Otępienie nasze ogólne

Obrazek użytkownika grzechg
Idee

Ile upokorzeń możemy jeszcze znieść jako Polacy, jako naród? Okazuje się, że bardzo dużo, znacznie więcej, niż stricte komunistycznego PRL-u. Dopadło nas ogólne otępienie i nie dotyczy ono li tylko wyborców Tuska czy Palikota. To zjawisko dosyć powszechne. Jesteśmy ogólnie mniej wrażliwi, mamy poprzez agresywną propagandę spłaszczone widzenie świata, jesteśmy o wiele bardziej obojętni na zło, a nade wszystko znacznie mniej zainteresowani od innych narodów tym, co się naprawdę wokół nas dzieje. Patriotyczne postawy, patriotyczne ruchy, są jak najbardziej zdrowym przejawem troski o państwo, ale patrioci bronią dziś swoich piwnic, a nie ulic i kamienic. To, co wartościowe w Polakach, w naszym narodowym charakterze zostało zepchnięte do podziemia, wręcz do drugiego obiegu. Czym jest bowiem blogsfera, zdominowana przez prawicę, jak nie miejscem zamkniętej dyskusji o Polsce, prowadzonej równolegle do świata rzeczywistego? Jeśli blogsfera wyjdzie z sieci, będzie wtedy naprawdę gorąco, na miejscu Tuska już bym się pakował. Żadne służby nie spacyfikują tego ruchu blogerskiego. Wracając do wątku naszych szczytnych kart historii, do naszych narodowych wartości, ileż to razy w ciągu tych dwudziestu kilku lat III RP zostały one wyśmiane przez Michników, Lisów, Paradowskie i Olejnikowe? Donald Tusk tę ich filozofię posłusznie dalej uprawia, robi to wręcz z prawdziwym uwielbieniem. Ale ponieważ jest tylko wykonawcą, a nie mocodawcą, to zużytego pogonią, gdzie pieprz rośnie, chyba, że go gdzieś przytuli Angela Merkel.

Jego wyborcy, niezależnie od wykształcenia, są tak otępiali intelektualnie i moralnie, że można z nimi zrobić praktycznie wszystko, są jak plastelina. To plastusie. Tylko jednego nie można im zrobić: wyznawcom Tuska nie można zabrać kasy i zajmowanych stanowisk. Nie można im zabrać hipermarketów, samochodu i urlopu. Ten status konsumującego jedynie ludzkiego zwierzaka zupełnie im wystarcza do życia w Polsce. Zresztą rzeczą drugorzędną jest, co to jest ta Polska i jak ona się w ogóle ma. Taka jest zdecydowana większość wyborców PO i bez obrazy, bo będę sypał przykładami, jeden za drugim, co mówią, jak myślą i czego chcą w tym swoim zasmarkanym, małym życiu. Otępienie, choć nieco w innym wymiarze dopadło i prawą stronę. Nie wywołała wcale masowych protestów gigantyczna wręcz afera z budową autostrad, która rozłożyła polski przemysł budowlany, w której zniknęło gdzieś bezpowrotnie kilkanaście miliardów złotych. Jak mamy uwierzyć, że przy pięciokrotnie tańszej sile roboczej w Polsce, płaskim na ogół terenie, koszt budowy tysiąca metrów kwadratowych autostrady jest w Polsce o 70% wyższy niż w bogatych Niemczech? Ten koszt rzeczywisty był zbliżony zapewne do niemieckiego, ale złodziejska pajęczyna wokół budowanych dróg zatrzymała kolejne miliardy złotych dla siebie. Nie było też masowych protestów po tym, jak Donald Tusk nakazał Polakom pracować aż do śmierci.

