11 fałszów demokracji fasadowej

Obrazek użytkownika miarka
Idee

 Pierwszy fałsz, to że istnieje szczególny wpływ oligarchii na wybór posłów do Sejmu, których w demokracji ma wybierać ogół obywateli na równych prawach. Przez to  mamy więc odejście od zasady priorytetowej pozycji Narodu nad oligarchią, zasady ustanowionej przez Kazimierza Wielkiego w czasach, kiedy rodziła się w Polsce demokracja, zasady kluczowej dla istnienia demokracji, zasady przeforsowanej dobitnie dopiero w XVI wieku – wieku  w którpm zaraz Polska stała się czołową potęgą europejską, apogeum osiągając u schyłku panowania Zygmunta II Augusta” (]]>http://www.racjonalista.pl/kk.php/s,9628/k,1]]> )

To zasada kluczowa – bez niej nie ma mowy o demokracji.

To tyle, co ustalenie ochrony dla klasy średniej i niższej - przed klasą wyższą.

To tyle, co  ustalenie funkcjonowania wolego rynku - przed sterowaniem kupnem-sprzedażą metodami regulacji nakazowo-rozdzielczych (co jest w interesie „wielkich” - zwłaszcza łatwo o lobbingi i korupcję).

To tyle co ochrona kapitalizmu - przed jego formami dzikimi, siłowymi, oligarchicznymi – przed wyrodzeniem się go w korporacjonizm.

To tyle co ochrona inteligencji i elit ducha  - przed „autorytetami medialnymi”, przed celebrytami.

To tyle co obrona firm - przed różnymi formami monopoli.

To tyle, co obrona biznesu drobnego i średniego przed wszelkim wiekopowiechniowym, wielkoobszarowym, ponadnarodowym.

To tyle, co tworzenie typowego dla demokracji mechanizmu „równania w górę”, tworzenie wewnątrzkrajowej społeczności „klasowo otwartej”, ułatwiającej awanse międzyklasowe i jej ochrona. Ochrona przed powstawaniem typowego dla faszyzmu mechanizmu „równania w dół” (np według znanego z komuny schematu „inteligenta z robotnikiem, robotnika z chłopem, a chłopa z ziemią”).

Oligarchia to wielcy posiadacze. Im łatwo swój kapitał przenosić do innych krajów, łatwo wyrastać nad państwo, tworzyć związki ponadnarodowe, a więc i mieć w pewnych sprawach większe możliwości jak samo państwo, które może wchodzić tylko w relacje międzynarodowe – a więc przejrzyste dla swoich narodów, więc i moralne, i dalekowzroczne, i zmierzające ku pokojowi, i prożyciowe.

Demokracja więc musi zwlaszcza pilnować przed zakusami oligarchii (faktycznej magnaterii) rynku krajowego, krajowej bankowości, krajowej przedsiębiorczości, krajowego rolnictwa, krajowych rynków i przestrzeni, a już szczególnie dóbr wspólnych Narodu i typowych dla Państwa monopoli i ogólnie „dziedzin strategicznych” (np. gospodarka morska, stocznie, surowce, przemysł zbrojeniowy, nauka, energetyka, gaz łupkowy, grafen). Dla oligarchii jest obojętne, ktory kraj będzie się rozwijał, a który upadał – dla Państwa i Narodu, to „być albo nie być”.

Oligarchowie to kosmopolici – ludzie bez tożsamości narodowej, faktyczni „ponadnarodowcy” – forsują fałszywą zasadę, że narodowość można sobie wybierać, a więc i ludzie bez lojalności, ludzie niegodni zaufania, potencjalni, a zwykle i faktyczni zdrajcy tam, gdzie widzą możliwości pozostawania bezkarnymi, a więc tam, gdzie potrafią zatruć swoim jadem funkcje samoobronne Państwa i Narodu, siać demoralizację.

