Wojskówka, najtwardszy i najwierniejszy sojusznik kandydata Bronisława przejmuje inicjatywę od rachitycznego sztabu wyborczego

Obrazek użytkownika antysalon
Blog

Katastrofalne skutki powodzi zakłóciły misternie przygotowany scenariusz kampanii wyborczej B. Komorowskiego!
Dodatkowym elementem niekorzystnie mogącym wpłynąć na jej przebieg stał się wczorajszy list rosyjskich dysydentów obnażający służalcze, serwilistyczne zachowanie rządu Tuska wobec Rosji po katastrofie prezydenckiego samolotu!
W tej sytuacji rząd Tuska wspierający swego kandydata został zmuszony zdecydowanie przyspieszyć!
Od wczoraj nie ma już złudzeń, że do akcji ostro wchodzi wojskówka-najtwardszy sojusznik Komorowskiego!
To jego najwierniejsze zaplecze!
A sytuacji, gdy Jarosław Kaczyński gwałtownie zmuszony poprzez tragiczną katastrofę do rozpoczęcia kampanii nie może z przyczyn oczywistych odwoływać się do tragedii sztab Komorowskiego miał ułatwione zadanie! wręcz przewagę!
Klinczował nie tylko samego J. Kaczyńskiego lecz także jego zaplecze swoistym szantażem ,że nie można grać na emocjach!, wykorzystywać smoleńskiej tragedii!
Gwałtowny przebieg powodzi oraz jej straszliwe skutki na swój swój sposób przedefiniowały zaplanowany scenariusz sztabu Komorowskiego!
A list rosyjskich dysydentów wymusza na ekipie Tusk przyśpieszenie rozgrywania rewelacji "kolejna osoba w kokpicie"!
To wszystko zmusza premiera Tuska do udzielenia nagłej pomocy!
Pierwszej udziela wojskówka!
Początkowa nieskoordynowana paplanina płk Edmunda Klicha biegającego po stacjach radiowych i telewizyjnych została już dzisiaj spointowana bardzo jednoznacznym jego komunikatem o ewidentnym błędzie pilotów!
Do akcji wchodzą już kolejni jego sojusznicy, tzw eksperci z "fachowych" periodyków około lotniczych!
Jeden z nich mówi wprost, że gen. Błasik do kokpitu musiał przechodzić przez salonkę prezydenta!
Co to oznacza?
Tak więc ten" ekspert lotnictwa" mówi już więcej i bardziej jednoznacznie twardo niż gaduła płk Klich!
Tenże "ekspert" mówi już to samo co Wajda dla le Monde i wałęsa na swoim blogu dwa dni po katastrofie.
Premier Tusk zapowiedział, że Rosjanie lada dzień dadzą rządowi tłumaczenie rozmów z czarnych skrzynek!
Skąd raptem takie przyśpieszenie ze strony powolnie pracującej komisji w pełni kontrolowanej wyłącznie przez Rosjan!?
Rosja przyśpiesza aby swemu sojusznikowi pomóc w ostatnich tygodniach prezydenckiej kampanii!
I znając życie można zaryzykować , że ta braterska pomoc premiera Putina dla Donalda Tuska może okazać się niezwykle hojną!
To ma być wielka pomoc udzielona Bronisławowi Komorowskiemu przed 20 czerwca!
Już dzisiaj w nagłówkach gazet i na portalach internetowych
dominuje jedynie słuszna wersja o rzekomej winie pilotów!

Wielu niezależnych ekspertów mówi wprost, bez ogródek, że
T O B Y Ł Z A M A C H !!!
cyt. za wczorajszą Gazetą Polską!:

" Informacja, że Tu-154 podchodził do lądowania prawie do końca na autopilocie, potwierdza niemal ze stuprocentową pewnością tezę, że załogę wprowadzono w błąd przy użyciu tzw. meaconingu. Oznaczałoby to, że Lech Kaczyński z małżonką i pozostałe 94 osoby na pokładzie zostały zamordowane.

