Czy zdołamy się wyplątać, z kolonialnych zależności?

Obrazek użytkownika Leopold
Blog

Po 2015 roku uzyskaliśmy spory zakres wolności – z pewnością większy, niż przewidywali dla nas organizatorzy wielkich przemian końca XX wieku w Europie. Oprócz wielu innych korzystnych zmian (o których niestety mało kto już pamięta), zdołaliśmy znacznie ograniczyć ubóstwo i to jest najlepszy dowód na zależność między zamożnością, a suwerennością.

Skąd się wzięła tak wielka różnica zamożności między Polską, a krajami zachodu Europy? Ludzie elit powstałych w wyniku ustaleń "okrągłego stołu" sugerują, że wynika to z naszych wad narodowych, a mówiąc wprost – że jesteśmy po prostu głupsi ("polskość to nienormalność").

Jednak niezależnie od wyniszczających wojen dewastujących szczególnie terytoria polskie i regularnych, cyklicznych pogromów naszych elit - ich mordowania, rozproszenia i marginalizacji, różnice w poziomie życia są po prostu konsekwencją kolonialnej eksploatacji naszego kraju. Ten fakt jakoś nie zaistniał w świadomości społecznej i umyka uwadze historyków. Tylko Sławomir Mrożek pisał we właściwy sobie, żartobliwy sposób, że "Polacy też są Murzynami, tylko białymi".

Kolonializm ma obecnie słusznie "złą prasę", ale bogactwo krajów zachodniej Europy wynika w znacznym stopniu ze skumulowanych przez wieki dochodów z eksploatacji kolonii, czy przedsięwzięć moralnie nieakceptowalnych w rodzaju handlu niewolnikami. My nie tylko nie mieliśmy takich dochodów, ale sami podlegaliśmy eksploatacji.

Czym innym, jak nie kolonialnym rabunkiem, był podbój Śląska przez Prusy w roku 1740?
Śląsk był najbogatszą i najludniejszą dzielnicą średniowiecznej Polski. Przejęty po rozbiciu dzielnicowym przez Czechy, a następnie Austrię, miał cały czas silne związki z Polską. Ponieważ język czeski był w tym czasie praktycznie tożsamy z polskim, ludność nie uległa germanizacji.

Pruskie panowanie po przegranej przez Austrię wojnie było katastrofą dla Śląska. Pruski król Fryderyk, w oparciu o bogactwa Śląska i wykorzystując miejscowego polskiego rekruta prowadził wyniszczające dzielnicę wojny o zjednoczenie Niemiec.

Pruska kolonialna rabunkowa gospodarka skończyła się na Śląsku katastrofą demograficzną – ludność zmniejszyła się o 20 procent. Równocześnie Prusacy starali się ograniczyć wszelkie związki Śląska z Polską – zabronioną nawet tradycyjnych pielgrzymek na Jasną Górę. Wprowadzono zaporowe cła na handel z Polską, co spowodowało upadek śląskich miast, a bite na Śląsku fałszywe polskie monety godziły w polską gospodarkę.

Ponieważ Prusy i Rosja wkroczyły na "arenę dziejów" stosunkowo późno, świat był już właściwie podzielony przez "stare" mocarstwa kolonialne. Tym agresywnym państwom pozostała do kolonizacji już tylko Europa, zwłaszcza leżąca pomiędzy nimi wielka Rzeczypospolita.

Próbę oszacowania polskich strat w wyniku rosyjskiego kolonializmu podjął poznański historyk Dariusz Kucharski. Skala rabunku ziem polskich przez kolonizatorów rosyjskich i niemieckich była ogromna i z pewnością przyczyniła się do naszego obecnego względnego ubóstwa.

Niezależnie od strat materialnych zaistniały straty kulturowe i wizerunkowe; nasi najwybitniejsi naukowcy, odkrywcy i wynalazcy przez cały wiek dziewiętnasty pracowali na konto innych nacji. Stopniowo wśród społeczeństw Europy zanikała świadomość istnienia takiego kraju jak Polska i takiego narodu jak Polacy. A przecież jeszcze nie tak dawno taniec stanowiący kwintesencję polskości – polonez - był tak popularny w Europie, że komponowali go liczni kompozytorzy, łącznie z Janem Sebastianem Bachem. Kto z nas wie, że znany ludowy taniec fiński nazywa się "polska"?

