Dramatyczna powtórka z rządów aferałów – cz. I

Obrazek użytkownika Kapitan Nemo
Kraj

Gdyby nie propaganda i poparcie tzw. postępowych mediów – dzisiejsza sytuacja przedwyborcza premiera Tuska i Platformy byłaby taka sama – o ile nie gorsza - jak krótka historia rządu JK Bieleckiego, zwanego rządem „aferałów”. Albo raczej rządu Buzka i AWS przed końcem kadencji. Jaką rolę w „pompowaniu” PO i Tuska spełniają media i ich propaganda, wraz z całym oprzyrządowaniem pijarowskim kancelarii premiera, widać porównując sondaże z okresu końca kadencji AWS i PO. AWS – bez wsparcia medialnego do Sejmu nie weszła, chociaż do dziś uchodzi za największą partię reformatorską . To AWS i politycy AWS przeprowadzili cztery duże reformy: administracji, szkolnictwa, służby zdrowia i ubezpieczeń emerytalnych. Jedynym rezultatem tych reform dla rządzącego AWS było 5.6% głosów w wyborach w 2001 roku i pożegnanie się z Sejmem na zawsze.

Tusk wraz z „liberałami” z PO wyciągnął jednak wnioski z rządów „aferałów”, który to rząd osobiście wpierał. Wyciągnął też wnioski z upadku rządu AWS i upadku samego AWS. Tusk postanowił afery ukrywać, aferzystów bronić i zamiast realizować reformy Państwa - mówić „na okrągło” o „modernizacji Polski” i cudzie gospodarczym, którego będziemy świadkami, głosując na PO. Tusk wprawdzie mówił o „wypaleniu korupcji gorącym żelazem”, ale postawiona do wypalania korupcji Julia Pitera, zdołała przez blisko 4 lata swojej ciężkiej pracy za gigantyczne pieniądze, wypalić tylko smażonego dorsza za ca. 8 złotych. Sam Tusk wybrał zatem zapowiedzi zrównoważenia bilansu budżetowego – jednak bez żadnych reform finansów i bez oglądania się na budżet, czy wytrzyma kolejne tysiące nowo-zatrudnionych urzędników. Wśród nowo-zatrudnionych urzędników znaleźli się głównie członkowie PO, którym Tusk zapłacił za poparcie w wyborach, sięgając oczywiście do kieszeni wszystkich podatników.

Tusk - wbrew doświadczeniu AWS-u, który zaczął nurkować w sondażach po informacji Bauca o deficycie budżetowym – uwierzył w swoje zdolności czynienia cudów, obawiając się jedynie PISu i prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Tusk przekonany o sprawczej mocy zapowiedzianych cudów – podobnie jak aferałowie sądził, iż „wolny rynek sam sobie poradzi z problemami gospodarczymi”. Tak więc Tusk nie musiał się przepracowywać, zajmując się ważniejszymi dla niego i jego partii sprawami, czyli nieustannym degradowaniem przeciwników politycznych, a konkretnie „braci Kaczyńskich” – jak sam wielokrotnie określał swoją obsesję.

Dla realizacji swoich celów – a więc władzy absolutnej liberałów– postanowił pozbyć się obu przeciwników. W tym dziele – przypominającym bardziej czasy Bieruta, niż demokracji - znalazł życzliwe wsparcie „postępowych mediów” i tzw. dyżurnych redaktorów, zdolnych nawet z największych kanalii uczynić autorytety Polaków. I niemal codziennie zaczęli pojawiać się osobnicy w rodzaju Palikota – strasząc „braćmi Kaczyńskimi”, których najlepiej zastrzelić, skoro rosyjski snajper nie był w stanie tego zrobić z 30.metrów. Bo do grona „dożynających watahy” włączyli się niemal wszyscy prominentni działacze Platformy, włącznie z marszałkiem Bronisławem Komorowskim.