Państwo, które chce przetrwać, musi przede wszystkim obronić się przed oligarchami – potencjalnymi i rzeczywistymi wrogami wewnętrznymi.

Naród, który chce przetrwać, musi przede wszystkim obronić przed oligarchami swoją tożsamość – swoje „bycie sobą i u siebie” – NADRZĘDNE NAD OLIGARCHIĄ. Wielką tu rolę odgrywa pamięć historyczna, korzenie, bycie właścicielem i gospodarzem, kultura, godność, honor i duma narodu.  To nie tyle „polityka historyczna” wrogich Polsce państw robi tu destrukcyjną robotę, co już zakorzeniona w Polsce oligarchia, która usiłuje tą drogą zapobiegać przywoływaniu jej do rzeczywistości.

Jeśli chodzi o faktyczne funkcjonowanie naszej „demokracji”, to Naród wprawdzie „za to” że oligarchia ingeruje w wybór posłów wybiera senatorów, ale w praktyce Senat jest to twór pusty w treść, bo prawdziwa oligarchia jest gdzie indziej, jest zupełnie zakulisowa i posługująca się partiami politycznymi jako swoimi przedstawicielami.

Naród wprawdzie wybiera, ale jego wpływ na to, kogo wybierze jest minimalny, bo listy wyborcze ustalają partie, a więc faktyczni przedstawiciele oligarchii.

 

Drugi wielki fałsz wynika z pomieszania pojęć “przedstawiciel” i “pośrednik”. Używany jeszcze jest zwrot „demokracja przedstawicielska”, ale już z fałszywą treścią: „demokracja pośrednicza”, która oznacza już odejście od demokracji jako formy wyrazu sprawiedliwości wspólnotowej, sprawiedliwości narodowej, w kierunku upodmiotowienia pośrednika, oznacza więc i jego rolę suwerena wobec władz państwowych.

Typowe dla idei demokracji jest faktyczne sprawowanie przez Naród roli Suwerena, czyli właściciela Państwa jako dobra wspólnego Narodu (wraz z innymi dobrami wspólnymi). Tymczasem w praktykę naszej „demokracji” wdaje się tu pośrednik, który go wyręcza, a więc i on przejmuje role Suwerena nie tylko nad władzą państwową, ale i staje się faktyczną władzą nad obywatelami, władzą samozwańczą.

Powstaje wielki fałsz, bowiem Istotą demokracji przedstawicielskiej jest niekoniecznie dosłowne jak za dawnej demokracji realizowanie podczas obrad Sejmu szczegółowych wytycznych wyborców i składanie im później sprawozdań przez posłów, ale na pewno pierwszoplanowa lojalność wobec swoich wyborców.

Tymczasem wybrani posłowie (tak, jak i senatorzy) skladają sprawozdania, są kontrolowani i oceniani nie przez wyborców, a przez partie, czyli faktycznie przez stojących nad nimi oligarchów.

Przedstwiciel nie ma prawa przejmować funkcji pośrednika, bo to już tyle co zastępca, a w ważnych sprawach nikt nas nie jest w stanie zastąpić – ważne, zwłaszcza życiowe sprawy zawsze musimy załatwiać sami – to podstawa naszej odpowiedzialności.

 

Trzeci fałsz, to że finansowanie partii z budżetu państwa wcale nie oznacza, że to właściciel Państwa Naród płaci partiom, więc i stoi nad nimi, i może od nich wymagać.

Chodzi o to, że partie staly się wobec Narodu tylko pośrednikiem, a faktycznym przedstawicielem oligarchii i że faktycznie to one przejęły rolę suwerena władzy państwowej. Inaczej mówiąc, to one nakazują Państwu, przez jego władze, które im podlegają wypłacać sobie środki na działalność.

To jest złamanie podstawowej konstytucyjnej zasady mówiącej o tym, że to naród jest Suwerenem wobec władzy państwowej.

