód humorysty, ale - myślę - lepiej sprawdźmy... Bo może to wina tłumacza. Może po niemiecku rzecz skrzy się niuansami, ma jakieś językowe subtelności i wyrafinowane podteksty, które polski tłumacz ukatrupił. Rzućmy więc lepiej okiem na produkcję rodzimych wesołków. Łapię za „Politykę” i w satyrycznej rubryce „Polityka i Obyczaje” czytam: „W Klubach „Gazety Polskiej” eksperci ekonomiczni rozprawiają o kryzysie”. A potem idą nazwiska: Gwiazdowie, Romaszewski i Szeremietiew. Rubryka, jako się rzekło, jest satyryczna, więc wiadomo, że chodzi o to jakich to w „Klubach GP” mają – he, he – „ekspertów ekonomicznych”. I tu mnie olśniło. Co tam poezja, aforyzmy czy satyra. Będę pisał analizy ekonomiczne. Ale nie jest jak myślicie. Nie natchnęli mnie Gwiazdowie, Romaszewski ani Szeremietiew. Natchnęła mnie „Polityka”. Bo było tak: do lipca ubiegłego roku, jak słyszałem w radio, złotówkę nadymał różnymi machinacjami bank Goldman Sachs, i nie była to ze strony banku filantropia. To w lipcu. A w sierpniu 2008 drukują w „Polityce” raport pt. „Złota era złotego”. W raporcie roiło się wprost od ekspertów ekonomicznych, zapewniających, że złotówka jest silna i prędzej nas wszystkich szlag trafi, nim osłabnie... Prof. Filar mówił, że „Kurs naszej waluty, to efekt wiary w stabilny rozwój polskiej gospodarki i dobrych widoków na przyszłość”, a niejaki Jacek Wiśniewski z Raiffeisena błysnął takim proroctwem: „Mogą pojawić się jeszcze 10-15 procentowe wahania spekulacyjne. Jedno jest pewne – bardzo słaby złoty, taki jak w 2004 r. gdy euro dochodziło do 5 zło, już nie wróci”. To w sierpniu 2008. Minęło raptem parę miesięcy i w lutym 2009 roku czytamy w „Polityce”: „Najgorsze, co się stało, dotyczyło złotego. W ciągu dwóch miesięcy kurs osłabł z 3 do blisko 4 złotych za dolara i niemal 5 złotych za euro. Niektórzy analitycy – również ci, którzy do niedawna byli pewni wzmacniania się naszej waluty – dziś usiłują zapisać się w historii jako pierwsi, którzy przewidzieli, co się wkrótce stanie. Zaczęli już przepowiadać dojście do poziomu powyżej 6 złotych za euro”. Myślicie, że któryś z owych analityków zjadł publicznie własny dyplom albo chociaż wszedł pod stół i odszczekał swoje analizy? Nic podobnego. Perorują jakby nigdy nic... To i ja tak chcę. Będę pisał prognozy ekonomiczne. Pierwszą, dotyczącą stóp procentowych, daję czytelnikom tego bloga gratis. A więc, gdy idzie o stopy procentowe, to:

na świętego Hieronima jest podwyżka, albo – ni ma...

oczywiście rzecz powinna być wyrażona odpowiednim żargonem, ale tego to się dopiero uczę...

Brak głosów

Komentarze

Może byś to nagrał do radia?
Byłbyś wtedy jednocześnie analitykiem ekonomicznym i redaktorem satyrycznym :)

Vote up!
0
Vote down!
0
#15768

Nie bierz się za wróżenie tylko lecz amnezje. Podstawy masz, a kiedy ludziom zrobi się pusto w garach, wróże mogą żle skończyć. Czego szczerze im życzę...

Vote up!
0
Vote down!
0
#15790