Miedwiediew znowu straszy

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Były prezydent Rosji, ongiś umieszczony na tym stanowisko z woli Putina, niejaki Dymitr Miedwiediew (z racji nikczemnego wzrostu w czasach studenckich nazywany Koaliowem) znowu straszy.

Za chwilę jego wpisy będą traktowane niczym „poważne ostrzeżenia”, jakich tysiące w latach 1960-70 wystosowała pod adresem Związku Sowieckiego chińska agencja rządowa. Kto już zapomniał – robiły one wrażenie już tylko na ich autorach. W Polsce, zwanej wówczas PRL-em, stały się pożywką niektórych kabaretów.

Nie inaczej jest z Miedwiediewem. Ten liczący sobie 1,57 m wzrostu były słup, a raczej słupek Putina co rusz albo usiłuje kogoś obrazić, albo też straszy świat odziedziczoną po Sowietach ruską bronią.

Ile jest warta ruska armia widać wyraźnie na Ukrainie. Gdyby nie grupa zdeterminowanych więźniów Prigożyna pewnie jeszcze jesienią ubiegłego roku walki toczyłyby się na terytoriach moskali.

Ostatnie wydarzenia zaś, zwane na wyrost puczem, bez wątpienia wpłynęły na armię najeźdźców.

Miedwiediew zatem musiał wystąpić z wielką mową do ruskiego ludu. Co prawda media niemieckie postarały się, jak mogły, by buńczuczny tekst kremlowskiego kurdupla rozpowszechnić, ale…

Ale strach przed ruską potęgą wojskową minął bezpowrotnie już po dwóch tygodniach agresji na Ukrainę, kiedy okazało się, ze w wyniku szkolnych błędów „druga armia świata” bierze zwyczajnie w dupę.

I to jeszcze za sprawą postsowieckiego sprzętu. Jak pamiętamy bowiem prócz Polski pomocy w początkowym okresie praktycznie nikt nie udzielał.

I właśnie dlatego Miedwiediew jako argumentu używa rzekomo najpotężniejszych na Ziemi sił komicznych, wyposażonych w broń atomową.

Zupełnie na poważnie kremlowski niziołek pisze na łamach rządowego dziennika:

Lata 2022-2023 przejdą do historii jako czas najpotężniejszego przełomu cywilizacyjnego, szczyt kryzysu egzystencjalnego ludzkości w XXI wieku . Jej bezpośrednią konsekwencją było rozpoczęcie specjalnej operacji wojskowej na Ukrainie. Rosja została do tego zmuszona w imię ochrony swojej suwerenności i integralności terytorialnej, bezpieczeństwa milionów obywateli. Nasz kraj, jak wiadomo, skorzystał z prawa do samoobrony, wynikającego z art. 51 Karty Narodów Zjednoczonych.

To, co dzieje się teraz na Ukrainie iw Donbasie, to nie tylko „konflikt regionalny”, ale coś zupełnie innego. To jest totalna konfrontacja. (...) Spowodowane jest to diametralną przeciwstawnością poglądów na dalszy rozwój ludzkości. Z jednej strony są kraje zachodnie, które nie chcą przyznać, że świat radykalnie się zmienił i tracą dominację. Wojna hybrydowa, którą teraz z nami toczą, jest ich ostatnią szansą na utrzymanie korzystnego dla nich status quo, by nie utracić osłabionej siły i wpływów. Po drugiej stronie jest nie tylko Rosja, ale także globalny Wschód i Południe. Ich populacja to prawie dwie trzecie globu. Są to kraje, które wciąż rosną w siłę, stopniowo przezwyciężając gospodarcze i polityczne konsekwencje kolonialnej przeszłości. Opowiadają się za równym rozwojem wszystkich państw. Bez starszych i młodszych partnerów. Bez cynicznego podziału na kraje historycznie rozwinięte i słabo rozwinięte.

Ich pragnienie niepodległości bardzo nie podoba się byłym kolonizatorom. Z całych sił trzymają się przeszłości. Nowy konflikt spowodował już napięcie o rząd wielkości większe niż podczas poprzedniej zimnej wojny i skrajnie negatywne konsekwencje. W rzeczywistości umieścić świat na krawędzi trzeciej wojny światowej. Co więcej, wraz z początkiem konfliktu na Ukrainie, na wniosek Stanów Zjednoczonych, ponownie uruchomiono pełen pakiet „podwójnych standardów”. Nic nowego, wszystko jest po staremu: niepodległości i integralności terytorialnej, zdaniem kolektywnego Zachodu, mogą bronić tylko ci, którym jest to dozwolone. Resztę trzeba spacyfikować, zmiażdżyć, a najlepiej rozsmarować na własnym terytorium krwawymi grudkami. Rosja nie chciała uznać takiej logiki. Nie posłuchała czyjejś woli. A ona walczyła - twardo i jednoznacznie.

