„Wałęsa”. Inne scenariusze

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

Ostatnie tygodnie obfitują w teksty o Lechu Wałęsie, odświeżonej ikonie III RP. Dzięki skutecznej propagandzie, film o przywódcy „Solidarności” obejrzało w kinach ok. 400 tys. osób. Na akcje promocyjne o takiej skali z pewnością nie mogą liczyć inne dzieła poświęcone „naszej ikonie” – książki Janusza Głowackiego i Sławomira Cenckiewicza. Dlaczego?

O ile pytanie o zestawienie skali promocji książki Cenckiewicza i filmu Wajdy wydaje się irracjonalne, a odpowiedź na nie jest banalnie prosta, o tyle już książka „Przyszłem” Janusza Głowackiego powinna – wydawałoby się – wzbudzić entuzjazm tych samych mediów, które do znudzenia powtarzały, że na najnowszy film o Lechu Wałęsie koniecznie trzeba się wybrać. Wszak to właśnie Głowacki napisał scenariusz do tego epokowego dzieła! Jest przecież pisarzem od lat hołubionym przez mainstreamowe stacje telewizyjne, wpisującym się w swej twórczości i postawie w to, co poprawne. Mimo tego jednak o jego nowej książce nie mówi się tak wiele, jak o poprzednich. Okazja jest tymczasem niebagatelna – wszak to opowieść o tworzeniu scenariusza do wajdowskiej wizji życia Wałęsy!

Sam Głowacki twierdzi, że książkę napisał „dla pieniędzy, jak wszystkie inne”. Może to prawda, skoro jest ona dodawana do gazet i zalega na półkach kiosków i stacji benzynowych. Ale po uważnej lekturze, można pokusić się o stwierdzenie, że autorem kierowały nie tylko względy materialne, lecz również emocje związane z pisaniem scenariusza i tworzeniem filmu. A rzadko były to emocje pozytywne. Zresztą autor od początku daje to do zrozumienia: „Ze dwadzieścia scen, co je napisałem, i parę pomysłów, do filmu nie weszło” – stwierdza.

„Przyszłem” powstało więc przez urażenie dumy autora i dzięki naturalnej dla twórcy niechęci do cenzury. Choć słowo to w książce nie pada, widać wyraźnie, że Głowacki ma do Wajdy żal. Został przecież zaproszony do współpracy nieprzypadkowo, nie jest pierwszym lepszym scenarzystą, ale szanowanym przez wielu artystą. A Wajda powycinał mu liczne sceny. I to nie byle jakie sceny, ale wszystkie te, które mogłyby utrudnić reżyserowi zbudowanie pomnika byłego przywódcy „Solidarności”. To z tej perspektywy właśnie warto pochylić się nad refleksjami Głowackiego. Laureat Oscara wyciął ze scenariusza fragmenty, w których Oriana Fallaci sugerowała Wałęsie, że fizycznie jest podobny do Stalina, sceny z których mogłoby wynikać, że Wałęsa od czasu do czasu mógł się czegoś bać, momenty sugerujące, że do stoczni „mógł wysłać Wałęsę Kościół”, albo te mogące być odczytane jako wskazanie, że jeszcze w 1980 r. Wałęsa miał kontakt z SB.

To nie wszystko.(...)

Read more: http://www.pch24.pl/walesa--inne-scenariusze,19138,i.html#ixzz2l1Hti6Hq

Brak głosów