Wyspa z pacyfą w godle

Obrazek użytkownika Piana
Kraj

Gdyby spytać o bezpieczeństwo Polski dowolnego dygnitarza, odpowiedź brzmiałaby, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, wokoło sami przyjaciele, chronią nas nierozerwalne sojusze i w ogóle.

W odpowiedzi na tak postawione pytanie należałoby się posłużyć słowami, które padły w jednej w polskojęzycznych „komedii romantycznych”. Tytułu oczywiście nie warto pamiętać, ale jeden z bohaterów filmu wypowiada do swojego rozmówcy słowa „no to jesteś w czarnej du…”. (Tu oczywiście należy się zaśmiać, bo ten tekst jest bardzo śmieszny, a kogo to nie śmieszy ten nie ma poczucia humoru!) Owe słowa dużo lepiej oddają nasze rzeczywiste położenie, co postaram się rozwinąć poniżej w tekście.

Rozdźwięk jest więc znaczny. Czy to możliwe? Jak najbardziej. Cofnijmy się najpierw o kilkadziesiąt lat wstecz. Mamy rok 1939. 3-go września, na wieść o przystąpieniu do wojny Francji i Wielkiej Brytanii, odbywa się w Warszawie wielka manifestacja poparcia dla naszych „sojuszników” (zachowały się nawet materiały filmowe). Problem tylko w tym, że dla walczącej Polski ta wiadomość miała taki sam skutek, jak „njus” o rozpoczęciu się w tym samym czasie sezonu godowego wśród traszek zwyczajnych.

Dla wyjaśnienia tym, co to historią się w ogóle nie interesują lub też mają o niej blade pojęcie. Wielka Brytania i Francja z wyjątkowym cynizmem udzieliły bezwartościowych poręczeń sojuszniczych dla Polski. Chodziło im o to, aby agresję Niemiec skierować na wschód, z daleka od swych granic. Niech kto inny się wykrwawia, śmierć frajerom.

Zadziwiające jest to, że już w tym okresie zwykli ludzie byli tak zmanipulowani, że oczekiwali lada dzień rozpoczęcia wojny na zachodzie. Przecież polski wywiad miał informacje o tym, że nasi „sojusznicy” są zupełnie nieprzygotowani do wojny i nie mają zamiaru podejmować jakichkolwiek operacji militarnych. Rządzący również z pewnością mieli dane wywiadu o stanie gotowości.

Jak to wszystko możliwe? Przyznać się muszę, że jedyne logiczne wyjaśnienie jakie się nasuwa jest z gatunku spekulacyjnych. Zakładam zatem istnienie całych siatek wpływów – brytyjskich, francuskich i sowieckich w szeregach władzy. Mogły to być sieci agentów, nieformalnych powiązań towarzyskich i innych. Jak inaczej wytłumaczyć wielkie słowa o tym, że „nie oddamy nawet guzika” gdy obraz rzeczywistości był tragiczny? Oczywiście nie mam na to dowodów bezpośrednich, ale konfiskata w czerwcu 1939 całego nakładu pracy Władysława Studnickiego „W obliczu nadchodzącej drugiej wojny światowej” daje dużo do myślenia o działaniu sanacji.

Zamiast realnej polityki mieliśmy bujanie w obłokach. Zamiast realnego przedstawienia sytuacji bajki dla ludu pracującego miast i wsi. Wmawiano ludziom, że mamy silną armię, co to szwaba się nie przestraszy. Ruskom łupnia daliśmy, to teraz też pokażemy wszystkim gdzie raki zimują. No, a poza tym Angole i Żabojady już rwą się dać łupnia Malarzowi. Dlaczego tak bardzo przypomina to sytuację współczesną, kiedy to słyszymy, że „państwo zdało egzamin”, na co ludzie reagują spontanicznym wzrostem poparcia dla rządzących?

Właśnie. Spójrzmy na sytuację obecną. Jest ona tak, jak ją opisywał aktorzyna z przerwą między zębami w „romantycznej komedii” wspomnianej na początku. Na papierze jest świetnie, można by nawet rzec: idealnie. Rzeczywistość tymczasem idzie własnymi torami i ma w nosie słowa politykierów.

Zadajmy sobie kolejne pytanie. Czy gdyby powtórzyła się sytuacja porównywalna z 1939 roku to postąpilibyśmy podobnie? Czy poszlibyśmy w bój wykrwawiać się tylko dlatego, że nam to zasugerowali nasi współcześni „sojusznicy”? Oczywiście w zamian za dobre słowo, poklepanie po plecach i dobre opinie w prasie? Obawiam się, że tak. Pytanie o agenturę i sieci wpływu we władzach pozostawiam bez odpowiedzi, ale przesłanek w tym kierunku jest aż nadto.

