Unia Europejska. Za i przeciw – Warte przypomnienia.

Obrazek użytkownika obiboknawlasnykoszt@tlen.pl
Idee

Tak było i o ile wiem nic się nie zmieniło w opinii Krzysztofa Dośla w tym względzie.

Natomiast Ryszard Rusiłowicz ma jeszcze bardziej negatywną opinię o nowym komunistycznym związku sowieckim z niebieską flagą i złotymi sowieckimi gwiazdkami na niej.
Gdybym miał wybierać między tymi dwoma moimi kolegami wybrałbym Ryszarda Rusiłowicza.

Ad rem.

[quote]Do debaty na temat wejścia Polski do Unii Europejskiej zaprosiliśmy KRZYSZTOFA DOŚLĘ, przewodniczącego Zarządu Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność” oraz RYSZARDA RUSIŁOWICZA, członka Krajowej Komisji Rewizyjnej NSZZ „Solidarność”

– 13 grudnia 2002 roku Polska wraz z dziewięcioma innymi krajami zakończyła negocjacje z Unią Europejską. Jeżeli w referendum Polacy poprą nasze wejście do Unii, to za półtora roku będziemy członkiem wspólnoty. Czy dla panów jest to dobra, czy zła wiadomość?

– Krzysztof Dośla (K.D.): – Czy będzie to 1 maja 2004 roku, to zobaczymy. Unia wyznaczała już parę terminów i niewiele z tego wynikało. Uważam jednak za dobrą wiadomość fakt, iż doszło do zakończenia negocjacji. Choć informacje o tym, co w trakcie negocjacji uzyskano, nie cieszą do końca. W mojej ocenie negocjacje były źle prowadzone już od dłuższego czasu. Popełniono wiele błędów, które rzucają cień na końcowy efekt. Sądzę jednak, że perspektywa wejścia Polski do Unii Europejskiej jest mimo wszystko dobrą informacją. To przede wszystkim szansa dla przyszłych pokoleń.

Ryszard Rusiłowicz (R.R.): – Dla mnie perspektywa wejścia Polski do Unii na obecnych warunkach jest złą wiadomością. Sądzę tak na podstawie dostępnych wiadomości, bo przecież jak na razie nie mamy pełnej informacji na temat umowy podpisanej przez rząd Leszka Millera z Unią Europejską. Ponadto sama Unia jest jeszcze w tej chwili na etapie tworzenia zapisów dotyczących ukonstytuowania się tej organizacji. Pewnych spraw, co do funkcjonowania Unii w przyszłości, możemy się jedynie domyślać. Czy będzie to superpaństwo na wzór ZSRR? Dla mnie istotne jest również to, czy Unia postawi na „mieć”, czy „być”. Niestety, jak na razie w krajach Piętnastki to „mieć” wygrywa nad „być”. Dlatego jestem przeciwny wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej.

K.D.: – Nie obawiałbym się nadmiernie tego zła, zła w cudzysłowie, które niesie Unia Europejska. Są podnoszone obawy, że jako społeczeństwo zatracimy tożsamość, utracimy pewne wartości. Wiele zależy jednak od nas samych – jak będziemy wychowywali swoje dzieci w domach rodzinnych i jakie wartości im przekażemy. Zachowanie naszej tożsamości nie zależy od tego, czy wejdziemy do Unii, czy nie. Jeżeli to pokolenie, które przyjdzie po nas, nie będzie wyznawało pewnych wartości – wpojonych w domu czy w szkole – to zubożejemy jako społeczeństwo. Ale nie dlatego, że wejdziemy do Unii, ale dlatego, że jako naród nie będziemy w stanie się przed pewnymi negatywnymi zjawiskami obronić. Ostatnie 13 lat pokazało, że niestety, jako społeczeństwo wchłanialiśmy bezkrytycznie to, co nam ofiarowuje Zachód.

– Spróbujmy wymienić więc krótko najważniejsze szanse i zagrożenia wynikające z naszego przystąpienia do Unii.

