Czy publiczne rozgrzebywanie homoseksualizmu i w ogóle intymnej strony życia jest bezpieczne?

Obrazek użytkownika Zygmunt Zieliński
Kraj

Żyję na tym świecie już niemal wiek cały, a więc z konieczności porównuję to, co było moim udziałem w latach młodości i w wieku dojrzałym z tym, co obserwuję dziś. Między innymi rzuca się w oczy jakaś nachalność w rozgrzebywaniu spraw, kiedyś taktownie omijanych, bo przecież każdy rozumny człowiek wiedział, że one istnieją, podobnie jak gotów był uszanować czyjąś intymność. Uważam, że wtedy nie włażono w ubłoconych buciorach do wnętrza człowieka, choć nie było RODO i innych rzekomych barier chroniących prywatność. Z kolei dziś, kiedy takowe się tworzy, jak wszystko wyłącznie dla zaspokojenia jakichś obrońców nie wiadomo czego, moja prywatność jest wyjątkowo inwigilowana, chociaż i tu pozory zdają się mówić coś innego, n. p. na wykazie mieszkańców w domofonie nie znajdziesz mego nazwiska, kiedy sięgam do Internetu i wywołuję interesujące mnie nazwisko, to z całą pewnością nie dowiem się o kimś szeregu rzeczy, które do niedawna nie były jeszcze tajemnicą, n. p. podstawowych informacji biograficznych. A co wobec tego myśleć o takim czy innym czipowaniu człowieka? Niekoniecznie implantem, ale telefonem, a może jeszcze innym sposobem? Po prostu człowiek dziś czuje się jak pies na coraz krótszej smyczy.

W tym paroksyzmie wiecznego zatroskania o prywatność jedna dziedzina odkrywa się coraz bardziej, do tego stopnia, że może rodzić wrażeniem iż jedynym tematem, jaki nas interesuje jest sex. I właściwie to jedynie on jest godzien naszego zaangażowania, co oczywiście rodzi konieczność manifestowania go na każdym kroku. Nie tylko na tzw. marszach równości, gdzie ludzie obnoszą swe libido zapominając o poszanowaniu samego siebie, a z kolei tego szacunku domagają się od otoczenia w postaci akceptacji swych dewiacji. Myślę, że o dewiacjach może tu być mowa, gdyż ludzie zachowujący się w sposób, jak to czynią uczestniczy tych imprez, z całą pewnością wymagają leczenia.

Liczne media i obecnie także sztuki sceniczne – mam tu na myśli popularne dziś seriale – są dziś polem walki o wyjście spoza sfery prywatności tzw. opcji seksualnych. Jest to uwertura do narzucania ogółowi tychże opcji. Kiedyś mowa była o homoseksualizmie, dziś o dewiacjach, które niekiedy nawet nazwać trudno. Wystarczy być innego zdania, żeby od razu zasłużyć na cenzurkę i przyrostkiem fob, a więc n. p. homofob. Posiadanie i manifestowanie innej opinii niż ta szerzona przez LGBT+ zasługuje na taką kategoryzację. Dziwne to jest, gdyż środowiska hołdujące opcjom seksualnym sprzecznym z porządkiem społecznym, o etycznym nawet się nie wspomina, żądają dla siebie nie tylko tolerancji, ale pełnej akceptacji, czego odmawiają całej reszcie, a więc ponad 90 % rodzaju ludzkiego. Jest w tym ogromny ładunek agresji, która zawsze towarzyszy próbom wymuszania czyjegoś, uznania dla czegoś co stoi w rażącej sprzeczności do czyichś pojęć moralnych i kulturalnych, bo te sprawy należą bez wątpienia do kulturalnego dorobku i skarbca ludzkości.

Środowiska homo, jako mniejszościowe sięgają po środki radykalne, a mają zaplecze w postaci jednostek i ugrupowań, którym nie od dziś solą w oku jest chrześcijaństwo. Ich poparcie dla LGBT jest czysto narzędne. Ten ruch uznano za szczególnie przydatny do wymazania Ewangelii ze świata. Trudno bowiem przyjąć, że politycy i biznesmeni, na ogół trzeźwo myślący, mogą popierać n. p. wariacką teorię gender, a z kolei jest to jeden z filarów gmachu, jaki usiłuje zbudować LGBT. Nic zatem nie jest dziwnego w tym, że wojujący seksualizm sięga po celebrytów, gdyż ich opinia przemawia w szczególny sposób do szerokich mas niechętnych do zadawania sobie trudu analizowania proponowanych im treści.