Teraz nowe zdegenerowane pokolenie zachodnich polityków najwyraźniej nie jest świadome tego, co robią i do czego nawołują. I wydaje się, że zapomnieli, jaka będzie nasza reakcja, jeśli prowokacje posuną się za daleko. Na szczęście, podczas gdy w niektórych miejscach, jak zeszłoroczny śnieg, zdrowy rozsądek w głowach niektórych z nich jest nadal zachowany. Broń Boże, nie stopi się całkowicie, bo wtedy to już naprawdę koniec.

(…)

Nie trzeba być wizjonerem, aby zrozumieć, że faza konfrontacji będzie bardzo długa. Impas potrwa dziesięciolecia. Jednym ze sposobów rozwiązania tego problemu jest trzecia wojna światowa. Ale to oczywiście źle, bo zwycięzcom wcale nie gwarantuje się dalszego dobrobytu, jak to miało miejsce po poprzednich wojnach światowych. Najprawdopodobniej po prostu nie będzie zwycięzców. W końcu nie można uznać za zwycięstwo świata, w którym nadeszła nuklearna zima, ponad milionowe miasta leżą w gruzach, nie ma elektryczności z powodu transcendentnego impulsu elektromagnetycznego, a ogromna liczba ludzi zmarła od fali uderzeniowej, promieniowanie świetlne, promieniowanie przenikliwe i skażenie promieniotwórcze. Gdzie panują straszne epidemie i głód.

I tutaj zwrócę uwagę na jedną rzecz, do której politycy wszelkiej maści nie lubią się przyznawać: taka Apokalipsa jest nie tylko możliwa , ale i całkiem prawdopodobna. Dlaczego? Są co najmniej dwa powody.

Pierwszy. Świat znajduje się w konfrontacji znacznie gorszej niż podczas kryzysu karaibskiego, ponieważ nasi przeciwnicy postanowili realnie pokonać największą potęgę nuklearną – Rosję. Bez wątpienia są to żałosne palanty, ale tak po prostu jest. A drugi powód jest dość prozaiczny – broń nuklearna była już używana przez kogoś i gdzieś, co oznacza, że tabu nie istnieje!

Drugim sposobem rozwiązania tej totalnej sprzeczności jest poszukiwanie najtrudniejszych kompromisów. przez długi czas. Uformowanie nowego, pełnego szacunku ładu światowego, który będzie oparty na równowadze interesów wszystkich krajów. Co więcej, nie jest to oczywiście osławiony „porządek oparty na zasadach”, który może wywołać jedynie odruch wymiotny w każdym kraju niezależnym od Stanów Zjednoczonych. Tak, będziemy musieli dużo komunikować, znosić, wykazywać powściągliwość, wychodzić z negocjacji i wracać do nich ponownie, ale ostatecznie stworzymy międzynarodowe kontury równego i bezpiecznego świata XXI wieku. Prawdopodobnie zajmie to lata, być może dekady. Ale to zdecydowanie lepsze niż rzucenie wszystkiego razem w dzień Apokalipsy.

I tak - trzeci. Co jesteśmy gotowi zrobić, aby wyjść z fazy totalnej konfrontacji.

Rzeczywiście, jesteśmy gotowi szukać rozsądnych kompromisów, o czym wielokrotnie mówił prezydent Rosji. Są możliwe, ale ze zrozumieniem kilku podstawowych punktów. Po pierwsze, nasze interesy powinny być brane pod uwagę w maksymalnym stopniu: antyrosyjskości w zasadzie nie powinno być, bo inaczej prędzej czy później wszystko skończy się bardzo źle. Reżim nazistowski w Kijowie musi zostać unicestwiony. Ustawowo zakazany w cywilizowanej Europie jako faszysta. Wyrzucony jak zgniły kawałek smalcu na śmietnik historii świata. Co go zastąpi, nie wiemy, ani co pozostanie z byłej niezależności. Ale Zachód będzie musiał to zaakceptować, jeśli nie chce apokaliptycznego końca naszej niedoskonałej cywilizacji.

Po drugie, wszystkie ciężko wywalczone wyniki totalnej konfrontacji muszą zostać skonsolidowane w nowym dokumencie, takim jak Akt Helsiński, który zakończył dobrze znaną Konferencję z 1975 roku. Tylko same Helsinki niestety nie nadają się z oczywistych powodów. Teraz dla nas Finlandia jest krajem wrogim, kiedyś stworzonym z bezmyślności przez Lenina, a dziś członkiem NATO. Z Finlandią i innymi im podobnymi (jak Polska, kraje bałtyckie i oczywiście Wielka Brytania) lepiej byłoby czasowo całkowicie zawiesić stosunki dyplomatyczne lub przynajmniej chwilowo obniżyć ich poziom.