R.R.: – Oczywiście, dobrze byłoby, aby człowiek mógł wyjechać z Gdańska i nie stając na żadnej granicy dojechać, dajmy na to, do Hiszpanii, naturalnie, gdy będzie go na to stać. Mam złe doświadczenia z czasów komunistycznych, gdy ludzie byli zamykani w wagonach w czasie podróży, nie mogli wyjść na zewnątrz w krajach tranzytowych. Mnie szczególnie interesuje ochrona środowiska. Polska będąc w Unii będzie musiała przestrzegać pewnych norm. I to są niewątpliwie pozytywy. Są jednak kolosalne zagrożenia. Moim zdaniem, podstawowym zagrożeniem jest dobrowolna utrata suwerenności państwa. Jesteśmy krajem europejskim, mającym dwóch potężnych sąsiadów, którzy w przeszłości nigdy nie byli naszymi przyjaciółmi. Może mieć to wpływ na naszą przyszłość. Dużym zagrożeniem są uwarunkowania dotyczące własności na tzw. ziemiach odzyskanych. W konstytucji niemieckiej są niejasne zapisy dotyczące granic z Polską. Oczywiście, oni honorują obecnie obowiązującą granicę. Realne jest jednak zagrożenie, że po naszym przystąpieniu do UE powróci sprawa własności ziemi na terenach, które przed 1 września 1939 roku były zamieszkane przez Niemców. Nie mam wątpliwości, że roszczenia niemieckie pojawią się.

K.D.: – Nie oczekuję, że nasze pokolenie zyska szczególnie po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Ja na przykład pewnie nie zmienię miejsca mojego zamieszkania ani nie będę poszukiwał stałej pracy za granicą. Duża szansa jednak otwiera się przed młodym pokoleniem, przede wszystkim szansą jest możliwość zatrudnienia za granicą. Unia Europejska to także szansa dla naszej gospodarki, pod warunkiem, że będziemy umieli tę szansę wykorzystać i nie staniemy się tylko konsumentami produktów wytwarzanych w Unii Europejskiej. Zależy tu wiele od sprawności naszego rządu i parlamentarzystów. Obawiam się natomiast utraty suwerenności, ale nie w takim sensie, jak to rozumie mój przedmówca, że ktoś Polakom zabierze ziemię, ale że utracimy suwerenność moralną. Istnieje niebezpieczeństwo, że ktoś będzie chciał nam narzucić rozwiązania niezgodne z naszymi wartościami. Po wejściu do UE będziemy mieli jednak swoich przedstawicieli w parlamencie europejskim, a więc będziemy mogli wpływać na uchwalane prawo. Wracając do sprawy zagrożeń związanych z obrotem ziemią, to można to uregulować przed wejściem do Unii w drodze ustawowej i zabezpieczyć obecnym wieczystym dzierżawcom prawo własności.

– W umowie akcesyjnej znalazł się zapis o siedmioletnim okresie przejściowym w przepływie pracowników. Czy nie powoduje to, że pracownicy z krajów kandydujących są traktowani gorzej niż ich koledzy z krajów Piętnastki?

K.D.: – Państwa Unii mogą skorzystać z prawa, jakie dają tzw. okresy przejściowe, ale nie muszą. W pewnym sensie jesteśmy sami sobie winni. W swoim czasie bardzo mocno była w mediach nagłaśniana kwestia, że Polacy, jak tylko otworzą się granice Unii, masowo ruszą na Zachód. Wcale się nie dziwię, że przy obecnych kłopotach ekonomicznych Unii, rosnącym bezrobociu, jest naturalny opór przed przyjmowaniem dużej liczby pracowników z nowo wstępujących państw. Już jednak kilka krajów zapowiedziało, że pracownicy z nowych państw będą mogli przyjeżdżać do pracy nawet pierwszego dnia po przyłączeniu do Unii Europejskiej.

– Ale czy z kolei nie okaże się, że z Polski wyjadą najlepiej wykształceni ludzie?

K.D.: – Ważne jest, aby szkoły – średnie i wyższe – kształciły zgodnie z zapotrzebowaniem rynku pracy, nie tylko polskiego. Młodzi ludzie będą uciekać na Zachód przede wszystkim z powodu braku pracy w Polsce, bezrobocie jest szczególnie duże wśród absolwentów. Zależy to też od tego, jak szybko nasza gospodarka będzie w stanie wyjść z kryzysu.

R.R.: – Możliwość wyjazdu za granicę dla wielu ludzi jest szansą. Jest rzeczą nieporównywalną, ile można zarobić u nas, a ile na Zachodzie. Ale patrząc na to z punktu widzenia potrzeb naszego kraju, to mamy do czynienia niewątpliwie z drenażem najzdolniejszych ludzi.

– Na szczycie w Kopenhadze miałam okazję rozmawiania z dziennikarzami związkowymi z krajów należących do Unii. Wszyscy moi rozmówcy zapewniali, że cieszą się z rozszerzenia. Nie ukrywali jednak swoich obaw, wskazując, że zależy im, aby w Polsce jak najszybciej wzrosły płace, a co za tym idzie podniósł się poziom życia.

