Atak "Jastrzębia" na Parczew w 1946 r. - część 2/2

Obrazek użytkownika Żołnierze Wyklęci
Historia

Jak już wspomniano uderzenie nastąpiło we wtorkowy wieczór 5 lutego 1946 r. O godz. 17.30 ok. 50-osobowy oddział "Jastrzębia", wspierany przez kilku ludzi z placówki Dębowa Kłoda [pow. Włodawa], pod dowództwem Piotra Kwiatkowskiego "Dąbka" wkroczył do miasta. Tak opisywał rozwój wypadków "Żelazny":

[...] "Dąbkowi" udało się pięknie podejść i bez strzału rozbroić wartę koło mostu, złożoną z dwóch Żydków z automatami i pistoletami. Jednym z nich był sierżant z UB nazywany popularnie "Bocian", a było to dość podłe Żydzisko w stosunku do obejścia z Polakami. Idąc dalej w kierunku posterunku złapał i trzeciego Żydka z bronią. Nie robiąc strzałów, zgodnie z rozkazem posuwa się dalej i wkracza do budynku, gdzie spodziewał się zastać, zgodnie z planem, "Jastrzębia", który miał przybyć tam wcześniej. Przez winę przewodnika, który ze strachu jakoś zbłądził i przez to opóźnił przybycie "Jastrzębia" z grupą na posterunek, dwóch chłopaków od "Dąbka" wchodzi spokojnie do pierwszego pokoju na parterze, a tam w najlepsze zajadają sobie kolację milicjanci. Nasi zobaczywszy tylu milicjantów na raz, a nie spodziewanych tam swoich, dostają tremy, robią w tył zwrot i uciekają na dwór, a milicjanci zorientowawszy się, że coś tu nie pasuje, drugiemi drzwiami pobiegli na drugie piętro, gdzie mieścił się posterunek i chwycili za broń. W tym czasie przybywa "Jastrząb", próbuje opanować posterunek, lecz w korytarzu na drugim piętrze otrzymuje silny ogień z diegtiarowa [radziecki ręczny karabin maszynowy DP - Diegtiariow Piechotnyj ],  z którego strzelał sierżant UB Adolf Konasiuk, rodem ze wsi Makoszka [zginął w zasadzce zorganizowanej przez "Żelaznego" 22 IV 1947 r. pod wsią Białka]. Bezpośrednie zdobycie posterunku staje się niemożliwe. Zniszczyć go można by, bo w tym celu chłopcy przynieśli skądś kanister benzyny, lecz "Jastrząb" żałuje cywilnych ludzi i aptekę znajdującą się w tym samym domu na parterze. Wobec tego zostawia paru chłopaków na obstawie celem powstrzy mania ubeków w budynku, a sam udaje się do dalszej akcji.[...].


Piotr Kwiatkowski ps. "Dąbek".

Jak widać podział zadań i ich późniejsza realizacja wyraźnie wskazują, że celem ataku były przede wszystkim struktury komunistycznego aparatu represji. Potwierdza to również ponad wszelką wątpliwość relacja żołnierza oddziału "Jastrzębia", biorącego udział w tej akcji, Ryszarda Jakubowskiego "Kruka", który tak opisywał zasadnicze motywy podjęcia decyzji o  uderzeniu na Parczew:

Parczew był obsadzony przez milicję żydowską. Jarmarki odbywały się w każdy wtorek w Parczewie i kto chciał sobie coś kupić, jakieś produkty rolnicze, czy świnię, to do Parczewa jechał, bo nie było żadnego zaopatrzenia i chaos cały czas wszędzie panował. Ludzie zaczęli przychodzić i  mówić, że AK-owców lub sympatyków AK-owców łapią tam Żydzi, biorą na przesłuchania i leją. Żydzi ci wywodzili się z tego terenu, więc znali poszczególnych gospodarzy. "Jastrząb" zatrzymał któregoś z PPR-owców  z Pieszowoli [pow. Włodawa] i przez niego przekazał do resortu parczewskiego list: "nie czepiajcie się ludzi, nie maltretujcie gospodarzy, którzy przyjeżdżają zaopatrzyć się w Parczewie, bo jeżeli będziecie przetrzymywali, śledztwa prowadzili, bili, to rozliczymy się inaczej". Oni na odwrocie tego listu odpisali "Jastrzębiowi", że będą nadal aresztować ludzi, nawet teraz kilku mają, i jak jest taki mocny, to niech przyjdzie i sam sobie ich weźmie. W końcu doszło do tego, że parczewscy milicjanci i ubecy zamordowali jednego z członków placówki WiN z Wołoskowoli, i to spowodowało, że "Jastrząb" ruszył na Parczew.
(Relacja z dnia 21.06.2008 r., nagranie w zbiorach autora)


Styczeń 1946 r. Od lewej: z-ca dowódcy oddziału Edward Taraszkiewicz "Żelazny"  († 6 X 1951), Zdzisław Kogut "Ryś" († 24 XII 1946). Przed nimi stoi niemiecki rkm MG 42 .

