Coronavirus wraca i co dalej?

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz
Gospodarka

Coronawirus wraca i co dalej?

Nie trzeba było przestróg na przykład prof. Simona, aby wiedzieć, że otwarcie granic i zgoda władz na odbywanie różnego rodzaju zgrupowań ludzkich, jak: biesiady, wesela, imprezy sportowe itd. musi zakończyć się zwiększeniem liczby zachorowań na covit 19. Od samego początku było też wiadomo, że w chwili pojawienia się epidemii coronavirusa, rządy zachowują władzę, ale inicjatywę w życiu codziennym przejmuje covit 19. Dla jasności trzeba dodać, iż od tego momentu swoje rządy stracił nawet sam Pan Bóg. Im prędzej, to zrozumiemy, tym mniejsze poniesiemy straty. Ale największym chyba nieszczęściem jest fakt, że zjawisko coronawirusa interpretujemy, jako zagrożenie własne, a nie widzimy w nim zagrożenia gospodarczego. Możemy udawać, że go nie ma, ale absencja chorobowa i tak przełoży się na nasze kieszenie, życie codzienne i cały międzynarodowy układ. Nie ważne w tym momencie, czy epidemia została wywołana sztucznie, czy była dziełem przypadku lub czyjejś kalkulacji, ważne jest, aby przy tej okazji możemy podwyższyć świadomość obywatelską, poczucie odpowiedzialności za siebie i wspólne państwo. To właśnie te czynniki, dawniej nazywano je imponderabiliami, zadecydują o tym jakim będziemy państwem i narodem, i czy zdolni jesteśmy podążać w kierunku własnej suwerenności, czy też damy się pożreć czasom, które przynoszą nam takie „wspaniałe życie”.

Na początku pierwszej fali coronavirusa, w jednym z komentarzy pod własnym artykułem, pisałem, iż w walce z nim ważniejsza jest gospodarka, niż ludzkie życie. I nic do rzeczy nie ma tu humanizm, nie mają żadne prawa człowieka, czy najzwyklejsze chciejstwo: „bo my chcemy żyć jak dawniej”, powód jest prozaiczny, wręcz banalny – bo jest jak na wojnie, bo takiej postawy nie wytrzyma żadna gospodarka. Nie oznacza to oczywiście, że ludzkie wartości wypracowane przez poszczególne cywilizacje przestały obowiązywać. One obowiązują, ale zderzyły się z siłami zła. I wszystko wskazuje na to, że to, co było już się skończyło. Skończyło się dobre życie, skończyły się marzenia, balanga i beztroskie podróże. Widzimy jeszcze próby ratowania czegoś, czego już uratować się nie sposób.

Jeszcze nie tak dawno, powtarzano, że najbliższa przyszłość będzie zupełnie inna, oczywiście szalona, kosmiczna, niewyobrażalna, że wszystkie dotychczasowe wartości ulegną zmianie i świat zostanie przewrócony do góry nogami. Ci, którzy uwierzyli, zwariowali, jak np. ten na balkonie klepiący się po starym odbycie i z ozorem na wierzchu. Człowiek od swojego początku, w swojej konstrukcji psychicznej, niewiele się zmienił. I zmienić się nie może, bo właśnie tak został powołany do życia. Świat podlega określonemu porządkowi, może on ulegać przeobrażeniom cywilizacyjnym, ale kulturowo jest stabilny. Postęp jest rzeczą ludzką, ale tylko w ramach reguł, które istnieją i których nie wyznacza człowieka. Żadna konstrukcja, żaden świat, ani życie nie toleruje patologii. Konstrukcja się zawali, a świat i życie, jako wyższe jednostki istnienia, wyposażone są naturalny korektor. Dowody na to daje historia. Trudno to wytłumaczyć, ale taką korektą wyrównującą pion może być współczesny coronawirus. I trudno zaprzeczyć, że Bóg, albo jak kto woli – przyroda bacznie pilnują zasad, którymi posługuje się nie człowiek, lecz natura, w której on się znalazł, jako wciąż skromny jej element. Zdrowe społeczeństwo, to społeczeństwo świadome swojej tożsamości, swoich uwarunkowań i odpowiedzialności, do którego zobowiązuje samo życie.

I na koniec warto się zastanowić o ile więcej zginęłoby Polaków w czasie II wojny światowej, gdyby nie przedwojenne obywatelskie wychowanie, powszechna solidarność i poczucie wspólnej odpowiedzialności za losy własnego kraju. O ile więcej…? A szaleństwo zagłady nie minęło.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)