Raport rosyjskiego Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK), zaprezentowany w Moskwie przed kamerami telewizyjnymi, za katastrofę pod Smoleńskiem obarcza winą polskich pilotów, pozostawiając przy tym miejsce dla domysłów, że załoga uległa naciskom któregoś z pasażerów.

„Komisja Techniczna jednoznacznie stwierdziła – w czasie lotu nie doszło do aktu terrorystycznego, wybuchu, pożaru na pokładzie, niesprawności urządzeń technicznych samolotu. Silniki pracowały do samego zderzenia z ziemią. (...) Ustalono, ze w kabinie znajdowały się osoby niebędące członkami załogi. Głos jednej z nich dokładnie zidentyfikowano, głos innej (lub innych) poddawany jest dodatkowej identyfikacji przez stronę polską. Jest to ważne dla śledztwa” – czytamy w dokumencie. Ale mimo ogólnikowego charakteru i rażącej jednostronności w raporcie znalazły się istotne informacje, które podważają wersję Rosjan, wskazując przy tym, że tragiczna śmierć 96 Polaków – w tym prezydenta RP – wcale nie była konsekwencją nieszczęśliwego wypadku.
Kto zmylił autopilota?
Z raportu rosyjskiego MAK wynika przede wszystkim, że samolot prezydencki podchodził do lądowania na autopilocie, który sterował zarówno wysokością, ciągiem, jak i kursem rządowej maszyny. Co ciekawe, informacji tej nie podano podczas konferencji prasowej; znajdowała się ona tylko w pisemnej wersji dokumentu.

„Wyłączenie pilota automatycznego w płaszczyźnie wzdłużnej i automatycznego regulatora ciągu nastąpiło przy próbie odejścia na drugi krąg odpowiednio na 5 i 4 sekundy przed zderzeniem z przeszkodą (drzewem), które zapoczątkowało niszczenie konstrukcji samolotu” – informują autorzy raportu. To bardzo ważna informacja. Autopilot jest urządzeniem do automatycznego sterowania samolotem, pobierającym do tego celu dane z GPS i innych wskazań przyrządów pokładowych (na GPS opiera się zresztą cały nowoczesny „flight management system”, w którym zintegrowane są urządzenia nawigacyjne, podłączone do komputera pokładowego).

Ostatni etap przed lądowaniem na autopilocie to przelot przez kolejne, leżące obok siebie tzw. waypoints: 10 km przed pasem – wysokość 500 m, 8 km – 400 m, 6 km – 300 m, 4 km – 200 m, 2 km – 100 m – ten ostatni punkt to tzw. punkt decyzji i wysokość decyzyjna: jeśli pilot nie widzi tutaj pasa startowego, to musi zrezygnować z lądowania i polecieć na inne lotnisko. Tymczasem załoga polskiego samolotu (w tak trudnych warunkach pogodowych) wyłączyła pilota dopiero 5 sekund przed katastrofą, mimo że można to zrobić w sekundę, jednym ruchem ręki. Należy zaznaczyć, że waypoints przy lądowaniu są określone inaczej dla każdego typu maszyny i nie mają nic wspólnego z tym, gdzie lądujemy.

Dziennik „Fakt”, powołując się na rosyjskiego prokuratora, który słyszał rozmowy w kokpicie, napisał kilka dni temu, że parę sekund przed tragedią piloci – dotąd spokojni – zaczęli wołać: „Daj drugi... W drugą!”. Musiał być to po prostu pierwszy moment, w którym załoga zorientowała się, że jest w złym miejscu i na złej wysokości – prawdopodobnie minęli wtedy znajdującą się tam antenę NDB lub – jak czytamy w raporcie – uderzyli w drzewo. Dlaczego piloci schodzili spokojnie do lądowania na autopilocie i dopiero kilka metrów nad ziemią zorientowali się, że samolot jest tak nisko? Czy byli samobójcami? Dlaczego nie reagowali na wskazania urządzeń pokładowych, które – jeśli działały bez zarzutu, jak twierdzą Rosjanie – musiały informować ich, że są na wysokości 100, a potem 70 czy 20 m? Wytłumaczenie jest tylko jedno: autopilot opierał się na błędnych danych z komputera pokładowego, a piloci myśleli, że są znacznie wyżej.
Strąceni fałszywym sygnałem