Tu już działa faszystowski mechanizm prywatyzacji korzyści, a upaństwowiania kosztów („prywatyzacji zysków, a uspołeczniania strat”) – czyli inaczej mówiąc korzyści przejmuje oligarchia, która nie dość że przejmuje tu dominującą rolę nad Narodem, to jeszcze każe Narodowi za to placić JEJ przedstawicielom.

 

Czwarty falsz to pozycja mediów. Ich funkcja w demokracji to narzędzie kontroli władzy przez Naród. W praktyce narzędzie manipulowania wolą Narodu przez oligarchię. Istotą fałszu jest zawłaszczanie przez oligarchię rynku medialnego i przestrzeni medialnej.

Drogi są dwie: korupcja  organów kontroli mediów przez oligarchię i same władze,  których przedstawiciele kontrolują media i wpływają na ich przekaz, a druga to „własność” (faktycznie tylko posiadanie) mediów nadających na rynek publiczny przez oligarchów, a przez to wpływanie na ich przekaz. Istota fałszu to odwrócona relacja własności i posiadania. Ta oligarchiczna „własność” to faktycznie tylko posiadanie (nie daje posiadaczowi żadnych szczególnych praw, państwo nie stoi na straży posiadania, tylko własności).

Posiadanie służy w pierwszej kolejności interesowi posiadacza, zaś własność chroni sferę konieczną właścicielowi do pełnienia jego funkcji osobistych i wspólnotowych – więc i jest przez państwo gwarantowana. W kwestii mediów liczy się własność rynku publicznego, na którym media nadają swój przekaz („dokonują jego sprzedaży”). Ten rynek zaś jest niezbywalną własnością Narodu. To Naród go firmuje, to Naród za wszystko tu odpowiada. Posiadaczom majątku mediów (tak jak straganów na rynku miejskim) w żadnym przypadku nie przysługuje prawo ingerencji w politykę (w to, co będzie na rynku sprzedawane). W tej dziedzinie wszystko musi służyć interesowi Narodu tak bieżącemu, jak dalekowzrocznemu.

Tak więc Państwo może tu mieć swoje kontrole. Również właściciele prywatni majątku mediów na rynek publiczny mogą tu sobie szukać prywatnego interesu, ale nade wszystkim muszą być kontrole i wydawane i respektowane zalecenia ORGANIZACJI I RUCHÓW OBYWATELSKICH WYZNACZONYCH PRZEZ NARÓD do nadzoru przekazu nadawanego na rynek publiczny, a związanego z polityką, jak również z tym, czemu polityka ma służyć, ze szczególnym uwzględnieniem strony moralnej.

 

Piąty fałsz jest skojarzony z czwartym, bo dotyczący rynków i przestrzeni publicznych. Ich właścicielem (a więc i posiadaczem praw niezbywalnych) jest naród. Tu wchodzą w rachubę i „rynki finansowe” i „surowcowe”, i cały handel, i „rynek produktów rolnych”, i rynek nieruchomośc, i rynek ziemi rolnej i leśnej ...

Tu wszędzie właścicielem jest Naród. To Naród decyduje co, kiedy i komu może by sprzedawane, co kiedy i od kogo może być kupowane. Dopiero w drugiej kolejności głos należy do posiadaczy dóbr sprzedawanych (tendencja do przekształcania rynku publicznego w rynek producenta - zwłaszcza monopolistyczny) i kupców (tendencja do przekształcania rynku publicznego w rynek klienta – zwłaszcza odnośnie „potrzeb” zdemoralizowanych, zdeprawowanych, aspołecznych).

Niemal wszystko tu dziś stoi na głowie, głównie za sprawą oligarchii i mafii, oraz interesów cudzoziemskich przy demoralizacji i dyskryminowaniu uczestników krajowych. Nie dość że władze Państwowe tu poszły po linii zdrady polskiej racji stanu i przyłączyły się do grabieży majątku narodowego przez korporacyjnych najeźdźców, to i Naród został tu odcięty od pełnienia swoich funkcji właścicielskich.