Gdyby autorzy zarzucający partyzantom działania nacechowane antysemityzmem, w momencie pisania swoich tekstów "poważnie traktowali źródła", zapoznaliby się zapewne ze wszystkimi trzema pamiętnikami "Żelaznego", których rękopisy złożone są w Archiwum Państwowym w Lublinie (w 2008 r. rękopisy te zostały opracowane naukowo i wydane przez IPN ), a których dokładna lektura mogłaby ich skłonić – dum spiro, spero - do nieco innych wniosków.
Pierwszy z pamiętników, noszący tytuł "Wilkołak nr 635 AK i Bojówka Obwodowa. Pamiętnik ogólnych prac", doprowadzony jest do końca stycznia 1946 r. i wpadł w ręce UB 8 lutego 1946 r. W drugim pamiętniku, nazwanym "Krótka chronologia oddziału „Jastrzębia”", autor odtworzył wcześniejsze wydarzenia i kontynuował zapiski aż do przejęcia ich przez UB w maju 1949 r. To właśnie w nim "Żelazny" opisał bardzo dokładnie, na kilku stronach, okoliczności zajęcia Parczewa, i to właśnie z tej wersji korzystali wspomniani autorzy. Po 1949 r. Edward Taraszkiewicz, na ile mógł, odtworzył ponownie wcześniejsze zapiski w trzecim pamiętniku, tym razem nazwanym "Obwód Nr 324. Krótka chronologia akcji przeprowadzonych przez oddział „Jastrzębia” i dalej", a który wpadł w ręce komunistów po śmierci "Żelaznego", 6 października 1951 r.
W trzeciej wersji autor pozostawił jeszcze jeden, niedługi, ale na tyle sugestywny zapis dotyczący akcji w Parczewie, że po jego lekturze dalsze upieranie się przy wcześniej cytowanych zarzutach, zakrawać będzie raczej na  aberrację umysłową, niż na "krańcową nawet  interpretację tych samych wydarzeń".
W trzeciej wersji pamiętnika, pod pozycją nr 4, "Żelazny" zapisał:

W miesiącu lutym (2–3) [5] 1946 r. dokonano akcji zbrojnej na post[erunek] UB w Parczewie pow. włodawskiego. Sam post[erunek] nie został zdobyty z powodu tego, że mieścił się na drugim piętrze. Na skutek przedwczesnych strzałów jednej z grup uderzeniowych pod komendą kom[endanta] "Dąbka" ubeki pod komendą porucznika UB, niejakiego Konasiuka Adolfa zam. we wsi Makoszka gm. Dębowa Kłoda, pow. włodawski, zaczęli się bronić i nie dopuścili do zdobycia posterunku. Posterunek trzymano jednak w szachu przez kilka godzin, dopóki nie załadowano materiałów ze spółdzielni na samochody. W akcji tej w Parczewie zabito 5 [3] członków UB, którzy znajdowali się akurat na mieście. Byli to wyłącznie Żydzi z drużyny Żyda nazwiskiem Bocian, który był w stopniu st[arszego] sierżanta UB, który też zginął.[...].

Wiele równie ciekawych, wcześniej nieznanych szczegółów wydarzeń w Parczewie można odnaleźć w aktach sprawy lubelskiej Prokuratury Okręgowej, przechowywanych w Archiwum Państwowym w Lublinie Oddział w Radzyniu Podlaskim [zespół akt: Sąd Grodzki w Parczewie, sygn. 636] . Według informacji tam zawartych, partyzanci "Jastrzębia" najpierw zajęli budynek Urzędu Pocztowego oraz Spółdzielni Rolniczo - Handlowej "Rolnik" w Parczewie. Wg zeznań telefonistki pocztowej Janiny Nowickiej, napastnicy kazali jej połączyć się z posterunkiem MO, w którym swoją siedzibę miała również placówka Miejskiego Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego. Telefon odebrał funkcjonariusz UB Marian Jędra, który w słuchawce usłyszał głos najprawdopodobniej samego "Jastrzębia": Komendant dwutysięcznego oddziału partyzanckiego każe wam się zdać [poddać] bez boju, bo inaczej zginiecie jak psy. Tymczasem w budynku parczewskiej "bezpieki", poza Jędrą, znajdował się tylko jeden milicjant - plut. Wacław Rydzewski. Komendant Posterunku MO Jan Pawlina był co prawda na miejscu, lecz w momencie ataku zmuszony został do zajęcia się żoną, która po usłyszeniu pierwszych strzałów zaczęła mdleć. Komendant opuścił plac boju i schronił się wraz z żoną w prywatnym mieszkaniu, znajdującym się w tym samym budynku. W tym czasie rozgorzał bój o piętro, na którym ostrzeliwali się Jędra i Rydzewski. W czasie walki, na schodach zastrzelony został Rydzewski. Ubek ostrzeliwujący się na piętrze zdołał się obronić, partyzanci nie zdołali wedrzeć się na górę.

