RAPORT PCK 1943. Katyń.

Obrazek użytkownika wilre
Kraj
 

 

HOME | GUESTBOOK | DONATION | CONTACT

Katyn Memorial Wall on Facebook

 

SOVIET-POLISH WAR | POLAND between WARS | POLAND - WORLD WAR II | POLAND - CANADA | POLAND - USA | POLAND - HUNGARY | VARIA

 

ZAMIAST WSTĘPU.

 Marian Wodziński urodził się w 8 maja 1911 roku w Tarnowie jako syn Władysława i Rozalii (z domu Rusinek). W roku 1929 ukończył I Gimnazjum im. Brodzińskiego w Tarnowie. Potem studiował medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim. Po skończeniu studiów w roku 1936 rozpoczął pracę w Zakładzie Anatomii Patologicznej UJ jako asystent prof. Stanisława Ciechanowskiego. W 1937 roku uzyskał doktorat. Później pracował w Zakładzie Medycyny Sądowej u prof. Jana Olbrychta. Pod koniec 1939 miał zamiar się habilitować, niestety wojna uniemożliwiła realizację tych planów. W 1939 roku został zaprzysiężony jako biegły sądowy Apelacji Krakowskiej i funkcję tę pełnił do grudnia 1944 roku. W czasie wojny należał do ZWZ (od marca 1940) a potem do Armii Krajowej. Aresztowanie przez Niemców prof. Ciechanowskiego w dniu 6 listopada 1939 w ramach Sonderaction Krakau i prof. Olbrychta w maju 1942 roku sprawiło, że w roku 1943 kiedy ujawniono zbrodnię katyńską, w Krakowie było tylko dwóch specjalistów w zakresie patomorfologii o tak dużym doświadczeniu. Jednym był dr Tadeusz Pragłowski, drugim dr Marian Wodziński. Obaj wkrótce mieli dotrzeć do Katynia i obaj mieli stać się później z tego powodu obiektem prześladowań. Jako pierwszy do Katynia dotarł 14 kwietnia 1943 roku dr Pragłowski, była to jednak wizyta bardzo krótka. Po powrocie, w rozmowie z dr. Wodzińskim Pragłowski potwierdził, że w Katyniu zamordowani zostali na pewno polscy oficerowie. Dzień 27 kwietnia 1943 r. był dniem, który zmienił całkowicie życie Mariana Wodzińskiego. Wtedy to dr Wodziński wezwany został do kierownika krakowskiego oddziału PCK - dr.Adama Szebesty, który przedstawił mu propozycję wyjazdu do Katynia w charakterze biegłego. Ponieważ ówczesny niemiecki przełożony dr. Wodzińskiego - dr. Werner Beck pozostawił go do dyspozycji PCK, a dowództwo Armii Krajowej zezwoliło mu na wyjazd, podróż doszła do skutku. W ten sposób dr Wodziński już 28 kwietnia 1943 r. wraz z delegacją Zarządu Głównego PCK z Warszawy i bratem zamordowanego w Katyniu gen. Mieczysława Smorawińskiego znalazł się w samolocie lecącym z Warszawy do Smoleńska (los chciał, aby 67 lat później w prezydenckim TU – 154 znalazła się wnuczka tego samego generała - Ewa Bąkowska).

W dniu 29 kwietnia 1943 dr Wodziński po raz pierwszy dotarł do Katynia i pracował tam do 3 czerwca 1943 r. jako biegły sądowy, kierujący pracami Komisji Technicznej PCK. Z wykonanej na miejscu pracy doktor sporządził raport. Swoje wrażenia po pierwszym zetknięciu z miejscem zbrodni opisał w sposób następujący: Widok tak wielkiej masy zwłok w mundurach polskich wywołał we wszystkich przybyłych po raz pierwszy na groby katyńskie duży wstrząs nerwowy. Ja osobiście początkowo nie byłem w stanie podjąć się żadnej pracy.

__________________________________________________________________

 

 

INTERNATIONAL COMMITTEE OF THE RED CROSS
and KATYŃ

SPRAWOZDANIE POUFNE o całokształcie udziału Polskiego Czerwonego Krzyża w pracach ekshumacyjnych w Katyniu pod Smoleńskiem za okres kwiecień-czerwiec 1943 roku, złożone na polecenie Zarządu Głównego (część II)

Kazimierz Skarżyński

   

II. OKRES PRACY PCK W KATYNIU I ZWIĄZANE Z NIĄ ZADADNIENIA POWSTAŁE
W WARSZAWIE I KRAKOWIE

A. Ogólne posunięcia organizacyjne

Po decyzji rozpoczęcia prac ekshumacyjnych, Zarząd Główny i Dyrektor Naczelny PCK, dr Gorczycki, zajęli się natychmiast stroną organizacyjną sprawy. Polegała ona na:

a) skompletowaniu Komisji Technicznej na miejscu, z wyznaczeniem nowego kierownika mającego zastąpić pana Rojkiewicza,
b) zaopatrzeniu Komisji Technicznej w potrzebny sprzęt, odzież i materiały kancelaryjne,
c) ustaleniu łączności między Zarządem Głównym w Warszawie i Komisją Techniczną na miejscu pracy,
d) ustaleniu formy i sposobu zawiadamiania rodzin rozpoznawanych ofiar,
e) ustaleniu sposobu przewiezienia i przechowania depozytów (dokumentów i pamiątek),
f) ustaleniu formy nowych mogił.

Muszę tu od razu zaznaczyć, że ponieważ łączność pomiędzy Warszawą a Katyniem, zależna całkowicie od decyzji władz niemieckich, najzupełniej zawiodła, prace w Katyniu odbywały się w warunkach daleko odbiegających od normalnej organizacji i pod znakiem improwizacji. Tylko dzięki wyjątkowemu oddaniu i energii członków Komisji, a przede wszystkim tych, którzy pozostali na miejscu do końca, nie miała ta okoliczność poważnego wpływu na cały wynik pracy.

ad a) Jak wyżej wspomniano, istniał projekt wysłania nowego kierownika Komisji wraz z jej uzupełnieniem dopiero po powrocie pana Rojkiewicza z Katynia i dokładniejszym zorientowaniu się. Powstała jednak poważna obawa, że strata każdego dnia może stać się niepowetowaną, ze względu na możliwość nastania pory upalnej, która spowodowałaby przerwę w pracach ekshumacyjnych aż do jesieni. Grożąca również możliwość operacji wojennych, dzięki którym odcinek frontu pod Smoleńskiem mógłby się przesunąć na zachód, potęgowała te obawy.

Postanowiono więc wysłać zaraz nowego kierownika, aby uniknąć przerwy i dosyłać uzupełnienia, kierując się przy tym prowizorycznym planem, zestawionym po mojej pierwszej bytności w Katyniu. Specjalne wymogi wytrzymałości fizycznej, przy pracy w stałej atmosferze rozkładających się ciał, utrudniały dobór personelu Komisji.

W dniu 19 kwietnia wyjechali więc z Warszawy panowie: Hugon Kassur, szef biura przy Pełnomocniku Zarządu Głównego PCK na Okręg Warszawski, wyznaczony na kierownika Komisji, Gracjan Jaworowski, urzędnik i Adam Godzik, pracownik fizyczny PCK. Pan Kassur nie mógł otrzymać dokładnych instrukcji, miał za zadanie rozwinięcie rozpoczętej już prawdopodobnie przez pana Rojkiewicza pracy, w miarę możności stale przyśpieszać jej tempo, raportować Zarządowi Głównemu o postępie prac i potrzebach Komisji i zwracać się do niego o decyzje w ważniejszych sprawach. Pan Kassur, pomimo, że znalazł się w warunkach łączności odmiennych od przewidywanych, nadziei, pokładanych w jego zdolności organizacyjne i inicjatywę, nie zawiódł.

