Bieszczadzkie Ludziska Rządy Tuska w "poważaniu" Mają. Szczęśliwe Lata Wspominają...

Obrazek użytkownika prof Rycho
Kultura

Poznałem Bieszczady, ludzi tutejszych, często tam jachtem na Solińskim Zalewie popływać- jechałem.

Z tym "poważaniem" to tak jakby powiedzieć w "d..." mają.
Urok tych miejsc jest niewątpliwy. Dzikość przyrody, kolory mieniące, jakich nigdzie poza Połoninami nie dostrzeżecie miejsc takich w Polsce.
Ludzi tam innych, lecz naturalnych, cywilizacją nieskażonych spotkacie. I takich niezwykłych, co w tutejszym języku "zakapiorami " nazywają.

Bowiem bieszczadzki zakapior obowiązkowo musiał mieć konia, kapelusz kowbojski, ortalion opasany szerokim pasem skórzanych za którym był nóż lub bagnet i spodnie wpuszczone w cholewy butów. Nosili długie włosy i bujny zarost. Bo zakapior to człowiek lasu. To człowiek uzdolniony artystycznie, który potrafi coś ładnego namalować, czy zgrabną figurkę wyrzeźbić.
Zakapiorzy, to ci, którym nie straszne są kaprysy pogodowe Bieszczad, bo potrafią żyć za pan brat z naturą. A wielu z nich historia ,uniwersytety nawet mają,lecz wolą podziwiać naturę i czasem w knajpach zakrapiać, mówić i opowieści słuchać…

Cóż dla uroku i chęci jachtowego pływania na kilka miesięcy podjąłem tam badania dzieci i szkól tamtejszych.
Do Michała co dom na wodzie w Zatoce Teleśnickiej ma, podpływałem, nieraz zanocowałem . Jak był, bo czasem z zespołem Dzem w koncerty pojechał. Jest perkusistą to o muzyce,rybach co do rak mu same wchodziły, czy o samotności jak jezioro skute lodem zimą było,pogadałem.

No i wędzone mięso z..kozy, wódką zakrapiane dla gry na gitarach i śpiewom naszym coraz głośniejszym...
Badania dzieci w szkołach tamtejszych z ochotą wziąłem, dzieci innych- biedniejszych, ale mądrzejszych, mądrzejszych jak nigdzie indziej, czego dowiodłem! Dzieci chowane wedle innych wzorców -grzeczne układne,narkotyki im obce.
Cóż o tym wiecie, warszawskie dzieci – zupełnie inaczej żyjecie i o tym, żę natura jest zycia drogowskazem,ze ona popycha nie mama, nie babcia w ciepłych kapciach. Pracy nie boją się, pomagając rodzicom, wiedza, że ziemia nadzieją im ostała, bo pracy znikąd już dla nich nie ma,wszystko upadło, dwie dekady minęło i coraz gorzej ...
I ludzi ubywa, co robić wołali? I w końcu za chlebem za granicę wyjechali.

Do tego wrócę i opowiem więcej,lecz przejdę do autora ksiązki Krzysztofa Potaczały -„Bieszczady w PRL-u” wartej poczytania.
Bieda dzisiejsza, straszliwa nawet, głodu już dająca, lecz kiedyś obca i to w czasie PRLu!
Myśli z rozmów tu trochę przytoczę...

Osadnicy, którzy tu przyjeżdzali po 1951r , po otrzymaniu tych ziem, podejmowali pracę najczęściej w lesie, przy budowie dróg, pierwszych osad wznoszonych na zgliszczach spalonych wsi, przy produkcji węgla drzewnego. Zjeżdżali tu do pracy, ale też po to, żeby się sprawdzić, zderzyć z dziką przyrodą, coś sobie udowodnić. I, oczywiście, także po przygodę. Tyle że ta przygoda rozgrywała się niejako obok codziennej harówki, a o tzw. zakapiorach już tego powiedzieć się nie da.

Wielu dygnitarzy przyjeżdzać tu chciało, bo tu i przyroda i natura piękna i zwierzyna łowna. Rysi i niedzwiedzi ci nawet niemało, a żubry ciągle ich tu widać.
PRLowski Premier Jaroszewicz był dobrym myśliwym, z dużą wiedzą łowiecką był - do dziś pamiętają.

Ustrzelić niedźwiedzia to było coś i on bardzo tego pragnął. Nie przejmował się, że niedźwiedzi jest mało, że są pod ochroną, a minister leśnictwa nie śmiał oponować. Jednak dopiero za trzecim razem udało mu się pozyskać upragnione trofeum. Przekazał je do Muzeum Przyrodniczego w Ustrzykach Dolnych.Do dziś tam jest.