Typowym tu przykładem jest sprawa zamierzonej od 1 V przyszłego roku sprzedaży ziemi cudzoziemcom. Niby ma być nad tym kontrola, ale to w ogóle bzdura.

Ziemia nie może być sprzedawana cudzoziemcom, bo to terytorium kraju. Owszem, jakieś formy dzierżawy dla rolników pochodzenia zagranicznego jeszcze by można dopuścić (jeśli na to się bądą godziły społeczności lokalne), ale sprzedaż na pewno nie wchodzi w rachunę. Naród na to na pewno się nie zgodzi.

Tymczasem zdrajcy jak dotąd wyłączyli Naród z procesu podejmowania decyzji.

Tak więc jeżeli tu będzie dochodziło do sprzedaży, będą to decyzje i umowy nieważne, bo nie uwzględniające władczej roli Narodu.

Dotyczy to i wielu wielu decyzji i umów zawieranych dotąd i przyszłych przez władze państwowe, a dotyczące dóbr wspólnych Narodu.

 

Szósty fałsz dotyczy sądów. Typowo to funkcja władzy Prezydenta, czy Króla. W praktyce wojewody/starosty – urzędników państwowych. Jednak trwa mit o niezależności władzy sądowniczej i zaraz okazuje się, że nawet Prezydent tu jest tylko marionetką oligarchii, która zachowuje rzeczywisty wpływ na sądownictwo.

Sądy są zależne od oligarchii – sędzia Tuleja to nie przypadek. „Równi i równiejsi”  to nie przypadek.

A sprawa jest tragicznie poważna, bo to są wciąż sądy ukształtowane przez sowieckiego okupanta. Na krótką chwilę tylko korporacje prawnicze się otworzyły na nowych członków i znów są hermetyczne.

W demokracji to w ogóle gestia obywateli, by mogli sobie wybierać sedziów, którzy będą rozsądzali ich sprawy.

Nawet rola Narodu w wyznaczaniu ław przysięgłych, a więc funkcji typowej dla demokracji już praktycznie nie istnieje (za komuny, choć niezbyt „narodowa”, ale jeszcze była).

 

Siódmy fałsz to służby specjalne, służby tajne – wojskowe, kryminalne, antykorupcyjne, ochrony Państwa...  Mają jakieś tam swoje usytuowanie we władzach państwowych, choć i wybija się widoczna ich rola do wyrastania na samoistną władzę natury oligarchicznej.

Przyczyną jest brak jakiejkolwiek kontroli ze strony Narodu i ich koordynacji przez Naród. Służą sobie i innym oligarchiom, możliwe, że i różnym wrogim Polsce i Polakom agenturom - nie Narodowi, nie Państwu, które jest jego własnością.

To fałsz szczególnie pefidny, bo NAZYWAJĄ SIĘ SŁUŻBAMI.

 

Ósmy fałsz dotyczy stosunku Państwa do Kościoła. Państwo jest funkcją Narodu, zaś Naród, to w 98% wierni Kościoła Katolickiego. Nadto nasza tożsamość wskazuje konieczność trwania w związku Państwa i Kościoła. Państwo nie powinno więc wojować z Kościołem. Można mieć pretensje do KK, że daje sobą kierować masonerii i ulegać wpływom lewactwa i oligarchii, ale to „Kościół Święty nieświętych ludzi” i wciąż w nim prawdziwa władza należy do Ducha Świętego. On na pewno nie chce źle ani dla Państwa, ani dla Narodu Polskiego. Moralność obywatelska nad którą czuwa Kościół zawsze jest państwotwórcza.

Rola Kościoła w funkcjonowaniu demokracji jest wielka, gdyż demokracja bierze się z ducha – ze zrozumienia istoty człowieczeństwa dojrzałego, godności ludzkiej, moralności, w tym morale wspólnotowego, prawości związanej ze służbą na rzecz dobra i dobra wspólnego, ze zrozumienia istoty sprawiedliwości, której częścią jest sprawiedliwość wspólnotowa, czyli demokracja.

