Nie poznamy przyczyn katastrofy 10 kwietnia

Obrazek użytkownika michalgasior1
Kraj

Opublikowany stenogram z rozmów w kokpicie prezydenckiego samolotu w gruncie rzeczy niczego nowego do sprawy nie wnosi. Zwolennicy skrajnie różnych teorii znajdą w tym zapisie własne argumenty i dowody.

Czytając zapis rozmów załogi Tu-154 przyszła mi do głowy myśl, że do ostatnich sekund przed katastrofę ów feralny lot przybierał formę rutynowej wycieczki, której uczestników w żaden sposób nie frapowały doniesienia o kiepskich warunkach pogodnych nad lotniskiem w Smoleńsku. Rzec można: wesoły autobus, tylko finał jakiś nie ten.

Istotnie mimo raportów pilota rządowego Jaka-40 („No, nam się udało tak w ostatniej chwili wylądować (...). Jeżeli wam się nie uda za drugim razem, to proponuję wam lecieć na przykład do Moskwy”) i kontrolera lotów ze Smoleńska („od 100 metrów być gotowym do odejścia na drugi krąg”, załoga prezydenckiej maszyny działała według ściśle określonego scenariusza, który wydaje się jak najbardziej prawidłowy. Piloci mieli podjąć jedną próbę podejścia do lądowania, a w przypadku niepowodzenia odlecieć na zapasowe lotnisko. Tutaj zaczynają się spekulacje i pytania, na których odpowiedzi albo nie znalazłem w stenogramie, albo wzajemnie się wykluczają.

Wiadomo już, że komisja badająca przyczyny katastrofy wykluczyła zarówno awarię urządzeń pokładowych, jak i zamach przy użyciu broni konwencjonalnej. Pozostają więc dwie główne hipotezy wspierane przez poboczne twierdzenia. Pierwsza mówi o błędzie pilotów spowodowanym przez presję osób trzecich, w domyśle spekuluje się o nacisku prezydenta. W stenogramie nie ma jednoznacznego wskazania na taką właśnie konfabulację, choć należy wspomnieć o ważnych poszlakach. O 8.30 w kabinie samolotu pada zdanie wypowiedziane przez szefa protokołu dyplomatycznego Mariusza Kazanę: „Na razie nie ma jeszcze decyzji prezydenta, co dalej robić”. Jakiej decyzji? Tego się nie dowiedzieliśmy. Uzasadnione wydaje się być jednak przypuszczenie, że prezydent był ważnym ośrodkiem decyzyjnym w tym samolocie i niewątpliwie jego „decyzja” czy też jej brak nie pozostała bez wpływu na działania załogi. Na trzy minuty przed katastrofą pada także stwierdzenie „wkurzy się, jeśli jeszcze…”. Tutaj również zwolennicy hipotezy o presji ze strony prezydenta nie mają wątpliwości.

Opublikowany stenogram najmniej światła rzucił na teorię mówiącą o błędnym odczytaniu przez pilotów parametrów lotu. Takie przypuszczenie może potwierdzać jedynie sam przebieg lotu w ostatnich sekundach. Samolot powoli zbliżał się do ziemi, a załoga spokojnie obserwowała jak szybuje ku tragedii. Sytuacja wręcz niemożliwa, irracjonalna, jak gdyby Tu-154 lądował na zupełnie innym lotnisku, w zupełnie innych warunkach, posługując się zupełnie innymi danymi. Jeśli wykluczyć samobójcze zamiary pilota (nieprawdopodobne, ale przychodzi na myśl) wariant z błędnym odczytaniem parametrów może być uzasadniony.

Pozostaje jeszcze udział rosyjskiego kontrolera lotów. Pozostaje zagadką dlaczego ten do samego końca podaje, że samolot jest na dobrym kursie, a dopiero na wysokości między 20 a 30 metrów krzyczy „kontrola wysokości, horyzont”. Kontroler więc de facto zwyczajnie prowadził maszynę do lądowania.

Dochodzę do wniosku, że stenogram z rozmów załogi nie przybliżył nas do odczytania przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu, a wręcz przeciwnie, pomnożył liczbę hipotez i poszlak, które wzajemnie się krzyżują i prowadzą w różne strony. Zaczynam także skłaniać się ku opinii wygłoszonej niedawno przez Jerzego Millera. Bardzo prawdopodobne, że nigdy nie poznamy przyczyny tragedii z 10 kwietnia, nie odtworzymy wiernie tego, co działo się na pokładzie feralnego lotu. Nie dowiemy się dlaczego pierwszy pilot nagle zamilkł na minutę przed uderzeniem w drzewo, dlaczego mimo komendy „odchodzimy” samolot wciąż spadał. Legenda 10 kwietnia będzie żyła własnym życiem.

Brak głosów

Komentarze

 Posiadając dane(wszystkie ) z czarnych skrzynek dokładnie się odtworzy lot i ewentualne przyczynę taka maszyna nie spada sobie ot tak sobie ,pan Miler powinien poddać się do dymisji (wczoraj) gdyż potrafimy posadzić  bezpiecznie sondę na Tytanie księżycu Saturna a taki minister mówi nigdy się nie dowiemy jak się spada z 100 m. -tyle to ja na nartach skocze . 

Vote up!
0
Vote down!
0
#68390