Kiełbasa wyborcza na horyzoncie

Aby wygrać wybory w 2007 roku – Tusk zastosował znany skądinąd manewr polityczny – zwany w PRL-u „kiełbasą wyborczą”. Tusk tę „kiełbasę” jednak istotnie zmodyfikował, to znaczy – nie dał jej wyborcom, lecz obiecał, że będą ją mieli, gdy zagłosują na PO i Tuska. Duża część elektoratu na tę perspektywiczną kiełbasę się załapała, gdyż obok kiełbasy na horyzoncie - Tusk obiecał swoim wyborcom cud gospodarczy, obniżenie podatków, wyższe emerytury i płace budżetówki, laptopy dla dzieci, ulgi dla studentów, 2500 km autostrad, stadiony na Euro 2012 - a nawet likwidację abonamentu telewizyjnego! Wyliczanie tych wszystkich cudów, zajęło Tuskowi aż 3,5 godziny – w najdłuższym exposé w historii III Rzeczpospolitej. Wielu pamięta, że Tusk w swym expose wymienił około 130 cudów, dotyczących każdej dziedziny życia. Nie zabrakło nawet kiełbasy dla pracujących zagranicą, którzy już wkrótce mieli wrócić z emigracji, bo praca w Polsce zacznie się opłacać. Tusk obiecał Polakom drugą Irlandię i tylko dzięki zapowiedziom cudów wygrał, choć wielu pamiętało jeszcze rządy gdańskich „aferałów” z JK Bieleckim na czele…

Niewielu wyborców Platformy Obywatelskiej kojarzy dzisiaj, że wszystkie wymienione przez Tuska cudy ( a więc tylko te z kampanii wyborczej) - były gigantycznym oszustwem – jakiego nie zastosował przed wyborami w III RP żaden kandydat na premiera, czy prezydenta - ze Stanem Tymińskim na czele. Skala oszustwa Tuska, widoczna jest jaskrawo dzisiaj – po niespełna czterech latach rządów, choć nie dociera ona do dużej części elektoratu zaczadzonego czteroletnią propagandą, której mógłby Tuskowi pozazdrościć nie tylko tow. Gierek. Z zapowiedzianych cudów Tusk zrealizował tylko wyjście polskich wojsk z Iraku i zamiast obniżyć – zwiększył podatki, zamiast zrównoważyć budżet i finanse państwa – doprowadził do gigantycznego długu publicznego i deficytu tak, że musiała interweniować Komisja Europejska, nakazując min. Rostowskiemu opracowanie programu, który może uratować kraj przed katastrofą.

Sam Tusk, który obiecał przed wyborami w 2007 roku „tanie Państwo” i że on – jako premier - będzie latać tylko liniami lotniczymi - od początku urzędowania wylatał rządowymi samolotami "do domu i z powrotem" 285 razy, co kosztowało podatników 6 mln zł. Atakowany przez Tuska za nadmierne wydatki urząd prezydenta Lecha Kaczyńskiego – z chwilą wstąpienia na „tron” Bronisława Komorowskiego, stał się droższy niż Brytyjczyków kosztuje utrzymanie dworu Królowej Elżbiety II. Niedawna informacja, o kolejnej, czwartej już pancernej limuzynie BMW dla Bronisława Komorowskiego, nie wywołała jednak żadnego odzewu w biednej Polsce, choć zbiegła się z wydatkami na limuzyny rządowe w bogatych Stanach Zjednoczonych, co wywołało spore poruszenie wśród Amerykanów:  „Liberałowie zawsze opowiadają, że są po stronie zwykłych ludzi, ale wystarczy wpuścić ich do rządu, a rzucą się na wszystkie przywileje władzy" – komentował prawicowy „American Thinker", zwracając uwagę, że limuzyny muszą być prowadzone przez kierowców, a dodatkowi pracownicy to oczywiście dodatkowe wydatki.

Do niewielu wyborców Platformy dociera fakt, że zatrudnienie przez liberalny rząd Tuska ok. 100 tysięcy nowych urzędników – obciąża wprost polskiego podatnika, którego Tusk musi teraz obciążyć kolejnymi daninami, aby zapłacić za wszystkie przywileje swojej władzy. Skoro prominentny polityk PO na zarzut marnotrawienia środków budżetowych przez powiększającą się armię urzędników odpowiada: „Ale dzięki temu, spadła ilość bezrobotnych” – ujawnia mentalność prawdziwego liberała, którego wystarczy wpuścić do rządu, by rzucił się od razu na kasę i przywileje władzy, nie widząc w tym żadnych konsekwencji dla finansów Państwa.

Dlatego, niewielu wyborców PO potrafi sprecyzować, jaki problem Polski rozwiązał Tusk, poza próbą rozwiązania problemów, które Tusk sam stworzył... Bo cztery lata rządów Tuska to tylko nieustanna walka z PIS-em, przerywana urlopami zmęczonego walką premiera, lub nieustanna grą w piłkę nożną, gdzie Tusk może wykazać się swoją prawdziwą profesją. Na miarę podwórka, z którego nigdy nie wyszedł.

Brak głosów