K.D.: – Bardzo bym się cieszył i nie miałbym żadnych wahań przed wejściem do Unii, gdyby było wiadomo, że wraz z akcesją nagle podnosi się w Polsce średnie wynagrodzenie. Tak jednak nie będzie. Jak pokazują przykłady innych państw – mam na myśli Hiszpanię, Grecję czy Portugalię – to pierwsze lata po wejściu do Unii były trudniejsze, niż przed przystąpieniem. Sukcesy gospodarcze w tych państwach zaczęły być odnotowywane po paru latach.

– Czy na wejściu do Unii zyskają związki zawodowe?
Bo przecież rola związków, wbrew temu, co głoszą liberałowie, w krajach Piętnastki jest większa niż u nas.

K.D.: – Trudno wyrokować. Zyska związek, który będzie na to przygotowany, który będzie wiedział, jakie mechanizmy funkcjonują w Unii Europejskiej. Co należy zrobić w związku, aby móc funkcjonować w taki sam sposób, jak organizacje w państwach unijnych? Nie jest tak niestety, że wszystkie organizacje związkowe w Unii cieszą się z przystąpienia takich państw, jak m.in. Polska, dlatego, że postrzegają zagrożenie w napływie taniej siły roboczej. Jeżeli my, jako związek, będziemy działali wspólnie ze związkami unijnymi, to myślę, że można przeciwdziałać dumpingowi płacowemu i socjalnemu. Ponadto, po przystąpieniu do Unii – mam taką nadzieję – będzie w Polsce w pełni stosowana karta praw socjalnych, traktowana dotychczas u nas w Polsce bardzo wyrywkowo. Każdy kolejny rząd, który mówił cokolwiek o karcie praw socjalnych, wybierał z tego dokumentu dogodny dla siebie fragment. Zupełnie się zapomina o tym, że ta karta praw gwarantuje prawo do godziwego zarobku. W Unii jest to realna gwarancja. W naszym kraju tylko mówi się o godziwym zarobku.

R.R.: – W stosunku do Zachodu w Polsce jest bardzo małe uzwiązkowienie. Myślę, że sytuacja związków zawodowych będzie wypadkową sytuacji gospodarczej państwa. Jeżeli się sytuacja poprawi, to sukces ten będzie miał wielu ojców i m.in. związki zawodowe powiedzą, że one też przyczyniły się do tego, walcząc o poprawę warunków życia obywateli. Jestem jednak sceptykiem. Najważniejszym powodem naszego stowarzyszenia z Europejską Wspólnotą Gospodarczą na początku lat 90. było przeświadczenie, że dopomoże to nam w wyrównywaniu asymetrii gospodarczej w stosunku do Zachodu. Obecnie, po 12 latach, sytuacja w Polsce się pogarsza. Jeżeli 34 proc. Polaków żyje w ubóstwie, to jest to dramat. Popatrzmy, ile złego wyrządził zachodni kapitał w Polsce. Ile zakładów zostało zamkniętych po wykupieniu ich przez tzw. inwestorów zagranicznych.

K.D.: – Dużo zależy od nas. Zarówno od pojedynczego obywatela, ale może przede wszystkim od rządu i parlamentarzystów. To od mądrej polityki gospodarczej rządu zależy, czy wykorzystamy szansę, jaką daje nam wejście do Unii Europejskiej. Rok sprawowania rządów przez lewicę pokazuje, że płonne okazały się obietnice składane przez SLD w kampanii wyborczej i, oczywiście, jeśli w Polsce będą rządzić ludzie tacy jak dzisiaj, to możemy mieć obawy, że wejście do Unii Europejskiej nie zakończy się sukcesem.

– Czy obecna sytuacja, np. przemysłu stoczniowego, nie jest spowodowana pasywną postawą obecnego rządu?

R.R.: – Pozwoliliśmy na sprzedaż naszych banków zachodnim inwestorom i to one obecnie nie chcą udzielać kredytów polskim stoczniom.
K.D.: – W Polsce od wielu lat jest mnóstwo zaniedbanych sektorów. Część branż postanowiono skazać na zagładę, m.in. przemysł stoczniowy, który jest w całej Europie przedmiotem troski poszczególnych rządów. Nie jest tak, że to Unia skazuje nasze stocznie na zagładę, jest natomiast tak, że kolejne rządy i parlamenty nie umieją stworzyć realnego programu utrzymania tego przemysłu. Na to nakłada się to, co powiedział kolega Rusiłowicz, niechęć banków do kredytowania przemysłu stoczniowego. Teraz jest przemysł stoczniowy, przedtem była żegluga oraz rybołówstwo. Wychodzę z założenia, że nie ma co czekać, że za nas wymyśli coś Unia Europejska. Jeśli chcemy ratować nasz przemysł, to sposoby jego ratowania musimy wymyślić w Polsce.