Przeżywamy czas, kiedy autorytetów szuka się wśród osób najczęściej wymienianych w mediach, tych tzw. z pierwszych stron gazet, a trzeba by raczej powiedzieć z ekranów telewizorów. Po prostu inne są kryteria określające rangę wartości. Mamy więc sportowców – to pojęcie jest już raczej stereotypem, z gatunku tych, które wyrażają wyłącznie funkcjonowanie tradycji, gdyż sportu amatorskiego już nie ma lub jest on niezauważany. Sport dziś uprawiany i pokazywany, to akrobacja, coś rodzaju cyrku powiązanego z wielkim biznesem.; niestety – mamy niektórych aktorów, mamy wreszcie ludzi biznesu i całą plejadę tych, którzy potrafili dopchnąć się do pierwszych rzędów a przywoływani do wyrażania swych opinii mówią co im ślina na język przynosi i, dodajmy, nie zawsze jest to transmisja z organu nie opodal umiejscowionego w człowieku, który zresztą nie zawsze jest w stanie nadążać za wypowiedzią swego właściciela – mowa, rzecz jasna, o rozumie.

są zatem często trywialne, ale i większość odbiorców nie inna. Dlatego fotki i opinie serwowane na rozmaitych portalach – przodują takie jak Onet.pl, interia i, niestety, często także Niezależna.pl – są na poziomie mocno zgrzebnym.

Tak jest również w przypadku „plotek” zanotowanych na Interii i Pomponiku.pl (20 IV 2021) na temat tego, co sądzą o LGBT, homofobii i podobnych potworkach właśnie celebryci.

Przepytanie poprzedza coś w rodzaju wprowadzenia. Warto je przytoczyć:

„Ostatnie 2 lata nie były dla polskiej społeczności łatwe. Ba, nigdy takie nie były, ale skala homofobii zdecydowanie przybrała na sile i regularnie objawia się w niespotykanym dotąd wymiarze. W tak trudnym czasie szczególnie ważni są sojusznicy. W rodzimym show-biznesie takowych nie brakuje, choć są i tacy, którzy na sojuszników i sojuszniczki pozują, jednak ostatecznie, "gdy przyjdzie co do czego", na tym pozowaniu się kończy. Kto z polskich gwiazd oblał ten test?

I wreszcie pytanie wprost: Czy są sojusznikami społeczności LGBT?

Chyba najkonkretniej odpowiada Cezary Pazura: Akceptuję, a nie tylko toleruję... „Akceptuję do czasu, kiedy widzę kolejną maszkarę-paradę. Od załatwiania spraw są urzędy, stowarzyszenia, drogi służbowe, który musi przejść każdy obywatel. Wiem, że homoseksualiści mają problemy, ale kto im pomoże, jeśli poprzebierani w stringi i kapelusze-penisy będą wrzeszczeć na ulicach? Nikt! Ta metoda nie sprawi, że pokocha ich więcej ludzi - mówił aktor, powielając tym samym krzywdzące stereotypy”. Dlaczego krzywdzące? Wystarczy przyjrzeć się marszom równości czy strajkom kobiet.

Rzecz jasna, najcenniejsza byłaby przyjazna odpowiedź państwa Lewandowskich, oczywiście tych od footballu. Aliści, wypowiedź ich poprzedza swoiste prewencyjne ocenzurowanie: „najsławniejszych polskich rodzin - Lewandowskich. Kompletna cisza w przypadku spraw dotyczących praw człowieka stała się znakiem rozpoznawczym Anny i Roberta Lewandowskich.

Popularna trenerka unika zabierania głosu, ale pod presją obserwatorów pozwala sobie czasami "nawiązać" do aktualnych wydarzeń, jak choćby nagonka na osoby LGBT+ czy Strajk Kobiet”.

Sowiciej dostało się Robertowi: „Postawa Roberta Lewandowskiego dziwić również nie powinna, bo w świecie sportu homofobia jest na porządku dziennym. Ale gdy wziąć pod uwagę fakt, iż klub piłkarza Bayern Monachium od lat regularnie bierze udział w lokalnych kampaniach potępiających homofobię, to brak jakiejkolwiek reakcji ze strony Roberta na faktyczną brutalność w jego rodzimym kraju jest co najmniej zastanawiający”. Nie omieszkano stawiać mu za wzór kolegi, tolerancyjnego i otwartego na osoby LGBT+

I wreszcie recepta na poparcie dla LGBT+ nie pozostawiająca wątpliwości o co właściwie chodzi: „Bycie dobrym sojusznikiem to nieustanny proces, którego zwieńczeniem nie mogą być puste hasła. W czasach, gdy prawa i bezpieczeństwo społeczności LGBT+, są ograniczane, należy jej słuchać i działać. To nie moment na to, żeby udzielać rad i "wiedzieć lepiej". Przed polskimi celebrytami jeszcze długa droga do zrozumienia tego, że ich popularność to nie tylko przywileje i rozpakowywanie kosztownych prezentów na Instagramie, ale również obowiązki”.