Po trzecie, jest całkiem prawdopodobne, że konieczne będzie ostrożne ponowne zgromadzenie ONZ i innych organizacji międzynarodowych. Jest to możliwe tylko przy pełnym poszanowaniu praw stałych członków Rady Bezpieczeństwa, w przeciwnym razie okaże się całkowicie nieskuteczne. A potem ONZ popadnie w zapomnienie jako instytucja, która nie spełniła nadziei wolnych narodów. Nie mówię tu o losie obecnych międzynarodowych dziwaków, takich jak MTK, Rada Europy czy OBWE. Oni już są na śmierdzącym śmietniku światowego rozwoju.

Nie wiem, czy uda się wejść na ścieżkę kompromisów. Niepewny. Jak dotąd ostatecznie zdegenerowana zachodnia klasa polityczna próbuje podnieść stawkę w krwawym horrorze o klaunach. W stanie uporczywej demencji spycha nasz mały świat do trzeciego świata. Ukamienowany reżim kijowski podżega do wojny z ostatnim Ukraińcem.

Innymi słowy, nie jestem optymistą. Nic dziwnego, że Anton Pawłowicz zauważył kiedyś, że „życie jest w rzeczywistości bardzo prostą rzeczą i człowiek musi podjąć wiele wysiłków, aby je zepsuć ” .

Ale zawsze jest nadzieja.

Rosyjska gazeta - Wydanie federalne: nr 143 (9088)

A więc pokój na świecie wg kremlowskiego kurdupla może być zachowany tylko wówczas, gdy zostaną zrealizowane wszystkie żądania Kremla, rozszerzone dodatkowo o likwidację Międzynarodowego Trybunału Karnego, który wszak odważył się na nazwanie zbrodniarza Putina zbrodniarzem. To wystarczy, by wywalić instytucję na śmietnik.

Poza tym NATO ma opuścić kraje, jakie wchodziły ongiś w skład Rosji. Jak łatwo zauważyć dotyczy to Finlandii, krajów bałtyckich, a także… znacznej części Polski. A może niziołkowi całkiem już się poprzewracało pod deklem i za części Związku Sowieckiego uważa cały były Układ Warszawski?

No to dołożyć trzeba 1/3 Niemiec…

Teksty pisane przez polityków (niziołek wszak do tego grona się zalicza) trzeba umieć czytać.

Jego przesłanie jest skierowane głównie do wnętrza Rosji. Stąd potrząsanie szabelką mocarstwowości i pisanie o Moskwie jako o największej potędze atomowej.

Miedwiediew jednak świadomie pomija stan gotowości arsenału sił komicznych Rosji. Odziedziczone głowice pamiętają jeszcze wczesnego Breżniewa; nikt nie wie na dobrą sprawę, czy są w stanie eksplodować w razie czego?

Natomiast po upadku Sowietów produkcja nowych głowic stawia Rosję tuż obok takich mocarstw atomowych jak Korea Północna, Izrael czy też Pakistan.

Do tego jeszcze problem z przeniesieniem ładunków…

Oczywiście można sobie wyobrazić, że Moskale w ataku szału zaczną odpalać głowice na swoim terytorium licząc, że podniesiona w ten sposób radioaktywna chmura z czasem pokryje cały świat i zniszczy rozumne życie.

Poniekąd taki scenariusz pośrednio wynika z tekstu kremlowskiego niziołka.

Powstaje jednak pytanie, na jakie konus nawet nie próbuje odpowiedzieć – ilu Rosjan jest gotowych na popełnienie samobójstwa rozszerzonego z uwagi na kaprys starzejącego się Putina i otaczających go niziołków?

Już raz w historii odpowiedź na nie uzyskano – był to tzw. bunt Sierowa, gdy za pośrednictwem Olega Pieńkowskiego CIA otrzymała kompletny raport o rzeczywistym stanie sił jądrowych Związku Sowieckiego; w konsekwencji gensek Chruszczow musiał udać się na emeryturę.

Do Rosjan powoli dochodzi, że dzięki polityce b. funkcjonariusza KGB Putina ich ojczyzna zmienia się z zaplecza surowcowego Europy na… kolonię chińską, która nadal będzie eksploatowana surowcowo tym razem przez Azję.

W zamian zaś wewnętrzny rynek będzie zasypany towarem, jaki w Polsce można było dostać w sklepach „za 4 złote”. W Moskwie będzie jednak uchodzić za luksusowy.

Znikną natomiast marki i produkty, jakie dawały wrażenie pewnego rozwoju Rosji, dotrzymującej propagandowo kroku Niemcom, Francji, USA czy… Polsce.

Za sprawą Putina Rosja staje się zadupiem Azji.

A potem Chiny wezmą, co swoje.

3.07 2023

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)