Dziwki i narkotyki sposobem na promocję premiera Tuska

Obrazek użytkownika coryllus
Kraj

Marka Raczkowskiego pamiętam doskonale z „Życia Warszawy”, a potem z „Życia”, którego szefem był Tomasz Wołek. Nie znaliśmy się oczywiście, ale Marek Raczkowski był człowiekiem, który robił wrażenie i nie sposób było go nie zauważyć. On nie jest wcale wysoki, ani jakoś specjalnie przystojny, on ma nawet brzydki głos, ale wrażenie robił zawsze i to było widać. Chodzi mi oczywiście o wrażenie na kobietach. Na mnie bowiem Marek Raczkowski robił zawsze wrażenie dętego buca i nie mogłem się tego absmaku pozbyć nawet wtedy gdy szczerze śmiałem się z jego rysunków, bo one są rzeczywiście w większości bardzo śmieszne. Nawet wtedy podkreślam, nigdy nie przestałem myśleć, że Marek Raczkowski to jednak bęcwał.
To się przytrafia wielu artystom, zdolnym, mniej zdolnym i całkowitym gamoniom, którzy zostali wypromowani na artystów przez siły ciemne i groźne. To się w dodatku przytrafia artystom nie tylko polskim, ale także obcym, a może obcym nawet bardziej niż polskim.
Co jakiś czas zdarzało mi się zastanawiać nad losem tych wszystkich gwiazd ekranu i estrady, które pamiętałem z dzieciństwa i młodości. Ciekawiło mnie co się z nimi działo, kiedy już tak kariera poszła w diabły, kiedy już nikt ich nie chciał, bo przyszli nowi, lepsi, młodsi, zdecydowani jeszcze bardziej podporządkować się producentom i wydawcom, byle zaistnieć na pięć minut. Dziś się już nad tym nie zastanawiam, bo na portalu WP puszczają czasem takie pictorale z gwiazdami z dawnych lat i piszą tam co u nich słychać. No i powiem wam, że jest marnie. Tak na przykład Crystal z serialu „Dynastia” ma 7 dych na karku i objawy jakiejś zaawansowanej choroby psychicznej, opowiada takie rzeczy, że daj Panie Boże zdrowie. Z innymi też nie lepiej. I myślę sobie, że zawód artysty to jednak ciężka praca, szczególnie artysty, który się zaprzedał władzy. Dyscyplinę trzeba trzymać straszliwą i ani na moment nie można sobie pozwolić na słabość. I ja się o tym przekonuję raz za razem, a ostatnio przekonałem się przy okazji odczytywania fragmentów wywiadu, jaki młoda Żakowska zrobiła z Markiem Raczkowskim. Fragmenty pochodzą z książki pod kłamliwym tytułem „Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki”. Oczywiste jest, że Raczkowski tej książki ni napisał, bo napisała ją Żakowska, no ale mamy tu taki zabieg marketingowy. Jane bowiem jest dla każdego, kto widział Marka Raczkowskiego przez choćby pięć minut i słuchał jak on mówi, że człowiek ten nie jest w stanie napisać żadnej książki, nawet takiej z serii „Poczytaj mi mamo”. Mamy więc książkę Żakowskiej, którą napisał Raczkowski. Tytuł jak tytuł. Skierowany jest wprost do ludzi z ambicjami i potencjałem intelektualnym powyżej średniej krajowej. Dziwki, narkotyki itp., Szybkich samochodów nie ma bo to wiocha, wiadomo, gorsza nawet niż wódka. Tego rodzaju chwyty, z tymi dziwkami i substancjami odurzającymi stosowane są zwykle po to, by sparaliżować odbiorcę. Jeśli ktoś się oburzy to wiadomo, że kmiot i gamoń, bo ironii i głębi nie pojął, jeśli ktoś się zachwyci, to w nagrodę będzie mógł może kiedyś pocałować pana Marka w pierścień, albo w coś innego, to już zależy od natężenia zachwytu.
Całość pomyślana jest tak, by wywołać oburzenie w tej mniej uświadomionej części społeczeństwa. To znaczy w nas między innymi. My widząc tytuł książki Raczkowskiego powinniśmy zakrzyknąć chórem – skandal i oprotestować tytuł, a może nawet postawić pikiety pod księgarniami. Powinniśmy się oburzyć skandalicznym trybem życia artysty Raczkowskiego, jego swobodę i wolność twórczą powinniśmy zaś próbować ograniczyć, a wszystko to w celu zwiększenia sprzedaży.