Bez konkretnej formacji duchowej, a więc i korzystania tu z wielce pomocnej roli Kościoła, który w świecie ludzkich wartości dysponuje wielkim rozeznaniem, trudno byłoby kroczyć drogą wciąż dojrzewającej, żywej demokracji, drogą typowego dla niej „równania w górę”.

Fałsz tu dotyczy „Rozdziału Państwa od Kościoła” – cały światek antydemokratyczny, lewacki, unijny się tu sprzysięga, by siać demoralizację, a przy tym wyciszać krytykę atakują głoszący trzeźwość Kościół.

Ten „rozdział Państwa od Kościoła” ma sens jako zakaz łączenia funkcji kościelnych i państwowych, ale autorytet duchowy Kościoła jest demokracji niezbędny.

 

Dziewiąty fałsz dotyczy obywatelstwa. Tylko Naród może go nadawać, tymczasem nadaje prezydent – bez jakiejkolwiek kontroli. Nawet w dwa dni – po znajomości.

Do tego kwestia pozbawiania obywatelstwa – nie słychać, żeby kogoś pozbawiano. Do tego kwestie „obywatelstwa zbiorowego”, czyli „państwa w Państwie” i polityki imigracyjnej – tym się dziś zajmuje premier, najemnik, do tego kłamca na metr głęboko, człowiek nie tylko niewiarygodny, ale już wyraźnie od długiego czasu działający wbrew Narodowi.

Nie może być tak, że ofiar zsyłki przez sowieckiego okupanta nie mogą wrócić do kraju, bo ktoś przeszkadza w uznaniu ich obywatelstwa, a granice się otwiera dla imigrantów, którzy nie tylko nie gwarantują asymilacji do wymogów naszego życia publicznego (bycie dobrym człowiekiem z naszego punktu widzenia to podstawowy warunek ich tolerancji), ale i przychodzą od razu z postawami roszczeniowymi (a więc jakby przysługiwało im równouprawnienie, opieka socjalna, prawa obywatelskie).

W ogóle nie wiadomo, co nam tu komuna i II komuna (III RP) nawywijały – dlatego nie tylko potrzebny jest przegląd narodowy, ale i to wszystko muszą być sprawy jawne. Nadto muszą wrócić pod bezpośrednią kontrolę i władzę Narodu.

 

Dziesiąty – Trybunał Konstytucyjny. Reprezentuje istniejące oligarchiczne układy – nie Naród.

Owszem Konstytucję w szczegółach nawet powinni opracowywać fachowcy. Ale to Naród ją zatwierdza i to on musi pilnować jej przestrzegania i wyciągania konsekwencji za nieprzestrzeganie.

 

Jedenasty – umowy i traktaty międzynarodowe – nieważne wszędzie, gdzie wykraczają poza demokratyczne uprawnienia władzy, gdzie nie ma pełnej zgody i zatwierdzenia przez Naród decyzją wolnej i w pełni świadomej treści przedmiotu i konsekwencji danego wyboru.

Wszelkie takie umowy mają rangę prawa nadrzędnego, a to tyle co Konstytucja. Tam, gdzie nie było uczciwie przeprowadzonych referendów to takie umowy nie obowiązują.

Sczególnie złowieszczo nam głoszono ostatnio, że Kopaczowa podpisała zgodę na 100 tys emigrantów islamskich. Nawet jakby, to Narodu naszego taka umowa do niczego nie zobowiązuje. Nawet te wcześniejsze 7 tysięcy ma zabrać ze sobą, jak będzie odchodziła.

Tu też trzeba narodowego przeglądu, występowania z układów, czy renegocjacji.

W ogóle jak wreszcie przyjdzie demokratyczna władza, to konieczny będzie szczegółowy bilans otwarcia.

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.2 (5 głosów)