Drugi Obieg 2.0 – cz. II

Obrazek użytkownika Gadający Grzyb
Idee

Nasze pozornie słabe i rozproszone inicjatywy są jak rój. Można utłuc jedną czy drugą pszczołę, ale koniec końców rój zawsze wygrywa.

Wprowadzenie

W poprzedniej części wyjaśniłem pokrótce znaczenie terminu Drugi Obieg 2.0, następnie omówiłem genezę tego nurtu społecznego, opisałem czym jest i jakie przyświecają mu założenia polityczno-ideowe. W części drugiej pozostaje nam zająć się rolą w życiu społeczno-politycznym oraz relacjami z mainstreamem III RP.

IV. Rola w życiu społeczno-politycznym

Pierwszym i podstawowym zadaniem Drugiego Obiegu 2.0 jest tworzenie infrastruktury patriotyzmu, do tego bowiem sprowadzają się wszystkie podejmowane działania. Jak nadmieniłem wcześniej, opcja niepodległościowa wypchnięta ze społeczno-politycznego mainstreamu zaczęła samorzutnie - bez centrum decyzyjnego, w rozproszony sposób – tworzyć rój spontanicznych inicjatyw: stowarzyszenia, gazety, media tradycyjne oraz internetowe, blogowiska, instytucje eksperckie... Tego typu działalność ma jedną, bardzo istotną cechę: wymusza osobiste zaangażowanie, rodzi poczucie wspólnoty i promieniuje na otoczenie. Zasada jest prosta: lokalne stowarzyszenie zaprosi Pospieszalskiego, czy Ewę Stankiewicz do Pcimia Dolnego, z kolei w Górnej Bździnie jakiś Iksiński rozkolportuje blogerski biuletyn, a w innym jeszcze miejscu ktoś zbierze podpisy pod petycją czy obywatelskim projektem ustawy... Mało spektakularne? Owszem, ale – mówiąc Łysiakiem – cierpliwości. Trawa z czasem zmienia się w mleko.

Drugi Obieg 2.0 potrzebny jest bowiem m.in. po to, by z tych quasi-podziemnych pozycji wychodzić w przestrzeń publiczną i „polityzować masy”. Temu celowi mają służyć te wszystkie projekcje „zakazanych filmów”, spotkania z „niesłusznymi” twórcami, naukowcami, intelektualistami, oraz dystrybuowanie zapisów wśród możliwie najszerszej rzeszy publiczności. Bez flirtów i koncesji na rzecz głównego nurtu, bo on jest w niepodzielnym władaniu obozu beneficjentów i utrwalaczy III RP, który to obóz najżywotniej jest zainteresowany utrzymaniem obecnego stanu rzeczy i dlatego każdego naiwniaka pragnącego wchodzić z nim w konszachty przeżuje i wypluje.

Obiektywnie patrząc, zarówno poprzez kultywowany w nim system wartości, jak i podejmowane działania „organiczne”, Drugi Obieg 2.0 służy budowie IV RP. Budowie nie odgórnej, gdyż takowa może nastąpić tylko w wyniku wygranych wyborów, ale oddolnej, polegającej na codziennym, mozolnym budzeniu świadomości Polaków. To budzenie siłą rzeczy nie może przynieść efektów natychmiastowych, jest procesem rozłożonym w czasie, zatem różnym mędrkom, nie dostrzegającym świata poza wiodącymi mediodajniami, jawi się często jako bezproduktywne „gadanie do przekonanych”. Otóż nie. To „gadanie do przekonanych” oddziałuje na zewnątrz. Świadczą o tym różne sygnały – od widowni filmów produkowanych przez „Gazetę Polską” po poczytność portali, również blogerskich, których „klikalność” dalece wykracza poza „oszołomski” margines. Warto również zastanowić się, czy w ostatnim Marszu Niepodległości poszłoby tyle osób, gdyby nie „drugi obieg” właśnie.

Widzę tu ogromną przewagę nad obozem beneficjentów i utrwalaczy III RP, którego ekspozyturą jest obecna Dyktatura Matołów. Oni nie mają nawet namiastki podobnego ruchu obywatelskiego. Mogą liczyć na aparat państwa w rodzaju „rozgrzanych sądów”, służby, ewentualne „cuda przy urnach” i broń masowego ogłupienia – pozostające w ich rękach wiodące mediodajnie i zmanipulowanych, bądź „uśpionych” lemingów. Jest to siła typu PZPR-owskiego – bezideowa i interesowna, której potencjał, zwłaszcza wśród lemingowatego elektoratu będzie się nieuchronnie kurczył wraz z pogarszaniem się sytuacji w kraju i rozwojem drugoobiegowej działalności.

