Jak znaleźć klucz do sukcesu prezydenta

Obrazek użytkownika Danz
Artykuł

 Zorganizowanie Święta Niepodległości w radosnym tonie i z udziałem gości z zagranicy buduje prestiż nie tyle samego Lecha Kaczyńskiego, ile państwa polskiego – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”

Lech Kaczyński wyszedł zwycięsko z kolejnej rundy potyczek z Donaldem Tuskiem o prymat w polityce zagranicznej. Jest już jasne, że bez względu na to, jak bardzo rząd i politycy PO będą usiłowali mu przeszkadzać, prezydent będzie jeździł na szczyty Unii Europejskiej i będzie odgrywał znaczącą rolę w kształtowaniu polityki zagranicznej Polski. Wbrew temu, co twierdzą politycy PO i sympatyzujący z tą partią publicyści, leży to w konstytucyjnych prerogatywach głowy państwa.

Premier wypróbował dotąd dwie metody – otwartego starcia w fatalnym stylu, które skończyło się jego kompromitacją, gdy uniemożliwił prezydentowi skorzystanie z rządowego samolotu, i drugą – dystansowania się i próbie upokorzenia prezydenta instrukcjami rządowymi na kolejny szczyt. Przed grudniowym spotkaniem przywódców Unii Europejskiej spin doktorzy Platformy z pewnością wymyślą jeszcze coś innego. Wydaje się jednak, że bez względu na wszystko pozostaną bezradni.

Notowania rządu coraz gorsze

 

Zwłaszcza że muszą być ostrożni ze stosowaniem zdecydowanych środków. Awantura o samolot pokazała, że agresja i upokarzanie prezydenta Polakom się nie podoba bez względu na to, jak oni sami oceniają Lecha Kaczyńskiego. A jak wiadomo, oceniają go fatalnie. Wedle ostatniego sondażu OBOP dla programu „Forum” pracę prezydenta ocenia pozytywnie zaledwie 24 proc. Polaków. Negatywnie – 58 proc.

Chętnie jest to podnoszone jako argument, jak fatalnego mamy prezydenta. Tyle że w tym samym badaniu rząd zebrał dokładnie takie same oceny – respondentów pozytywnie oceniających pracę gabinetu Tuska jest 24 proc., negatywnie 58 proc. Przy czym w stosunku do badania sprzed miesiąca rząd poprawił swe notowania, bo wówczas był oceniany gorzej niż prezydent. Natomiast w przekazie medialnym Polacy słyszą tylko o fatalnych notowaniach prezydenta.

Socjalny akcent przypominający, że prezydent jest spadkobiercą nurtu PPS-owskiego, to trochę za mało, by poszerzyć grupę wyborców.

Faktem pozostaje jednak, że choć Lech Kaczyński jest ostatnio otwarty, uśmiechnięty i swobodny, to słupki popularności mu nie rosną. Być może dlatego, że jeszcze na to za wcześnie, a być może dlatego, że zmiana została przemilczana przez główne media.

Potańcówka u prezydenta

 

Jeśli Polacy dowiadują się o gali z okazji Święta Niepodległości, to niemal wyłącznie w kontekście, kto na nią nie przyjedzie albo czemu nie został zaproszony Lech Wałęsa. Ludwik Dorn nie przyjdzie, Angeli Merkel jednak nie będzie, a Donald Tusk ma inne plany. Politycy PO, jak Zbigniew Chlebowski cedzący pogardliwe słowa o „potańcówce”, nie ustają w wysiłkach, by to przyjęcie wyszydzić. Moi koledzy dziennikarze spontanicznie to podchwytują, nie bacząc, że pomysł zorganizowania Święta Niepodległości wreszcie w radosnym tonie i z udziałem ważnych gości z zagranicy buduje prestiż nie tyle samego Lecha Kaczyńskiego, ile państwa polskiego.

Ale czyż można wymagać propaństwowego myślenia od zwykłych dziennikarzy, gdy jest go pozbawiony szef rządu? Bo Donald Tusk ogłaszający de facto bojkot gali w Teatrze Wielkim („nie ukrywałem pewnego sceptycyzmu co do charakteru tego typu form obchodów uroczystości związanych z rocznicą niepodległości” – mówił w sobotę) udowadnia po raz kolejny zresztą, że doraźna walka polityczna, partykularne interesy i osobiste emocje są istotniejszymi przesłankami powodującymi jego działaniami.

Rzepa.

Brak głosów