Przebieg epizodu jasno wskazuje na odwetowy charakter ataku, mający za zadanie skarcenie samowoli milicji, UB i tzw. ochrony miasta, w skład której wchodzili miejscowi Żydzi. Nic zatem dziwnego, że to właśnie oni, w momencie ataku przebywający pod bronią w Klubie Partyzanckim, padli jego ofiarą. Właśnie to miało później zrodzić pogłoski o "pogromie żydowskim". Jeśli był to pogrom, to tylko siepaczy komunistycznej mniejszości, która przy pomocy sił przymusu próbowała objąć totalną władzę nad obcym im ideologicznie społeczeństwem. W działaniach partyzantów widać natomiast wyraźne nastawienie na poszukiwanie funkcjonariuszy MO, UB i ludzi z nimi współpracujących. A tymi byli w Parczewie przeważnie Żydzi.

Wszystkich podejrzanych ludzie "Jastrzębia" zatrzymali i zgromadzili w sklepie Stanisława Pawłowskiego przy ulicy 11 Listopada 2. Znalazło się tam około 20 osób. Byli wśród nich, zatrzymani z bronią, Abram Zysman vel Bocian - komendant ochrony miasta oraz członkowie ochrony: Dawid Tempel vel Tępa i Mendel Turbiner. Partyzanci zatrzymali także milicjanta Władysława Michalskiego, który miał czapkę z orzełkiem. W sklepie wylegitymowali wszystkich. Michalski zdołał ukryć resortowe dokumenty, a zapytany o to czy jest z milicji, odpowiedział, że nie, a czapkę z orzełkiem ma dlatego, iż właśnie wrócił z wojska. Zysman, Tempel i Turbiner zostali rozpoznani jako funkcjonariusze komunistycznych organów terroru, wyprowadzeni na zewnątrz i rozstrzelani. O tym, że to głównie oni byli celem ataku świadczyć może scena zapamiętana przez Ewę Golecką - w sklepie Pawłowskiego jeden z WiN-owców miał poklepać Bociana po ramieniu i rzec: O, ty jesteś u nas notowany.
Dalsze działania w Parczewie tak opisywał "Żelazny":

[...] Ze spółdzielni "Społem" rekwiruje ["Jastrząb"] dwa samochody ciężarowe, na które ładuje towar ze sklepów żydowskich, a paru chłopakom poleca udać się do mieszkań ważniejszych asów żydowskich, aby ich pojąć. Grupa ta w jednym budynku otrzymuje ogień z pepeszy , lecz wdziera się mimo tego do budynku, ale Żydkowie rzucają broń i kryją się gdzieś bez śladu. Miejscowa ludność zorientowawszy się co się dzieje, nie bacząc na strzały wychodzi radośnie na ulice, by zobaczyć chłopaków "z lasu". Młodzież parczewska, przeważnie uczniowie z gimnazjum miejscowego, brawurowo pomaga nam w szukaniu Żydów, ładowaniu samochodów, itd. Po 4-5 godzinach, na umówione sygnały rakietowe zbierają się wszyscy. Nasza grupa oraz grupa "Dąbka" lokuje się na auta, "rezerwa" otrzymuje fury, któremi ma rozkaz jechać do swoich domów. Wyjeżdżamy w wesołym nastroju z Parczewa. Deszcz jednak nie ustaje, przez co drogi rozmarzają. Dojeżdżamy do wsi Uhnin, gdzie jeden z samochodów psuje się i nie chce jechać. Nie ma rady, bierzemy towar; z tego auta na pierwsze, a "Dąbek" otrzymuje rozkaz wziąć fury i furami jechać do Wołoskowoli [...].