Tak więc jasne jest, że autor tych słów uważa, że „bycie dobrym sojusznikiem” to obowiązek, który pociąga za sobą dalsze zobowiązania. Właśnie ta nachalność i z kapelusza czerpana pewność siebie odstręcza najbardziej od działaczy LGBT. W ogóle samo pojecie „działacz” zastosowane wobec przypadłości ludzkiej mieszczącej się w sferze najbardziej intymnej jest nadużyciem, u większości normalnych ludzi budzącym niesmak i sprzeciw.

Dla kontrastu przytoczę jeszcze tylko wypowiedź celebryty telewizyjnego Tomasza Kamela, która zdaje się być pewną wypadkową opinii publicznej, której względy dobra i zła jako wartości nie podlegającej żadnej względności są całkowicie obce. Kamel na Instagramie miał opublikować „zdjęcie, na którym widać dwa bilbordy. Jeden z hasłem "Kochajcie się mamo i tato", fundowany przez fundamentalistyczną organizację stającą "w obronie tradycyjnej rodziny", a obok "Kochajcie mnie mamo i tato" z wizerunkiem dziecka z tęczowym akcentem na ramieniu przygotowany przez organizacje pozarządowe działające na rzecz osób LGBT+ i sfinansowane z publicznej zbiórki”.

Dodał od siebie od siebie: "Bardzo przyjemnie widzieć billboardy dwóch tak różnych organizacji, którym chodzi o to samo - o dobro dziecka”.

Gdzie dostrzega on dobro dziecka posiadającego dwóch tatusiów i dwie mamusie, miast prawdziwego tatusia i prawdziwą mamusię, to już jego tajemnica? Ale zwolenników LGBT+ nie zadawala nawet taka wypowiedź, bo zawiera ona także uznanie dla normalnej rodziny. Już samo to świadczy o perwersyjności tego ruchu, gdyż o tym, kto ma być matką a kto ojcem nie decyduje ani żadne prawo pozytywne, ani czyjeś widzimisię, ale natura, którą można ignorować, ale nie wrzucić do lamusa.

Homoseksualizm jest zjawiskiem tak starym jak człowiek i jak dotąd, pomijając niektóre prawodawstwa przewidujące dla homoseksualistów kary – zresztą liberalnie stosowane lub w ogóle nie – ludzie ci funkcjonowali normalnie w społeczeństwie i zapewne nikomu z nich nie przychodziło do głowy, by ze swej przypadłości ukuć postulat przebudowy świadomości społecznej i funkcjonujących w niej instytucji, jak małżeństwo i rodzina. Podobnie niespotykaną rzeczą było, by homoseksualiści starali się o pozyskanie ludzi podobnej co oni opcji, używając dla tego celu nawet szkoły. Po prostu propagowanie homoseksualizmu nie leżało w niczyim interesie, a zwłaszcza w interesie osób tej kategorii. To, co dziś mówi się o prześladowaniu homoseksualistów, pomijając kłamliwość tych pomówień, ma jeden cel: ukazanie rzekomego okrucieństwa, jakiemu poddani byli ludzie innej niż hetero opcji. A ponad tym wszystkim, co można na ten temat powiedzieć jest rzecz, o której się nie mówi: wpędzenie człowieka w porządek moralny i społeczny jaki postuluje ruch LGBT jest zniszczeniem fundamentu moralnego dotąd jedynie budującego zdrowe społecznie ordo naturalis – porządek wnikający z konsystencji człowieka i przypisanych do niej zadań. Działacze LGBT dobrze wiedzą, że idą we wręcz odwrotnym kierunku, który jest zagrożeniem dla ładu w najszerszym słowa tego znaczeniu. Dlatego chcą zniszczyć właśnie ten ład – w wymiarze światowym jest nim chrześcijaństwo. To punkt wyjścia ataku na wszystko, co ono wyraża.

Trudno bawić się w proroctwa, ale zbliżone do terroryzmu akcje aktywistów LGBT mogą mieć odwrotny skutek od zamierzonego. Ludzie powoli mają dość perwersji w słowach i czynach. Wypowiedź Cezarego Pazury, bynajmniej nie wroga homoosobom wyraźnie to sygnalizuje. Ale to już ich sprawa. Nasza zaś o tyle, że szamotanina ta przynosi także kolosalne szkody, zwłaszcza na polu wychowawczym.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)