Teraz z drugiej strony. Czy nasi „sojusznicy” przyszliby z pomocą w przypadku agresji zbrojnej? Odpowiem pytaniem na pytanie – dlaczego mieliby to zrobić? Przecież ze słynnego artykułu 5-go Traktatu Atlantyckiego wynika, że członkowie NATO mogą (nie muszą!) udzielić takiej pomocy, jaką uznają za odpowiednią. Cóż więc stoi na przeszkodzie, aby zamiast desantu brygady spadochroniarzy i pociągów ze sprzętem otrzymać materiały rodem z piosenki „Kolorowe jarmarki” Janusza Laskowskiego? Dostalibyśmy zatem transport blaszanych zegarków, pierzastych kogucików, baloników na druciku, motyli drewnianych, koników bujanych, cukrowej waty i z pienika chaty. Czy i wówczas lud stolicy wyległby w manifestacji poparcia?

Unia Europejska nie jest związana żadnym wewnętrznym sojuszem wojskowym. Traktat lizboński nie zmienił tego nawet o odrobinę. Relacje sąsiedzkie są (delikatnie mówiąc) nieciekawe i jest to wynik ostatnich dwudziestu lat rządów. Niestety. Postaram się w jednym z kolejnych wpisów bliżej opisać poszczególne relacje, bo nie chciałbym przeciągać tekstu. Napiszę tylko, parafrazując naszego ukochanego premiera Tuska, że jesteśmy wyspą. Wyspą, ale z pewnością nie zieloną.

Skoro padło tyle pytań, to zadam jeszcze jedno. Brutalne, ale bardzo proste. Komu z zagranicznych mocarstw zależy na tym, aby pomiędzy Bugiem i Odrą było państwo z nowoczesną gospodarką i silną armią? No, proszę powiedzieć?

Tu dochodzimy do meritum. Nikomu nie zależy. Tymczasem świat gna do przodu, po prostu pędzi. Na naszych oczach świat się zmienia i prędzej czy później do nas dotrze powiew historii. Może to być nawet huragan. Jak się do tego przygotujemy? Czy mamy mocne fundamenty i solidny dach, aby przetrwać nawałnicę? My tymczasem zastygliśmy w naszym grajdole („wsi spokojna, wsi wesoła”) obserwując jak dwóch wioskowych łobuzów tłucze się między sobą.

Czy z tego jest wyjście? Czy możemy przygotować się? Długofalowo tak. Potężna i zróżnicowana gospodarka oraz uniezależnienie energetyczne z jednej. Z drugiej nowoczesna armia posiadająca zdolności operacyjne, a do tego rezerwy zdolne w każdej chwili skoczyć do broni.

Do tego nowoczesny patriotyzm. Myśl jako broń. Nie martyrologia, ale opis rzeczywistości i zdolność formułowania własnych celów i ich zdecydowanej realizacji. Być może to wszystko górnolotne i bez konkretów, ale to jedyna droga do wyjścia z impasu. Druga możliwość to taniec w rytm muzyki z Berlina/Brukseli i stopniowe ograniczenie polskości do języka, Wigilii i zapalenia zniczy w Dniu Wszystkich Świętych. Co wybieracie?

Brak głosów

Komentarze

Brawa za tekst.Politycy (i to bynajmniej nie tylko aktualna ekipa "historyków)zachowują się tak, jak gdyby nigdy ich historii nie uczono. Pytam:Czy zauroczenie polską obecnością w NATO i Unii przysłania im wszystkim-nam wszystkim?-fakt, że geopolityczna sytuacja Polski właściwie nie zmieniła się od 1939 roku. Leżymy tam, gdzie leżymy i powojenne przesunięcie granic nie ma tu nic do rzeczy, tak samo jak aktualne sojusze i polityczne orientacje? Czy naprawdę wierzą - my wszyscy wierzymy? -że Europa - kolebka wojen zwanych światowymi - dwukrotnie przeżywszy to doświadczenie - już nigdy nie będzie teatrem kolejnej? Czy aby napewno tak dalece zmieniła się ludzka natura "nowoczesnego Europejczyka"? W ciągu 65 lat coś się stało z genami? Pozdrawiam, tł.

Vote up!
0
Vote down!
0
#132729

... nawet wtedy nie mieliśmy jawnej targowicy u władzy, praktycznie w roli politycznego monopolisty, oraz tak przeżartego zdradą społeczeństwa.

Jest O WIELE gorzej niż wtedy! Wszelkie nadzieje mogą się teraz wiązać tylko z b. szybkim zawaleniem się tego syfa, który nas z lewa i prawa otacza, przy naprawdę trudnej już tym razem do zrozumienia (po tylu spapranych przez Polaków okazjach) Boskiej opiece...

Pzdrwm
triarius
-----------------------------------------------------
http://triarius.pl - mój prywatny blogasek
http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

Vote up!
0
Vote down!
0

Pzdrwm

triarius

-----------------------------------------------------

]]>http://bez-owijania.blogspot.com/]]> - mój prywatny blogasek

http://tygrys.niepoprawni.pl - Tygrysie Forum Młodych Spenglerystów

#132816