Ostatecznym celem politycznym jest przekucie wysiłku na sukces wyborczy, czyli zwycięstwo ugrupowania reprezentującego reformatorskie oczekiwania „drugoobiegowców” wobec państwa jako najwyższego wyraziciela narodowych aspiracji i realizującego polską rację stanu. Temu służyć ma tworzenie społecznego podglebia i dlatego wielce istotnym jest, by zaistniał realny sojusz, oparty na partnerskich relacjach, między światem polityki, a drugoobiegowymi społecznikami tworzącymi fenomenalny, niezależny od establishmentu, obywatelski pas transmisyjny dystrybuujący idee, informacje, opinie, z pominięciem reżimowych mediodajni.

Celem cywilizacyjno-kulturowym jest oczywiście wyłonienie autentycznych elit, autorytetów i stopniowa rekonkwista „rządu dusz” z rąk ich obecnych dzierżycieli – w sferze kultury, nauki, myślenia o państwie - i przebudowa fundamentów aksjologicznych życia społecznego.

V. Drugi Obieg 2.0 a mainstream III RP

W dyskursie drugoobiegowym sporo miejsca zajmuje kwestia postawy wobec oficjalnego, głównego nurtu III RP, sankcjonującego obecny porządek - zwłaszcza wobec mediów. Odwołam się tu do przykładu, który przytaczałem onegdaj w tekście „PiS a mediodajnie” i oparty na tym przykładzie wywód w znacznej części powtórzę. Otóż, od lipca 2008 do stycznia 2009 (pół roku) PiS bojkotował TVN. Bojkot ten, wbrew ponurym wróżbom, nie zachwiał słupkami poparcia. Okazało się, że obecność w Tusk Vision Network nie jest PiS-owi do niczego potrzebna. Bojkot odwołano, gdyż zbliżały się wybory do Parlamentu Europejskiego, no i cierpiące na syndrom odstawienia „spinki”, które później stworzyły PJN, bardzo płakały, bo nie miały się gdzie lansować. Koniec końców, PiS naraził się na szkody wizerunkowe i śmieszność, ale nie z powodu bojkotu jako takiego, tylko z powodu niekonsekwencji zatrącającej o koniunkturalizm, zaś w wyborach i tak dostał te swoje 27% z kawałkiem.

Ciekawa była reakcja TVN-u. Mianowicie, po początkowym okresie oburzenia przeplatanego drwinami, mediodajnia ta zaczęła wysyłać sygnały w stylu: „no co wy, wróćcie, przecież was nie zjemy...”. Co z tego wyszło, wiadomo – ciąg dalszy programów–egzekucji, w konwencji „trzech gości plus prowadzący na jednego pisowca”.

Dlaczego to przywołuję? Ano dlatego, że należy mieć świadomość, iż reżimowe mediodajnie i szerzej – cały mainstream III RP – by wodzić za nos społeczeństwo musi otoczyć się nimbem obiektywizmu, pluralizmu i całej reszty tych szamańskich zaklęć, niezbędnych do uprawiania skutecznej propagandy. Innymi słowy, aby skutecznie spełniać swą rolę, potrzebuje ciągłego uwiarygadniania się w oczach społeczeństwa. Tę swoistą legitymizację osiąga zapraszając „na alibi” do programu jakiegoś „oszołoma”, który choćby nie wiem jak się uwijał, to nie przegada czwórki pozostałych „dyskutantów” i będzie miał szczęście, jeśli akurat się zagapią i dadzą mu dokończyć choćby jedną myśl, jedno zdanie.

Kogo przekona w takich warunkach? Do kogo się przebije ze swym przesłaniem? Kto tu czerpie korzyści? No przecież, że nie my, tylko kołchoźniki perorujące później, że przecież są dla wszystkich, zapraszają gości z najróżniejszych opcji... i tele-gawiedź to łyka. Dotyczy to również innych sytuacji, gdzie z jakichś powodów usiłowanoby dokooptować któregoś z „drugoobiegowców” w charakterze kwiatka do kożucha.

Wiedzmy jedno: bojkot stanowi problem dla nich, nie dla nas, bowiem zaburza im misternie szytą narrację i grę pozorów. Nasza nieobecność jest wyraźnym sygnałem, krzyczącym oskarżeniem, nie mówiąc już o tym, że bez draki na ekranie i glanowania „mohera” spadają słupki oglądalności – czy jest w naszym interesie dostarczać „mięcha” cyklicznym seansom nienawiści? Dlatego należy odmówić udziału w legitymizowaniu tego chorego systemu, nie uwiarygadniać „onych” swoją obecnością, nie dawać im pożywki.

Na przeszkodzie staje tu rozpowszechniony mit wszechmocy mediów. Wedle tego mitu, należy „istnieć” nawet w skrajnie nieprzyjaznych miejscach, by przebić się ze swym komunikatem do masowego odbiorcy. Jak wykazałem powyżej, jest to szkodliwa bzdura. Gdyby choć połowę tej energii, którą zaangażowano w odwojowywanie przekazu „tamtych” i „zaistnienie” przeznaczono na budowę własnych kanałów dystrybuowania polityczno-społecznego przekazu i idei, już dawno bylibyśmy potęgą.

