Polskie ZOO

Obrazek użytkownika kokos26
Kraj

Przyznam szczerze, że od dziecka nie lubiłem chodzić do ZOO. Oprócz dwóch zorganizowanych przez nauczycieli wycieczek jeszcze w szkole podstawowej do chorzowskiego i warszawskiego ZOO, omijam tego typu przybytki szerokim łukiem. Nigdy też nie zabrałem do ZOO swoich dzieci, kiedy były małe. Pamiętam, że obie te wyprawy z dzieciństwa wprowadziły mnie w podły nastrój.

Szczególnie zapamiętałem sobie wyleniałego smutnego kondora siedzącego w klatce, a obok niego jakiś kawał śmierdzącego mięsa oblepionego piachem. Od razu przypomniała mi się wtedy książka Juliusza Verne, Dzieci kapitana Granta i widziany oczyma wyobraźni ten olbrzymi majestatycznie szybujący drapieżnik unoszący w swoich szponach Roberta, syna kapitana.

Ten chorzowski kondor niczym nie przypominał mi ptaka, który urodził się w mojej głowie podczas lektury książki.

Za chwilę dojdę do tego, dlaczego akurat postanowiłem o tej mojej awersji do ogrodów zoologicznych napisać.

Kiedyś pod jednym z mich tekstów zamieszczonych w Internecie jakiś czytelnik zamieścił dość pesymistyczny komentarz, w którym pisał, że już przestał wierzyć, że Polska kiedykolwiek będzie naprawdę wolna. Później jednak było trochę milej, bo autor komentarza stwierdził, że czyta całą prawicową prasę jak leci i dostrzega szczególnie w Warszawskiej Gazecie coś, coś ją wyróżnia i czego on nie potrafi określić ani nazwać słowami. Przyznał, że jeżeli zdarzają mu się rzadkie chwile, kiedy w jego głowie rodzą się czasem jakieś lepsze scenariusze, co do przyszłości Polski to właśnie najczęściej po lekturze naszego tygodnika.

Przyznam, że nie odpowiedziałem wtedy na te zwierzenia internauty, bo nie wiedziałem tak po ludzku, co mam mu odpisać.

Dzisiaj chyba już domyślam się, o co mogło chodzić w tamtym zapamiętanym przeze mnie komentarzu.

My Polacy od tak zwanego upadku komunizmu przypominamy właśnie takie zwierzęta z ZOO, które nagle obudziły się i zawyły z radości widząc, że w jednej chwili zniknęły wszystkie klatki, fosy, ogrodzenia i betonowe mury. Jednak, kiedy ta euforia już minęła te wszystkie polskie kondory, lwy, antylopy, zebry i słonie doszły do wniosku, że już nie pamiętają, co to jest wolność, swobodne szybowanie w przestworzach czy przemierzanie bezkresnych sawann.

Mentalnie pozostaliśmy w tym polskim ZOO wyczekując niecierpliwie na starych dobrze nam znanych nadzorców i opiekunów aż łaskawie przyjdą o tej samej określonej porze i dorzucą żarcia do koryta, dołożą siana do paśnika albo rzucą to mięcho, którego resztki oblepione piachem i cuchnące po słonecznej kąpieli widziałem i czułem będąc dzieckiem i stojąc przed klatką tego upodlonego kondora nielota.

Myślę, że patriotyczne media w tym Warszawska Gazeta w swoim skromnym wymiarze, wykonują podobne zadanie, jakiego z sukcesem dokonały programy reintrodukcji w Polsce sokoła wędrownego czy rysia, przywracając te kiedyś występujące w Polsce wspaniałe gatunki z powrotem na ich stare miejsca bytowania.

Trzeba wierzyć, że już niedługo dumni jak dawniej, silni i pewni siebie Polacy zasiedlą krainę między Bugiem i Odrą, a co najważniejsze pogonią starych nadzorców i „opiekunów”. 

Mozolny program reintrodukcji wolnego, dumnego jak dawniej Polaka trwa i wszystko na to wskazuje, że wcześniej czy później zakończy się sukcesem.

Artykuł opublikowany w ogólnopolskim tygodniku Warszawska Gazeta

 Polecam moją nową książkę, "Polacy, już czas" ozdobioną rysunkami Arkadiusza "Gaspara" Gacparskiego, jak i poprzednią, „Jak zabijano Polskę”.

Sprzedaż: www.polskaksiegarnianarodowa.pl, United Express, Warszawa, ul. Marii Konopnickiej 6

 

Brak głosów

Komentarze

do czegoś przywykłam, a zwłaszcza do niewoli.
Nic z tych rzeczy.
Twój tekst, generalnie, niewiele mija się z rzetelnym opisem psychiki ogółu, ale są od tego wyjątki i pozwolę sobie pozostać w gronie tychże.
Dobra wiadomość jest taka, że od dawna mam wrażenie, że należę jednak do klubu, który nie jest jednoosobowy :-)
Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#347873