Można się było spodziewać, że nasi niegdysiejsi kolonizatorzy nie będą obojętni wobec obecnych prób polskiej emancypacji, bo proces naszego wyzwalania się z zależności kolonialnej jeszcze się nie zakończył. Wiele niepokojących sygnałów wskazuje, że "okienko możliwości" właśnie się zamyka.

Czy uda nam się zachować obecny kurs na niezależność, czy znowu będziemy zmuszeni płacić "kryszę" naszym "patronom" – choćby w postaci rezygnacji z suwerenności energetycznej? Czy nie powinniśmy pomyśleć w obecnej sytuacji o poważnym zwiększeniu naszego potencjału obronnego?
W czasach "powszechnej szczęśliwości" rząd Donalda Tuska zlikwidował obowiązkową służbę wojskową, by "młodzi ludzie nie musieli spędzać najlepszych lat w koszarach".
Mimo obowiązującej "doktryny Komorowskiego" ("nikt na nas nie czyha") ówcześni mężowie stanu niezupełnie wierzyli w mityczny "koniec historii", bo zlikwidowali jednostki wojskowe stacjonujące na wschód od linii Wisły, by nie narazić ich na zniszczenie...

Jednostronne rozbrojenie zawsze jest zaproszeniem dla potencjalnego agresora, a doświadczenie historyczne uczy nas, że sojusze bywają zawodne. Przykład Ukrainy z kolei pokazuje, że zmotywowani ochotnicy są w stanie powstrzymać agresora - Rosjanie ugrzęźli we wschodniej Ukrainie i nawet nie zdołali zdobyć Mariupola by połączyć obie zbuntowane "republiki". Ale ukraińscy ochotnicy byli przeszkoleni wojskowo, a wśród nich było wielu doświadczonych frontowców – "afgańców". Rosyjscy analitycy są z pewnością dobrze zorientowani w naszych możliwościach i wiedzą, że sami nie jesteśmy w stanie się obronić. Dlatego musimy starać się, by potencjalnego agresora raczej zniechęcać niż zachęcać do działania. Mimo, iż agresja militarna wydaje się być bardzo mało prawdopodobna, powinniśmy chyba wprowadzić przysposobienie obronne w szkołach średnich. Przywrócenie powszechnej służby wojskowej (może nawet wzorem Izraela także dla kobiet) byłoby bardzo trudną politycznie decyzją, ale w pewnych okolicznościach takie decyzje mogą być optymalne. Miejmy nadzieję, że nie zaistnieje konieczność odwrócenia proporcji i przeznaczania 7 procent budżetu na zbrojenia, a 2 procent na służbę zdrowia...
Wydaje się jednak, że znacznie bardziej prawdopodobny niż agresja militarna, może być inny scenariusz, w którym destabilizacja sytuacji politycznej może być uzyskana przez wywoływanie podziałów, sianie zamętu, dezinformację, ataki hakerskie, sabotaż, czy dywersje, w połączeniu z szeroką akcją propagandową zniesławiającą nasz kraj. Ten scenariusz zresztą jest realizowany od lat i co gorsza przynosi rezultaty, bo do opinii publicznej dociera jednakowy przekaz z wielu źródeł, a w dodatku mówią tak samo nawet polscy (?) politycy, więc nie ma powodu, by im nie wierzyć. Sporo ludzi jest przekonanych, że w Polsce demokracja była 10 lat temu, a obecnie stanowimy zagrożenie dla stabilności Unii Europejskiej, faszyzujący reżim niszczy praworządność, niezależne sądownictwo i media, prześladuje mniejszości seksualne i etniczne, emituje gazy cieplarniane i niszczy środowisko naturalne, a w dodatku Polacy wywołali II Wojnę Światową i wymordowali Żydów przy pomocy nazistów...
Obrona przed tego typu wrogimi działaniami jest nie mniej trudna, niż przed militarną agresją.
Jednak, jeśli celem naszym jest utrzymanie, czy nawet poszerzenie tego, co udało nam się uzyskać w ostatnich latach, musimy znaleźć odpowiedź na każdy rodzaj agresji. Działalność zaś osobników konsekwentnie szkodzących interesom polskim nie może być tolerowana.

3
Twoja ocena: Brak Średnia: 3 (1 głos)