Kieszeń podatnika czyli (oby) minione neoliberalne prostactwo w Europie Wschodniej

Obrazek użytkownika zbinie
Kraj

Przede wszystkim nie jest i nigdy nie było prawdą jakoby dochody budżetu pochodziły tylko z daniny obywatela. Przez ten fałsz może powstawać iluzja jakoby podatek był rodzajem składki na wspólne przedsięwzięcie i jedynym celem pragmatycznej analizy powinno być zapewnienie akceptowalnej formuły podziału wkładu i korzyści. To wstęp do emocjonalnych i nonsensownych sporów komu należy się nagroda za pracowitość ,przedsiębiorczość albo komu co się socjalnie należy. Na ile sprawiedliwie (cokolwiek to znaczy w ekonomii :)) a na ile solidarnie.Przy czym zawsze każdy widzi to co się nazywa socjalem ,wyrównywaniem szans czy inną mniej lub bardziej niedorzeczną misją społeczną PAŃSTWA. I słusznie w szczegółach widzi w tym rozdęcie ponad miarę. Ale z drugiej prawej strony to rozdęcie bywa nie mniejsze. A groźniejsze w skutkach.

Ale aby to pojąć trzeba inaczej spojrzeć na bilans państwa.

Każdy się na pewno uczył jakie funkcje spełnia państwo i każdy też zapewne się zastanawiał jaka część z nich może być finansowana prywatnie. Trochę niepotrzebnie bo i prywatna policja i samofinansujące się sądownictwo i całkowicie prywatna oświata czy służba zdrowia i wiele innych pomysłów nie bez powodów przeminęło z wiatrem historii.

Ale ja chciałbym was namówić do innego spojrzenia. Gdzie widać czytelniej o co chodzi.

Państwo to wspólnota . Dysponująca pewnym obszarem czy zasobem,to dość umowne jak to nazwiemy. Ważne aby rozumieć przez to konkretny kształt ,nie tylko terytorium,ludność i potencjał naturalnych zasobów i wytworów ludzkiej pracy ale też kulturę i cywilizację. I główne zadanie państwa to utrzymać, odtworzyć a może poszerzyć.

W jakiejś mierze to się dzieje samorzutnie czy mimowolnie. Ludzie świadczą sobie jakieś usługi ,coś wytwarzają,czymś handlują a przy okazji robią coś jeszcze z czego nie zdają sobie sprawy i nikt im za to nie płaci.

W jakieś mierze trzeba kogoś do tego przymusić czy nakłonić i to da się to ująć kwotą zapłaty.

I będziemy też mieli ten przypadek,któremu chciałbym poświęcić więcej uwagi .Dla przykładu naukowców czy artystów czy kapłanów ,czy nawet kobiet wychowujących dzieci, których pracy nie da się często wycenić i przewidzieć jej efektów. I tu jest kwestia zapewnienia im poziomu egzystencji – i pojawia się kwestia jaki ma ten poziom być :podstawowy.przeciętny czy na ile ponadprzeciętny. Jedynym wyjściem jest jakiś dodatkowy mechanizm profitowania ,który ani nie wynika z mechanizmów rynkowych ani z reguł wydatkowania budżetu.Nazwałem to kiedyś na swój własny użytek sferą wymiany nieekwiwalentnej. Gdzieś po drodze z prymitywnej wspólnoty do współczesnego społeczeństwa ona się często skurczyła nadmiernie. Ludzie po prostu muszą mieć o możliwość dania komuś czegoś czy podzielenia się poza wszelką prawno-ekonomiczną regulacją. Oczywiście wchodzą w grę (jako profit) autorytet,prestiż ,zaszczyty ,wszystko to bardzo wrażliwe na kulturową degenerację. I właśnie w biedniejszych krajach tu tkwi przyczyna dlaczego rozmaite próby obudzenia innowacyjności przynoszą odwrotny skutek. Bo najistotniejsza dźwignia jest w ogóle poza sferą ekonomii.