To, że 10 kwietnia pod Smoleńskiem sygnał GPS w Tu-154 był zakłócony – co doprowadziło do błędu pozycji samolotu w pozycji horyzontalnej (160 m w lewo od osi pasa startowego oraz szacunkowo 80 m w pionie) – jest oczywiste. Inteligentną metodą takiej agresji jest meaconing, polegający na nagraniu sygnału satelity i ponownym nadaniu go (z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą) na tej samej częstotliwości w celu zmylenia załogi samolotu. Od razu podkreślmy, że nie jest to żadna fantastyczna technika z filmów o Jamesie Bondzie: od czasu zamachów terrorystycznych w Nowym Jorku na World Trade Center meaconingu używa się w prawie wszystkich krajach świata m.in. do ochrony obiektów specjalnego znaczenia, takich jak np. elektrownie atomowe czy obiekty rządowe (np. w razie ataku rakietowego).

W przypadku Tu-154 podchodzącego właśnie do lądowania wystarczyłoby niewielkie przekłamanie sygnału, by doprowadzić do tragedii. Meaconing można „ustawić” z precyzją do 0,3 m, a do zaburzenia prawidłowego działania może dojść ze źródła oddalonego nawet o kilkadziesiąt kilometrów od samolotu. Technicznie możliwe jest również zmylenie wysokościomierza radiowego. Gdyby dodać do tego przekazanie nieprawdziwej wartości ciśnienia barometrycznego (Rosjanie nie poinformowali dotychczas, jakie ciśnienie podali dowódcy tupolewa), załoga samolotu była – nawet przy dużo lepszej widoczności niż ta, która panowała w Smoleńsku – bez szans. Charakterystyczne ukształtowanie terenu przed lotniskiem Smoleńsk-Siewiernyj – rozległa niecka – stanowiło dodatkową gwarancję powodzenia ataku.

Wskazania wysokości przez GPS i innych urządzeń nie były prawidłowe, ale mimo wszystko wystarczające, by uruchomić EGPWS (system ostrzegający pilotów o odległości samolotu od gruntu). Jego sygnał ostrzegawczy włącza się, gdy samolot schodzi poniżej 666 m (2000 stóp) nad ziemią. Piloci zignorowali ostrzeżenie EGPWS (jako że jego zadaniem jest ostrzegać przed zbliżającą się ziemią i robi on to za każdym razem, kiedy się ląduje) i lecieli dalej, oczekując, że za jakiś czas zobaczą pas startowy (zgodnie z procedurami pilot miał prawo podchodzić do wysokości decyzyjnej i dopiero wtedy podjąć decyzję o kontynuacji lub zaniechaniu manewru). Problem w tym, że EGWPS także opiera się na pomiarach położenia uzyskanego z odbiornika GPS i wysokości z wysokościomierza radiowego: Tu-154 wkrótce znalazł się więc nie 100, lecz 5 m nad ziemią. Piloci nie zdążyli nawet poszukać wzrokiem pasa startowego...

Jeszcze raz powtórzmy: skoro samolot leciał na włączonym autopilocie, to piloci wierzyli, że są znacznie wyżej i w innej pozycji. Samolot zaczął „nurkować”, zanim piloci przeszli na ręczne sterowanie, co oznacza, że albo doszło do awarii autopilota, albo celowego zakłócania. Komisja nie stwierdziła awarii, poza tym urządzenie będące tyle lat w eksploatacji raczej nie powinno mieć takich niespodziewanych awarii.

I nie może tu być mowy – jak sugerowali niektórzy dziennikarze – o jakimś innym wytłumaczeniu, jak np. pomyłce przy wprowadzaniu danych o ciśnieniu, spowodowanej stosowaniem innych jednostek w Rosji. Zarówno qnh, qfe, pascale czy mmHg są wartościami standardowymi stosowanymi na całym świecie. Oprogramowanie używane w komputerach pokładowych jest przystosowane do analizy poprawności wprowadzanych danych właśnie ze względu na ryzyko pomyłki.