Ponieważ władze niemieckie w Krakowie nalegały na to, aby Komisja Techniczna PCK została wzmocniona przez lekarzy medycyny sądowej (przy czym z początku mówiło się o trzech takich lekarzach), wyznaczenie tych kandydatów okazało się zależnym od dr. Becka, niemieckiego kierownika Instytutu Medycyny Sądowej w Krakowie. Dr Schebesta, po porozumieniu się z dr. Beckiem, przedstawił trzech kandydatów, po jednym z Warszawy, Krakowa i Lwowa, zaznaczając, że kandydat krakowski, dr Wodziński, może zaraz wyjechać wraz z trzema wybranymi przez dr. Schebestę pomocnikami sekcyjnymi w osobach panów: Wł. Buczka, Fr. Króla i Ferdynanda Płonki. Grupa ta wyjechała do Katynia dnia 27 kwietnia 1943 roku. Wreszcie dnia 28 kwietnia odlecieli do Katynia panowie: Stefan Cupryjak i Jan Mikołajczyk, obaj urzędnicy PCK.

Dopiero 1 maja wrócił z Katynia pan Rojkiewicz wraz z panem Kołodziejskim, który ze względów rodzinnych zobowiązał się tylko na dwa tygodnie pobytu. Pan Rojkiewicz rozpoczął pracę na miejscu, doczekał się po dwóch dniach przyjazdu pana Kassura i w ciągu dalszych dziesięciu dni bezskutecznie domagał się miejsca w samolocie, aby móc złożyć Zarządowi Głównemu pierwsze sprawozdanie. Obecność jego w ciągu tego czasu w Katyniu była bardzo pożyteczna dla prac Komisji, lecz opóźnienie jego powrotu dowodem jak słusznie postąpił Zarząd Główny uzupełniając skład Komisji przed przybyciem pana Rojkiewicza. W tym stanie rzeczy pan Rojkiewicz przywiózł do Warszawy zamiast planu robót, pierwszy raport bieżący pana Kassura o postępie prac Komisji. Przez pana Rojkiewicza pan Kassur zakomunikował Zarządowi Głównemu, że stan jego zdrowia bezwzględnie wymaga jego powrotu do Warszawy. Zaczęto się więc starać o nowego kierownika Komisji Technicznej. Już 8 maja Dyrektor PCK miał umówionego kandydata w osobie Władysława Zamoyskiego, byłego urzędnika PCK, który na propozycję objęcia tego stanowiska na czas nieokreślony, potrzebny dla ukończenia prac ekshumacyjnych, natychmiast się zgodził. 12 maja zjawił się niespodzianie w Warszawie pan Kassur i złożył osobiście obszerne sprawozdanie o stanie prac Komisji. Panu Kassurowi, któremu PCK zawdzięcza prawidłowe nastawienie całości prac Komisji Technicznej, trafną inicjatywę w kilku trudnych sytuacjach i szereg właściwych wystąpień wobec władz niemieckich, można uczynić zarzut, że wyjechał z Katynia nie doczekawszy się zastępcy, zdecydowawszy się zaś na wyjazd, nie wyznaczył zastępcy spośród pozostałych członków Komisji, że wreszcie najniepotrzebniej zgodził się na prośbę por. Slovenzika przewieźć, z ramienia władz niemieckich i do dyspozycji tychże władz w Krakowie, skrzynię z kilkuset pierwszymi depozytami po zamordowanych oficerach. Denerwująca i wyczerpująca praca Kierownika Komisji i fakt, że w parę dni po powrocie do Warszawy pan Kassur ciężko zachorował, nie pozwalają wobec jego niezaprzeczalnych wielkich zasług, na podkreślenie tego zarzutu.

W sprawozdaniu swym, ilustrującym prawidłową organizację prac Komisji Technicznej i jej zadowalające, mimo częstych trudności, wyniki, pan Kassur wyraził pewne wątpliwości co do współpracy Komisji z dr. Wodzińskim, reprezentantem Medycyny Sądowej, a z konieczności oficjalnym członkiem Komisji PCK, a to za jego zbyt uległy stosunek do wojskowych władz niemieckich. W tych warunkach natychmiastowe objęcie przez hrabię Zamoyskiego kierownictwa Komisji wydawało się nieodzownym. Zarząd Główny uważając, że brak osoby przekazującej mu swe funkcje kierownicze na miejscu może utrudnić hrabiemu Zamoyskiemu jego działalność, postanowił wydelegować wraz z nim na parę dni pierwszego kierownika, pana Rojkiewicza, już zaznajomionego z miejscowymi warunkami i władzami. Polecono jednocześnie dr. Schebescie wystarać się o odwołanie dr. Wodzińskiego do Krakowa, co zostało załatwione i wyznaczono na zastępcę dr. Starostkę z Tarnobrzega, który dobrowolnie i honorowo zgłosił się do pracy i choć nie należał do urzędu Medycyny Sądowej, miał odpowiednie kwalifikacje fachowe. Panowie: Zamoyski, Rojkiewicz i dr Starostka na próżno jednak przez dłuższy czas czekali i sposobności do wyruszenia w drogę już nie otrzymali.

W międzyczasie pozostali w Katyniu członkowie Komisji, po wyjeździe pana Kassura, wybrali spośród siebie bez nominacji na kierownika najstarszego wiekiem i pracą w Czerwonym Krzyżu pana Jerzego Wodzinowskiego, który z wielką energią połączoną z należytym taktem doprowadził prace Komisji do końca, to jest do dnia 9 kwietnia 1943 roku, kiedy ekshumacja siedmiu dołów otwartych od początku prac została zakończona, a dół ósmy, odnaleziony 2 czerwca, po wydobyciu zeń dziesięciu zwłok, został na rozkaz władz wojskowych ponownie zasypany, z zarządzoną przerwą pracy do września 1943 roku.

Między 8 a 11 czerwca wszyscy członkowie Komisji Technicznej PCK powrócili z Katynia do Warszawy, przy czym z ostatecznego sprawozdania wynika, że początkowe trudności powstałe między dr. Wodzińskim a pozostałymi członkami Komisji zostały wyrównane i dr Wodziński, podporządkowawszy się ogólnym wytycznym PCK przyczynił się na równi z innymi do pokonania ciężkiego zadania.

Członkowie Komisji pobierali jako wynagrodzenie za swą pracę poza utrzymaniem i kosztami podróży, diety w wysokości pięćdziesiąt złotych dziennie. Kolejne wyjazdy i powroty członków Komisji przedstawia następująca tabelka:

L.p.
  1.
  2.
  3.
  4.
  5.
  6.
  7.
  8.
  9.
10.
11.
12.

Nazwisko i Imię
Rojkiewicz Ludwik
Kołodziejski Stefan
Wodzinowski Jerzy
Kassur Hugon
Jaworowski Gracjan
Godzik Antoni
Dr Wodziński Marian
Buczek Władysław
Król Franciszek
Płonka Ferdynand
Cupryjak Stefan
Mikołajczyk Jan

Data wyjazdu
14 IV 1943
14 IV 1943
14 IV 1943
19 IV 1943
19 IV 1943
19 IV 1943
27 IV 1943
27 IV 1943
27 IV 1943
27 IV 1943
28 IV 1943
28 IV 1943

Data powrotu
1 V 1943
1 VI 1943
11 VI 1943
12 V 1943
9 VI 1943
11 VI 1943
8 VI 1943
12 VI 1943
12 VI 1943
12 VI 1943
7 VI 1943
10 VI 1943

ad b) Spis rzeczy, sprzętu, żywności i tym podobnych wysłanych dla Komisji Technicznej w Katyniu w kwietniu 1943 roku:

1 płaszcz gumowy
1 para butów gumowych
10 par ubrań roboczych
13 par rękawic gumowych
10 par bielizny
2.7 metr. chodnika
12 par skarpet
1 litr wody kolońskiej
8.5 litr. spirytusu
7 000 sztuk papierosów
1 kg mydła do prania

6 kg 300 g mydła do mycia
2 paczki zapałek
3 kłębki sznurka
10 kg cukru
8.8 kg smalcu
3 kg boczku
5 kg sucharów
5 kg chlebów pszennych
1 młotek
1 komplet cyfr metalowych
1 maszyna do pisania, oraz odpowiednie materiały piśmienne

Największe trudności napotkano przy znalezieniu odpowiedniej ilości rękawic gumowych. Wysłane trzynaście par nie wystarczyły z powodu szybkiego zużycia i członkowie Komisji wobec niemożności dosłania nowych, pracowali w końcu gołymi rękami. Katastrofą był również brak butów gumowych. Wyżywienie, które członkowie Komisji otrzymywali z kantyny organizacji Todt'a, okazało się wystarczające. Spirytus i papierosy zostały w głównej części rozdane robotnikom spośród ludności miejscowej, zajętym przy wydobywaniu zwłok z dołów, w celu zachęcenia ich do tej nad wyraz ciężkiej pracy.

