Wejdą? Nie wejdą…

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Generalnie historia lubi się powtarzać. Jeśli jednak wierzyć klasykom dramat odgrywany raz wtóry zamienia się w farsę.

Znowu, jak 42 lata temu, Rosja przeprowadza manewry nieopodal granic państwa uznawanego przez nią za należące do jej sfery wpływów, a które jakoś tego nie uznaje. Różnica, chyba najbardziej istotna, jaka zachodzi pomiędzy ówczesnym ZSRS a dzisiejszą Rosją polega na wielkości. O ile ten pierwszy był mocarstwem nr 2, to Rosja Putina jest tylko kolonią rozwiniętego świata prężącą muskuły w nadziei, że ktoś jeszcze uwierzy w jej mocarstwowość.

Poza tym Polska (wtedy przezywana PRL) grająca na nosie wschodniemu Niedźwiedziowi nie tylko była otoczona przez sowieckie armie. Sowieckie pułki stacjonowały na jej terenie, zaś armią i oddziałami siłowymi kierowali (pro)sowieccy oficerowie.

I mimo takich uwarunkowań koszty „operacji polskiej ‘80” były zbyt wielkie dla uwikłanego już w awanturę afgańską obozu sowieckiego.

Tak samo należy traktować prężenie muskułów uskuteczniane przez dzisiejszych Moskali tuż obok granicy z Ukrainą.

Dlaczego?

Ano dlatego, że rosyjskie siły uruchomione w ramach manewrów są… za słabe do przeprowadzenia ataku na Ukrainę.

Owszem, nie neguję, że sprzęt armii FR może być lepszej jakości, niż ukraiński. Ale i tak siły użyte do ataku powinny być większe o najmniej 50% niż obrońców. Póki co armia ukraińska jest 2,5 raza większa od skoncentrowanych nad granicą oddziałów rosyjskich.

Kolejna sprawa, pomijana w grach strategicznych, na których 95% obecnych znaffcuff uczyło się strategii, to logistyka.

Truizmem wg mnie, najwyraźniej jednak potrzebnym dla przypomnienia ogółowi jest stwierdzenie, że czołg zużywa paliwo. Nawet stosunkowo lekki i wyposażony w słaby silnik T-72 (z odpowiednią literą) potrzebuje go w terenie ok. 700 litrów na każde 100 km. Załoga zaś składa się z żywych ludzi (w liczbie 3), którzy także muszą coś konsumować. Ba, trzeba im zapewnić służby medyczne, zmianę bielizny, możliwość spoczynku po kilku godzinach jazdy w ciasnym pudle. Nie mówię już o amunicji. Jak to wszystko dostarczyć?

Kolumny transportowe idące przez teren należący jeszcze niedawno do przeciwnika wymagają ochrony. Inaczej mogą być obiektem ataków drobnych grupek żołnierzy wroga, jakie po prostu przeczekały frontalny atak w rozproszeniu i teraz walczą na zapleczu.

Można oczywiście próbować dostarczać paliwo itp. drogą lotniczą, za pomocą śmigłowców transportowych. Tylko że w takim przypadku litr paliwa do czołgu równa się litrowi (co najmniej) paliwa lotniczego użytego do jego przetransportowania. Poza tym nie czarujmy się – armia FR nie ma wystarczającej na taką operację liczby śmigłowców. Amerykańska również nie, chińska tak samo itd.

Zatem do ataku na inny kraj potrzebne są nie tylko czołgi, ale również przygotowanie logistyczne. Czy ktoś podał, że obok manewrów nad granicami Ukrainy doszło do przegrupowań wojsk kolejowych, samochodowego transportu itp. ?

Żołnierze niemieccy jeszcze w pierwszych dniach lipca 1941 r. ze zdumieniem mijali nagromadzone po sowieckiej stronie byłej granicy m.in. sterty szyn kolejowych i… węgla, służącego do opalania lokomotyw. Tak wyglądały przygotowania do ataku na Europę, jaki Stalin chciał przeprowadzić na początku lipca 1941 roku.

Z ciekawości więc pytam, czy satelity szpiegowskie USA wykryły przygotowania logistyczne?

Poza tym linie transportowe, stanowiące najbardziej wrażliwą na atak część współczesnej armii, powinny być odpowiednio strzeżone. Zatem do owych 100 tys. rzekomo już gotowych do agresji trzeba by dodać najmniej drugie tyle pilnujących zaplecza.

Rosjanie doskonale wiedzą przecież, że Ukraińcy to twardy Naród. W końcu ostatni bojcy z sowietami zostali zlikwidowani dopiero na początku lat 1960 (1964).