Jak dojść do prawdy
Wraz z upływem czasu coraz trudniej będzie uzyskać dowody wyjaśniające, kto i jak doprowadził do katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Zastanawiające, że dane, które mogłyby zaprzeczyć zarówno prezentowanej na łamach „GP” hipotezie o możliwości eksplozji w Tu-154 (przy czym teza o wybuchu nie wyklucza wcześniejszego zmylenia załogi poprzez meaconing!), jak i naszym ustaleniom – znajdują się w rękach Rosjan, którzy nie chcą lub przez długi czas nie chcieli udostępnić ich stronie polskiej.
Gruntownej analizie poddano jedynie same przyrządy nawigacyjne, a także urządzenia TAWS, które nie zawierają informacji o sygnale GPS, w związku z czym są bezużyteczne przy weryfikacji hipotezy o zakłóceniu sygnału satelitarnego.

Atak na przyrządy nawigacyjne można bowiem stwierdzić wyłącznie przez analizę czarnych skrzynek, a dokładniej: jednego z parametrów zapisanych w jednym z rejestratorów. Niestety, czarne skrzynki to tylko lepiej lub gorzej zabezpieczone nośniki i usunięcie śladów meaconingu – zwłaszcza dla służb znających od podszewkę budowę Tu-154 i jego przyrządów – nie jest trudnym zadaniem. Wystarczy, żeby ingerującym w zawartość rejestratorów nikt przez kilka godzin, a tym bardziej przez kilka tygodni nie przeszkadzał. Marek Strassenburg Kleciak, Hans Dodel

Marek Strassenburg Kleciak – pracujący w Niemczech polski specjalista ds. systemów trójwymiarowej nawigacji; wygłaszał prelekcje m.in. na Uniwersytecie Bundeswehry w Monachium i w Instytucie Faunhoferea w Darmstadt; doradca niemieckich organów administracji państwowej.

Hans Dodel – niemiecki ekspert od systemów nawigacji i wojny elektronicznej, autor książki „Satellitennavigation”.

Historia lubi się powtarzać?

19 października 1986 r. na terytorium RPA rozbił się Tu-134 z prokomunistycznym prezydentem Mozambiku na pokładzie (oprócz niego w samolocie znajdowały się 43 osoby, w tym kilkunastu ministrów i innych ważnych urzędników tego państwa). Podobnie jak w przypadku katastrofy pod Smoleńskiem, maszyna roztrzaskała się, odchyliwszy się wcześniej o 37 stopni od właściwego toru lotu, a piloci obniżali samolot, zachowując się tak, jakby nie mieli świadomości, na jakiej wysokości się znajdują. Zignorowali też – tak jak polska załoga – sygnał ostrzegawczy GWPS, który włączył się 32 sekundy przed upadkiem. Po katastrofie południowoafrykańska policja zabrała wszystkie czarne skrzynki, odmawiając poddania ich niezależnemu badaniu. Oficjalny raport przygotowany przez śledczych RPA do złudzenia przypominał ustalenia Rosjan ws. katastrofy pod Smoleńskiem. Jego tezy były następujące:

1) samolot prezydenta Mozambiku był w pełni sprawny,
2) wykluczono akt terroru lub sabotażu,
3) załoga nie przestrzegała procedur obowiązujących przy lądowaniu,
4) załoga zignorowała ostrzeżenia GWPS.

Rosjanie, którzy w katastrofie stracili wiernego sojusznika, gwałtownie oprotestowali raport komisji południowoafrykańskiej. Oskarżyli władze RPA o zamach polegający na... zakłóceniu sygnału satelitarnego samolotu. Wskazywały na to okoliczności wypadku, bardzo przypominające zresztą – jak już wspomnieliśmy – to, co wydarzyło się 10 kwietnia 2010 r. pod Smoleńskiem.

