Potrzebne nowe otwarcie

Obrazek użytkownika Free Your Mind

Jak to zwykle w naszym kraju, zarówno politycy, jak i ludzie mediów, pokazują świat ciemnemu ludowi tak, jak sami chcą, by wyglądał – słowem, wszystko z „eurowyborami” jest OK, wspaniale, a nawet lepiej, mimo że blisko 75% uprawnionych do głosowania zbojkotowało te wybory. 75%, a więc olbrzymia większość Polaków nie była nimi w ogóle zainteresowana – powściągnąłbym zatem te uśmieszki na twarzach zwycięzców, choć PO mimo wszystko powinno się cieszyć, póki ma jeszcze żelazny elektorat, który pójdzie za tą postkomunistyczną partią w ogień, ale przecież sukces PO był oparty na wzięciu także ludzi kojarzonych nie z PO – komuniści więc mogli głosować na PO w Warszawie, a ludzie popierający konserwatystów na Mariana na Podkarpaciu (choć jak wiemy, w tym ostatnim przypadku nie udało się za bardzo). Iluż to osób zdarło sobie ostatnimi tygodniami gardła namawiając do wyborów – artyści, prezenterzy, dziennikarze, politycy, nawet księża – a tu nic. W ten też sposób mniejszość zadecydowała o sprawach dotyczących większości i ciemnemu ludowi tłumaczy się, że to jest właśnie demokracja. Nawiasem mówiąc nie wiem, dlaczego Kamińskiego przeciwstawiano Huebner (w Jedynce i Trójce dwukrotnie z nią dziś rano na klęczkach rozmawiano – czują dziennikarze bluesa, choć chciałoby się powiedzieć, że to nie są już (albo jeszcze) czasy PZPR), skoro tajemnicą poliszynela jest to, iż zadufany w sobie, a jednocześnie aż nazbyt elastyczny wobec mainstreamu Kamiński ani nie jest lubiany przez wyborców PiS-u, ani nie jest wcale taki dobry (swoją drogą, jak na specjalistę od wizerunku, to sam powinien nad swoim wizerunkiem popracować – jakaś siłownia, jogging etc.); może Migalskiego należało wystawić przeciwko Huebner? Ale co mi tam. Wróćmy na chwilę do frekwencji, którą premier skomentował wczoraj z zadowoleniem na zasadzie „obejdzie się”. Dla ludzi z partii władzy taki obrót rzeczy (coraz większa apatia społeczna) może wszak stanowić znakomite wsparcie – nie trzeba bowiem wtedy bać się o to, jak obywatele zareagują na tę czy inną decyzję polityczną (lub jej brak), gdyż wystarczy przesłanie propagandowe skierować do jakiejś wąskiej grupy społecznej (żelaznego elektoratu) i rządzić dalej, dzięki jego poparciu. Jest to jednak wariant optymistyczny, gdyż ci, którzy są lekceważeni lub wyśmiewani przez partię władzy mogą się któregoś dnia pojawić po prostu na ulicach i wtedy żelazny elektorat niewiele partii władzy pomoże. Napięcie zresztą było wczoraj jak na rybach - zepsute zamki w paru komisjach, pożar jakiejś przybudówki - brakowało tylko informacji o tym, że komuś kawa wylała się na listy wyborcze albo, że do jakiegoś lokalu wpadł wściekły pies; aczkolwiek i tak wszystko przebiła TVP, która w wieczornym programie z udziałem P. Kraśki i jakiejś inteligentnej młodej damy pokazała wszystko, co stanowi nieśmiertelny repertuar polskiej parodii; migające jak światełka na choince reflektory w studiu, przelatujący orzeł z gwiazdkami (brakowało błękitnej peleryny z unijną symboliką na jego grzbiecie), klasyczna niekompetencja prowadzących program – wykazana zresztą natychmiast przez zaproszonych socjologów (Kraśko zwyczajnie zdębiał, gdy go zasypano pytaniami dotyczącymi sondaży powyborczych); w roli komentatorów tacy mędrcy, jak Sierakowski, Zaremba, sędziwy Żakowski i jeszcze ktoś podobnego kroju intelektualnego; więc klasyczna komedia, jakiej można się było spodziewać (Sierakowski mówił o nacjonalizmie PiS-u na przykład). Prezenterzy niemający o niczym pojęcia; facet, który odpowiadał za badania exit polls z 5 okręgów, stał boko-tyłem do kamery, mówiąc do socjologów (kapitalnie go ustawiono), a jak się rozgadali publicyści, to zrobiło się tradycyjne TOK FM, w którym intelekt ściga intelekt. No ale czy należało się czegoś innego spodziewać? Piszę to wszystko zupełnie bez emocji choćby z tego powodu, że – mam nadzieję, iż toyah mnie nie zabije :) - ja osobiście także zbojkotowałem „eurowybory”. Zresztą nie mogło być w moim wypadku inaczej, skoro uważam UE za twór szkodliwy dla Polski, eurokrację za potworną klasę próżniaczą, „dyrektywy unijne” za szczyt nonsensu, zaś do idei superpaństwa podchodzę tak, jak W. Bukowski. Moja żona wprawdzie namawiała mnie, bym zagłosował na „naszych”, ale się nie ugiąłem i skończyło się na tym, że ona poszła, a ja nie. Podejrzewam zresztą, że niedawna wielka celebra wokół „święta 4 czerwca 1989” miała na celu stworzenie