Kto jedzie na różańcu - zasuwa do nieba

Obrazek użytkownika Romek M
Blog

23 lutego tego roku, postanowiliśmy z żoną, że razem odbierzemy córkę z dworca, bo wracała późno z Rzeszowa. Wyjechaliśmy na stację wcześniej, więc zaproponowałem, żebyśmy wstąpili na chwilę do podziemi w kościele Miłosierdzia Bożego. Wiedziałem bowiem, że gdzie jak gdzie, ale tam drzwi są zawsze otwarte dla tych którzy chcą podjąć próbę spotkania z Absolutem.

Nie zastaliśmy jednak oczekiwanego półmroku, ciszy i żarzącego się, w bocznym ołtarzu, światła. Dolny kościół był cały oświetlony, a ludzie, ściągali dokładnie na tę godzinę o której podjechaliśmy – jakby wszyscy mieli dokładnie te, co i my, plany. Dlaczego akurat o 20:30 - pomyślałem sobie.

Ledwo uklęknęliśmy w ławce – rozpoczął się różaniec w intencji pokoju.

Nazajutrz, w czwartek nad ranem, wybuchła wojna w Ukrainie. Wieczorem tego dnia poszliśmy  na 20:30 już zupełnie świadomie.

I co?

Ano nic. Ufam Bogu. Wierzę, że to co dzieje się teraz na świecie, mimo gwałtów, ludzkiego cierpienia, przerażenia i zniszczeń, musi mieć głębszy sens. Może ktoś pomyśleć, że łatwo jest mi tak mówić, bo nie doświadczam tej tragedii bezpośrednio. Albo, że wytworzyłem w umyśle psychiczną barierę, która odgradza mnie od dramatycznych wydarzeń, gdyż odciąłem od źródeł empatii...

Ale przecież nie sposób nie mieć świadomości tego, co dzieje się w Krakowcu, Korczowej, Jaworowie - zaledwie 100 km (w linii prostej) od mojego domu. Nie sposób nie litować się nad płaczącymi dziećmi i matkami. Tak samo jak i trudno samemu okiełznać czający się lęk. Nawet jeśli powiem, że jestem zupełnie spokojny i pogodny, nikt mi nie uwierzy. I będzie miał rację, bo ta obawa ciągle się tli. I czuję ją nawet teraz, kiedy piszę te słowa.

Jednak z różańca wychodzimy spokojni. Nie jest to spokój radosny, ale głęboki, jak kosmiczny abysal. Czuję jak unoszę się w nim. Każdy mój krok, ruch ręką, jest zarazem mój i nie mój. Chwilami widzę wszystko, jakbym oglądał to cudzymi oczyma. Jakby moje ciało było tylko skafandrem pełnym przyrządów, które pozwalają mi funkcjonować w tym świecie.

Kiedyś przeczytałem, że przybywamy na Ziemię z misją ratunkową. Pewnie tak jest. Jednak pierwszym naszym zadaniem jest uratować siebie. Jak w instrukcji na wypadek katastrofy lotniczej, gdy rozszczelni się kadłub samolotu. Najpierw musimy odnaleźć maskę z tlenem i założyć ją sobie. Dopiero później możemy pomóc innym. Nawet dzieci, choćbyśmy nie wiem jak je kochali, ratujemy, gdy już mamy na twarzy tę maskę.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.8 (5 głosów)

Komentarze

Na chwilę obecną wydaje się, że różaniec bardziej pomaga odmawiającym. W Ukrainie - jak na razie - szatan działa ostro. :( 

Vote up!
0
Vote down!
0
#1642349