Po kilkunastu latach okazało się, że w tym akurat przypadku rację mieli komuniści. W styczniu 2003 r. Hans Louw, były agent służb specjalnych rasistowskiego reżimu RPA, przyznał, że samolot został strącony wskutek celowego zakłócenia sygnału satelitarnego przez południowoafrykańskich agentów. Dodał, że w wypadku niepowodzenia ataku maszyna miała zostać zestrzelona przez jedną z dwóch specjalnych ekip.{"

Aż strach się bać!!!
Aż strach się bać! co nas może dalej czekać pod rządami PO!
pzdr

Brak głosów

Komentarze

Teza ekspertów jest fałszywa co potwierdzi każdy pilot latający samolotami pasażerskimi. Autopiloty nie korzystają z nawigacji satelitarnej. Z nawigacji satelitarnej korzystał tylko system ostrzegania TAWS, który akurat zadziałał prawidłowo i ostrzegał pilotów o bliskości ziemi.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61500

Twoja wiedza inżynierska tak rozległa, że masz tam miejsce pewne!
pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#61501

Bacz nie zgadza się, bo guru JKM twierdzi inaczej.
To jest choroba na szczęście wyleczalna. Sam kiedyś na nią chorowałem.

Pozdrawiam

--------------------------------------------------------
Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny.

Vote up!
0
Vote down!
0

Należenie do mniejszości, nawet jednoosobowej, nie czyni nikogo szaleńcem. Istnieje prawda i istnieje fałsz, lecz dopóki ktoś upiera się przy prawdzie, nawet wbrew całemu światu, pozostaje normalny.

#61516

Ja z lotnictwem mam wspólnego niewiele, ale z Wikipedii, tak jak Komorowski, korzystać umiem. Cytat: "Autopilot porównuje zmienne wejściowe otrzymane od pilota lub układu nawigacyjnego z wartościami rzeczywistymi (uchyb) i na tej podstawie wytwarza sygnał sterujący zapewniający odpowiednią stabilizację lub manewrowanie statkiem powietrznym."

Jeśli autopilot dane otrzymane od pilota, to skąd otrzymał dane sam pilot? Ano z kontroli naziemnej w Smoleńsku.

A jeśli autopilot otrzymuje dane z układu nawigacyjnego? Ano układ nawigacyjny to nic innego jak GPS.

Dziękuję za uwagę.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61505

Autopilot to złożone urządzenie realizujące wiele funkcji. Z raportu MAK wynika, że w tym TU włączone były trzy funkcje: kierowanie samolotu w kierunku lotniska, utrzymywanie poziomu aby nie dochodziło do przechyłów bocznych, utrzymywanie prędkości samolotu odpowiedniej do lądowania (poprzez regulowanie ciągu silnika). I tak, pilot przed włączeniem autopilota musiał ustawić się dokładnie na linii pasa, robi to korzystając z przyrządu pokazującgo kierunek na radiolatarnię, żyrokompasu i wskazówek operatora precyzyjnego radaru naprowadzającego, którego powszechnie laicy mylą z kontrolerem lotów (pracującego na dalekosiężnym radarze dookólnym). Po właczeniu autopilot utrzymuje kierunek korzystając z żyrokompasu. Podobnie korzystając z żyrokompasu autopilot przeciwdziałał przechyłom bocznym. Prędkość autopilot utrzymuje korzystając z danych od aeroprędkościomierza. Sterem wysokości sterował pilot, który mógł korzystać albo z wysokościomierza barometrycznego albo radarowego nazwanego radiowysokościomierzem. Ani pilot ani autopilot nie korzysta przy lądowaniu z danych otrzymywanych z satelitów.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61513

ogólnie zgoda, ale jest jedno ale... czy nawigator zamiast korzystać z tego wszystkiego, o czym pan pisze, nie korzystał z precyzyjnego GPS-u? jest pan pewien, że nawigator nie korzystał z komputera pokładowego, który bierze do nawigacji dane z tych wszystkich wymienionych urządzeń, ale także z GPS-u? skąd pan to wie?

