Pan Profesor Leszek Marks

Obrazek użytkownika Honic
Świat

    Pan Jakub Wojajczyk, jak rozumiem dziennikarz, zapewne młody i ambitny, zechciał napisać tekst dostępny pod linkiem "]]>https://zielona.interia.pl/wiadomosci/polska/news-polski-instytut-naukow...]]> "Polski instytut naukowy palnął klimatyczną bzdurę. Teraz przeprasza". Jak na dziennikarza, to bardzo odważne słowa. Nie powinno się pisać na temat naukowca którego kilkudziesięcioletnich dokonań nie zna się bądź nie rozumie. A jesli się kogoś krytykuje lub miesza z błotem, samemu ma się obowiązk pokazania że jest się kompetentnym. Tak się nie stało, dlatego samym Panem Wojajczykiem nie interesowałem się bo nie było to dostatecznie istotne; jego tekst wymaga natomiast kilku komentarzy. Pan Wojajczyk (może byli jeszcze inni? nie szukałem) uważa najwyrażniej, komentując wypowiedzi Leszka Marksa, naukowca z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem, że nauka polega na osiągnięciu konsensusu: "skoro wszyscy lub prawie wszyscy się zgadzają, to M U S I  być prawda". Otóż nie musi. Gratuluję Panu Wojajczykowi intelektualnej beztroski, może niezbyt mądrej, ale za to rozkosznie wygodnej. To jest mentalność "wieków średnich", ewentualnie marksistów i narodowych socjalistów. Wtedy (prawie) wszyscy twierdzili że Ziemia jest płaska, a czarownice (w przypadku pana Leszka Marksa czarowników) a w innym przypadku Żydów nalezy tępić.
Dalej jest jeszcze śmieszniej: pan Wojajczyk postanowił wesprzeć się autorytetem profesora nie byle jakiego, bo Zbigniewa Karaczuna, prof. SGGW i eksperta współzałożonej przez siebie "Koalicji Klimatycznej". Pan profesor Karaczun dobitnie wyjaśnił czym według niego jest tzw. naukowa prawda: "...Jeżeli mówi się rzeczy, które podważają konsens naukowy, to powinny one być najpierw sprawdzone i opublikowane w czasopismach naukowych (...) Gdyby autor takiej teorii opublikował ją na łamach rzetelnego czasopisma, np. "Nature", i zostałaby ona sprawdzona, wtedy można by ją dalej szerzyć. Ale w tym wypadku nie ma o czymś takim mowy". A więc prawda to to, co może być potwierdzone przez odpowiednio szerokie gremium.
A więc dla Pana Profesora Karaczuna wyznacznikiem prawdy naukowej jest publikacja w jakimś prestiżowym czasopiśmie? Wiem cośkolwiek na ten temat.
    Jeśli pan profesor z SGGW mimo wszystko nie wyłapał o co chodzi, wytłumaczę cierpliwie. Publikowanie w czasopismach jest pewnego rodzaju nagrodą i prestiżem które zasilają zwłaszcza miłość własną autorów tychże publikacji. Inne aspekty są mniej ważne a także mniej wzniosłe. Oczywiście już dawno przerabiano, że prestiż związany z byciem autorem publikacji jest wprost proporcjonalny do rangi nazwy czasopisma, a tę mozna sobie podrasować za pomocą różnych list filadelfijskich i innych. Szczegóły są do "wygoglowania", ale jest to ciężki i bardzo pesymistyczny temat. Ale to działa w obie strony: ani recenzenci czasopisma na których opiera się jego "nieomylność" na "liście filadelfijskiej" ani żadne gremium redakcyjne nie pozwolą sobie na to aby autor dopuśił się jakiejś choćby najmniejszej pomyłki lub niezgodności z innymi publikacjami.