Podsumowując bilans: mamy pewien wolumen potrzeb i mamy trzy źródła zaspokojenia . Jedno samorzutne, drugie niekoniecznie największe ale wymierne i trzecie którego udział najłatwiej zmniejszyć przez rozmaite nieodpowiedzialne pomysły . Dla wymiernego szukamy pokrycia w podatkach. I to się nazywa budżetem. I najpierw się okazuje ,że wychodzi za duży ciężar a nawet jak nie za duży to zaraz wybucha dyskusja liniowo czy proporcjonalnie ,kto więcej kto mniej itd. Albo z czego rezygnować godząc się na cywilizacyjny regres. Albo się zapożyczyć.Albo podjąć mniej lub bardziej jałowe działania pobudzające gospodarkę ,przyciągające obcy kapitał. Wszystko to jest jednym wielkim chaosem i przepychanką, gdzie paru cwaniaków skręci swój mały prywatny interes a czasem coś przypadkowo wypali. Im więcej neoliberalizmu tym bardziej TAK to wygląda.

Czy jest inne wyjście? Teoretycznie,kto wymyśli nowy sposób opodatkowania zasłuży na Nobla.

Ale praktycznie i bez rewolucji podatkowej można sobie radzić.

Jak się rozumie w czym rzecz.

Bo to o czym wcześniej pisałem ten obszar państwa to zasób. I państwo jako administrator niejako pobiera dzierżawną rentę za możliwość funkcjonowania w takim a nie innym otoczeniu.Dzisiaj jest tak,że im większe ktoś ma korzyści z tego funkcjonowania tym większy podatek ,chyba ,ze potrafi te korzyści ukryć , i zwykle potrafi , tak iż najubożsi płacą proporcjonalnie więcej. I znów to budzi wiele emocji. A co innego powinno budzić. Bo nie każda działalność równie obciąża zasoby. Środowiskowo to w dobie ekologii dla każdego zrozumiałe. Ale też społecznie czy infrastrukturalnie. Nie za wszystko się rynkowo płaci . Są pewne ukryte koszty i są bardzo ograniczone zasoby, są zasoby pracujące w dużym obciążeniu i są leżące odłogiem. Jeśli ktoś potrafi zrobić pobieżny bilans z takiego punktu widzenia ( bo jak wyżej napisałem za metodologię dokładnego należy się Nobel) to jest zdolny do racjonalnej polityki ekonomicznej. Zresztą prowadzonej nie za pomocą instrumentów podatkowych ale administracyjnych – ot różne koncesje,certyfikaty,bonusy,zamówienia rządowe i naciski. To inny sposób myślenia - wbrew dogmatom. W nim budżet ma jak najbardziej dochód a nie daninę . Nie zawsze czysto podatkowy. Inwestycje i konsumpcja in situ, spolegliwość znajdująca wyraz w konkretnych biznesowych decyzjach gdzie zysk nie jest jedynym kryterium. I dopiero jeśli ten jest za mały potrzeba dodatkowej daniny. I ta pochodzi dopiero od obywateli. Albo państwo samo bawi się w przedsiębiorcę względnie w nadzorcę niewolników (jak w Chinach). No dobrze . A jak te dochody są za duże? W stosunku do koniecznych potrzeb. To igrzyska i korekta planów czy może inwestycja na zewnątrz? Wszystko ale najczęściej to ostatnie. Bo dochody państwa oprócz kieszeni podatnika pochodzą też z innych słabszych i biedniejszych państw, z eksploatacji ich zasobów. 

Bardzo się cieszę ,że mamy wreszcie rząd , który potrafi się uwolnić od rozmaitych mitów. I że Polacy nieco przejrzeli na oczy i mało kto wierzy w prostackie recepty. I że rośnie świadomość, iż mechanizm ekonomiczny nie jest w makroskali tak prosty jak straganik na rynku.

 

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (5 głosów)