Ibn Laden nie żyje, czyli szef CIA jak kierownik szatni w „Misiu” – suplement

Obrazek użytkownika Stary Belf
Świat

Kierownik szatni: Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika. Ja tutaj jestem kierownikiem tej szatni! Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi ?!
„Miś” Stanisława Barei

Leon Panetta, szef CIA stwierdził, że organizacja, którą kieruje, nie ujawni fotografii martwego Osamy Bin Ladena. Ponoć są to tak drastyczne zdjęcia, że nie wolno ich ujawniać, bo zszokowałyby opinię publiczną na całym świecie.
No tak, opinia publiczna na całym świecie to dziesięcioletnie dzieci, których nie należy straszyć widokiem martwego faceta z brodą. Szef CIA jako żywo przypomina kierownika szatni w „Misiu” Stanisława Barei, który do Ryszarda Ochódzkiego powiedział: Niech pan nie krzyczy na naszego pracownika. Ja tutaj jestem kierownikiem tej szatni! Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi ?!
Ano właśnie, zabiliśmy Bin Ladena, ale zdjęć z akcji nie ujawnimy i co nam zrobicie?! Musicie wierzyć nam na słowo. Tylko, że w obecnych czasach słowo szefa CIA znaczy dokładnie tyle samo, co słowo kierownika szatni z „Misia”. Takich to czasów dożyliśmy…..
No i jak widać na tym świecie są równi i równiejsi, bo przecież Prezydent USA Barrack Obama całą akcję sił specjalnych, skierowaną przeciwko najgroźniejszemu terroryście na Ziemi oglądał na żywo i nie był specjalnie zszokowany.
Powyższa sytuacja skojarzyła się mi z takim oto obrazkiem. Otóż, skoro zdjęć martwego Bin Ladena się nie publikuje, cała akcja jest tak tajemnicza, że właściwie niewiele o niej wiadomo, to może ta operacja odbyła się tylko w wirtualu, a osobą która zabiła Osamę był Barrack Obama, dokonując tego za pomocą konsoli playstation. Wówczas faktycznie nie można byłoby opublikować fotografii martwego Bin Ladena, no bo jak, zdjęcia dane do obejrzenia publice światowej też miałyby być wirtualne?
No cóż, w czasach Ronalda Reagana, na dźwięk słów „Stany Zjednoczone Ameryki” największym terrorystom drżały pośladki. USA nie bawiły się w jakieś wirtualno-gangsterskie, quasi mafijne gierki, tylko w przypadku, gdy jakiś watażka podnosił głowę, po prostu wysyłały albo samoloty, albo siły specjalne, by dopaść niesfornego hultaja, złapać go i
postawić przed sądem. Tak było choćby z generałem Noriegą z Panamy, czy kilkoma bonzami kolumbijskiego kartelu z Medellin.
Teraz wirtualnie uśmierca się terrorystę, twierdząc, że taki był rozkaz.
A moje pytania brzmią: „Kto wydał rozkaz wirtualnego uśmiercenia Osamy Bin Ladena? Dlaczego nie skuto go w kajdanki i nie postawiono przed amerykańskim sądem federalnym? Czym wobec powyższego różni się sprawiedliwość obecnych władz amerykańskich od sprawiedliwości preferowanej przez np. japońską Yakuzę, neapolitańską Ndraghettę, czy triady z Hongkongu, nie mówiąc o maładcach z Lubierec?”.
No cóż, ponoć zegar tyka tylko do 2012 roku....

Brak głosów