Powyższe fragmenty wyraźnie pokazują, że parczewscy Żydzi byli uzbrojeni i stawiali opór, a rekwizycja dokonana w spółdzielni "Społem" i sklepach prokomunistycznie nastawionych mieszkańców nie była niczym wyjątkowym. Podobne akcje represyjne przeprowadzane były przez wszystkie oddziały partyzanckie wielokrotnie, zarówno w miejscowościach zamieszkałych przez skomunizowaną ludność tak polską, jak i ukraińską czy białoruską, więc absurdem jest mówienie w tym kontekście o antysemityzmie (podobnie jak nie mówi się o "antyukrainizmie", czy "antybiałorusizmie") tylko dlatego, że akurat Parczew był zamieszkały w sporej części przez społeczność żydowską. Trudno się również dziwić radości polskich mieszkańców Parczewa, dla których jedynie "chłopcy z lasu" stanowili ratunek przed rozpasaniem i bezkarnością terroryzujących ją komunistycznych funkcjonariuszy i ich popleczników, przeciwko którym przede wszystkim wymierzona była ta akcja.

Styczeń 1946 r. Żołnierze oddziału por. Leona Taraszkiewicza "Jastrzębia". Od lewej stoją: Ignacy Zalewski "Lin", Zdzisław Kogut  "Ryś", Zygmunt Majewski "Lenin", Witold Zieliński, Ryszard Jakubowski "Kruk" , Piotr Kwiatkowski "Dąbek", Tadeusz Wawszczuk "Groźny", Adam Mielniczuk "Fryc".

Teza mówiąca, że atak był pogromem Żydów parczewskich, została podana przez żydowskich członków ochrony miasta, którym udało się zbiec i ukryć: Zygmunta Goldmana, Edwarda Elbauma, Lejba Frajberga oraz wspomnianego wyżej Szmula Kupersztejna. Pomimo ich zaangażowania w komunistyczny internacjonalizm, w chwili zagrożenia jak z rękawa wyjęli przede wszystkim pobudki rasowe ataku. Wymienieni funkcjonariusze podczas zeznań składanych po zajściach twierdzili, że to ich polscy - użyjmy modnego ostatnio określenia - "sąsiedzi" wydawali ofiary partyzantom. Z tym, że "ofiary" poruszały się z automatami w rękach, a na wezwanie zatrzymania, zaczęły się ostrzeliwać.

Śledztwo nie potwierdziło oskarżeń wysuniętych wobec mieszkańców Parczewa: Henryka Dejneki, Ryszarda Naruska, Stanisława Pawłowskiego, Ireny Chwaluk i Jana Domańskiego, którzy jakoby mieli wskazywać partyzantom żydowskie mieszkania. Dochodzenie przeciwko mieszkańcom miasta pomagającym rzekomo w "pogromie" zostało umorzone. We wniosku o umorzeniu śledztwa prokurator napisał m.in.:

Podejrzenia [...] opierały się na zeznaniach świadków: Goldmana, Elbauma, Kupersztejna i Frajberga, którzy powtórnie nie mogli być przesłuchani, gdyż wyjechali w nieznanym kierunku. Wątpliwe jest, by w powstałym popłochu w czasie zajścia świadkowie ci mogli zaobserwować dokładnie wskazane przez nich osoby; zresztą osoby te mogły znaleźć się tam wówczas pod przymusem ze strony napastników. W każdym razie ustalone zostało, że [...] świadkowie ci się mylą lub zeznają nieprawdę.

W obliczu przedstawionych faktów teza o pogromie w Parczewie w lutym 1946 r. jest absolutnie nie do obrony. Nikt poza funkcjonariuszami komunistycznego aparatu represji nie zginął tego lutowego wieczoru w Parczewie. Partyzanci zdemolowali kilka mieszkań osób wysługujących się czerwonemu reżimowi, a także zarekwirowali potrzebne im rzeczy z paru sklepów i instytucji (na które zresztą wystawili pokwitowania) i zapakowawszy je na samochody, odjechali w stronę pobliskiej Sosnowicy.

Resort bezpieczeństwa natychmiast wysłał w pościg grupę operacyjną pod dowództwem oficera o nazwisku - nomen omen - Rozenker, z którą oddział "Jastrzębia" między 6 a 12 lutego 1946 r. starł się trzykrotnie - pod Marianką, Wielkim Łanem oraz Łowiszowem, zadając jej ciężkie straty.
Poznawszy już logikę wywodów "pogromców antysemityzmu" oraz ich dbałość o prawdę historyczną, nie bądźmy zatem zanadto zdziwieni, jeżeli niebawem potyczki te również wejdą do kanonu argumentów, mających zaświadczać o antysemityzmie polskiego podziemia niepodległościowego.

Atak "Jastrzębia" na Parczew w 1946 r. - część 1/2>
Strona główna>

Brak głosów