Rząd Narodowy w 1939 roku (1)

Obrazek użytkownika Godziemba
Historia

Prologiem do spekulacji na temat powstania „rządu obrony narodowej” lub też „rządu jedności narodowej” była inicjatywa zgłoszona 10 lutego 1938 roku przez gen. Lucjana Żeligowskiego. 

W czasie debaty budżetowej, powiedział w sejmie: „konsolidacja szczególnie obecnie byłaby potrzebna, a dojść do tej wielkiej konsolidacji, do konsolidacji wielkich linii, nie jakiejś małej, można tylko wskutek powołania Rady Przybocznej przy Prezydencie”. W skład tej rady mieliby wejść: kardynał Aleksander Kakowski, b. prezydent Stanisław Wojciechowski, marszałek Edward Rydz-Śmigły, marszałkowa Aleksandra Piłsudska, Ignacy Paderewski, Roman Dmowski, Wincenty Witos, Walery Sławek, Franciszek Bujak, Marian Zdziechowski, Mieczysław Niedziałkowski, marszałkowie sejmu i senatu, Aleksander Świętochowski, Artur Górski, generał Kazimierz Sosnkowski oraz Maciej Rataj.
 
Żeligowski proponował więc współpracę wszystkich najważniejszych polityków opozycyjnych z obozem sanacyjnym. Jakkolwiek po śmierci Marszałka Piłsudskiego, obóz sanacyjny uległ dekompozycji, to towarzyszyły jej równie głębokie podziały wśród ugrupowań opozycyjnych.
 
Gazety rządowe przemilczały tę inicjatywę, wileńskie „Słowo” zaś uznało, iż „koncepcji tej nie uważamy za realną, ale wydaje nam się bardzo ciekawa, gdyż rada generała grupująca od kardynała do Niedziałkowskiego to swego rodzaju Rada Obrony Państwa przed dekompozycją państwową”. Publicyści opozycyjny uznawali, iż rada pozbawiona uprawnień konstytucyjnych, „zdana na łaskę i niełaskę Głowy Państwa, musiałaby się zmienić w lub bezpłodnych dyskusji, najmniej odpowiedni dla czasów, które wymagają ostrych decyzji”.
 
Po Anschlussie Austrii, w prasie Frontu Mores zaczęto postulować powstania „rządu obrony narodowej lub rządu zaufania narodowego”. Prezydent Mościcki opowiedział się jednak  zdecydowanie po stronie rządu gen. Składkowskiego, twierdząc, iż „rząd bowiem oparty na zaufaniu prezydenta i naczelnego wodza, stanowi ośrodek, zapewniający państwu ład i możność spokojnego rozwoju”.
Z kolei wicepremier Kwiatkowski uznał za niezbędną „zdrową walkę poglądów”, przy założeniu, iż „wszyscy równomiernie nałożymy na siebie pewne więzy, ograniczymy swój wybujały indywidualizm na rzecz dążeń i celów, (…) na czele z rozbudową sił obronnych”.
W odpowiedzi przywódca Frontu Morges Ignacy Paderewski nazwał oświadczenie Kwiatkowskiego „etapem na drodze do wytworzenia zgody narodowej” i deklarował, że „społeczeństwo ręki bratniej, wyciągniętej do rzetelnej zgody nie odrzuci”. Apel Paderewskiego odniósł jednak odwrotny skutek od zamierzonego – przywódcy partii opozycyjnych uznali, iż oczekują jasnych deklaracji obozu rządowego, natomiast kierownictwo Obozu Zjednoczenia Narodowego odrzuciło możliwość współpracy z opozycją. Szef OZN, gen. Skwarczyński dobitnie stwierdził, iż „cel jaki postawił sobie OZN został osiągnięty. Im wcześniej społeczeństwo odrzuci podsuwane mu przez partie polityczne małe cele i im wcześniej stanie w zwartych szeregach OZN, tym prędzej osiągnąć będziemy mogli ideał Polski wielkiej i sprawiedliwej”.
 
Jakkolwiek Stronnictwo Ludowe zadeklarowało, że „wypadki na arenie międzynarodowej wskazują, iż zawierucha szybko do nas się zbliża, i że w takich momentach każde społeczeństwo winno się konsolidować”, idea porozumienia opozycji z sanacją została na pewien czas odłożona – we wrześniu 1938 roku prezydent rozwiązał parlament celem „odnowienia składu izb” i „pełniejszego wyrażenia nurtujących społeczeństwo nurtów”.
 