myśli pan, że amerykańskie wojsko i jego pociski latają na radiolatarnie i radiowysokościomierze? chyba pan ocipiał.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61517

Oczywiście, że samoloty bojowe czy rakiety muszą się posługiwać GPS-em, trudno wymagać aby wróg przed każdym obiektem który chcemy zaatakować ustawiiał radiolatarnię. TUtki 154te to są samoloty pasażerkie a nie bojowe i mają typowe dla samolotów pasażerskich urządzenia nawigacyjne.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61521

na nr 101 były GPS-y? - były
zna pan dokładność wyliczania pozycji i wysokości GPS-ów zainstalowanych na nr 101? - nie zna pan
a wystarczy, że mieli (od NATO) odp. klucz do uruchomienia danych precyzyjnych z GPS. skąd pan wie, że nie mieli?
dane standardowe też obecnie nie są najgorsze; patrz: wiki

jeśli miałbym wiarygodne informacje od naszych służb wojskowych, to nie zawracał bym sobie d... tymi spekulacjami

Vote up!
0
Vote down!
0
#61522

Precyzja standardowych urządzeń nawigacyjnych była wystarczająca do lądowania tym samolotem tylko widoczność powinna być 1000 m pozioma i 100 m pionowa. Jeśli piloci mieli by GPS to nie włączali by autokierunku tylko sterowali kierunkiem ręcznie według tego przyrządu. Zresztą cały sprzęt wpadł w ręce Rosjan, pierwsze co by oni podali jako prawdopodobną przyczynę katastrofy to posługiwanie się przez pilotów jakimiś wynalazkami.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61539

kończę tę grę w berka. nie mam czasu na wyjaśnianie rzeczy oczywistych.
1. jakie to jest standardowe wyposażenie? takie jakie miał na pokładzie nr 101? jeśli tak, to miał dwa GPS-y.
2. widoczność była gorsza i dlatego potrzebny był lepszy sprzęt nawigacyjny (od umownie nazwanego przez pana standardowym) i lepsze dane o położeniu samolotu względem ziemi
3. pan znowu o wynalazkach. co pan za nie uważa? GPS-y?
a dlaczego nie mieli włączyć autokierunku? mieli dane o kierunku z urządzeń: namiary radiowe, żyrokompas, GPS - skąd pan wie z czego maszyna korzystała, może ze wszystkiego naraz? a może tylko z GPS-u? ja nie wiem, a pan wie.

nawigował pan w życiu jakimś pojazdem oprócz samochodu?

Vote up!
0
Vote down!
0
#61546

Autopilot to nie jest jakieś standartowe urządzenie jak pecet z windowsem, że pułkowa "złota rączka" podłączy do niego nowe urządzenie np. odbiornik GPS, wgra nowy drajwer, zmieni ustawienia aplikacji i autopilot już zamiast brać dane z żyrokompasu będzie je brał z GPS. Jeśli oni mieli zainstalowane jakieś GPS to z pewnością były to urządzenia dodatkowe, nie podpięte do autopilota, ułatwiajce precyzyjne wejście na linię pasa.
W ogóle pilotowanie samolotu przebiega według ściśle określonej instrukcji, tam nie ma miejsce na improwizowanie, każde odejście od instrukcji może zakończyć się katastrofą, wszystko wskazuje na to, że lot PF101 był tego przykładem.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61567

ma pan projekcje - wie pan co to? gdzie ja napisałem, że GPS był bezpośrednio podłączony do autopilota przez "złotą rączkę"?

co do instrukcji - zgoda. i co z tego wynika? rozwiązał pan w ten sposób wszystkie wątpliwości?

Vote up!
0
Vote down!
0
#61624

wkurzył mnie pan, ale szybko mi przeszło :)

widzę, że pewnych rzeczy pan nie łapie.

