obłoki o groźnym wyglądzie

Obrazek użytkownika Andrzej Tatkowski
Blog

"Wśród ptaków wielkie poruszenie;
- te odlatują, te zostają.."

Jesień to czas chmur - a chmura to "obłok o groźnym wyglądzie" jak się dowiaduję od pana redaktora Stanisława Michalkiewicza (któremu pięknie za tę definicję dziękuję)
dlatego parę słów poświęcę zjawiskom, które czoło mi chmurzą i też wyglądają groźnie, ale nie są obłokami.

***

Bywa, że pojawi się przed obywatelami podłączonymi do Sieci jakiś Problem dający się rozwiązywać w trybie pokojowym, na przykład drogą wymiany własnych albo cudzych myśli w celu uzgodnienia wspólnego stanowiska, i że niektórzy obywatele zaczynają się nad nim pochylać.

Wyskakują wtedy niczym diabły z pudełek, albo powstają gromadą jak śpiący rycerze spod Giewontu, rewolwerowcy internetowi, wielki czyniąc tumult na portalu : błyskają lufy, szczękają cyngle, grzmią rozkazy i jęki, słychać ohydne przekleństwa i zgoła nieregulaminowe wyzwiska.

Potem następuje cisza; Problem, rzecz jasna, pozostaje nierozwiązany, ale pochyleni obywatele mogą próbować się wyprostować (choć usiąść - niekoniecznie, i nie od razu), a czasem ten lub ów znika gdzieś bezpowrotnie, lecz jego miejsce w portalowej "społeczności" szybko zajmują inni.

Taka jest cena wolności, także na "Niepoprawnych", gdzie można mieć własne zdanie, ale trudno ocalić dobre imię, bo i tutaj każdego mentora dopaść i napaść może sieciowy dementor - amator, czy profesjonalista.

Uważam wymianę zdań z oponentem za ciekawszą i znacznie pożyteczniejszą od wymiany uprzejmości z przyjacielem, ale z wymiany inwektyw pożytek jest znikomy, a bilans musi być ujemny, jeśli do złej woli dochodzi szczypta głupoty i tęga doza chamstwa jednej lub obu stron.

Z faktu, że łatwiej przeciwnika opluć, niż przekonać go że nie ma racji, nie wynika że nie należy tego próbować, choćby dla własnego bezpieczeństwa i wspólnego dobra, bo
pluć, lepiej czy gorzej, potrafi każdy, ale nie słychać, by ktokolwiek od tego zmądrzał, albo stał się lepszy.

A "społeczność", jeżeli już chce czy musi, powinna chyba pluć mniej więcej w tę samą stronę, nie wzajem na siebie; "Niepoprawni" to nie parlament.

***

W związku ze zbieraniem się rozmaitych chmur nad wieloma głowami, od głowy państwa poprzez głowy do pozłoty aż po zakute łby półgłówków, badacze rynku odnotowali ciekawe zjawisko zaniku podaży parasoli, od niedawna zupełnie pono niedostępnych w sprzedaży detalicznej.

Może to profilaktyczne wrogie przejęcie strategicznych rezerw sprzętu przed Marszem Wolności, który zapowiada się burzliwie a przypadnie podczas szarugi jesiennej, a może tylko element rynkowej gry ("produkt marketingowy") jakiegoś spekulanta, bo w zglobalizowanym świecie można się wszystkiego spodziewać - nie tylko po Chińczykach, którzy polskich parasolników dawno puścili z torbami, należy jednak w tej sytuacji zacząć już teraz troszczyć się o to, żeby mieć co otwierać, kiedy przyjdzie pora.

Parasol nie jest jedynym ani najlepszym sprzętem ochrony osobistej; prawdę mówiąc jest śmieszny, anachroniczny i nieprzyjazny człowiekowi, kłopotliwy w użyciu, bywa nawet niebezpieczny (że wspomnę sufrażystki) w przeciwieństwie do takiego na przykład kasku, jaki ostatnio nasza nasza przedreferendalna (i doreferendalna) pani prezydent HGW, której troska o ochronę głowy jest powszechnie znana.

Jeszcze lepiej chroni głowę kask motocyklowy, który nie wymaga posiadania motocykla czy zdejmowania mohairowego beretu a w razie potrzeby może pełnić różne inne funkcje z zakresu obrony koniecznej z pewnością nie gorzej niż parasolka, która na nowoczesną broń psychologiczną się zupełnie nie nadaje.

Nawet grupka leciwych klubowiczów "Gazety Polskiej" czy zacnych działaczek Rodziny Radia Maryja po założeniu takich kasków natychmiast nabrałaby w/w groźnego wyglądu, zaś widok nieco większych grup Młodzieży Wszechpolskiej albo Wiary Lecha mógłby zrobić wrażenie nawet na dzielnym ministrze Sienkiewiczu i skłonić go do zmiany planów operacyjnych do czasu nowelizacji ustawy o zgromadzeniach.

Ta wizja dowodzi, że niebezpiecznie zbliżam się do sfery obłoków, kończę więc - i wracam na ziemię, bo do Święta zostało jeszcze prawie czterdzieści dni i czterdzieści nocy, a chmury pewnie się do tej pory nie rozstąpią.

***

(c. d. niewykluczony)

Twoja ocena: Brak Średnia: 1 (1 głos)