Ja już to kiedyś pisałem, ale jeszcze raz powtórzę: skandal jest słabym narzędziem sprzedażowym. Mogę to stwierdzenie pogłębić jeszcze dodając, że każdy skandalista jest dziś powiązany z władzą i działami promocji na rzecz tej władzy działającymi. To się nazywa socjocośtam, albo cybernetyka, a wszystkim zawiaduje kolega braci Karnowskich pan Eryk Mistewicz. Skandal jest słabym narzędziem sprzedażowym ponieważ ci, w których jest on wymierzony mają skandalistę i jego dzieło w dupie. Tak po prostu. Dziwki i narkotyki Raczkowskiego mogą zainteresować co najwyżej innych zboczeńców, a i to przez chwilę jedynie, bo cóż ma im do zaproponowania ten biedny Raczkowski? Opowieść o tym jak to uwodzi żony swoich kolegów? Bardzo przepraszam, ale ja jako były pracownik działu porad tygodnika „Pani domu”, gdzie zajmowałem się odpowiadaniem na listy różnych osób z problemami seksualnymi, mogę teraz tylko prychnąć. Weź sobie pan, panie Raczkowski wsadź te rewelacje w jakiś narkotyk, albo zrób z nich skręta. Bo do tego tylko się nadają. Albo to o dziwkach z Ukrainy. Co za suchar, jak mawia Józef Moneta kiedy go zaczepiam dobrym słowem. Co za suchar panie Raczkowski. Opowieści o szlachetnych dziwkach, co się puszczają z dzieckiem na ręku są tak stare jak proza Eugeniusza Sue przynajmniej. Opowieści o ich szlachetnych klientach, którzy nic tylko chcą pogadać, znane były już w Egipcie za Ramzesa II, a pan chcesz z tego ukręcić skandal? W dodatku do spółki z Żakowską?
Jest jednak coś w tym wywiadzie ważnego, coś co nadaje mu jednak sens i jest to sens zaskakujący. Oto na koniec mówi nam Marek Raczkowski, że czyta te same książki co premier Tusk. Otóż ja nie wierzę w to, by premier czytał cokolwiek. To jest po prostu niemożliwe. Po drugie usiłuję sobie przypomnieć czy w tym „Życiu Warszawy” Raczkowski kolegował się z Łaszynem, który robił, a może jeszcze robi PR dla PO. I wychodzi mi, że się kolegowali. Jeśli oni we dwóch wpadli na taki pomysł, że mając niepokornego i kontrowersyjnego artystę, przy jego pomocy podpromują troszkę premiera i podniosą mu słupki poprzez elektorat zaliczający się do bohemy, to ja już się trzęsę na myśl co będzie jak Tusk jednak przeczyta książkę Żakowskiej. Jak się dowie, że facet który opowiada o kokainie i dziwkach usiłuje przekonać ludzi by popierali premiera, bo on właśnie - narkoman i kurwiarz - czyta te same książki co Tusk. Ciekawe czy pan premier będzie się z tej książki śmiał tak samo jak z kabaretów Górskiego. Być może tak, ale wtedy wszystko będzie w najlepszym porządku, bo oznaczać owa reakcja może tylko to, że my tutaj w podziemiu mamy rację i co byśmy na temat pana premiera nie wymyślili to prawda. Jeśli zaś pan premier zacznie ryczeć z wściekłości, a jego podwładni złapią za telefony i zaczną dzwonić po tych wszystkich kretynach od cybernetyki i socjosoćtamcośtam, to znaczy, że powinniśmy się zaniepokoić. Coś uszło naszej uwadze.
Sprawy wyglądają bowiem tak: mamy ten garnitur dobrze opłacanych artystów, którzy pokazując się w telewizji popierają bardzo dyskretnie premiera. Za to właśnie mają płacone i to jest ich istotna funkcja. Oni się jednak zużywają bardzo szybko, tak więc nowe roczniki mające prawo do głosowania, mogą już nie kojarzyć kim jest ten Hołdys i ta dziwna staruszka z psem. Domagają się czegoś nowego. I jeszcze do tego są całe obszary nie spenetrowane przez ludzi pana premiera, którymi warto się zainteresować, bo jeśli nie to zainteresuje się nimi ktoś inny. Na przykład prezydent i jego nowa partia. No i trzeba tych ludzi wprowadzić w krąg wybrańców z przytupem. I właśnie temu służy książka Żakowskiej o Raczkowskim zatytułowana „Książka, którą napisałem, żeby mieć na dziwki i narkotyki”, gdzie na koniec bohater Raczkowski wyznaje, że czyta te same lektury co premier. A czyni to po to, by ludzie, którzy go lubią spojrzeli życzliwszym okiem również na szefa rządu.
Wierzcie mi Kochani, że ani przez sekundę nie tęskniłem i nie tęsknię do tego, by poznać któregoś z nich. To mi się wydaje tak obmierzłe i straszne, a przede wszystkim tak krępujące ze względu na poziom ogólny, że trudno mi nawet o tym mówić. Mogę jedynie na koniec pogratulować panu premierowi doboru współpracowników i życzyć wielu sukcesów.