ad c) Wysiłki Zarządu Głównego, mające na celu ustalenie regularnej łączności między Komisją Techniczną na miejscu pracy a Warszawą, spełzły na niczym. Praktycznie łączność podczas całego pobytu Komisji polegała jedynie na opisanych wyżej podróżach członków do Smoleńska i z powrotem. Walkę Zarządu Głównego o należytą łączność można podzielić na dwa okresy: pierwszy, podczas którego miejscowe władze niemieckie w Krakowie i Warszawie okazywały wyraźną chęć pomocy Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi, starając się wtłoczyć sprawę tej łączności w skomplikowany i dyrygowany z Berlina ruch komunikacji lotniczej między Rzeszą a Smoleńskiem, przy czym wysiłki te potrzebnych wyników nie dały; oraz okres drugi, podczas którego widoczne się stało, że porozumienie się wszystkich zainteresowanych szczebli władz okupacyjnych doprowadziło do polityki tolerowania wprawdzie dalszej pracy Komisji Technicznej w Katyniu, ale przestania okazywania jej pomocy, a co za tym idzie, ignorowania jej potrzeb łączności. Na tę zmianę polityki złożyło się parę czynników. Przede wszystkim ogarnęła okupantów wyraźna deziluzja z powodu braku zwrotu w opinii polskiej na korzyść Niemców, którego oni w charakterystycznym niezrozumieniu psychologii podbitych narodów spodziewali się. Przejawem tej deziluzji było gwałtowne wystąpienie pana Ohlenbuscha, szefa Wydziału Propagandy w Krakowie, na konferencji w dniu 10 czerwca, który przedstawicieli PCK zarzucił całym stekiem wymówek pod adresem społeczeństwa polskiego w związku ze sprawą katyńską. Stwierdziwszy, że opinia Polski wbrew ich oczekiwaniu nie rzuci się na szyję Niemcom z powodu bestialskiego mordu, dokonanego na narodzie polskim przez ich sprzymierzeńców z 1939 roku, propaganda niemiecka uznała jednak, że obecność Komisji Technicznej PCK w Katyniu jest dla niej bardzo pożądana, gdyż służy dla setek zwiedzających, jest dowodem swobodnego wykonywania przez Polaków prac ekshumacyjnych nad zwłokami ich rodaków i, rozumiejąc, że tragizm rozpoczętej pracy nie pozwala na jej przerwanie, zredukowała swą nad nią opiekę do najniezbędniejszych czynności. Brak łączności utrudniał pracę Komisji, sama zaś łączność przysparzała Niemcom dużo kłopotów. Ruch samolotów był regulowany z Berlina, rezerwowanie miejsc mogło nastąpić tylko dzięki interwencji Krakowa, miejsc zaś było prawdopodobnie w porównaniu do zgłoszeń - mało. W odwrotnym zaś kierunku miejsca wolne były zajmowane przez urlopowanych wojskowych.

Do tych trudności niemieckich doszła od początku maja nowa, nieprzewidziana. Rozpoczęte brutalne mordowanie szczątków narodu żydowskiego, skoncentrowanych w "ghetto" warszawskim, doprowadziło Żydów do rozpaczliwej obrony. Formalne działania wojenne w północnej części Warszawy wywołały pożary, które w ciągu paru tygodni zasłaniały dymem całą stolicę. Samoloty, którymi propaganda niemiecka wiozła z Rzeszy liczne grupy, mające przekonać się o bestialstwie sowieckim w Katyniu, otrzymywały rozkaz omijania Warszawy, gdzie olbrzymie słupy dymu zbyt wyraźnie stwierdzały inne bestialstwo, o którym prasa niemiecka milczała.

W pierwszym z powyższych okresów Zarząd Główny PCK otrzymywał od władz niemieckich formalne obietnice uregulowania łączności, które pozostały obietnicami, w drugim już tylko wykrętne wymówki. Na konferencji w Krakowie w dniu 23 kwietnia pan Steinmetz, zastępca Szefa Propagandy oznajmił, że porozumie się z armią i w najbliższym czasie poda ustalony sposób komunikacji z Komisją Techniczną w Katyniu. Parę dni potem dr Heinrich zawiadomił Zarząd Główny, że PCK będzie mógł korzystać z jednego samolotu tygodniowo, korespondencja zaś będzie w ciągu trzech dni dostarczana na miejsce przez pocztę polową. Odloty nie nastąpiły, a depesza Komisji, żądająca wysłania elektrycznego aparatu do suszenia dokumentów, nigdy do Warszawy nie dotarła. Nie było to zachętą do korzystania z poczty polowej. Po powrocie pana Kassura do Warszawy rozpoczął się okres wykrętów. Panowie: Rojkiewicz, Zamoyski i dr Starostka czekali na samolot i codzienne telefony do pana Heinricha nie dawały innego wyniku jak ten, że samolot lada dzień odleci. Wreszcie 20 maja dr Heinrich oświadczył poufnie, że z decyzji władz wojskowych praca w Katyniu zostanie przerwana przed końcem miesiąca i wobec tego wyjazd nowego kierownika jest już niepotrzebny. Dr Grundman, indagowany przeze mnie kilka dni później, oświadczył, że nic o tym nie wie i obiecał natychmiast porozumieć się z armią w Smoleńsku i dowiedzieć się, czy podobnego rodzaju rozkaz został wydany.

Dopiero dnia 3 czerwca dr Grundman zakomunikował listownie, że 5 czerwca prace ekshumacyjne będą tymczasem zakończone i że członkowie Komisji wracają do Warszawy między 4 a 9 czerwca, powtarzając, że wysłanie nowego kierownika jest już niepotrzebne.

Nie można się oprzeć wrażeniu, że energiczne wystąpienie pana Kassura w ciągu pierwszych dni prac Komisji było nie na rękę por. Slovenzikowi i że chciał się po prostu jego pozbyć, licząc się z tym, że w Komisji pozostawionej bez szefa wysunie się automatycznie na czoło jedyny człowiek władający płynnie niemieckim, dr Wodziński, na którego większą uległość widocznie liczył. Trudno jest inaczej objaśnić namówienie pana Kassura do osobistego konwojowania skrzynki z 400 kopertami, zawierającymi depozyty po pierwszych ekshumowanych i wielkiej wagi, którą por. Slovenzik do tej wysyłki przywiązywał w początku maja, jeśli się weźmie pod uwagę, że o wysłaniu do Krakowa kilku tysięcy pozostałych kopert przestało się mówić i dnia 12 czerwca, w chwili kiedy Komisja opuszczała Katyń, wszystkie te depozyty jeszcze się tam znajdowały.

ad d) Hałaśliwa propaganda niemiecka, która rozpoczęła się koło sprawy Katynia, nie cofnęła się przed okrutnymi formami zawiadamiania rodzin ofiar w miarę postępu prac ekshumacyjnych. Megafony uliczne zaczęły o oznaczonych godzinach podawać nazwiska identyfikowanych. Wiadomości te elektryzowały społeczeństwo. Przed megafonami, na które zwykle mało zwraca uwagę publiczność warszawska, gromadziły się tłumy i powtarzały się podobno wypadki omdlewań kobiet na ulicy, po usłyszeniu nazwiska męża lub syna. Jednocześnie prasa niemiecka, wychodząca w języku polskim, podchwyciła okazję podwyższenia swego nakładu i zaczęła publikować listy ofiar małymi dziennymi dawkami, tak zredagowane, że czytelnik musiał odnieść wrażenie, że publikacje te pochodzą od PCK. Tłumaczone z niemieckiego nazwiska polskie były przy tym często kaleczone, wywołując tragiczne nieraz dla rodzin nieporozumienia. Ogłaszanie list ofiar przez megafony zostało, dzięki interwencji PCK, zaraz wstrzymane. Był to niestety jedyny sukces PCK w tej dziedzinie. Wielokrotne interwencje, aby spisy ofiar nie były zamieszczane w gazetach, a zawiadamianie rodzin wykonywane wyłącznie przez PCK, nie odniosło skutku. Przyznawano nam zasadniczo rację, oburzano się na publikacje podszywające się pod PCK, obiecywano je wstrzymać, ale nie zrobiono nic.