Coś jest nie tak z nami, skoro przy okazji znacznie mniej drażliwych spraw i problemów społecznych, w znacznie bogatszych od nas krajach, na ulice wychodzą setki tysięcy Hiszpanów, a także Francuzów i to w obronie tradycyjnej obyczajowości. Siedzimy w domach, pomstujemy. Dziś w autobusie grupka emerytów obojga płci bardzo żywo i głośno dyskutowała o upadku naszego państwa. Ale jak?! Rzucała liczbami, faktami, ze zgrozą w głosie mówiła o ujemnym przyroście naturalnym. Dla minister Muchy, wtedy jeszcze posłanki, to grupa społeczna, co z byle czym chodzi do lekarza. Oby Pani Musze zdrowie dopisywało….na starość. Z Polski wygoniono dosłownie ponad 4 milionów młodych Polaków, zupełnie tak jak pod koniec XIX wieku. Najpierw był stan wojenny niedawnego „jubilata” Jaruzelskiego, który pogrążył nasz kraj w marazmie. Sfrustrowani szarością i beznadzieją młodzi ludzie uciekali do Szwecji, Grecji, Austrii, a potem emigrowali dalej, za ocean. Za Tuska mamy kolejną falę emigracji. Młodzież nie identyfikuje się z tym systemem, choć identyfikuje się bardzo z Polską.

Nie chce mieć nic wspólnego ze złodziejskim i cwaniackim aparatem partyjnym, z sitwą, która zarządza narodowym majątkiem. Widzi doskonale, że jakiekolwiek miejsce pracy po studiach, trzeba okupić bezgranicznym poparciem dla wodza Tuska lub jego lokalnych aparatczyków, że trzeba być po prostu w układzie. Nie rusza nas jakoś to wszystko zbyt bardzo. Przełykamy. Związki zawodowe szykują protesty, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie ma dziś w Polsce nastroju buntu i atmosfery do zatrzymania tej postępującej degrengolady. Otępienie nasze jest ogólne i coraz bardziej przerażające. Dotyczy w jakimś stopniu także opozycji i samego PiS-u. Nie wiem, czy to czekanie na upadek III RP jest dobrą strategią, to przełykanie kolejnych afer, kompromitacji na arenie międzynarodowej, czy znoszenie ciągłych upokorzeń związanych z wyjaśnieniem Tragedii Smoleńskiej.

Przekonanie, że jak dojdziemy do władzy, to wszystko naprawimy, może się okazać złudne. PiS trafi na społeczeństwo podzielone, wypłukane z inicjatywy, z otwartości i zaangażowania w sprawy publiczne. Nie ma co się czarować, dwadzieścia kilka lat tępienia wszystkiego, co nasze, narodowe, kochane, szanowane dało, oczekiwane przez mocodawców III RP, efekty i czasami nieodwracalne skutki. Polacy są dziś daleko bardziej bojaźliwi i zastraszeni, niż w czasach głębokiego PRL-u.

Jeśli ktoś w to wątpi, to niech zauważy, że wtedy jedna podwyżka cen żywności kończyła się masowym protestem robotników, walką uliczną z milicją i wojskiem, ofiarami. Ludzi wychodzili na ulice mając przecież świadomość, że to może się skończyć ciężkim pobiciem lub utratą życia. Dziś raczej takiej groźby nie ma, a my siedzimy w domach. Jarosław Kaczyński w pojedynkę nie wyswobodzi nas z tego zaklętego kręgu III RP, z tej postsowieckiej narracji, sączonej od upadku komunizmu. Tego otępienia nie da się wyleczyć, w dzień lub dwa. Media posłuszne systemowi grają Polakami jak chcą. Nie wszystkimi, ale znaczną większością. Wrzucają tematy, które są wygodne dla systemu, które go utrwalają. Sprawa Madzi, ks. Lemański, chora wrzawa wokół zdjęć Radwańskiej – tym mamy się na co dzień zajmować, a nie bankrutującym państwem. To jest już prawie samo dno. Wyborcy PO to dno już dawno osiągnęli. Nic już nie zmieni zachowania leminga, który nabrał za rządów Tuska odruchów psa Pawłowa. Głosuję na PO, jak jest papu. Chcę papu i nic więcej mnie nie obchodzi. Najwięcej wrażliwości, empatii, zdrowego buntu jest dziś w starszym pokoleniu i wśród młodzieży. Absolwenci wyższych uczelni kończą studia i widzą ścianę. Ściana jest z betonu, a na niej napis: Jeśli nie jesteś nasz, to won!