Znany z antysanacyjnych poglądów, gen. Bolesław Roja w specjalnej odezwie wzywał do zastąpienia obecnego rządu „Rządem Zaufania mas ludowych, narodu i większości obywateli państwa”. W proponowanym rządzie , premierem miał zostać Stanisław Mikołajczyk, wicepremierem wojewoda śląski Michał Grażyński, a ministrem skarbu Eugeniusz Kwiatkowski. Wacław Komarnicki miał objąć tekę ministra sprawiedliwości, a jedno ze stanowisk miało przypaść także PPS. Równocześnie zwracając się do przywódców OZN wskazywał, iż „czynniki wojskowe muszą zająć się organizacją zawodowo-wojskowej obrony państwa i wojskiem, gdzie wiele pozostaje do zrobienia, a nie polityką”.
 
O zespolenie wszystkich patriotycznych sił narodu przez dopuszczenie do udziału w rządzie stronnictw opozycyjnych dopominało się w swoim memoriale środowisko lwowskiej inteligencji z Kazimierzem Bartlem, Franciszkiem Bujakiem i Eugeniuszem Romerem na czele.
 
Podobne stanowisko zajął gen. Kazimierz Sosnkowski, który uważał, iż skład rządu winien reprezentować wszystkie barwy polityczne społeczeństwa. Generał bardzo ostro krytykował politykę Becka w okresie konferencji monachijskiej, a widząc narastającą groźbę zewnętrzną, odbył w połowie września 1938 roku kilkugodzinną rozmowę z Mościckim, w czasie której domagał się zasadniczych zmian w polityce wewnętrznej poprzez stworzenie szerszej bazy społecznej dla kierowania narodem i państwem. Podczas przemówienia             2 października w Kielcach z okazji odsłonięcia pomnika Legionów, powiedział, iż „bez względu na trudności i przeszkody zjednoczenie Polaków dokonane być musi, (…) wymaga tego bezpieczeństwo Polski, jej przyszłość, odpowiedzialność za nią wobec pokoleń”.
 
Rząd jednak nie zamierał zmieniać swej polityki, a sytuacja międzynarodowa budziła poczucie zagrożenia, a więc i przekonanie o konieczności skupienia się – z tego też powodu opozycja nie ogłosiła – jak miało to miejsce w 1935 roku – bojkotu wyborów, choć nie wzięła w nich udziału. Tę decyzję skrytykował Kwiatkowski, wskazując, iż „konsolidacja Polski nie jest wyłączną potrzebą, ani rządu, ani OZN, ani opozycji. Wszystkie ugrupowania polityczne ponoszą na równi z nami odpowiedzialność za Polskę”. Równocześnie uznał potrzebę zmiany ordynacji wyborczej, tak aby „człowiek popularny i czynny politycznie mógł być wybrany na posła niezależnie czy należy do OZN, czy SL, do ugrupowań narodowych, czy do PPS”.
W odpowiedzi „Gazeta Polska” stwierdziła, iż „w pochodzie do jedności można wybierać dwie drogi: jedna – to zjednoczenie narodu, druga – to koalicja partii. Pierwsza prowadzi do celu, druga na manowce. (…) Zjednoczenie to czyn, a koalicja partii to przetargi, kompromisy i bezczynność”.
 
Po zwycięstwie wyborczym OZN, rządzący uznali się na tyle wzmocnieni, iż przestał ich interesować kompromis z opozycją na szerszą skalę. ”Gazeta Polska” z satysfakcją stwierdzała, iż „W dniu wyborów ludność wypowiedziała się jasno, że z opozycją tą nie ma i nie chce mieć nic wspólnego. Naród polski opowiedział się po stronie tych, co chcą Polskę budować, a przeciw tym, którzy ją chcą bojkotować”. Organ PPS – „Robotnik” z goryczą napisał, iż „zwycięstwa OZN kwestionować nie należy, w życiu i w walce trzeba umieć znieść klęskę”.
Z ostatniej szansy pozyskania polityków opozycyjnych nie skorzystał także Mościcki, który zgodnie z postanowieniami konstytucji kwietniowej mianował 1/3 składu senatu. Jego nominatami zostali niemal wyłącznie politycy OZN.
 
W zorganizowanych na przełomie roku wyborach samorządowych, ugrupowania opozycyjne osiągnęły przyzwoite wyniki, a OZN uzyskał mniejsze poparcie od oczekiwanego.
 