Obiecując wstrzymanie publikacji list ofiar w prasie, władze niemieckie nie porzuciły jednak myśli używania prasy do zawiadamiania społeczeństwa polskiego o nazwiskach zidentyfikowanych. Zażądano więc od PCK, aby po pewnym czasie stworzona została lista nazwisk, które można uważać za pewne pod względem identyfikacji, aby jednocześnie opublikowana była lista poszukiwawcza niepewnych i ażeby wreszcie, po dokończeniu, liczba niezidentyfikowanych zwłok była również podana do wiadomości prasy wraz ze spisem znalezionych przy nich przedmiotów, pamiątek i tym podobne. Na ten program nie mógł się PCK zgodzić bez zastrzeżeń. Przede wszystkim Zarząd Główny stwierdził, że otrzymywane z Katynia listy ofiar, naprędce spisane, nie są dostatecznym podkładem, aby móc ogłosić, że szereg ludzi można już uważać za zmarłych. Może to nastąpić dopiero po otrzymaniu z Katynia całej listy i starannym jej sprawdzeniu, połączonym z badaniem dokumentów, korespondencji, pamiętników i wszelkich depozytów po zamordowanych. Wtedy nawet musi to nastąpić oględnie, gdyż zasadniczo przy mogiłach katyńskich PCK nie może definitywnie orzec do kogo dane zwłoki należą, a jedynie stwierdzić, że odznaki na mundurze i znalezione dokumenty pozwalają przypuszczać, że zwłoki należą do danego oficera. Ostateczne orzeczenie i stwierdzenie śmierci, zgodnie z ustawodawstwem polskim, może nastąpić tylko przez miarodajne sądy. Za pewnie zidentyfikowane mogą być uważane tylko te zwłoki, które są opatrzone w tak zwane znaki rozpoznawcze, a jak wiadomo, w wojnie 1939 roku, tylko minimalna ilość wojskowych polskich nosiła te znaki. W kilku wypadkach zdarzyło się, że parę zwłok miało przy sobie dokumenty należące bezwarunkowo do jednego oficera. Nie jest wykluczone, że w pewnych, niestety nielicznych zapewne wypadkach, właściciel znalezionych w Katyniu dokumentów żyje. Nie byli to bowiem wojskowi zabici na polu walki a grupy, które przed śmiercią dostały się do obozu sowieckiego; ucieczki, przebierania się, wzajemne wypożyczanie sobie odzieży mogły być na porządku dziennym. W wypadkach tak zwanych pewnych, poszukująca rodzina zostaje zawiadomiona przez PCK w formie, odpowiadającej powagą tragizmowi tej wiadomości. Specjalne ogłoszenia są więc zbędne. W wypadkach wątpliwych PCK korzysta przede wszystkim ze swej kartoteki poszukiwań, prowadzonej od początku wojny na podstawie zgłoszeń rodzin i jeżeli dane tam zawarte nie są dostateczne, zwraca się do nadawców korespondencji znalezionej przy zwłokach. W tym też celu, pismem okólnym do swych placówek, polecił PCK zebranie wyczerpujących danych o Polakach, którzy przebywali w obozach sowieckich i w ogóle w Rosji, wraz ze szczegółowym rysopisem oraz opisem przedmiotów, które mogli mieć przy sobie. To okólne pismo ukazało się w prasie i stanowi jedyną, autentycznie pochodzącą od PCK publikację. System ten jest pewniejszy i skuteczniejszy od publikowania list poszukiwanych, które w wielu wypadkach przy znacznej ilości jednobrzmiących nazwisk i imion w Polsce mogą przedwcześnie i może bezpodstawnie pogrążać niektóre rodziny w ciężkim smutku i w żałobie. Co zaś do trzeciej kategorii niezidentyfikowanych, zgodził się PCK z władzami niemieckimi, że publikacja spisu depozytów w prasie może mieć znaczenie praktyczne.

Rozmowy i konferencje w tych sprawach trwały przez cały czas pracy Komisji Technicznej i do uzgodnienia stanowisk nie doprowadziły. Rozpoczęte publikacje w tak zwanych dziennikach polskich nigdy się nie przerwały i, sądząc po rozmiarach codziennych dawek, nie skończą się przed sierpniem 1943 roku.

Wreszcie na posiedzeniach w Krakowie, w dniu 10 czerwca, z których jedno miało miejsce w Urzędzie Propagandy, drugie w biurach Niemieckiego Czerwonego Krzyża, została poruszona sprawa aktów zejścia. Odczytany został projekt niemiecki, nie dość przemyślany i nie dostosowany do warunków polskich. Jedna strona, polska, miała być wypełniona przez PCK, odwrotna, niemiecka, przez NCK, całość poświadczona przez niemieckie władze wojskowe w Smoleńsku. Tekst przedstawiał proste stwierdzenie zgonu. Ponieważ PCK na taki tekst zgodzić się nie mógł, zostało uzgodnione, że przedstawi on swój projekt z motywacją, po otrzymaniu od NCK wspomnianego tekstu drogą oficjalną, co dotychczas nie nastąpiło.

PCK projektuje następującą formę zaświadczenia:

Biuro Informacyjne PCK zaświadcza, że wśród ekshumowanych w Katyniu pod Smoleńskiem, znaleziono zwłoki, przy których były następujące dowody rzeczowe, a mianowicie:
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Dowody te pozwalają sądzić, że są to zwłoki XP
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
XY . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . jest wykazany na liście ekshumowanych w Katyniu w roku 1943 pod numerem . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
Zaświadczenie wydaje się na skutek prośby p.
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
zamieszkałego(ej) w . . . . . . . . . . . . . . . . . . . ., przy ul. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . nr . . . . . . . . . .

Podpis   Biuro Informacyjne PCK

ad e) Dokumenty i depozyty po zamordowanych znajdują się dotychczas poza sferą odpowiedzialności PCK. Władze wojskowe w Smoleńsku na samym początku zakomunikowały, że dokumenty będą oddane dopiero po ich wykorzystaniu przez Naczelne Dowództwo. Propaganda niemiecka wiele sobie po tych dokumentach obiecywała, lecz wartość ich pod tym kątem widzenia wydaje się problematyczną. Dla narodu polskiego przedstawiają one bezcenny skarb, tak uczuciowo, jak i historycznie. Pamiętniki, przeważnie w formie codziennych, lakonicznych zapisek w kalendarzykach kieszonkowych, stwierdzają gehennę naszych oficerów od rozpoczęcia działań wojennych aż do Kozielska i... Katynia. Zapiski te potwierdzają, że duch oficerów nie został złamany, że pozostali oni dobrymi Polakami do końca i może dlatego właśnie znaleźli wspólną śmierć męczeńską w dołach Katynia.

Zasadniczo członkowie Komisji, zajęci wyszukiwaniem dokumentów przy zwłokach, nie mieli prawa dokładnego przeglądania ich na miejscu pracy. Otwieranie kopert w biurze policji polowej odbywało się wprawdzie w obecności członków Komisji PCK, ale tempo prac pozwalało na pobieżne tylko i urywkowe zaznajomienie się z dokumentami. Będzie zresztą o tym mowa w rozdziale, dotyczącym przebiegu prac Komisji na miejscu.

