Firma "Zamiast" czyli o pogardzie

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Była kiedyś taka książka dla dzieci. Nie przeczytałem jej nigdy ponieważ historie z życia wzięte wydawały mi się zawsze mocno naciągane i jeśli chodzi o lektury preferowałem egzotykę i wielką przygodę. Załóżmy jednak, że wiemy o czym jest ta książka, zasugerujmy się tytułem i przyjmijmy, że rzecz opowiada o sposobach przerabiania g...en na pierniki. To jest w dzisiejszych okolicznościach wiedza wprost bezcenna co wczoraj udowodnił nam wszystkim redaktor Lisicki oraz próbujący go ratować redaktor Ziemkiewicz. Najpierw jeden napisał coś co nie zasługuje nawet na miano kuriozum, a napisawszy rzecz ową poszedł gdzieś w diabły i więcej się nią nie interesował, a potem drugi napisał, że to nie tak jak myślimy Kochani. Zupełnie nie tak. To jest tak, jak przed dwudziestu laty, kiedy to szydzono z Kaczyńskiego i jego pracy w Tysolu. Ja, szczerze mówiąc, nie zrozumiałem do końca tej metafory Ziemkiewicza, a to z tego względu, że nie lubię bezczelności. Nie lubię kiedy w gazecie szczęśliwie już zamkniętej jakiś kolo używa w stosunku do Jarosława Kaczyńskiego określenia Kaczafi, a kiedy firma robi plajtę, przychodzi drugi i się na życie i przygody owego Kaczafiego powołuje.
Przerwijmy teraz nasz wywód na chwilę i popatrzmy na czym polega różnica w postrzeganiu rzeczywistości przez kobiety i mężczyzn. Porozmawiajmy też o płci mózgu. Była sobie oto pewna pani, która miała męża. Kochała go bardzo, a on traktował okazywane sobie względy jako coś naturalnego i nigdy ani jednym słowem czy gestem nie dał jej poznać, że odwzajemnia te gorące uczucia. Oczywiście spełniał swoje obowiązki małżeńskie w przewidzianych kontraktem ślubnym standardach, z czegoś się przecież to gorące uczucie wzięło, ale nic ponadto. Pewnego dnia jednak przekroczył ważną granicę i miast pozostać przy życzliwej obojętności wobec małżonki, zaczął ją tłuc. Ona zaś, wzorem wielu kobiet zaczęła mu wybaczać. I wybaczała mu, wybaczała, wybaczała, aż jej połamał żebra. I wydawało się, że sprawa zmierza ku znanemu nam wszystkim końcowi, czyli ku porzuceniu kobiety, która pójdzie tułać się po świecie korzystając z pomocy opieki społecznej, mąż zaś przygarnie do swojego domostwa inną panią, młodszą i lepiej zorientowaną w relacjach międzyludzkich i znającą sposoby przekładania wajch emocjonalnych, kiedy wydarzyło się coś dziwnego. Z więzienia oto wypuścili tatusia owej bitej niewiasty, który niedzielnym popołudniem postanowił odwiedzić swoje jedyne dziecko, córeczkę ukochaną i zobaczyć co tam u niej słychać. Pan ów, wielce życiowo doświadczony, ledwie przekroczył próg tego domostwa udręk, w mig zorientował się co się tam wyrabiało, wyrabia i wyrabiać będzie jeśli nie nastąpi jakaś interwencja. Postanowił działać nie czekając, a że był mężczyzną obytym i potrafiącym ustawić relacje międzyludzkie na trwałych podstawach i solidnych płaszczyznach, od razu dał w mordę zięciowi, a potem kopał go tak długo, aż tamten zaczął kwiczeć jak wieprz i przepraszać, przyzywając na pomoc anioły, Pana Boga w Trójcy Jedynego i Przenajświętszą Panienkę. I wyobraźcie sobie, że ani razu nie pomyślał nawet by chwycić telefon komórkowy i zadzwonić po policję. Po tych jakże dynamicznych warsztatach z przygotowania do życia w rodzinie, szanowny teść kazał mu się umyć i skoczyć po flaszkę. Córce zaś wręczył pieniądze i powiedział, żeby kupiła coś na obiad, a sobie jakiś lepszy ciuch i nie martwiła się już więcej, bo tatuś ją kocha. Potem wszyscy troje spożyli uroczysty obiad. Jak to zwykle bywa w niedzielę w polskich domach, gdzie pielęgnuje się tradycję.
Po co ja to wszystko piszę. Otóż po to, by uświadomić pewnym osobom, że są jak owa niewiasta, co kocha i wybacza, kocha i wybacza i jeszcze raz wybacza, choć żebra już dawno połamane. W przypadku „naszych” dziennikarzy i „naszych” gazet nie ma jednak nadziei na to, że pojawi się jakiś teściu, który, choćby tylko symbolicznie, skopie im tyłki i nauczy moresu. Ten festiwal bezczelności będzie trwał nadal. Nadal będą nas traktować jak durniów, nadal Mazurek i Warzecha będą opowiadać nieśmieszne kawały, które Agnieszka Romaszewska z przyczyn zaskakujących nazywać będzie „ciekawymi”, nadal Ziemkiewicz będzie rozrywał koszulę i pokazywał miejsce gdzie ukąsił go komar, dziennikarze zatrudnieni przez Karnowskich nadal będą się fotografować w scenerii więziennej, choć nie są wcale prześladowani, tylko muszą chodzić do pracy, jak inni, a wynagradza się ich wcale nieźle. Szczur biurowy dwa dni po aferze z manipulacją TVN wobec Grzegorza Brauna i nas, „tych blogerów”, będzie robił wywiad z Igorem Janke o mowie nienawiści, a Tomasz Sakiewicz, po tymże samym programie wzywał będzie do walki z cenzurą. Bronisław Wildstein zaś na pytanie Ravena czy oglądał materiał z Klubu Ronina odpowie – nie, tylko to czytałem. Na kolejne pytanie – ale to przecież nie było spisane – odpowie – czytałem to co było.
Wszystko to będzie trwało nadal. Oni się nigdy nie zmienią, rozumiecie. A to co wczoraj zrobił Lisicki to jest po prostu szczyt szczytów, lepszy niż konsumpcja wiórów i wypuszczenie deski z drugiej strony, w dodatku heblowanej. Nie będzie żadnego tygodnika, to zaś co wypisujecie na blogu pana Lisickiego, służyć będzie temu jedynie by miał on podkładkę w czasie szykującej się żebraniny o pieniądze dla siebie i tego całego zespołu. Nic więcej. Wpis zaś i ta cała strategia obliczona na target złożonych z kompletnych durniów, uwłacza godności nas wszystkich.
Teraz o płci mózgu. Kobiety mają tendencję do tego, żeby wybaczać, a mężczyźni, żeby dawać nauczkę. I kiedy patrzę na tych biednych ludzi, którzy wpisali wczoraj 400 komentarzy na blogu Lisickiego, myślę, że coś z tą płcią mózgu musi być na rzeczy. Wybaczajcie i ufajcie nadal. I czekajcie na gazetę z niezależnymi opiniami.
Na koniec chciałbym napisać kilka słów do Jacka Jareckiego, który wyraził wczoraj w słowach grubych, niezadowolenie z tego powodu, że znęcam się nad Nicponiem Arturem byłym działaczem PiS i byłym blogerem. Weź się Jarecki nie zachowuj jak bita kobieta, dobrze. Nicpoń, jeśli się nim nie potrząśnie niczego nie zrozumie, a ja mam w potrząsaniu tym, dosyć delikatnym sam przyznasz, interes osobisty, albowiem pamięć ma dobrą i długą jest.
Komuś to co napisałem powyżej może wydawać się zabawne, albo nawet bardzo zabawne, mnie jednak wcale nie jest do śmiechu, bo wiem, że nic, ale to nic się nie zmieni. Mam tylko nadzieję, że nie dojdziemy do tego, że Lisicki wraz z Panem Arturem Nicponiem będą próbowali chodzić po wodzie. Choć przecież wszystko jest możliwe na tym świecie.