Będziemy lizać te nasze rany po rządach Tuska przez długie lata. Będziemy wyciągać Polskę z tego moralnego bagna do jakiego wciągnęły ją rządy Platformy Obywatelskiej. Ale warto to robić dla przyszłych pokoleń. Polska nie kończy się na nas, ani nawet na naszych dzieciach. Sowiecka choroba i postsowiecki system, jaki trwa nieprzerwanie od okrągłego stołu, można przezwyciężyć. Odrodzenie się Polski, prawdziwe, oparte na naszych wartościach i tradycji, jest możliwe. Ale trzeba w końcu się za to zabrać, Panie i Panowie, Rodacy.

Brak głosów

Komentarze

Jedno z bardziej trafnych podsumowań polskiej rzeczywistości, które miałem okazję czytać ostatnio. Ode mnie 10.

Vote up!
0
Vote down!
0
#371002

Blogosfera jest silna siecią, a spacyfikować internet wcale nie jest trudno. Telefonii komórkowa również jest pod kontrolą.
W razie czego,te dwa rodzaje komunikacji można stosunkowo łatwo unicestwić.

Do wskazanych przez Ciebie przykładów rozpadu więzi społecznych, dodam jeszcze jeden, który obserwuję od pewnego czasu.

Stale pogarszająca się sytuacja bytowa rodzin sprawia, że przybywa wywodzących się z nich "młodych i gniewnych". Ich frustracja przejawia się napastliwością wobec lepiej sytuowanych. Stan ten pogłębia się znacząco.

Taki przykład z mojej Pragi.Powstałe pomiędzy nieremontowanymi, wiekowymi kamienicami eleganckie "plomby" mieszkalne stają się celem ataku.
Pod pozorem niewinnego kopania piłki, używa się jej do celowego niszczenia elewacji, oświetlenia, domofonów, a nawet drzwi wejściowych bądź garażowych.
Zdarzają się przypadki dewastowania klatek schodowych a nawet wrzucania do nich petard.
Napisy na elewacji nie pozostawiają złudzeń co do intencji kierowanych pod adresem mieszkańców.
Parę dni temu, grupka dzieciaków obrzuciła mirabelkami stojąca na balkonie kobietę.To pewnie była ich "zemsta" za słowa Niesiołowskiego, którego utożsamiono z nieszczęsną posiadaczką eleganckiego apartamenciku.

Los tej młodzieży jest przesądzony, bo w momencie kiedy zaczną pękać nieremontowane od przedwojnia mury, oni wraz z rodzinami wyeksmitowani zostaną do miejsc, które niekoniecznie zechcą zaakceptować.Często poza ukochaną przez nich dzielnicę, pozostawiając ją we władanie bogatszym od nich, a także napływowej ludności.
Ten charakterystyczny "krzyk rozpaczy" może przejść w formę bardziej agresywną, tym silniejszą im radykalniejsze będą działania obronne nowych Prażan.

Podziały więc narastają coraz to na innych płaszczyznach. Trudno więc o wspólne inicjatywy społeczne kiedy ludzie wilkiem na siebie patrzą.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#371005

Tak, jest to doskonały artykuł.
Syndrom wyuczonej bezradności.
Jest to strasznie niszcząca choroba. Najsmutniejsze to to, że ludzie szybko uczą się tej "sztuki".
Autor otrzyma kilka 10* i wpis zostanie w sejfach, ludzi podobnie myślących...bo, bo leming, jeśli uświadomi sobie, jakim był cymbałem, głosując za PO, jest nieobliczalny w swym niszczącym działaniu.
Dlatego, polegajmy na sprawdzonych wzorcach.
do pozdrowień, dodaję 10*.