Jak wspomniano poprzednio, pan Kassur zgodził się na odwiezienie jednej skrzyni z dokumentami do dyspozycji władz niemieckich w Krakowie. Ponieważ samolot omijał Warszawę, pan Kassur musiał wysiąść w Białej Podlaskiej, skrzynia z dokumentami została nadana do Krakowa koleją i nadeszła na stację przeznaczenia w bardzo złym stanie. Podobno kilkunastu kopert brakowało, skrzynia była uszkodzona, koperty się rozkleiły i zawartość ich częściowo się pomieszała. Dokumenty zostały oddane przez Urząd Propagandy Instytutowi Medycyny Sądowej w Krakowie, pod opiekę Polaka, prof. Robla. W dniu 10 czerwca Prezes Zarządu Głównego PCK i członek Zarządu, pan J. Wielowieyski mieli sposobność odwiedzić prof. Robla i zaznajomić się z jego pracą nad dokumentami. Praca ta, nadzwyczaj staranna i wykonywana z wielkim pietyzmem, doprowadziła do odczytania dokumentów, które na pierwszy rzut oka, nawet przez szkło powiększające, przedstawiały obraz jednolitych szarych powierzchni. Praca posuwa się powoli, ale ze względu na zakusy propagandy należy życzyć sobie, aby wszystkie dokumenty jak najprędzej skoncentrowały się w ręku prof. Robla i jak najdłużej tam pozostawały. Nie należy jednak się łudzić, aby cały zbiór dokumentów był kiedykolwiek oddany PCK w stanie kompletnym. Jeżeli wręczeniu temu nie stanie na przeszkodzie bądź zła wola Niemców, bądź wypadki siły wyższej związane ze zmiennymi kolejami wojny, to w zbiorze tym z pewnością brak będzie wiele cennego dla nas materiału. Już bowiem w Katyniu odbywała się pierwsza segregacja i pamiętniki, rozkazy wojskowe, niektóre listy, wędrowały z kopert do tłumaczenia na język niemiecki. Komisja Techniczna nie była w stanie sprawdzić, czy dokumenty te do swych kopert wracały i czy wracały w stanie nie okrojonym. Bardzo możliwe jest, że nieprzychylne dla Niemców wzmianki w pamiętnikach, a takich musiało być sporo, ulegną zniszczeniu. Posiadamy na to wieloznaczny przykład: członek Komisji, pan Rojkiewicz, wyczytał w pamiętniku wydobytym przy zwłokach płk. Zielińskiego ustęp, w którym ten oficer w październiku 1939 roku, wyrażając podziw dla bojowego ducha swego oddziału, ubolewa nad tym, że represyjne znęcanie się Niemców nad bezbronną ludnością polską, zmusza go do zaprzestania walki i wobec tego porozumiewa się on z najbliższym oddziałem sowieckim. Miejscowe władze wojskowe w Katyniu były niezadowolone z faktu przeczytania tego ustępu przez Polaka i kontrola nad członkami Komisji podczas pracy została wzmocniona. Tłumaczka niemiecka przyznała się, że przetłumaczono z pamiętnika płk. Zielińskiego tylko część tyczącą się pobytu w Kozielsku. Dalszy los pamiętnika jest nieznany. Dokumenty nieczytelne, które rozpoznaje prof. Robel, mogą zawierać wiele podobnych, cennych notatek, które siłą rzeczy uszły uwagi Niemców.

Z pamiętników odczytanych przez członków Komisji Technicznej PCK notatka najbardziej prawdopodobnie zbliżona do chwili mordu, znajdowała się przy zwłokach mjr. Solskiego, pod datą 9 kwietnia 1940 roku. Brzmi ona dosłownie, jak następuje:

Grupa oficerów polskich z Kozielska przybyła do Smoleńska, o godzinie 3.30 rano. Parę minut przed piątą zrobili pobudkę, wsadzili nas do aut więziennych, gdzie były celki (straszne), w każdej była straż. Przyjechaliśmy do lasku, wyglądającego na letnisko, gdzie odebrali nam obrączki, zegarek, na którym była godzina 6.30 (8.30), oprócz tego pasy i scyzoryki. Co z nami będzie?

Śmiertelny strzał prawdopodobnie w kilka chwil potem zakończył życie mjr. Solskiego.

Na konferencji w Krakowie pan Ohlenbusch, szef propagandy w Generalnej Guberni zarzucał przedstawicielom PCK, że nie przyśpieszają tempa prac w Instytucie Medycyny Sądowej, zapowiadając, że praca ta musi być szybko zakończona, gdyż jest projektowana organizacja wystawy wędrownej pamiątek Katyńskich.

ad f) Sprawa formy nowych mogił oficerów zamordowanych w Katyniu była pierwszy raz tematem rozmowy między mną a oficerami niemieckimi w Smoleńsku. Zapewnili mnie oni, że oddadzą do dyspozycji PCK wszystko, co będzie potrzebne, aby nadać nowym mogiłom taką formę, jaką sobie będziemy życzyli. Gdyby PCK zdecydował się na grzebanie każdego oficera w oddzielnym grobie, oświadczyli gotowość oddania do dyspozycji odpowiedniego terenu. Na terenie tym szereg grobów, oznaczonych prowizorycznymi kołkami z numerem, tworzyłoby geometryczną figurę, ograniczoną krzyżami z pozostawieniem między szeregami miejsca na potrzebne przejścia oraz centralnego miejsca na budowę mauzoleum. Urządzenie jednak takiego cmentarza na parę tysięcy ofiar wymagałoby w okolicy pozbawionej koni dokonania mobilizacji taboru samochodowego, którego Niemcy w rejonie frontu z pewnością nie byliby w stanie postawić do dyspozycji PCK. Drugą alternatywą były bratnie mogiły. Możliwość trzecia, przewiezienia zwłok do Kraju, nie wchodziła w rachubę ze względów technicznych i wojskowo-transportowych. Ponowna ekshumacja w przyszłości po skończonej wojnie, byłaby oczywiście ułatwioną przy założeniu cmentarza, przy bratnich mogiłach zaś, teoretycznie wprawdzie możliwą, praktycznie prawie nie wykonalną. W dyskusjach, które na ten temat wywiązały się w Zarządzie Głównym PCK i po wysądowaniu opinii społeczeństwa, koncepcja bratnich mogił uzyskała pierwszeństwo. Przeciwko urządzeniu cmentarza, zajmującego duży obszar, przemawiało również niebezpieczeństwo, że bolszewicy, po odzyskaniu tego terenu, taki cmentarz prawdopodobnie zaoraliby bez śladu. Skromne bratnie mogiły w lesie, pozbawione prowokacyjnego wyglądu, posiadają więcej szans przetrwania.

Spowodowane brakiem łączności opóźnienie zmusiło pana Kassura do niezależnej decyzji w sprawie mogił. Mając przed sobą już kilkaset zwłok ekshumowanych i nie mogąc czekać dłużej ze względu na warunki atmosferyczne, postanowił on natychmiast je pogrzebać. Tak powstało w Katyniu sześć bratnich mogił oficerów polskich, zgodnie z intencją i nieprzekazaną myślą tych, którzy w Warszawie mieli decydować.

Przez bolszewików zostaną może zniszczone proste krzyże z sosnowego drzewa oraz skromny wieniec metalowy, z pochodzącym z czapki oficerskiej orzełkiem w cierniowej koronie z drutów kolczastych, ale ofiara wojskowych, którzy tu polegli na dalekich, niegdyś polskich Kresach, nasuwa myśl połączenia w przyszłości krzyża, symbolu męczeństwa, z kurhanem, którego sylwetka w starych naszych tradycjach owiana jest wspomnieniem ofiarnej śmierci za ojczyznę. Myśl ta powstała w łonie Zarządu Głównego PCK, może znajdzie kiedyś swe urzeczywistnienie.

Nie można zakończyć rozdziału o posunięciach organizacyjnych PCK, nie wspomniawszy o jedynej inicjatywie niemieckiej, którą władze krakowskie przejawiły z okazji sprawy katyńskiej. Na posiedzeniu w Krakowie odbytym w dniu 22 kwietnia 1943 roku, na które byli zaproszeni ze strony polskiej, oprócz przedstawicieli PCK, również prezes i dyrektor RGO w Krakowie, szef Wydziału Opieki Społecznej, pan Weihrauch, wystąpił niespodziewanie z komunikatem, że rząd Generalnej Guberni postanowił powołać do życia Komitet do Spraw Katynia, w składzie panów: Lacherta, Skarżyńskiego i dr. Schebesty ze strony PCK oraz hr. Ronikera i pana Seyfrieda ze strony RGO. Wezwani gwałtownie dnia 9 maja warszawscy przedstawiciele tego Komitetu usłyszeli ze strony pana Weihraucha zarzut, że Komitet nie działa i nie daje rządowi żadnej informacji oraz żądanie, aby jeden z członków co najmniej dwa dni w tygodniu przebywał w Krakowie. Dowiedziawszy się w jakim beznadziejnym stanie, pomimo ciągłych protestów ze strony PCK, znajduje się łączność między Katyniem a Warszawą, pan Weihrauch zamilkł. Więcej o Komitecie już się nie słyszało.