Tymczasem początek 1939 roku przyniósł wyraźnie pogorszenie sytuacji międzynarodowej Polski, związane z niemieckimi żądaniami zgody na przyłączenie Gdańska do Rzeszy. W tej sytuacji Stronnictwo Ludowe ponowiło swoją propozycję „zjednoczenia społeczeństwa dokoła sprawy obrony państwa i wprzęgnięcia wszystkich tych, którzy widzą grożące niebezpieczeństwo do wielkiego, planowego i zgodnego wysiłku”. To zjednoczenie nie mogło jednak zostać dokonane przez OZN, ale przez „szczere i uczciwe porozumienie realnych sił politycznych, rozumiejących powagę chwili, gotowych stanąć do współpracy nad rozwiązywaniem pilnych zagadnień państwowych i wzięcia odpowiedzialności za państwo”.
Powyższą inicjatywę dość pochlebnie powitały inne partie polityczne, choć Stronnictwo Narodowe uznało, iż propozycja ludowców to powrót do koncepcji centrolewu.
 
Jednak prasa OZN, w tym „Gazeta Polska” podkreśliła, iż to „OZN wyciągnął pierwszy rękę do zgody z wolnej i nieprzymuszonej woli, nie przynaglany groźbą pozbawienia władzy”. Powtórzono jednocześnie swoje krytyczne stanowisko w stosunku do rządów koalicyjnych, w których „cała uwaga stronnictw skierowana jest na to, ażeby z faktu współdziałania z innymi wyciągnąć maksymalne korzyści dla siebie” kosztem interesu państwa. Ironicznie wskazano także, iż jakkolwiek „wszelkie idee wokół hasła zjednoczenia są bardzo słuszne, ale nie możemy przyznać, że polityczna postawa SL w minionym okresie była wyrazem tej dbałości o losy państwa”. Jednocześnie premier Składkowski oświadczył, iż nie ma podstaw do udzielenia amnestii „więźniom brzeskim”, a oddziaływanie Berezy na stan bezpieczeństwa przemawia za jej utrzymaniem.
 
Zagrożenie coraz bardziej potęgowane żądaniami Niemiec pod adresem Polski, a następnie zajęcie przez hitlerowców Pragi, sprawiło, iż senator Kobylański, redaktor naczelny „Wieczoru Warszawskiego” zalecał rozwiązanie wszystkich ugrupowań politycznych i powołanie na ich miejsce nowego obozu politycznego, opartego o najwyższe autorytety w państwie. Propozycja ta nie została oczywiście wzięta poważnie, ale stanowi jeden z przykładów, jak w tym czasie starano się jednoczyć wobec zagrożenia.
 
„Robotnik” bił na alarm i apelował: „Jest bardzo źle. Liczyć należy na własne przede wszystkim siły i na własną wolę obrony. W Polsce istnieje zdecydowana wola obrony. (…) System obecny nie wystarcza do sprostania trudnościom dziejowym. W ramach systemu niepodobna uruchomić żywych sił kraju, bo ramy są o wiele za szczupłe, za wąskie”.
 
Podzielając te wnioski, 18 marca gen. Żeligowski w sejmie wezwał premiera „do oświadczenia, co zamierza przedsięwziąć dla natychmiastowego spotęgowania sił moralnych i materialnych ojczyzny”. Jego wniosek upadł jednak, poparty przez  zaledwie 13 posłów, niemniej jednak wywarł na opinii publicznej duże wrażenie. Stanisław Cat-Mackiewicz tak skomentował go na łamach „Czasu”: „Nie o to chodzi, czy gen. Żeligowski merytorycznie, programowo ma rację, czy jej nie ma. Chodzi o to, że jako poseł żądając w takiej chwili wyjaśnień rządu, ma więcej niż sto procent racji, wypełniając swój obowiązek poselski”.
 
Wkrótce sam Żeligowski w wywiadzie prasowym podkreślił, iż „siły moralne narodu są unieruchomione przez nieodpowiednią politykę wewnętrzną rządu, złą organizację gospodarczą, niepotrzebny przymus i brak zaufania do własnego społeczeństwa. Podnosząc czynnik moralny we wszystkich dziedzinach życia wzmocnimy wielokrotnie tak potrzebny obecnie potencjał sprawności bojowej, ponieważ wg mojego zdania rząd obecny nie jest w stanie sprostać wielkim zadaniom, które stoją przed narodem polskim”.      
 
 
Cdn.
 
 
 
 
 
 
Brak głosów