Skok na kasę

Obrazek użytkownika kokos26
Gospodarka

Zapewnienie bezpieczeństwa energetycznego kraju legło u podstaw utworzenia w Polsce potężnej firmy energetycznej będącej liderem w kraju, a w przyszłości wiodącym graczem na rynku środkowoeuropejskim.
W zamyśle rządzącego PiS-u miało to być przedsiębiorstwo kontrolowane przez skarb państwa i jeden z gwarantów naszego bezpieczeństwa energetycznego.
Tworzenie Polskiej Grupy Energetycznej rozpoczął premier Marcinkiewicz, a już za Jarosława Kaczyńskiego, 9 maja 2007 roku nastąpiło wniesienie do PSE S.A. pakietu akcji BOT Górnictwo i Energetyka SA, dzięki czemu holding BOT wszedł w skład największej firmy w Polsce - Polskiej Grupy Energetycznej.
40 tysięcy zatrudnionych i wartość oscylująca wokół 40 miliardów złotych uczyniło polską firmę łakomym kąskiem dla wielu potentatów z branży energetycznej oraz stanowiło niewygodny ruch dla naszych wszystkich zdeklarowanych „przyjaciół”.
Temat prywatyzacji PGE jakoś dziwnie mało interesuje naszych dziennikarzy śledczych, którzy tak naprawdę są tylko skrzynkami pocztowymi służb.
Bardzo ciekawi mnie jaką ochronę dla tak strategicznego przedsiębiorstwa zapewniają służby pod kierownictwem Bondaryka, który do dziś pobiera pieniądze za pracę dla zachodniego koncernu?
Co za przypadek sprawił, że były premier i twórca PGE został zatrudniony w Goldman Sachs Group Incorporated jako doradca?
Ja to się stało, że akurat Goldman&Sachs został wybrany za rządów PO do doradztwa w prywatyzacji PGE?
Co się dzieje takiego, że prywatyzacja największej polskiej firmy jest niemal nieobecna w mediach?
Mamy takie oto czasy, że firmy finansowe z krajów naszych potencjalnych „przyjaciół” niczym hordy tatarskie niszczą nasze finanse, a w tych firmach bardzo często zatrudniani są polscy byli politycy.
Jaki to mechanizm powoduje, że im większy udział w prywatyzowaniu polskiego majątku narodowego tym bardziej błyskotliwa późniejsza kariera polskich decydentów w instytucjach zagranicznych?
W chwili, kiedy już wiadomo, że ofiarami opcji walutowych padła co piąta polska firma, rząd premiera Tuska bagatelizuje ten problem i twierdzi, że pogłoski o wielkich stratach polskich przedsiębiorców były przesadzone.
Jaki wpływ ma na to fakt, że prezesem wiodącego w grze opcjami banku jest przyjaciel Tuska i kolejny doceniony przez zagranicznych finansistów polski polityk Jan Krzysztof Bielecki?
Kulminacja geszeftu z opcjami to ostatnie 8-9 miesięcy. Aby złowić jak największą ilość polskich frajerów trzeba było jak najdłużej podtrzymywać mit silnej polskiej złotówki.
Prześledźmy wypowiedzi medialnych ekspertów z tego okresu. Zastanówmy się w czyim interesie przepowiadali silną złotówkę na najbliższe lata?
I wreszcie najważniejsze.
Zapowiedź Tuska w Krynicy o wejściu Polski do strefy euro już w 2011 zaskoczyła członków rządu i samego ministra finansów.
Kto namówił premiera do wygłoszenia tak nierealistycznej obietnicy?
Wiemy dziś, że ta wypowiedź umocniła złotego i uśpiła na jakiś czas czujność kolejnych frajerów złapanych na opcje.
Obawiam się, że obecny kryzys potęguje w szeregach rządzących chęć jak najszybszego zrobienia kilku złotych interesów, które na pokolenia zapewnią byt i dostatek im i ich rodzinom.
Cała ta medialna akcja robienia z Kazia Marcinkiewicza żałosnego, niegroźnego, naiwnego i ślepo zakochanego naiwniaka ma na celu odwrócenie uwagi od dobrze zaplanowanego skoku na kasę.
Myslę, że nawet szybki upadek tego szkodliwego rządu nie jest już w stanie zapobiec wielu spektakularnym karierom członków obecnej ekipy w międzynarodowych instytucjach finansowych.

Brak głosów