B. Zagadnienia powstałe w PCK i pertraktacje z Niemcami w Warszawie i w Krakowie w związku z Katyniem

W związku ze sprawą katyńską powstały różne zagadnienia, wywołane tendencją władz niemieckich wciągnięcia PCK w pracę polityczną i propagandową. Chociaż nie odnoszą się one bezpośrednio do sprawy katyńskiej, to jednak ilustrują stosunek wzajemny PCK i władz okupacyjnych na tle tej sprawy i dlatego krótkie omówienie ich jest wskazane.

PCK należy do szeregu narodowych Czerwonych Krzyży, związanych z organizacją Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. Jako polski, działa on na zasadzie ustawodawstwa polskiego. Ustawodawstwo narodowe, zgodnie z Konwencją Haską z 1905 roku, powinno być w kraju okupowanym podczas wojny zasadniczo utrzymane i może być uchylone lub zmienione jedynie w związku z potrzebami bezpieczeństwa armii okupacyjnej. Tak ujęta zasada Konwencji, nie przewidującej poza tym okupacji całego kraju i wspominającej stale o podziale terytorium państwa na część, znajdującą się pod okupacją najeźdźcy i drugą, pozostającą pod władzą narodową, otwierała oczywiście Niemcom w Polsce szerokie wrota do wolnych interpretacji i mniej lub więcej jawnych pogwałceń prawa. PCK musiał liczyć się z wynikającymi z Konwencji prawami okupantów, aby móc walczyć o swoje własne. Znajdując się między młotem a kowadłem, dbał przede wszystkim o to, aby zachować wraz ze swym własnym istnieniem i zaufanie społeczeństwa. Nie spuszczanie z oka tego łącznego celu sprowadzało często pozornie skomplikowane sytuacje do decyzji prostych i jasnych. Tą też zasadą powodował się PCK w sprawie katyńskiej, gdzie potworna ohyda samego mordu, nie obciążającego bezpośrednio okupantów, mogła łatwo sprowadzić myśl polską na błędne drogi. Wyraźne odcięcie się od wszelkiego pozoru obcej propagandy było jedyną słuszną metodą postępowania.

a) Projektowany wyjazd propagandowy do obozu jeńców polskich (Oflagu) w Rzeszy.
Dnia 20 kwietnia 1943 roku Prezes PCK otrzymał wezwanie z pałacu Brühla, aby delegacja PCK natychmiast udała się do Krakowa w celu wzięcia, łącznie z RGO, udziału w wycieczce do obozu polskich jeńców w Rzeszy. Już dnia poprzedniego indagował mnie w tej sprawie dr Grundman z Wydziału Propagandy. Na moją odmowę bardzo usilnie nalegał na to, aby Zarząd Główny poważnie zastanowił się przed odmową, dając do zrozumienia, że może nastąpić faza pewnego odprężenia w stosunkach władz do PCK. Jego ponowny telefon do Prezesa był dowodem, jak bardzo zależało władzom niemieckim na dojściu tej wycieczki do skutku.

Zwiedziwszy obozy polskich jeńców wojennych w Niemczech, PCK byłby oczywiście zmuszony publicznie stwierdzić, że jeńcy wojenni w Niemczech są dobrze traktowani, co zresztą na ogół odpowiada prawdzie, a trudno byłoby jednocześnie podkreślać zagadnienia mające charakter bardziej skomplikowany, niż codzienne życie w obozach, gdzie właśnie występują gwałcenia Konwencji przez Niemców.

Po dyskusji, Zarząd Główny PCK stanął na stanowisku, że zwiedzanie obozów na żądanie niemieckie byłoby zasadniczo zwykłą manifestacją współpracy na terenie przewidzianym konwencjami międzynarodowymi i, jako takie nawet pożądane, pod warunkiem jednak, że nie może to być jednostronnym aktem uległości PCK na jednym odcinku, podczas gdy na szeregu innych prawa jeńców wojennych i samego PCK są ignorowane lub gwałcone. Wybraliśmy więc z tych praw tylko te, które bezwzględnie wynikają z Konwencji o jeńcach, zostawiając poza nawiasem wszelkie wypadki pozbawienia PCK praw i działalności, które mogłyby być, choćby z pozorem słuszności, interpretowane inaczej od nas. Z polecenia Zarządu Głównego wręczyłem dnia 21 kwietnia dr. Gundmanowi następującą notatkę:

W związku z propozycją wysłania delegacji PCK dla zwiedzenia obozu jeńców wojennych w Niemczech, Zarząd Główny PCK gotów jest w każdej chwili w pełni współpracować z władzami niemieckimi w granicach przewidzianych konwencjami międzynarodowymi, z tym jednak logicznym przypuszczeniem, że przywrócone mu zostaną prawa wynikające z tych konwencji. Z tego względu prosimy o poddanie rewizji następujących spraw:

1) Biuru Informacyjnemu PCK musiałyby być w pełni przywrócone prawa wynikające z Konwencji i zniesione wszystkie niewymagane dziedziną bezpieczeństwa armii zakazy i ograniczenia a mianowicie:

a) działalność Biura Informacyjnego musiałaby być przywrócona na wszystkich terenach, skąd pochodzą jeńcy lub zamieszkują ich rodziny, to jest na terenach, z których rekrutowana była armia polska (bez względu na obecne granice administracyjne);
b) Biuru Informacyjnemu PCK musiałoby być przywrócone prawo korespondowania z jeńcami i ich rodzinami i vice versa (kontrola korespondencji PCK wykonywana jest przez delegata władz niemieckich), jak również prawo wysyłania jeńcom paczek zgodnie z regulaminami obozów, i opieki nad rodzinami jeńców.

2) Jeńcom zwolnionym z obozu z powodu choroby musiałoby być udzielone prawo wjazdu na teren GG (v. sprawa odmowy powrotu jeńców z Ostrzeszowa – 1941 rok).
3) Jeńcy nie mogliby być wydawani z obozów i przekazywani władzom cywilnym i policyjnym na śledztwa sądu za przestępstwa popełnione (rzekomo) przed wojną, lecz zgodnie z konwencjami podlegaliby tylko bezpośrednio sądom wojskowym, przy czym korzystaliby w pełni z przewidzianej konwencjami opieki prawnej i państwa opiekuńczego; jeńcy już przekazani lub zasądzeni musieliby natychmiast być przesłani z powrotem do obozów jeńców, do kompetencji odpowiednich władz wojskowych, a wyroki skasowane.
4) Sprawa aresztowanych i wywiezionych do obozów koncentracyjnych oficerów rezerwy musiałaby być natychmiast zbadana i, o ile nie ma przeciw nim udowodnionych indywidualnych zarzutów, zostaliby oni zwolnieni niezwłocznie.

Zarząd Główny PCK zwraca się przy tej sposobności z prośbą o zbadanie sprawy pani Marii Bortnowskiej, kierowniczki Biura Informacyjnego PCK, która została przed sześcioma miesiącami aresztowana i wywieziona do Berlina. W razie gdyby jej ostateczne zwolnienie było natychmiast niemożliwe, to Zarząd Główny PCK ma nadzieję, że władze wyższe zechcą uwzględnić prośbę PCK, sformułowaną w piśmie do Prezydium NCK z dnia 1 kwietnia 1943 roku nr 1474 i zwolnią panią Marię Bortnowską pod osobistą odpowiedzialnością i poręką członków Prezydium Zarządu Głównego PCK.

W pierwszym punkcie żądamy zapewnienia Biuru Informacyjnego PCK pełni praw wynikających z Konwencji Genewskiej, w drugim poruszamy sprawę wojskowych, uznanych przez władze obozowe za inwalidów, którym Generalna Gubernia odmówiła prawa powrotu do rodzin, na skutek czego pozostali oni w obozach gdzie wielu z nich zmarło. Co do punktu trzeciego, miało miejsce, według posiadanych przez PCK informacji, 18 egzekucji wśród jeńców przekazanych sądom specjalnym. Kilkanaście spraw jest jeszcze w toku. Punkt czwarty tyczy się zarejestrowanych oficerów rezerwy, których władze okupacyjne mają prawo kierować do obozu jeńców, lecz nie do obozów koncentracyjnych. W ostatnim ustępie notatki poruszamy sprawę zwolnienia pani Bortnowskiej w formie już mniej kategorycznej, gdyż jest to właściwie sprawa prywatna PCK.