takiego radosnego nastroju w społeczeństwie, z którym to nastrojem w podskokach biegnie się do urn 7 czerwca. Nie udało się jednak i ja myślę, że to dobrze, gdyż to właśnie bojkotowanie wyborów może stanowić jakiś ostatni (z pokojowych) środek sygnalizowania politykom o ich postępującej izolacji od realiów społecznych. Oczywiście dopóki niska frekwencja nie będzie prowadzić do unieważnienia wyniku wyborów, dopóty politykom będzie obojętne, ile osób na nich zagłosuje. Ideałem dla nich byłoby zapewne, gdyby sami się mogli wybierać bez zbędnego pośrednictwa wyborców, tak jak to kiedyś skonstruowano za komuny, no ale przecież eurokracja to nie to samo co demokracja socjalistyczna.Ewidentny sukces Ziobry dowodzi, że wieszanie na nim psów przez mainstream i postkomunistyczną koalicję (od PO po SLD), nękanie przez prokuraturę, praca jakichś pseudokomisji śledczych, w niczym nie nadszarpnęły jego wizerunku. Należy jednak pamiętać, że ludzi cieszących się tak wielkim autorytetem społecznym, jak Ziobro nie jest w PiS-ie zbyt wielu. Nie dziwię się więc, że tenże Ziobro, zawdzięczając sukces polityce, którą prowadził za rządów kaczystów i właściwie nie organizując żadnej kampanii wyborczej, osiągnąwszy tak duże poparcie w „eurowyborach”, szczerze skrytykował wizażystów PiS-u, czyli Kamińskiego i Bielana. I sądzę, że kogo jak kogo, ale tym razem to Ziobry powinien Kaczyński posłuchać, a nie wizażystów. Zresztą nie można też odmówić przynajmniej części racji Rybitzky'emu, który zarzuca PiS-owi strategię „bronienia pozycji” nie zaś poszerzania elektoratu. Rybitzky wprawdzie wylewa dziecko z kąpielą, lecz przecież nie sposób ocenić okresu działalności opozycyjnej PiS-u po wyborach z 2007 r. jako jakiejś wielkiej i porywającej kampanii. Co więcej, mnie osobiście dość zniesmaczyło to niedawne włączanie się PiS-u w obchody „20-lecia obalenia komunizmu”, gdyż, jeśli mnie pamięć nie myli, to właśnie PiS z Kaczyńskim na czele należał do ugrupowań krytykujących porządek pookrągłostołowy i piętnujących brak dekomunizacji i lustracji na przestrzeni ostatnich lat. Jakkolwiek byśmy nie zasłaniali się wielkimi słowami, to przecież trudno wiązać 4 czerwca 1989 i jego konsekwencje polityczne (poczynając od prezydenta Jaruzela i premiera Kiszczaka na „nocy czerwcowej 1992” kończąc) z gruntowną i poważną budową nowego państwa. W tym też względzie nie mogę się zgodzić z B. Fedyszak-Radziejowską, która stwierdziła na (bardzo ciekawej, dodam) konferencji organizowanej przez Fundację Veritas et Scientia, że 4 czerwca 1989 przez to, że wybrano wyłącznie przedstawicieli Solidarności, a skreślono „listę krajową” można uznać to wydarzenie za wyjątkowy sukces Polaków. No ale przecież lada dzień „lista krajowa” jakby nigdy nic wróciła i została przegłosowana ponownie. Trudno o większe zaprzeczenie idei właśnie WOLNYCH wyborów. I to się dokonało już za wiedzą i zgodą tychże przedstawicieli Solidarności. Nie ma więc powodów do tworzenia święta z czegoś, co na miano święta nie zasługuje, gdyż w ten sposób wchodzimy w obszar mitologii, a nie historycznej prawdy, która szczególnie przy narodowych świętach powinna mieć znaczenie. Wydaje mi się, że PiS-owi potrzebne jest nowe otwarcie. Wizja żelaznego elektoratu PO-PSL-SLD mnie niezbyt przeraża, gdyż zjawisko betonu w naszym kraju było, jest i będzie, dopóki nikt nie zatrzęsie Układem naprawdę. Przypominam zresztą po raz kolejny o wymownej, bardzo niskiej frekwencji (zwolennicy PO wcale się tak bardzo nie zmobilizowali w przeciwieństwie do wyborów parlamentarnych – to także jest signum temporis). PiS jednak musi się jasno określić, czy zmierza do radykalnej przebudowy państwa, czy też staje nagle w klasycznym rozkroku, puszczając oko i w stronę wyborców, i w stronę... postkomunistycznej koalicji (vide „święto wolności”). Zauważmy przy okazji, jak szybko wystąpił Sikorski z propozycją kooptacji PiS-u w celu wsparcia Buzka – już dla Sikorskiego PiS nie jest watahą do dorżnięcia? Ciekawe. Jeśli PiS nie zmieni taktyki, to nie uda mu się wywalczyć zbyt wiele ponad to, co już wywalczył (w tym sensie zgadzam się z Frankiem). http://www.blogmedia24.pl/node/14300 (post Rewidenta)http://www.blogmedia24.pl/node/14298 (post Franka) http://rybitzky.salon24.pl/109570,pis-czyli-grabiami-po-glowie http://www.tvn24.pl/-1,1604078,0,1,niska-frekwencja-tez-dobra,wiadomosc.html http://www.tvn24.pl/-1,1604020,0,1,glosujemy-troche-chetniej-niz-piec-lat-temu,wiadomosc.html

Brak głosów