Dla redakcji różnych "wysoko postawioych" w rankingu czasopism  skoro "ocieplenie klimatyczne" wraz z "ostatnim pokoleniem" wałkowane są przez dziennikarzy od jakichś 20 czy więcej lat, przez naukowców  i wspierane przez wszelkiej maści grupy ideologiczne, żaden recenzent nie pozwoli żeby ktoś inny zastanawiał się czy autor nie ma czasem racji, i żaden redaktor ryzyka takiego również nie podejmnie, bo ktokolwiek na ten temat publikował, może przez całą karierę naukową był w błędzie? To byłby dopiero obciach!. To dopiero jest autocenzura! Mówiąc o moich najszczerszych przekonaniach, to intelektualna zapora równa tej jaką próbował pokonać Mikołaj Kopernik, nie dlatego że nikt w to nie wierzył, ale właśnie dlatego że "taki był konsensus". Co do bałwochwalstwa dotyczącego jakichś specjalnych czasopism w których publikowane teksty stają się automatycznie prawdą, to by było "na tyle".
No, może jeszcze taki drobiazg: po zwycięstwie "koalicji" zmieniły się władze PIG (rodzimej jednostki Pana Profesora Leszka Marksa) co dotyczy zarówno Dyrekcji jak i Rady Naukowej. Pytanie za pięć złotych: kto z tego gremium zaczynał swą karierę od zapisania się do Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej?
    Na koniec mała przypowieść: Jak wiadomo, na czele "listy filadelfijskiej" stoją "Nature" i "Science" a najsławniejszym uczonym amerykańskim w temacie astronomii, skutków wojny jądrowej oraz jednostronnego rozbrojenia.  był Carl Sagan, narodowości żydowskiej (dla mnie nie jest to niczym zdrożnym) którego przodkowie (emigranci) pochodzili z obszaru byłej I Rzeczypospolitej. Carl Sagan wraz z kilkoma współpracownikami eksploatował na łamach tych czasopism ideę "zimy nuklearnej" (pisałem nawet o tym na NP, ale dobrych kilka lat temu) która okazała się fałszerstwem stworzonym przez współpracujących sowieckich "uczonych" z  propagandą sowiecką. Był popularny, współdziałał w działalności "pokojowej" a katastrofie zapobiegło otrzeźwienie Amerykanów jakie nastąpiło po rozpoczęciu wojny Sowietów z Afganistanem a następnie po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Dopiero wtedy zakończyły się wielotysięczne "marsze pokojowe"  Historia jest barwna, godna scenariusza, tyle że trudna do odtworzenia, zwłaszcza że główni jej bohaterowie już dość dawno nie żyją. Do niedawna na liście filadelfijskiej  znajdowało się czasopismo zajmujące się parapsychologią...
Tak więc, Panie Profesorze Leszku Marks,
Proszę przyjąć mój wielki szacunek dla Pana. Nawiasem mówiąc widzieliśmy się wielokrotnie, ale ja byłem wtedy tylko studentem, a ponadto nie zajmowałem się czwartorzędem.
Jeśli jest coś co jest Prawdą, jak w Pana, a chyba także i w moim przypadku, której poświęciliśmy całe życie, jakiś baran nas od tego nie odwiedzie. Moja w sumie niewielka naukowa wiedza o klimacie czwartorzędu (choć nie tylko) potwierdza że to Pan, a nie stado klimatycznych baranów ma rację. Ja też mam zresztą swój "analogiczny" temat. Z innej "beczki". Stąd wiem jak to wszystko działa. Czyli co najmniej obaj wiemy. A to już coś. Najważniejsza jest w tym wszystkim uczciwość wobec własnego sumienia badacza. Reszty może doczekamy, a może i nie. Ale to nie jest najważniejsze.
Banzai!
Honic