Vote up!
0
Vote down!
0
#371011

Powtórzę tyuł

Vote up!
0
Vote down!
0

kazikh

#371014

Przeprowadziłeś doskonałą analizę. Dziś społeczeństwo polskie jest właśnie takie, jakim je przedstawiłeś.
Bez odpowiedzi pozostało jednak pytanie – co się stało i dlaczego nasz własny wizerunek taki właśnie jest.
Myślę, że można spróbować na to odpowiedzieć.

Coś jest nie tak z nami, skoro przy okazji znacznie mniej drażliwych spraw i problemów społecznych, w znacznie bogatszych od nas krajach, na ulice wychodzą setki tysięcy Hiszpanów, a także Francuzów i to w obronie tradycyjnej obyczajowości.

To nie są mniej drażliwe sprawy. Masowe protesty społeczne, nie tylko w Hiszpanii i Francji, ale także w Portugalii, Grecji, Brazylii czy Turcji mają wspólny mianownik. Protestujący na pierwszym miejscu stawiają sprawy bytowe (konieczność naprawy rynku pracy, protest przeciwko podwyżkom, drastycznym oszczędnościom narzucanym przez międzynarodowe instytucje i cięciom budżetowym oraz przerzucaniu kosztów kryzysu na barki społeczeństwa), a dopiero na dalszym planie pojawia się ideologia – czyli domaganie się pogłębienia demokracji, protest przeciwko upartyjnieniu państwa czy domaganie się skutecznego przeciwdziałania wykluczeniu społecznemu.

Tak było zarówno w Grecji, Hiszpanii, Portugalii, jak i Turcji. W Brazylii protesty wybuchły na skutek wprowadzenia 20% podwyżki cen biletów komunikacji. Dopiero później protestujący zaczęli także mówić o służbie zdrowia, oświacie, szerzącej się korupcji i kosztach zbliżających się imprez sportowych w Brazylii (piłkarskie mistrzostwa świata i olimpiada).
Podobnie we Francji – główna fala protestów zrodziła się przeciwko największym od 30 lat cięciom budżetowym i podwyżkom podatków, a protesty przeciwko korupcji stały się dopiero ich kontynuacją. Piszesz o obronie tradycyjnej obyczajowości – i tutaj, jak sądzę, masz na myśli Francję i protesty przeciwko wprowadzeniu możliwości zawierania małżeństw homoseksualnych i adopcji przez nich dzieci.
Chcę jednak zwrócić uwagę, że przed wprowadzeniem tej ustawy protesty nie były tak masowe. Francuzi obudzili się dopiero w obliczu faktu dokonanego. Protesty szykują także związkowcy w Wielkiej Brytanii – i znów powodem jest tutaj rządowy plan zamrożenia płac w budżetówce.

Co chcę przez to powiedzieć? Ano to, że być może, paradoksalnie, właśnie dlatego w tych krajach łatwiej dochodzi do protestów, bo ludzie tam przyzwyczaili się do dobrobytu i do poszanowania ich potrzeb.

My natomiast najpierw liczyliśmy butelki octu na półkach sklepów spożywczych i puste haki w sklepach mięsnych, więc obecny obraz sklepów przywykliśmy taktować jako widomy znak „dobrobytu”. Wydawało nam się także, że wreszcie odzyskaliśmy wolność, dzięki czemu krok po kroku udało się kolejnym ekipom rządowym tę wolność nam odebrać.
Nie narzekaliśmy za bardzo, bo przecież „wiadomo, że kraj po komunie musimy sami odbudować”. „Obudziliśmy się” w kraju, w którym jesteśmy pariasami, bo to na naszych plecach prywatne imperia biznesowe zbudowali sobie ci, którzy mają gdzieś wolność, za to potrafią liczyć pieniądze. Obłupiono nas kawałek po kawałku, a naszą upragnioną wolność sprzedano międzynarodowym instytucjom i „przyjaciołom” zza obu miedz.

