Krowa Kalego demokratycznie zjedzona

Obrazek użytkownika Ursa Minor
Artykuł

W demokracji panuje obyczajowość Kalego. O ile korzystają z jej reguł królik plus wszyscy jego krewni i znajomi – to jest w porządku, demokracja cudnie się rozwija. Jednak jeśli zdarzy się tak, że ktoś demokratyczne reguły wykorzysta przeciwko królikowi, mamy skandal nad skandale.

Mniej więcej od 1989 roku Kali demonstracyjnie kradnie i zżera bezczelnie czyjąś krowę. Wcześniej robił to samo, ale i tak wszyscy wiedzieli, jak na gołej dłoni, że pod wzniosłymi hasłami peerelowskiej propagandy kryje się ubecki zamordyzm i ruskie czołgi.

A dzisiaj Kali kradnie, bo ma za sobą szlachetne instytucje międzynarodowe, mądrych i wypucowanych eurokratów i cały strumień pieniędzy, który napływa do nas chociażby w postaci unijnych funduszy. To go uwiarygodnia lepiej niż ordery z rąk kremlowskich mocodawców. Szczególnie bez tych funduszy Kali żadnej krowy by nie ukradł, bo po co kraść coś, co jest wychudzone, zagłodzone, kościste i do niczego się nie nadaje.

Kali, przy pomocy demokratycznych regulatorów, nie tyle kradnie w sensie dosłownym i materialnym – choć i zapewne takie zagrywki nie są mu obce. Kali kradnie jednak coś znacznie więcej niż pieniądze – kradnie i zżera zdrowy rozsądek.

To dlatego, dzięki demokracji puchną i sycą się przede wszystkim ci, którzy ten system wprowadzali lub nie wysiedli z tramwaju „socjalizm” na przystanku „niepodległość”, ale dumnie tłuką się swoim wagonem, przemalowanym na barwy Nowej Lewicy, zagarniając przy tym sowite precjoza.

Bo też i po demokratycznemu w naszym kraju zrobić można wszystko to, co tylko podoba się krewnym i znajomym królika, no i samemu królikowi oczywiście. Głosować można nad tym, czy wolno zmasakrować dziecko w łonie matki, czy zboczeńcy mogą w świetle prawa zawierać pseudomałżeństwa i dostawać przywileje, czy obywateli zadłużać czy nie zadłużać (po co, w tym przypadku, pytać o zdanie obywateli?) i w szeregu innych kwestiach głosować też można, większość zdecyduje.

Nie można natomiast głosować wtedy, gdy nie podoba się to krewnym i znajomym królika i, oczywiście, samemu królikowi. Z takim działaniem mamy do czynienia w przypadku referendum w Warszawie odnośnie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. Królik wraz z krewnymi i znajomymi zapisał, a i owszem, takie demokratyczne prawo, że najważniejszą osobę w Ratuszu mogą mieszkańcy odwołać. Ale to prawo nie miało być skierowane przeciwko politykom PO! Coś ty najlepszego, króliku, zrobił?!

Królik więc trzęsie się jak w febrze, zwija się w kłębek z bezsilności, traci futro ze strachu. Bo też i widmo odwołania prezydent Gronkiewicz-Waltz krąży nad warszawskim ratuszem. A przecież PO to bardzo ważny dla całej grupy królika obóz na drodze ku nieustannemu postępowi i wszechobecnej nowoczesności. Nie można więc, tak po prostu, dać jej kopa.

Pewnie, że całe to referendalne zamieszanie wymyślili ci, którzy należą do bardzo dalekich, ale jednak, znajomych królika. Tylko jakie to ma znaczenie, skoro faktem jest fakt: liberalna demokracja wszelako jest tylko dla tych, którzy są silni i chcą za jej pomocą zrealizować swój interes.

Szczytów sięgnął tutaj dość dobry znajomy królika, Jarosław Gugała (nie mylą się państwo, to ten ponury gość z Polsatu), który oświadczył, że referendum jest bez sensu, bo takie referenda powinno się robić na przykład na temat tego, czy wybudować ścieżkę rowerową. Super! Ot i nasza liberalna demokracja w całej krasie.

Ale tam, referendum! To zaledwie jeden przykład z ostatnich dni. Proszę sobie przypomnieć, co się działo w sprawie telewizji Trwam. Wielotysięczne marsze, milionowe podpisy z apelem do KRRiT o przyznanie katolickiej telewizji koncesji na multipleks, a przez długie miesiące nikt z decydentów nic sobie z tego wszystkiego nie robił.

Albo weźmy Marsze dla Życia i Rodziny. Wiadomo, że uczestniczą w nich tłumy ludzi w wielu miastach Polski, ale kiedy pomocy inicjatywie udzieliły władze Lublina, to natychmiast podniósł się raban, że jak tak można, że co za skandal, że świeckość państwa musi być, a nie żadne tam zakazywanie aborcji i tak dalej, i tym podobne.

Przykłady można mnożyć. Liberalna demokracja, w której o wszystkim decyduje bliżej nie skonkretyzowany demos, to przypudrowana forma oligarchii. Czasem niektóre jej reguły można zwrócić przeciwko tym, którzy je ustalili ku własnemu pożytkowi. Wtedy królik i jego banda mają problem. Bo jak to? Kali nie ukraść krowy, tylko Kalemu ukraść? Tak być nie może!

Krzysztof Gędłek

Read more: http://www.pch24.pl/krowa-kalego-demokratycznie-zjedzona,17368,i.html#ixzz2da8PKTgL

Brak głosów