Czerwonym dygnitarzom, ulubione miejsca się tam stawały. Osrodki, dwory - Pułkownikowi, czerwonemu -bieszczadzkiemu ksieciu , Doskoczyńskiemu podlegały.Wojsko bowiem wszystko pilnowało i nadzór miało.
Nawet pas startowy wybudowano -przeciez za kręte drogi i ubogie były, za dzikie tereny. I do dziś ludziska mowią jak huk odrzutowcow pod Arłamowem zwierzęta płoszył!
Ludzie opowiedzieli mi o nim najwięcej, ale też dawni budowniczowie dróg w rejonie Mucznego i Arłamowa i Jawora. Kiedyś Doskoczyński, nazywany ksieciem , niemal powszechnie uznawany był w Bieszczadach za jednostkę, od której należy trzymać się z daleka.
Wielu zwykłych ludzi doznało od niego krzywd. Ale jak się teraz okazuje, niemało było też takich, którym bezinteresownie pomagał w znalezieniu pracy, miejsca w dobrym szpitalu i podobnych sprawach.

O funkcjonowaniu ośrodków rządowych w Mucznem, Trójcy i Arłamowie,Jaworze o wielkich tam imprezach i swawolach, niezwykle hucznych , pełnych obżarstwa i gali "panienek" do dzis ludzie opowiadają. Bo co tam pracowali, nadziwić sie nie mogą , ze wtedy wszędzie ludzi do pracy namawiali, a dziś -żadnej nie widać. Nawet mieszkania dawali, kusili, przyjedź tu przyszłość. Ba nawet żyją tacy co mówia, że z Breżniewem,Tito i innymi oligarchami osobiście się witali ...

Dzisiejsi -przecież nadal czerwoni,tyłki smażą w słońcu Egiptu,czy Peru...Nie wiedza jak tu pięknie, jakie tu słońce i wspaniała, rodzima przyroda. Nie wiedzą już nawet, komu służą, bo ich BÓG to MAMONA!

Pamietają, tak siedząc na ustrzyckim Rynku, wiekowi dziadkowie, turystom tez czasem wspominają - choć nie bardzo ich "trawią" - o strajku chłopskim w Ustrzykach Dolnych z przełomu 1980 i 1981 roku albo o zakrojonej na szeroką skalę operacji zmiany nazw miejscowości w 1977 roku czasami wspominają.
Tak to była jedna z bardziej barbarzyńskich akcji. Nagle wymyślono, że trzeba na całym Podkarpaciu zmienić 120 nazw wiosek, przysiółków i osad, wymazać je z kart historii, przestrzeni publicznej, tablic i dowodów. Mimo że funkcjonowały od 500 lat.

Wspominają wylewnie z kolei spotkania polsko-radzieckie na granicy. Takie jak wtedy mówiono dla przyjazni i dziś wspominane są przez szereg osób z wielkim sentymentem. Stoły zastawione jedzeniem, wódką i szampanem, oficjalna i nielegalna wymiana handlowa kwitła!
Możliwość spotkania po latach ludzi, nierzadko krewnych, których wysiedlono z Bieszczadów na Wschód.
A tak naprawdę to wiekszość rozmów kręciło się wokół handlu , bo ten handel i sprzętem i złotem dawał profity im wtedy do życia!
Historia o Stalinie ta wesoła, znana jest im dobrze.
To była bieszczadzka sprawa. Był wtedy człowiek, który ubrał generalissimusa w robociarską kufajkę i podarty kapelusz na jego pomniku / coś jak w Poroninie/. UB szybko go namierzyło. Odsiedział za to w więzieniu dwa lata, ale potem miał satysfakcję, że jakoś przyczynił się do późniejszego obalenia pomnika. Ludziska nisko przez lata kłaniali mu się.

Co nieco ciekawostek z książki jego poczytać mozna.
O tym regionie i jego niezwykłej historii.
A gdyby kto więcej chciał to polecam H.Nicponia –„Za wrotami cudów”-o bieszczadzkich kolejkach,wsiach, cerkwiach.
A jak komu mało to jest A. Potockiego „ Majster bieda” o zakapiorach ich życiu,historii.