Związki zawodowe szykują protesty, ale spójrzmy prawdzie w oczy: nie ma dziś w Polsce nastroju buntu i atmosfery do zatrzymania tej postępującej degrengolady. Otępienie nasze jest ogólne i coraz bardziej przerażające.
Nie ma co się czarować, dwadzieścia kilka lat tępienia wszystkiego, co nasze, narodowe, kochane, szanowane dało, oczekiwane przez mocodawców III RP, efekty i czasami nieodwracalne skutki. Polacy są dziś daleko bardziej bojaźliwi i zastraszeni, niż w czasach głębokiego PRL-u.

To my byliśmy zawsze pierwszym buntownikiem wśród narodów. W dekadzie 1980-1989 podjęliśmy ogromny wysiłek, na którym bardziej skorzystały inne narody, niż my sami. W poczuciu wolnościowej euforii daliśmy się wpuścić w maliny.
Dziś jesteśmy zmęczeni.
I masz rację, że polityka tępienia naszego poczucia narodowej tożsamości daje straszne owoce. Być może nieodwracalne. Jednak nie powiedziałabym, że nie ma nastroju buntu. On wyraźnie kiełkuje. Problem w tym, że bunt opiera się zawsze na ludziach młodych, w pełni sił. Dzisiejsze młode pokolenie jednak niestety w większości przyjęło narzucone mu warunki i uwierzyło, że swoją niezależność zbuduje wyłącznie dzięki pieniądzom. Zachłysnęło się swoimi możliwościami i z pogardą traktuje tych, którzy tych pieniędzy mają mniej. To jest jednak zadowolenie na krótką metę. Wystarczy, że zostaną uderzeni po kieszeni, podobnie jak ci młodzi z Francji, Grecji, Portugalii, Brazylii…, że zacznie brakować dla nich pracy na kurczącym się rynku…

Jeśli ktoś w to wątpi, to niech zauważy, że wtedy jedna podwyżka cen żywności kończyła się masowym protestem robotników, walką uliczną z milicją i wojskiem, ofiarami. Ludzi wychodzili na ulice mając przecież świadomość, że to może się skończyć ciężkim pobiciem lub utratą życia. Dziś raczej takiej groźby nie ma, a my siedzimy w domach.

A mamy robotników? Czyli realnej siły, jakiej mógłby się obawiać i zawsze obawiał się rząd?

Przypomnij sobie zakłady, jakie strajkowały w latach 70 i 80. Dziś już ich nie ma. Zlikwidowano stocznie i kopalnie, zlikwidowano duże zakłady przemysłowe takie, jak Ursus, Zakłady im. Róży Luksemburg, zminiaturyzowano inne, takie jak poznańskie HCP czy FSO. Gdyby chcieć ułożyć pełną listę, to objęłaby ona kilka tysięcy bezmyślnie zlikwidowanych, sprzedanych lub zdewastowanych przedsiębiorstw.

Będziemy lizać te nasze rany po rządach Tuska przez długie lata. Będziemy wyciągać Polskę z tego moralnego bagna do jakiego wciągnęły ją rządy Platformy Obywatelskiej. Ale warto to robić dla przyszłych pokoleń. Polska nie kończy się na nas, ani nawet na naszych dzieciach. Sowiecka choroba i postsowiecki system, jaki trwa nieprzerwanie od okrągłego stołu, można przezwyciężyć. Odrodzenie się Polski, prawdziwe, oparte na naszych wartościach i tradycji, jest możliwe. Ale trzeba w końcu się za to zabrać, Panie i Panowie, Rodacy.

Podpisuję się pod tym bez reszty.
I z „10” dla Ciebie, za doskonałą notkę.

Vote up!
0
Vote down!
0
#371035

Vote up!
0
Vote down!
0
#371039

#371043