Ponieważ żona naszego kolegi Kamiuszka, artystka wielka i prawdziwa, która pracuje i tworzy w kulinariach, właśnie startuje w konkursie na blog roku bardzo Was proszę byście ją wsparli. Ona ma na imię Patrycja i prowadzi zupełnie fantastyczny blog pod tytułem „Smakołyki alergika”. To jest poważny blog, gdzie opisywane są poważne sprawy, bo ich syn dotknięty jest alergiami na wiele bardzo substancji, które niesłychanie utrudniają temu dziecku życie. I Patrycja, jego mama, wymyśliła, że będzie gotować i piec specjalnie dla niego różne przysmaki, potem zaś założyła bloga, żeby się swoją wiedzą i umiejętnościami podzielić z innymi mamami małych alergików. Pomóżmy jej zwyciężyć. I pamiętajmy, że wszyscy są przeciwko nam, a tylko sukces bezwzględny się liczy. Na razie dzięki oddanym wczoraj głosom blog Patrycji jest na pierwszym miejscu. Głosujmy dalej. Bardzo Was proszę. Oto treść listu, który przysłał do mnie jej mąż i mój przyjaciel Kamiuszek:
 
Panowie, proszę głosować na moją żonę
...a właściwie, to na jej blog:
 
www.smakolykialergika.pl
 
który bierze udział w słynnym reżimowym konkursie.
 
SMS o treści D00149 pod numer 7122

(to 00 w kodzie to słownie: zero zero)

Absencji nie przyjmuje się do wiadomości.
Z góry dziękuję.
Pozdr.
Juliusz

Zachęcam także do zaglądania na stronę www.coryllus.pl, gdzie sprzedajemy książki Toyaha w pakiecie promocyjnym, oraz jego nową książkę pod tytułem „Marki, dolary, banany i biustonosz marki Triumph”, a także – jeszcze przez tydzień – moją nową książkę z nigdzie nie publikowanymi do tej pory jeszcze opowiadaniami pod tytułem „Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu”. Książka o jasnowidzu sprzedawana będzie jeszcze przez tydzień w cenie 20 złotych plus koszta wysyłki, a potem cena wzrośnie do 30 złotych. Zapraszam. Www.coryllus.pl

Brak głosów