żyrokompas wskazuje jedynie (z pewnym błędem) kierunki świata. jak chciałby pan za pomocą tego urządzenia trafić na lotnisko? przecież trzeba jeszcze nastawić kierunek gdzie chce się dolecieć. skąd taką informację zdobyć? z urządzeń nawigacyjnych: radionamiernika, GPS-u, radaru, a nawet z gwiazd.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61629

to przecież eksperci.
w samolotach pasażerskich prowadzi się obecnie nawigację tylko wg radiolatarni czy jeszcze według położenia ciał niebieskich za pomocą sekstantu?

Vote up!
0
Vote down!
0
#61512

Przy lądowaniu w Smoleńsku pilot miał do dyspozycji dwie radiolatarnie oraz mógł korzystać ze wskazówek operatora radaru naprowadzającego. Współpraca z operatorem była bardzo zła, co na pewno przyczyniło się do katastrofy.
Pozdrawiam. Bacz

Vote up!
0
Vote down!
0

Pozdrawiam. Bacz

#61520

to wiem.
ale czy samoloty pasażerskie latają jeszcze według gwiazd?

btw te radiolatarnie to pewnie taki sam przeżytek jak radiolatarnie morskie. nikt z nich nie korzysta i przeszły już dawno do historii.

znowu błąd merytoryczny. miał do dyspozycji dwie radiolatarnie? co to znaczy? miał jeden system naprowadzania składający się z radiolatarni NDB (Non-directional Beacon) bliższej i dalszej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#61523

i prokuratorzy. Wczoraj wystąpił nowy ale znany gracz maskujący. Prokurator Kwiatkowski, zamiast rozwiązywać sprawę filmiku jeszcze raz rozgrzał sprawę udziału BOR w katastrofie. Jednoznacznie (wówczas bez wytycznych) szef BOR stwierdził,, że broń nie była używana i amunicja jest nienaruszona. Teraz E.Klich poświęca siebie, ale moim zdaniem podając drugą prawdę. Na konferencji MAK w Rosji podał pierwszą prawdę. Ile tych prawd do wyborów jeszcze będą podawać rożni gracze. Później okaże się, że ta przyjaźń to też jakaś trzeciorzędna, bo patrioty ją popsuły. Od początku stawiałam na EMP i tak trzymam.

Vote up!
0
Vote down!
0

  Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, áldd meg a magyart
----------------------------------
Naród dumny ginie od kuli , naród nikczemny ginie od podatków

#61524

graszka64
Nie jestem ekspertem lotnictwa ale jedno wiem ,że to nie był
przypadek albo wypadek.Zbyt wiele jest nie znaków zapytania.
Od samego początku próbowano nam sugerować że to jest wina
pilota ,chociaż jeszcze nic nie było wiadomo (samolot cztery razy podchodził do lądowania, piloci nie znali rosyjskiego, to wszystko okazało się nieprawdą)Nie dajmy się zwieść manipulacją.Wiem że nikt się do tego nie przyzna.
Prawdy musimy szukać sami,wyciągać wnioski z wszystkich
informacji które nam podają.

Vote up!
0
Vote down!
0

graszka64

#61545

 To nie przypadek.Przypadek to dla naiwnych lub głu.....

Vote up!
0
Vote down!
0
#61553

Tak się jakoś dziwnie??? składa, że większość z tych / b. piloci, redaktorzy fachowych periodyków dot. wojskowości/, co tak ochoczo wspierają swymi publicznymi wypowiedziami rosyjską wersję przyczyn i przebiegu katastrofy czyli "samobójcze manewry" polskich pilotów możemy odnależć na kartach raportu o likwidacji wsi!!!!!
Pisałem ten tekst wyłącznie na tzw nosa, na wyczucie! czułem to niemal przez skórę, bo to mi juz od początku cuchnęło wsi'okami!!
Dlatego z wielką satysfakcją odnotowałem zbiezność moich przemyśleń z zawartością najnowszej GP, na str.8-9 "Smoleńskie kłamstwo wsi" autorstwa L. Misiaka i G. Wierzchołowskiego!
pzdr
p.s.
Bacz! bądż tak dobry i zakończ swe inżynierskie analizy pod moim tekstem, proszę!

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#61569