Wszystkie poruszone w notatce punkty, z wyjątkiem czwartego, były już poprzednio przedmiotem obszernej korespondencji między Zarządem Głównym PCK a Niemieckim Czerwonym Krzyżem. Sprawy aresztowanych i wysyłanych do Oświęcimia oficerów rezerwowy nie poruszaliśmy wcześniej, gdyż bylibyśmy wówczas otrzymali stereotypową odpowiedź, że wszyscy aresztowani mają wytoczone indywidualne sprawy, interwencja zaś tego rodzaju mogła była tylko spowodować wzmożoną falę aresztowań. Po wybuchu sprawy katyńskiej, postawienie żądań w tak ostrej formie okazało się możliwe.

Notatka była przedmiotem obrad na konferencji w Krakowie już w dniu 22 kwietnia, na którą wezwani byli przedstawiciele Zarządu Głównego PCK z Prezesem na czele. Przewodniczący na zebraniu pan Weihrauch bardzo wnikliwie interesował się poruszonymi zagadnieniami i prosił o przedstawienie umotywowanego wniosku dla każdego punktu. Wnioski zostały później przedstawione, ale żadnego rezultatu nie doczekały się. Panowie: Weihrauch i obecny na Konferencji Ohlenbusch nie mogli natomiast zrozumieć łączności między wysuniętymi żądaniami, a sprawą wycieczki do obozu. Zrozumieli to, otrzymawszy z ust Prezesa PCK odpowiedź, że zwiedzenia na życzenie propagandy obozu jeńców gdzie panują ludzkie stosunki, podczas gdy dziesiątki tysięcy Polaków giną w obozach koncentracyjnych, spowodowałoby utratę zaufania do PCK społeczeństwa polskiego, które to zaufanie jest najcenniejszym kapitałem PCK i jako takie uważane być powinno nawet przez władze niemieckie. Takim sposobem do proponowanego przez Wydział Propagandy wyjazdu nie doszło.

Poruszone zostały przez Prezesa PCK, na tej konferencji, również sprawy zakazu wysyłek paczek do jeńców w obozach oraz odebrania PCK opieki nad grobami poległych w 1939 roku i oddania tej opieki gminom, z których niektóre wywiązują się z zadania dobrze, niektóre jednak niezadowalająco, przy czym Prezes podkreślił, że roztoczywszy opiekę nad grobami katyńskimi nie widzi PCK podstaw, dla których miałby być pozbawiony opieki nad pozostałymi. Otrzymaliśmy i w tych sprawach tylko obietnice, które obietnicami pozostały. Konferencja zakończona została charakterystycznym niemieckim posunięciem. Przewodniczący oświadczył przedstawicielom PCK, że miło mu jest im zakomunikować, że wracając do Warszawy mogą oni podać do wiadomości społeczeństwa, że Szef Policji i Bezpieczeństwa w GG wydał już rozporządzenie, aby specjalna komisja natychmiast zwolniła z obozu na Majdanku wszystkich więźniów, którzy się tam znajdują na podstawie błahych oskarżeń lub niewinnie. W rzeczywistości Niemcy zwolnili w końcu kwietnia kilka kobiet z Majdanka, w czerwcu dopiero kilkuset więźniów obojga płci, ale tysiące ludzi aresztowanych bez powodu wciąż siedzą w obozie, lub są wysyłani na roboty, a nowi, pozbawieni w ten sam sposób wolności, wciąż tam przebywają.

b) Depesza PCK do Genewy w sprawie Katynia.
Zarząd Główny, stojąc na stanowisku, że PCK może zwracać się do Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża z różnego rodzaju raportami, nie jest jednak uprawniony do stawiania wniosku o mianowanie komisji śledczej w sprawie o podłożu międzynarodowym, gdyż leży to w kompetencji rządów, a nie narodowych Czerwonych Krzyży, postanowił wymaganiu dr. Heinricha odpowiedzieć odmownie. Wiedząc o tym jednak, że Rząd Polski w Londynie wniosek taki do Genewy już wysłał, postanowił przesłać na ręce Prezesa Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża tylko treść sprawozdania z mojego pobytu w Katyniu (osiem punktów wspomnianych wyżej w rozdziale o Okresie Wstępnym), jako jeden z elementów mogących służyć dla orientacji.

Niemcy, nie uznając Rządu Polskiego w Londynie, mieli zapewne zamiar forsowania w Genewie tezy, że prośba wydelegowania komisji nastąpiła ze strony polskiej w formie zwrócenia się krajowego PCK do Międzynarodowego Komitetu. Dlatego też prawdopodobnie zwrócenie się z tą samą prośbą ze strony niemieckiej nastąpiło wbrew logice nie ze strony rządu Rzeszy, a Niemieckiego Czerwonego Krzyża.

PCK otrzymał następującą odpowiedź ze strony Prezesa Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża:

Nous remercions votre dépêche reçue 22 avril concernant identifications effectuées à Smoleńsk qui a rėtenue toute notre attention stop Comité Intercroixrouge saisi cette question par deux requêtes antérieures et sensible à confiance qui lui est témoignée a répondu en substance comme suit stop sommes disposés à procéder désignation experts neutres à condition toutes parties en cause nous le demandent l'accord entre toutes les parties et le Comité devant également se faire quant aux modalités du mandat éventuel stop ces conditions sont conformes à mémorandum adressé par nous septembre 1939 aux états bélligérants et publié dans Revue Internationale Croix Rouge même mois par lequel Comité a fixé dès début guerre principes selon lesquels il pourrait éventuellement participer à des enquêtes stop pour cas où accord entre toutes parties en cause se réaliserait nous efforçons dès maintenant trouver personnalités neutres qualifiées.

Max Hubert   Président Intercroixrouge.*

* Ponieważ jedną ze stron zainteresowanych w sprawie Katynia była Rosja Sowiecka, zwrócenie się jej do Genewy było konieczne, aby zgodnie z uchwałą Międzynarodowego Komitetu, neutralni eksperci mogli udać się na miejsce. Z braku takiego wystąpienia Rosji, mord katyński nie został zbadany przez Międzynarodową Komisję. PCK pozostał więc sam wobec Katynia. Nie posiadając oficjalnego charakteru międzynarodowego, posiadał on jednak charakter neutralny, gdyż fakt mordu takiej ilości oficerów Polaków i wzajemne oskarżenie się Niemiec i Rosji o jego autorstwo siłą rzeczy zmuszały PCK do ścisłej bezstronności, wobec odpowiedzialności przed własnym narodem i historią.

c) Sprawa broszury propagandowej.
Dnia 2 czerwca oświadczono Prezesowi PCK, że Wydział Propagandy zamierza wydać broszurę [Ciesielski, Andrzej - KATYŃ, Warszawa 1943 - E.M.C.] o Katyniu, której projekt wręczony został z propozycją, aby Prezes osobiście nakreślił parę wstępnych słów. Broszura miała być wydana w poważnej ilości egzemplarzy, rozpowszechnieniem jej zająłby się PCK, do którego kasy wpłynęłaby połowa dochodu ze sprzedaży. Proponowano również umieszczenie w broszurze pewnego wezwania do społeczeństwa, przypominającego wezwanie do społeczeństwa o podanie szczegółowych danych o osobach zaginionych w Rosji.

W drugiej części broszury miał być podany tekst depeszy PCK do Genewy, w orginale francuskim i tłumaczeniu polskim, oraz przytoczone sprawozdanie Międzynarodowej Komisji Kryminologów, która pracowała w Katyniu na początku pracy ekshumacyjnej i orzeczenie swoje wręczyła władzom niemieckim.

Zarząd Główny oczywiście odmówił wzięcia jakiegokolwiek udziału w projektowanej imprezie propagandy niemieckiej.

d) Konferencja w sprawie Katynia z przedstawicielami społeczeństwa.
Ponieważ PCK nie dysponował podczas okupacji niemieckiej żadnym aparatem do informowania społeczeństwa o swych trudnościach i decyzjach, trwał od kilku lat zwyczaj periodycznego zapraszania wybitniejszych przedstawicieli i składania im ustnego raportu o działalności PCK.