Trwa promocja książki „Atrapia” na stronie www.coryllus.pl. „Dzieci peerelu” zostały wyprzedane. Ostatnie egzemplarze są jeszcze gdzieniegdzie na rynku. Wznowienia na razie nie będzie.
 
Książki nasze zaś można kupić w księgarniach:
 
Księgarnia Wojskowa, Tuwima 34, Łódź
Księgarnia przy ul. 3 maja Lublin
Tarabuk – Browarna 6 w Warszawie
Ukryte Miasto – Noakowskiego 16 w Warszawie
W sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie
U Karmelitów w Poznaniu, Działowa 25
W księgarni Gazety Polskiej w Ostrowie Wielkopolskim
W księgarni Biały Kruk w Kartuzach
W księgarni „Wolne Słowo” w Katowicach przy ul. 3 maja.
W księgarniach internetowych Multibook.pl i „Książki przy herbacie” oraz w księgarni „Sanctus” w Wałbrzychu.
No i oczywiście na stronie www.coryllus.pl

Brak głosów

Komentarze

Racja,czyli ze źródłosłowu łacińskiego biorąc-rozsądnie napisane.Czytałem,zdanie Autora popieram.10.

"Nie lękajcie się!" J.P.II

Vote up!
0
Vote down!
0

"Nie lękajcie się!" J.P.II

#311854