Drugi Obieg 2.0 to pozornie nic w porównaniu ze znaczeniem tradycyjnych reżimowych przekaziorów, ale gdyby to naprawdę było „nic”, to komuniści nie ścigaliby niegdyś podziemnej bibuły, a obecnie nie próbowano by dezawuować na każdym kroku alternatywnego przekazu. Ignorowano by nas po prostu, jak w latach 90-tych, bo komu może zagrozić garstka „oszołomów”... Tymczasem jest odwrotnie – mainstream i jego elity szaleją, sami już nie wiedzą czy nami straszyć, czy nas wykpiwać. Nic dziwnego. Taka jest logika tego systemu: musi być hermetycznie domknięty, albo pada. Każda szczelina powoduje prędzej czy później jego rozsadzenie. Zatem, zamiast akceptować narzucane reguły gry i robić z siebie kopanych po nerach durniów i frajerów, niezdarnie odgryzających się prześladowcom ku uciesze lemingowatej ludożery, należy skupić się na rozbudowie własnych, alternatywnych form przekazu. Wzmacniać współczesny Drugi Obieg 2.0. Konsekwentnie, z uporem docierać do ludzi.

Albowiem, Drugi Obieg 2.0 - te wszystkie pozornie słabe i rozproszone inicjatywy - są jak rój. Można utłuc jedną czy drugą pszczołę, ale koniec końców rój zawsze wygrywa.

Gadający Grzyb

O Drugim Obiegu 2.0 pisałem, bądź wzmiankowałem w notkach:

http://niepoprawni.pl/category/tagi-z-blogow/drugi-obieg-20

Brak głosów

Komentarze

Tak jak za młodej Endecji, polityzować masy. Ktoś kiedyś zadał takie pytanie RAZ-owi czy wtedy było trudniej czy teraz i według mnie RAZ udzielił wadliwej odpowiedzi mówiąc że wtedy. Otóż nie, teraz jest trudniej. Bo wtedy nikt się nie interesował chłopem pańszczyźnianym i na to przyszli młody Dmowski i Popławski i nauczyli tego pańszczyźnianego mówić i pisać PO POLSKU.
A teraz, pozostając w zestawie pojęciowym Ziemkiewicza, "polactwem" interesują się i to bardzo. A głównie tym, żeby taki przysłowiowy leming nie miał wątpliwości, żeby NIE MYŚLAŁ.
Czeka nas jeszcze od groma roboty, aczkolwiek chyba znacznie mniej niż Endeków i Piłsudskiego. Wszak gdy Pierwsza Kadrowa wkraczała do Kielc, to ludzie w najlepszym razie zamykali okiennice a nie brakowało również takich, którzy rzucali zgniłymi jajami.
A nas lekko licząc jest w tej chwili około pięciu milionów, to jest znacznie więcej niż to co miał Piłsudski w 1918.
Jeśliby to zaczęło przynosić efekty, to na zasadzie kuli śniegowej będzie rosnąć w postępie co najmniej arytmetycznym jeśli nie geometrycznym - wszyscy chcą być w obozie zwycięzców. Tak jak za Piłsudskiego, potem co drugi na ulicy się przechwalał, że był w Legionach.

Najważniejsze zagadnienie według mnie to to, czy łatwiej dotrzeć do tego przysłowiowego leminga, który chodzi na wybory i głosuje jak każą w GW i TVN, czy też łatwiej zmusić do ruszenia dupy z domu tych, którzy notorycznie na wybory nie chodzą - bo dali sobie wmówić, że ich głos nic nie znaczy, albo jeszcze lepiej, że nie pójdą na wybory bo nie mają na kogo głosować.Kiedyś rozmawiałem z taki, i dopiero gdy powiedziałem, że jedyna partia, na którą bedę glosował zawsze bez żadnych zastrzeżeń, to taka, którą sam założę i dożywotnim prezesem będę. Dopiero po takim dictum zaczął jarzyć, że wybór nie polega na maksymalnym dostosowaniu, ale na minimalizacji niezgodności poglądów.

Pozdrawiam

Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A

Vote up!
0
Vote down!
0

Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A

#220399

Szczerze mówiąc, nie podejmuję się oceniać, kiedy było łatwiej/trudniej - za czasów Dmowskiego i Popławskiego, czy teraz. Natomiast co do "targetu" to uważam, że lepiej się skupić na biernych/nie chodzących na wybory, bo ci, którzy emocjonalnie zaangażowali się w Platformę i "antypisizm" musieli by sami przed sobą przyznać, że dali się nabić w butelkę, a to psychologicznie bardzo trudna operacja...

pozdrowienia

Gadający Grzyb

Vote up!
0
Vote down!
0

pozdrowienia

Gadający Grzyb

#220600