Użyteczne linki:

]]>https://zielona.interia.pl/wiadomosci/polska/news-polski-instytut-naukow...]]>
]]>https://tvn24.pl/tvnmeteo/swiat/strasburg-historyczny-wyrok-europejskieg...]]>
]]>https://academictree.org/physics/publications.php?pid=129031 ]]> zima nuklearna
]]>https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_Signora-Lippsa]]>
]]>https://www.pgi.gov.pl/aktualnosci/display/14994-profesor-krzysztof-szam...]]>
]]>https://www.pgi.gov.pl/aktualnosci/display/15193-pig-pib-przekazuje-wyja...]]>

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

Prawda jest tam, gdzie jest a nie tam, gdzie ją wskazują magowie religii klimatycznej., wysługujący się oligarchom finansowym spod znaku NWO, którzy po I WŚ ustanowili Ligę Narodów a po II WŚ ONZ z jego globalistycznymi agendami, takimi jak m.inn. IPCC do kreowania "prawdy objawionej" na temat AGO.

 Szacunkowy pomiar temperatury, stężenie CO2 i ilość pyłu z ostatnich 420 tys. lat określona na podstawie rdzenia lodowego ze stacji antarktycznej Wostok na Antarktydzie pokazuje, że klimat na Ziemi się zmieniał i będzie się zmieniał.

Początek zmian klimatycznych podokresu czwartorzędu zwanego holocenem, który trwa od ~12 tys. lat, jest w fazie szczytowej i tak jak pisał prof. Leszek Marks, zmierza do przesilenia, po którym będzie zmierzał do oziębienia.

Wg Roberta Ballarda, odkrywcy wraku "Titanica" biblijny potop miał miejsce około 7.5 tys. lat temu, czyli w okresie apogeum ocieplenia klimatu w holocenie.

 

Vote up!
4
Vote down!
0
#1660258

Zgoda pełna, że prawda jest tam gdzie jest, a nie gdzie komuś się wydaje lub gdzie mogłaby ewentualnie być, bo ktoś ma w tym interes. Amerykanie pomimo wielkich możliwości jako bogate państwo które stać na wydawanie pieniędzy na poszukiwanie prawdy (vide programy kosmiczne) mają swoje ułomności. Łatwo jest "wygoglować" dyskusje na temat podstaw naszego świata, na przykład czy edukacja powinna obejmować koncepcję stworzenia (w znaczeniu biblijnym) czy też ewolucji z takimi czy innymi aspektami. To jest dopiero ciekawe! Podobno około połowa obywateli USA nie wierzy w naukowe podstawy świata, ufając księgom objawionym. Wyjaśniam, że dla mnie w tych tezach nie ma sprzeczności; można być wierzącym w Boga ewolucjonistą. Ale niech mi ktoś z tego towarzystwa pokaże dowód, że był potop o zasięgu światowym i że było to 7,5 tys. lat temu.

A co do ciepłoty klimatu: kilkanaście milionów lat temu na obszarze dzisiejszej Polski było tak ciepło że w morzu na przedgórzu Karpat żyły korale. Co na to "klimatyści"?

Jest w tym wszystkim duży problem: byłem kiedyś na międzynarodowym spotkaniu geologów; pokazywano nam wykopaliska z epoki brązu jednego z miast z basenu Morza Martwego. Archeolog prowadzący wykopaliska miał właśnie "biblijny" sposób rozumienia dziejów, poszukiwał świadectw zniszczenia Sodomy i Gomory. Pokazywał świadectwa zjawisk ściśle geologicznych, wcale nie "cudownych" występujących w skałach różnego wieku i w różnych miejscach Ziemi sugerując że to może być świadectwo "ognistego deszczu". Nikt z nim nie wchodził w dyskusje, jak sądzę, żeby nie być niedelikatnym. To było świadectwo wiary, nie wiedzy. Oczywiście dzięki temu człowiekowi poznane zostały pewne właściwości ludzkiej cywilizacji tamtych czasów i chwała mu za to. Ale jak można byłoby z nim dyskutować o domniemanych cudach ? Tak zresztą jest w wielu innych przypadkach.

W plejstocenie były pomiędzy okresami zlodowaceń okresy cieplejsze niż obecnie. W tym optimum klimatyczne holocenu. Wnioskowano o tym na podstawie ciepłolubnej flory i fauny (skamieniałości).

Pozdrawiam

Honic

Vote up!
0
Vote down!
0
#1660285