– Mamy półtora roku do naszego wejścia do Unii. Jak powinniśmy zacząć przygotowania?

K.D.: – Czy to będzie półtora roku, to odpowie na to majowe referendum, tutaj chciałbym zaapelować do wszystkich, aby wzięli w nim udział, bo od tego zależy, czy decyzję podejmie społeczeństwo, czy politycy. Pamiętajmy, aby wyniki referendum były wiążące musi wziąć w nim udział ponad 50 proc. uprawnionych do głosowania. „Solidarność” powinna wziąć udział w akcji informowania społeczeństwa o Unii Europejskiej, aby wybór, którego dokonają np. nasi członkowie, był świadomy. Musimy także dostosowywać się strukturalnie do tego, aby móc jako związek funkcjonować po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Najważniejsze są szkolenia, niezależnie od tego, czy referendum będzie na tak, czy na nie. W szkoleniach będziemy pokazywać zarówno dobre, jak i słabe strony Unii Europejskiej.

R.R.: – Mądre władze są od tego, aby wyznaczały kierunki rozwoju polskiej gospodarki. Cały czas się mówi, że kołem zamachowym polskiej gospodarki powinno być budownictwo, które pociągnęłoby wiele innych dziedzin gospodarki. Kolejne rządy nie umiały sobie poradzić z problemem znalezienia pieniędzy na kredytowanie budownictwa. A od tego zależy, czy młodzi ludzie, którzy startują w życie, będą mogli kupić sobie mieszkanie. Często brak perspektywy zdobycia mieszkania jest przyczyną wyjazdów na Zachód. Musimy pamiętać, że Polska wyludnia się, nasze społeczeństwo starzeje, coraz mniej rodzi się dzieci.

– Co Polska może wnieść do Unii Europejskiej?

R.R.: – Zwolennicy naszego wejścia do Unii Europejskiej mówią, że Polska może wnieść do Unii system wartości fundamentalnych dla ludzkości. Boję się jednak, czy sobie poradzimy. Zdeprecjonowane zostały takie pojęcia, jak na przykład patriotyzm. Wielu ludzi mówi wprost, że nie czuje się Polakami. Fakt, że ponad połowa Polaków nie uczestniczy w wyborach świadczy, że nie poczuwamy się do udziału w demokracji, o którą kiedyś walczyliśmy. Ważna jest sprawa wartości.
Jan Paweł II jednoznacznie stwierdził, że ustrój bez wartości przeradza się w totalitaryzm. Wygląda na pozór, że Polska reprezentuje w tym względzie wysoki poziom. Nie wyobrażam sobie, aby teraz w Polsce wprowadzono przepisy umożliwiające zawieranie związków homoseksualnych, eutanazję czy aborcję. Europę drąży pewnego rodzaju choroba. I gdyby Polska miała powstrzymać tę chorobę, byłoby pięknie. Ale czy rzeczywiście potrafimy obronić te nasze wartości i przekazać je innym państwom? Obawiam się, że nie. Że jest to ponad nasze siły i możliwości.

K.D.: – Polska do Unii Europejskiej powinna wnieść te wartości, które jesteśmy w stanie sami udźwignąć. Jan Paweł II wyraża często nadzieję, że Polska ma w Unii dużą rolę do spełnienia. Możemy przekonywać społeczeństwa Europy, że niektóre rzeczy, które propagują, są po prostu błędne i prowadzą w ślepy zaułek. To, że w niektórych państwach wprowadzono kontrowersyjne zapisy, spowodowane zostało wieloma latami pracy nad społeczeństwem. To nie jest tak, że kilku panów spotkało się i wprowadziło prawo do eutanazji czy nieograniczonej aborcji. Ale przez wiele lat propagowano te idee i społeczeństwa przyjęły je za swoje.
Rozmawiała Małgorzata Kuźma[/quote]

PS

Cóż, jaki szef związku gdańskiego takie i jego szeregi.

Brak głosów

Komentarze

W Europie byliśmy, można znaleźć wiele korzeni
Krótkowzroczność wielu wiodła na ślepo, byle zaistnieć
Teraz zaczynają dostrzegać ,że straciliśmy przestając istnieć
Jako wolni i niezależni we wszelkich dziedzinach
Śmiech z nas robią w nadliczbowych godzinach
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

"Z głupim się nie dyskutuje bo się zniża do jego poziomu"

"Skąd głupi ma wiedzieć że jest głupi?"

#301780

Pozdrawiam,
Obibok na własny koszt

Vote up!
0
Vote down!
0

Obibok na własny koszt

#301796