Poza tym Ukraina nie jest aż tak łakomym kąskiem, by chcieć ją włączyć do odradzającego się przynajmniej w teorii Imperium. Nowy podbój musiałby bowiem łączyć się z inwestycjami. To akurat w Rosji dobrze wiedzą, wszak pokój w Czeczenii jest okupiony wydatkami na jej rozwój w wysokości wyraźnie większej, niż ponoszone na dowolny inny region Rosji, Moskwy nie wyłączając.

Podobny scenariusz musiałby być wprowadzony na terenie Ukrainy. Oczywiście w przypadku, gdyby doszło do podboju. Inaczej raz-dwa pojawiła by się partyzantka, która życie rosyjskich żołnierzy zamieniłaby w piekło.

A dzisiaj metod znanych z II wojny światowej, czy też z czasów realnego socjalizmu zwyczajnie nie da się stosować.

Poza tym mamy jeszcze jeden aspekt, zupełnie nie występujący w czasach Stalina, Chruszczowa czy nawet Breżniewa. Otóż otoczenie Putina jest nazbyt mocno zaangażowane finansowo poza granicami Rosji.

Pełnia możliwości korzystania z zagrabionych pieniędzy może być realizowana w Europie, USA czy ogólnie mówiąc w czymś, co jeszcze niedawno nazywaliśmy „wolnym światem”.

Agresja na Ukrainę może być powodem, dla którego na wyjazdy zagraniczne Putina i jego kamaryli opadnie szlaban.

Mieć pieniądze bez możliwości ich wykorzystania???

Z drugiej strony mamy co prawda uzależnienie Unii Europejskiej od rosyjskich surowców, w tym gazu, który już niedługo, jeśli polityka Niemiec będzie realizowana, stanie się podstawowym surowcem energetycznym w UE.

Cóż, wojna ma jednak swoje prawa. Nawet przy założeniu, że Europa zdobędzie się tylko na nic nie znaczące głosy poparcia dla walecznej armii ukraińskiej, to jednak przygotowania do inwazji muszą być o wiele większe niż te dokonane dla potrzeb nawet sporych manewrów.

W perspektywie zaś stałą obecność wzmocnionych kontyngentów oraz drenaż kasy Federacji dla potrzeb odbudowy zniszczonej infrastruktury nowej republiki związkowej.

My jednak pamiętamy Afganistan. Zaangażowanie ZSRS w interwencję zbrojną doprowadziło do krachu cały obóz realnego socjalizmu.

Wchłonięcie Ukrainy byłoby takim samym ciosem dla Rosji. Jeśliby zaś w międzyczasie EU poszukała alternatywnych rozwiązań dla rosyjskiego gazu…

Secesja Syberii, Kazachstan otwarcie związany sojuszem z Turcją, podobnie Azerbejdżan i pozostałe „stany”… Rosja kończy swój byt jako Imperium Zła, a zaczyna walczyć o przeżycie w okrojonych mocno granicach.

To, że jest ciągle jeszcze mocarstwem atomowym jest bez znaczenia. Secesje bowiem nie będą wynikiem zewnętrznego ataku, ale wynikiem rozpadu Rosji jako państwa w obecnych granicach.

Swoją drogą już w latach 1960-tych pisarze sf lansowali tezę o bałkanizacji USA. Termin ten oznaczał po prostu rozpad na mniejsze państwa, często zwalczające się wzajemnie. Z kolei ZSRS miał się stać mocarstwem światowym, aż do opanowania całej Ziemi włącznie. Nie tylko Ziemi.

Mgławica Andromedy Iwana Jefremowa pokazywała, jak stalinowski model komunizmu opanowuje Kosmos.

Tymczasem Rosja w ciągu jednego pokolenia utraciła ziemie zdobyte przez carów w ciągu kilku wieków.

Zamiast prężnej gospodarki stała się już całkowicie zapleczem surowcowym reszty świata, przy czym profity tej sytuacji trafiają do garstki oligarchów.

Kraj, który rozpoznawany jest głównie przez kałacha*, dziwki i ropę naftową nie ma szans na przetrwanie w obecnych ciągle jeszcze rozdętych granicach.

Po 300 latach stoimy więc przed szansą odtworzenia Rzeczpospolitej. Tym razem już jako Państwa więcej niż dwóch Narodów. Zwolenników takiego rozwiązania znajdziemy nie tylko na Litwie czy Białorusi, ale też na Ukrainie. I kto wie, czy na tej ostatniej nie jest ich więcej, niż „banderowców”.

13.02 2022

 

_________________________________

* AK-47, karabinek automatyczny będący najbardziej na świecie rozpowszechnioną bronią.

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (4 głosy)