Emigracja po Smoleńsku

Obrazek użytkownika Aleksander Rybczyński
Świat

10 kwietnia 2010 roku doszło do zamach na polskiego Prezydenta i 95 osób, towarzyszących mu w locie do Smoleńska. W wyniku wybuchu samolot rozpadł się na porozrywane szczątki, które trafiły nie tylko w bagnisty, cmentarny las polskiej tragicznej historii. Części samolotu rozprysnęły się w najdalsze zakątki globu, wszędzie tam, gdzie mieszkają Polacy. Zarówno Ci, dla których wolność i niepodległość jest żywą tradycją, jak i ci wyzwoleni, którzy postanowili nazywać się Europejczykami i obywatelami świata. Odłamki te utkwiły w naszych sercach;ć w jednych jako rozpalona, bolesna iskra; w innych jako bezwzględny, znieczulający okruszek lodu, przypominający bajkę o Królowej Śniegu, a może bardziej współczesny horror zimnej kalkulacji kagiebisty.

Katastrofa smoleńska zmieniła całe nasze życie, wielu z nas otworzyła także oczy, pozwalając poprzez wytrwałe i systematyczne próby dociekania prawdy, jasno i jednoznacznie ocenić najnowszą historię Polski i Europy. Podzieliła Polaków i podział ten dokonał się także na emigracji.
Już klika dni po tragedii można było zauważyć ten rozłam, odsuwający od siebie ludzi, którzy dotychczas byli bliskimi znajomymi, mającymi wspólne tematy i - jak się wydawało - kierującymi się podobnymi wartościami. Do dzisiaj jest dla mnie niepojęte, jak część z nas odwraca się od faktów, ulega propagandzie, trwa przy niepostrzeżenie sączonym w świadomość kłamstwie i opiera się wszelkim racjonalnym argumentom.

Iluzoryczna kraina wolności, demokratycznych swobód i niekontrolowanych granic, którą rozpostarto przed oknami "wyzwolonych z komunizmu" rodaków, jak fatamorgana poszybowała daleko, nawet za ocean, odbierając najbardziej wykształconym, wydawałoby się inteligentnym ludziom umiejętność ostrego spojrzenia, dar samodzielnego myślenia i łaskę uczciwego wyciągania wniosków. Potrzeba poczucia bezpieczeństwa i naiwne przekonanie o obowiązywaniu reguł prawa w realnej polityce jest zbyt silne, by - jak obrazowo określiła to Ewa Stankiewicz - potrafili wyobrazić sobie wolność.

Chciałbym napisać, że współczesna emigracja, to emigracja spadkobierców Kazimierza Wierzyńskiego, Zygmunta Nowakowskiego i Ignacego Matuszewskiego. Emigracja poczuwających się do moralnego prawa i obowiązku występowania w obronie niepodległości, zobowiązanych do wołania o należne Polsce równoprawne uczestnictwo w życiu międzynarodowej społeczności, zdeterminowanych do upominania się o dobre imię naszych bohaterów i występowania w obronie poniżanych rodzin ofiar smoleńskiej tragedii. Chciałbym, byśmy stali w obronie poniewieranych wartości i tak, jak cnota z wiersza Herberta, "powtarzali wielkie - Nie". Byśmy byli wierni, jak Wacław Iwaniuk, oszczepnik z Kartaginy, żołnierz do końca - niezłomny i ascetyczny. Chciałbym także nie pamiętać, że współcześni koledzy pisarze radzą, by nie zajmować się "polityką", tylko wrócić do pisania wierszy. Chciałbym wreszcie, by rozprawy i symulacje naukowe polskich uczonych, pracujących na emigracji: Wiesława Biniendy, Kazimierza Nowaczyka, Grzegorza Szuladzińskiego, Chrisa Cieszewskiego i innych były tematem burzliwych, publicznych dyskusji na łamach polskich, emigracyjnych pism. Chciałbym, by ich odwaga i determinacja porwała większość Polonii do bardziej zdecydowanego działania. Jest nas ciągle za mało i powinniśmy wołać, za uczestnikami marszu w obronie wolności słowa i telewizji Trwam: "Obudź się Emigracjo!"

Felieton ukazał się na portalu www.solidarni2010.pl
Zapraszam także na stronę
www.marszpolonia.com

Brak głosów