Bo wiedzieć wam trzeba,że zakapiory to niezwykli ludzie, często wykształceni ,co natury i normalności szukać tam chcieli. I nawet Bross –inżynier tam mieszka, co półwysep na zalewie jego nazwiskiem ochrzczony, kiedyś zarządca - swego bydła chowaniem i dużym zarabianiem.
Dzisiaj,ze nic nie opłaca i rządy Tuska przeklina - mówiąc,ze czas nastanie, że ukarze go za kłamliwe w ekspose gadanie!

A mnie tak, ze z harcerskich akcji jak ” Bieszczady 40” wspomnień, wiele zostało, pięknej akcji budowy infrastruktury tam przez harcerską młodzież -Panie Nowak, ministrze! Czy Pan co rozumie?
Było i przy tym niezłe harcerskiej młodzieży chowanie,że kilof i łopata nieobca. Szumilasową bym zaprzągł w tamte czasy, by edukacje poznała i wiedziała,
że odcisków parę na rękach, pomaga chowaniu i że po tym jak obiad smakował z wojskowej menażki…
A, ze i więźniom nudzić się wtedy nie dawano, to pełno ich było w bieszczadzkich siołach. Pracowali...

Pozdrawiali, witali- młodym pieniądze dawali - a idz mi tam do sklepu - konserwę, czy papierosy kup- zazwyczaj prosili, klawisze na to oko przymykali.
Na strawę zarabiali i użyteczną pracą się wychowywali i naprawiali,
a nie jak dziś- "świra" z nudów po celach dostawali!

Tak sobie nieraz jeżdże tam i ludzi pytam, jak żyja, jacyś inni, bo gorzej mówią, bo zawsze jak tam jadę, to myślę, ze czas mi sie cofa.. I chociaż biedniej to jakoś, to normalniej, jakoś swojsko tam zawsze, a jak kto się i urżnąć chce- to i proszę.
Jak piwo na jachcie tam zawsze smakuje i miło budzic się rankiem, gdy rybak w burtę puka i mówi: Mam 3kg karpia-taka średnia,za ile? Za flache,za trzy puszki piwa -to,ze się znamy i na wodzie pozdrawiamy. Wieczorem nad wodą ognisko ją uwędzi,śpiewać bedą uraczeni goście.Do konca życia to właśnie wspominać będą, mieszkając nawet w rajach...

Rostowskiego- przemądrzałego tam przygnać po nauki, bo praca tam żadna, ze tylko na handlu i to miedzynarodowym ostała.
Ale prawdziwa ekonomia jest jak lat temu 100- to tamtejsi wiedzą!
Wam "kury pasać, nie Państwo prowadzić" -Piłsudskiego słowa tym nędznym, co mienią się ponad Naród!
Wódę -ile chcecie po 10-12zl, a papierosy toż bez akcyzy po 5zl, a i paliwo, ile komu trzeba i bardzo tanie o 1 zl zawsze mniej..A i cukier i słodycze, przyprawy tańsze.
I większość ludzisk z tego tam dziś żyje ... Całymi rodzinami tak codziennie jadą na Ukrainie.Jak trza to i trzy razy na dobę. Kupują,tankują, sprzedają policję "głęboko" mają, bo ci sami wiedzą, że bieda i jakie rządy maja.
A jakby co - to pobratymca nie zapuszkują przecież!

Lecz coś czasem i tam niezwykłego sie dzieje -koncerty w scenerii natury: jazz, country i przyjadą harleye .
Pojezdzim trochę -powietrza nawdycham, popływam , polatam i tak sobie myślę,że ci moi przyjaciele, co tam drewniana chałupę kupili, dwadzieścia lat już temu i nawet prąd odłączyli, są do dziś z tego powodu - niezwykle szczęśliwi.

Nikt ich nie kłamie, nikt nie oszuka.Władze mają w d...Nikt ich nie ujarzmił,wolni jak ptaki.
Swoich problemów też mają co niemiara. Żyją z korepetycji, koni i grzybów, bo wykształcenie maja nie lada.
Byli tacy, co prosili, w szkole nauczajcie. Oni nie-u siebie! Po co regulaminy? Tak normalnie przecie ...
W naturze za ser, mleko, chleb i drobne, za uśmiech czasami. Bo cóż im więcej do szczęścia potrzeba?
Żyją z uśmiechem w spokojnym ładzie, z naturą szczęścia zgodzie i śmieją się z tych co z ekranu plują, klną,fałszywe racje przedstawiają.
Za pieniądze podatnika zęby do siebie szczerzą. Jacy oni marni i kompletnie głupi, tam mówią na nich dzięcioły, nieuki!
A dzieci bieszczadzkie o wspomnieniu mówiłem, naprawdę biedne i wiele głodnych chodzi.
Nauczyciele mówią, ze 20% to ten obiad /zupa/ w szkole- jedynie ciepły maja.
Łachy ze szmateksow lub darów, zeszyty,tornistry... Lecz w oczach chęci, nauki -wołają, radości natura im nie odebrała.

