Intelektualista Kutz pisze o prostaku Lepperze

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Ćwierć akapitu tekstu napisanego stylem właściwym dla notatek służbowych dzielnicowych funkcjonariuszy policji poszukujących skradzionej kury. Clou stanowi informacja o tym, że Lepper był niedouczony, ale nadrabiał braki. Był także prymitywny i nie przygotowany na polityczną porażkę. To właśnie jej rozmiar doprowadził go do samobójstwa. Wszystko to napisał pan Kazimierz Kutz. Pan Kazimierz jest jak wiemy reżyserem filmowym i znanym intelektualistą. W przeciwieństwie do Leppera, który był prostakiem, oskarżanym o różne rzeczy, między innymi o zmuszanie do stosunków płciowych niejakiej Anity Krawczyk. I tu się chwilę zatrzymajmy po dzięki reżyserowi dwojga nazwisk poznamy jaka jest różnica pomiędzy chamem prawdziwym a stylizowanym.

Oto każdy lub prawie każdy luminarz kultury dojrzewający w PRL i po niej miał doklejoną jakąś legendę. Miał ją i pan Kazimierz. Otóż – o czym pisano w różnych gazetach, także w tej największej – miał on troszkę większą niż inni heteroseksualni mężczyźni słabość do kobiet. To jest przypadłość niezbyt dolegliwa i straszna, a w przypadku pana Kazimierza Kutza w ogóle nie mogło być mowy o dolegliwości, bo – jak twierdzą źródła pisane – kobiety za nim szalały, czego dowiedzieć możemy się choćby ze starej piosenki o Kaziu, który się zakochał. Tak, tak, to o nim. Wojewódzki zrobił kiedyś nawet program z panem Kutzem, w którym próbował wyciągnąć go na zwierzenia rozrywkowe dotyczące spraw damsko męskich. Pan Kazimierz, świadom widocznie tego jak teraz wygląda oraz tego, że wcześniej nie było wcale lepiej, zaś fascynacje kobiet to sprawy wielce tajemnicze i odkrywanie tych sekretów nie musi przynosić mężczyźnie chwały, milczał dyskretnie. Zapisuję mu to na plus, choć uporczywe podtrzymywanie legendy starego człowieka co może uważam za nieco komiczne. No, ale co kto lubi.

Istotne jest to, że nigdy, choć mogę się mylić, upodobania i sposób promowania się pana Kutza nie zostały poczytane za chamstwo, brak kultury i zwyczajnego obycia. Nie mogło tak być, bo Kazimierz Kutz i jego dynamika uznawane były po prostu za stylizację wizerunku, pewien rodzaj upiększenia. I teraz sedno – nie wiem co bardziej pana Kazimierza pogrąża, to nachalne obnoszenie się przez tyle lat z opinią - powiedzmy – uwodziciela czy sugestia, że to jednak tylko tak dla picu. W opinii samego reżysera wyzierającej z dzisiejszego tekstu o Lepperze uważa się on za kogoś nieskończenie od Leppera lepszego, a w dodatku za badacza motywów tego ostatniego i to motywów nie byle jakich bo tyczących się kwestii być albo nie być. Z jakiej, pytam się, racji?

I jeszcze jedno; prócz stylizacji na Gigi amoroso miał pan Kazimierz Kutz jeszcze jedną przypadłość, z której na starość zrezygnował chyba, żeby uniknąć szyderstw jak mniemam. O przypadłości tej mogliśmy posłuchać kilka lat temu w programie Żakowskiego i Najsztuba. Otóż pan Kutz okropnie przeklinał. Nazwał ponoć Zanussiego prezerwatywą, a kiedy widział, w czasie oglądania meczu, że jakiś piłkarz symuluje leżąc na murawie, wołał ponoć – o, udaje, że sobie pizdę złamał! Wszystko to są rzeczy do sprawdzenia i pan Kutz sam o nich opowiadał. Mówili o nich także jego znajomi, uważając, że fakty owe i pogłoski to coś szampańsko fantastycznego, co przynosi reżyserowi Kazimierzowi Kutzowi wyłącznie chwałę. Jest on bowiem w odróżnieniu od nieboszczyka Leppera intelektualistą, w dodatku odpornym na porażki. Przez co nigdy nie powiesi się na worku treningowym. Oby, bo wiele by przez to straciła kultura polska i światowa.

Wszystkich, również pana Kutza zapraszam na stronę www.coryllus.pl gdzie można kupić książkę Toyaha „O siedmiokilogramowym liściu i inne historie” oraz moje książki. Są chyba ciekawsze niż ostatnie produkcje naszego bohatera, mam takie wrażenie,choć oczywiście mogę się mylić.

Brak głosów