Prawdziwa niewidzialna pandemia

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Idee

 

Spustoszenia w kondycji i zdrowiu Polaków nie czynią zawały, udary, otyłość, czy wypadki drogowe, lecz niewidzialna choroba związana z naiwnością i brakiem odporności na wrogą nam propagandę. Co innego dzieje się w realu, a co innego widzimy lub chcemy widzieć. Bezkrytycznie odbieramy to wszystko, co nam wmówią i sądzimy, że mamy do czynienia z prawdą. Nie do końca zauważamy, że ta głuchota i ślepota bezpośrednio przekłada się na naszą kondycję zdrowotną. Nagłe przebudzenie rujnuje nam zdrowie, albo wyczyszcza portfel, bo okazuje się, że gdzie indziej jest głowa i oczy, a gdzie indziej potrzeby i życie codzienne. Oczywiście, choroby nie widać, nie słychać; niewielu ją czuje, ale jest ona jak rak bezboleśnie troczący ludzi od wewnątrz.

Choroba występuje wszędzie i chętnie posługują się nią słabe rządy poszczególnych państw. We Francji np. wojskowi ostrzegają przed wojną domową, w Niemczech kryzys nie ma jeszcze wyraźnych zarysów i nie wiadomo czym się skończy. Marksizm najpierw trafił na Wschód, zatoczył wielkie koło i wrócił na Zachód, a więc tam, skąd przyszedł, i teraz, w postaci neomarksizmu, wraca do Polski i dociera do nas, którzy wiemy czym jest i chce zrobić z nami to samo, co już wcześniej zrobili bolszewicy i Sowieci. Zostaliśmy osamotnieni stojąc na środku pustyni, lodu, czy jak kto woli wołając na puszczy. Oś Wschód-Zachód próbuje się bronić nie przy pomocy jakiejś myśli, lecz położeniem się na plecach i tradycyjnie rozmiękcza swoją spoistość. Jedynym spoiwem obronnym jest NATO związane z interesem amerykańskim. Polska ponownie stała się barykadą (tym razem fasadową) i wydaje się być kolejny raz skazana na rolę ofiary.

***

Jesteśmy w samym centrum Europy, staliśmy się przegubem ideologicznych wydarzeń, w którym przeciwne sobie nurty zderzyły się, zaczynają gromadzić szlam i piętrzyć swoje wody. Nie potrafimy postawić żadnej tamy, ani nie jesteśmy zdolni odprowadzić nagromadzonych wód w jakimkolwiek kierunku. Mając za sobą okres komunizmu i pierwociny kapitalizmu, staliśmy się bardzo niebezpiecznym obszarem doświadczeń, z dodatkową pieczęcią żywej obecności Jana Pawła II, które trzeba zneutralizować. Problem jednak w tym, że owa „żywość” jest silniejsza w głowach naszych przeciwników, niż w świadomości Polaków. I nic już nie jest w stanie tego zmienić. Nie będzie drugiego Katynia, bo wcześniej, poprzez strukturalną peerelowską blokadę, a potem pokątnie, wyeliminowani zostali prawie wszyscy i dziś już nie ma kogo mordować. Wystarczy podnieść poziom wody w stawie i wpuścić szczupaki.

Gdybyśmy zachowali społeczną świadomość II RP, nasze położenie byłoby zupełnie inne. Niestety, nie ma ani odważnej myśli, ani świadomości miejsca i celu, a odwagi cywilnej też trzeba szukać, jak szczęścia. Cała UE uzależniona jest od NATO i własnych sprzecznych ze sobą kolonialnych ciągotek, które nazywa się „interesem”.

Chcemy ginąć, choć wcale nie musimy, z tymi których wielokrotnie w historii ratowaliśmy przed zagładą (Wiedeń, Warszawa), a dziś spętani przez amertkańskie uwarunkowania, wręcz zioną niemocą i brakiem szerszych kompetencji (partykularyzm, sprawa szczepionek); chcemy ginąć nie z braku siły kulturowej, lecz braku wiary w siebie i powszechnej niewiedzy. Do tego dochodzi jeszcze zupełnie bezsensowne nakręcanie psychozy w sprawie szczepionek na covid, który w statystykach nie wykazuje podwyższonej śmiertelności populacyjnej, ale nakręca antagonizm pomiedzy zwolennikami szczepienia a ich przeciwnikami. Już na ulicach stare baby wrzeszczą: „szczepić dzieci” lub „wara od moich dzieci!!”, w mediach słyszymy lub czytamy, że kto się nie zaszczepi nie dostanie zielonego paszportu, że antyszczepionkowcy powinni za leczenie covida płacić z własnej kieszeni itd. Pięści zaciskają się, wrzawa podnosi swoje decybele, a piana z piwnej zaczyna zamieniać się w ślinę wściekłego psa. Głupota i czerń przejmuje rządy, a architekci tego świata zacierają ręce – i śmiejąc się powtarzają: będą pieniążki. Ludzie rzucają się do oczu, a gospodarka polska bije kolejne rekordy. Gdzie sens, gdzie logika. Kto kogo napuszcza na siebie? W zupełnym cieniu i na ugorze zostawiamy najgorszą chorobę naszej cywilizacji: brak odporności na totalną manipulację ludźmi – za pomocą reklam, goebbelsowskiej propagandy i napuszczania jednych na drugich pod byle pretekstem.

W świecie, w którym wszyscy nawzajem oszukują się lub są oszukiwani, nie ma refleksji, że jakiś zegar i jakaś waga to wszystko liczy i waży, jakiś komputer wyciąga wnioski i jacyś ludzie podejmują jakieś decyzje. Nic nie dzieje się samoczynnie. Wszyscy wiedzą, że są manipulowani, a mimo to wolą warczeć na siebie i skakać do oczu, bo dziś wyładują złą energię i poprawią sobie samopoczucie, o jutrze nie myślą. Nie wiedzą jednak, że zła energia pozostaje, że raz podpisany cyrograf decyduje o przynależności – w większości przypadków bezsensownej, ale tej, która nie pozwala się cofnąć. Nie udało się Polaków skłócić wcześniej, ale tym razem znaleziono sposób. Na obszarze podnoszącej się toni brakuje jeszcze pożaru w głowach.

I przyjdzie godzina zero. I świat stanie w płomieniach. I Bóg już nie przemówi, bo człowiek sam będzie musiał pokonać zło – właśnie to, które samoczynnie namnożył i będzie musiał wywyższyć dobro. Skoro nie potrafił pokonać własnej totalnej choroby, choroba pokonać musi jego. Takie życie. Pozostaną nie tylko najlepsi, lecz ci najsilniejsi. Ilu z nich pozostanie wiernych diabłu, pokaże czas. I tak to się toczy.

Brak głosów