Ba, hartuje ich niemal co dzień, bo i 5km trzeba czasem dochodzić, niektórzy i łodzią przez zalew na skróty, a w zimie i ojca buciorach po błocie lub śniegach, bo wielkie jak raki...

I mówią mi tam góry -Tusku piekielny, armie urzędasow budujesz, latasz, straszliwe pieniądze marnujesz, do Mali za miliony, wojsko wysyłasz?
Daj tym dzieciom wdzięcznym, troszeczkę.
Szczęśliwe niezmiernie będą- to Polski nadzieja...

Turystyka od lat 5 tam leży , dróg nie przybywa i jachtow jakos mniej na zalewie pływa. Coż się tam dzieje, ze region ubożeje, ze drogi coraz gorsze.
Z chałup za 15 zł na spanie wołaja, do napicia mleka swieżego, czy miodu namawiają. Ta stagnacja bieszczadzkiej krainy tam - straszna się dzieje, choć "ociemniali" z rządu jak tam gadali, "zieloną wyspą" region ten -też zwali, bo pracy i przemysłu znikąd - nie ma jak i kromki chleba z Nieba!
Pózniej nie dziwota, że czasy tamte z rozrzewnieniem wspominają i klną, bo przekrętu w Rzeczpospolitej osądzenia się domagają.

Ą, że te same kąty widać-przez lata niezmienione i nawet knajpy takie same ostały, dymem fajek owiane, czasu zakapiorów duchów nasłane - jakby czas tam stanął ...Czy Polska jest jeszcze, czy jej już nie ma, słychać ich pytanie!

Brak głosów

Komentarze

Piknie siem czyta Profesorze. I wspomnienia wracajo do mnie sprzed lat. A kolejka z Komańczy do Cisnej jeszcze ciuchcia ? Z zakapiorami przy korbie hamulca na każdym wagoniku jak było z górki za ostro ? I za kręto ? A to błocko śliskie i tłuste na gościńcu w Cisnej ? A ta tęcza po burzy co mogłem rękę do łokcia w niej schować jak powiesił ją Stwórca obok naszego namiotu na zboczu nad torami ciuchci w Cisnej ? Bywa jeszcze tam ? A poziomki na Caryńskiej jak truskaweczki bywają Profesorze ? A Wołosaty w Górnych Ustrzykach zaszaleje czasem ? A piwo zimne w Polańczyku wciąż czeka na spragnionych ? Ech te moje młode lata. Dzięki za przywołanie. Wciąż widzę te bieszczadzkie obrazki i czuję zapach poziomek z Wetlińskiej, smak jagód i zapach tych dzikich gożdzików na połoninach. Raz jeszcze dzięki za przywołanie.... Już nie zakapior, choć czasem w kapeluszu. No ale ortalionu brak. I tych innych dodatków niezbędnych. Z pozdrowieniem. Daleko od Bieszczad PS. A rządy mam w jeszcze głębszym " poważaniu "

Vote up!
0
Vote down!
0
#327485

prof Rycho
Och Panie! Jest tak samo, lecz inaczej. Powoli się zmienia. I tam dociera powoli ta polska gangrena! Sa i poziomki i piwo wszędzie, lecz wspomnę to -jako dziecko harcerskie się kupowało. W blaszaku ma krzyżówce do Polańczyka, ktorego na półwyspie jeszcze nie było! Był blaszak w nim ciepłe piwo i konserwy. Wiejski chleb 2 kg jak tam przywiezli,nie mowiac o zwyczajnej, to ludziska mówili,że na kilometr wszedzie pachniało.Lecz było to cóś dla piechura i drwala i spragnionego smolarza! Będąc młodym,płynąc na kajaku w zalewanej Solinie, widziałem pod wodą drogi,domostwa, drzew kikuty,a nawet wieko trumny, co z zalanego cmentarza się wyrwało.A kolejka jest, choc rzadko. I Cisna woła, lecz widać, że coś tam UMIERA,coś woła Boga! Serdecznie Pana pozdrawiam. Tak leże chory i tu pisze wspomnienia. Ludzie tu piszą raz z sensem, raz bez,ale wyrzucają z siebie to pragnienie normalności.I niech tak ostanie.

Vote up!
0
Vote down!
0

prof Rycho

#327562