W sprawie katyńskiej została zwołana na dzień 14 maja specjalna konferencja, po zagajeniu której przez Prezesa, przedstawiłem cały przebieg sprawy, zaś członek Zarządu Głównego pan J. Wielowieyski, w szeroko ujętym przemówieniu, uzasadnił związane ze sprawą katyńską posunięcia i decyzje PCK.

e) Konferencja z przedstawicielami Prezydium Niemieckiego Czerwonego Krzyża w Krakowie.
Na konferencjach, które odbyły się w Krakowie 10 czerwca brali udział delegaci Prezydium NCK: pan Grüneisen i hrabina Waldersee. Podczas obrad NCK członek Zarządu Głównego pan J. Wielowieyski, w porozumieniu z Prezesem PCK skorzystał z nadarzającej się okazji, aby po kurtuazyjnym wstępie pod adresem NCK, wyrażającym uznanie za ułatwienie pracy PCK w granicach możliwości, podkreślić, nawiązując do wystąpień pana Ohlenbusch'a, szefa Wydziału Propagandy GG, że metody i rezultaty propagandy niemieckiej w sprawie Katynia i skierowanych do Polaków apelów do walki z bolszewizmem są negatywne, pomimo tego, że Polacy ideę bolszewizmu niezaprzeczenie również zwalczają; dążenie zaś do zmuszania PCK wzięcia udziału w akcji propagandy i stałe nadużywanie imienia PCK są wprost niedopuszczalne; propaganda, która nie przekonuje a rozkazuje, nie może być owocną. Toteż Polski Czerwony Krzyż nie kryje się z tym, że w zamierzonym przesłaniu sprawozdania o Katyniu, wraz z listą ekshumowanych, do Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża w Genewie chce się wyraźnie od propagandy niemieckiej odciąć, przez co sprawozdanie może tylko nabrać wartości.

Następnie omawiano wszystkie, będące w dyskusji między PCK a NCK sprawy, przy czym wyraźnie dawało się odczuć, że decyzje leżą poza możliwościami NCK.

W ogóle, na obecnych na tym posiedzeniu członkach Zarządu Głównego PCK, delegaci Prezydium NCK zrobili wrażenie ludzi zmęczonych pracą, odgradzających się gdzie tylko to możliwe od obecnych panujących w Niemczech prądów wśród czynników decydujących i starających się pozostać na bardzo ograniczonym terenie humanitarnych uczuć czerwonokrzyskich.

C. Sprawozdanie Komisji Technicznej o przebiegu prac w Katyniu

Sprawozdanie to ma brzmienie następujące:

Dnia 17 kwietnia 1943 roku Komisja w składzie prowizorycznym trzech osób przystąpiła do pracy, której podział ustalono jak następuje:

1) Pan Rojkiewicz Ludwik - badanie dokumentów w Sekretariacie Policji Polowej.
2) Panowie: Kołodziejski Stefan i Wodzinowski Jerzy - poszukiwanie i zabezpieczenie dokumentów przy zwłokach w lasku katyńskim.

W dniu tym jednak praca uległa przerwaniu ze względu na przyjazd delegacji oficerów jeńców polskich, przebywających w oflagach niemieckich. Przybyli:

1) Ppłk Mossor Stefan z kawalerii - Oflag II E/K Nr 1449
2) Kpt. Cynkowski Stanisław - Oflag II E/K Nr 1272
3) Ppor. Gostkowski Stanisław - Oflag II D Nr 776/II/P
4) Kpt. Kleban Eugeniusz - Oflag II D
5) Ppor. Rowiński Zbigniew, lotnik - Oflag II C Nr 1205/II/P
6) Kpt. Adamski Konstanty, broń pancerna - Oflag II C Nr 902/XI/P

Członkowie Komisji PCK mieli możność wspólnego z oficerami oglądania dołów, jak również i dokumentów. Zachowanie się oficerów polskich wobec Niemców było pełne rezerwy i godności. W czasie krótkiej rozmowy na uboczu z widocznym zadowoleniem przyjęli oni do wiadomości, że PCK zajmuje się wyłącznie stroną techniczną prac ekshumacyjnych, odcinając się całkowicie od politycznej.

W dniu 19 kwietnia członkowie Komisji usiłowali nawiązać kontakt z por. Slovenzikiem, celem ustalenia szczegółów pracy. Wobec jednak braku środków lokomocji usiłowania te spełzły na niczym. Po bezowocnym wyczekiwaniu do godziny 14 dnia 29 kwietnia pan Ludwik Rojkiewicz udał się pieszo do Sekretariatu Policji Polowej celem nawiązania kantaktu. Zawrócił jednak, ponieważ w drodze napotkał samochód, w którym jechali następni członkowie Komisji PCK, panowie: Kassur Hugon, Jaworowski Gracjan, Godzik Adam. Wyżej wymienieni członkowie wyjechali z Warszawy 19 kwietnia o godzinie 12.15, łącznie z delegacją prasy zagranicznej, w skład której wchodzili: Szwed, Fin, Hiszpan, Belg, drugi Belg-Flamandczyk, Włoch i Czech, poza tym emigrant rosyjski z Berlina, oraz przebywający w Berlinie prof. Leon Kozłowski, były premier Rządu Rzeczpospolitej i trzech urzędników z Wydziału Propagandy z Berlina.

Przewodnictwo Komisji Technicznej PCK objął pan Kassur Hugon. W rozmowach przeprowadzonych tego dnia z por. Slovenzikiem poruszono następujące sprawy:

1) Zakwaterowanie członków Komisji Technicznej,
2) Miejsce pracy,
3) Środki lokomocji dla członków Komisji,
4) Zorganizowanie pracy Komisji,
5) Przechowywanie dokumentów,
6) Wybór miejsca na nowe mogiły.

Ze względu na odległość, jaka dzieli Katyń od Smoleńska (14 km), jak też na brak środków lokomocji, członkowie Komisji zostali zakwaterowani w oddzielnym baraku we wsi Katyń, majątku Borek, należącym przed pierwszą wojną światową do Polaka pana Lednickiego, odległym o trzy i pół kilometra od Kozich Gór. W tym czasie znajdował się tam szpital polowy organizacji Todt'a. W majątku tym członkowie Komisji przebywali do dnia 20 maja, a od 21 maja do dnia 7 czerwca 1943 roku zakwaterowani zostali w lokalu szkoły wiejskiej przy stacji Katyń. Sprawa wyżywienia członków Komisji została rozwiązana w ten sposób, że całodzienne jedzenie otrzymywali na miejscu z kasyna oficerskiego organizacji Todt'a, przy czym przydzielano racje wydawane oddziałom przyfrontowym. Należy tu nadmienić, że wyżywienie to było dostateczne.

Wobec braku odpowiednich pomieszczeń w lesie, praca przy wyjmowaniu i badaniu dokumentów musiała być z konieczności podzielona w ten sposób, że wyjmowanie dokumentów wraz z ponownym grzebaniem zwłok dokonywane było na miejscu, tj. w lesie katyńskim, przedwstępne zaś badanie dokumentów odbywało się w lokalu Sekretariatu Policji Tajnej odległego o parę kilometrów od lasu katyńskiego, w kierunku Smoleńska.

Por. Slovenzik był zdania, że PCK powinien przesłać do Katynia swoje własne środki lokomocji. Po wyjaśnieniu, że wszystkie samochody PCK dawno zarekwirowano, sprawę lokomocji rozwiązano następująco:

a) dla przybycia do lasu katyńskiego od miejsca zakwaterowania dozwolone było zatrzymywanie samochodów wojskowych na szosie. To samo dotyczyło powrotu,
b) dla przybycia do Biura Sekretariatu Policji Polowej przysyłano motocykl.

Podziału pracy dokonano jak następuje:

a) jeden członek przy ekshumacji zwłok,
b) dwóch członków przy obszukiwaniu zwłok i wyjmowaniu dokumentów,
c) jeden członek przy sprawdzaniu kolejnych numerów zwłok, odnoszonych następnie do bratnich mogił,
d) jeden członek przy ponownym grzebaniu zwłok,
e) od dwóch do trzech członków przy odczytywaniu dokumentów,
f) od dnia 28 kwietnia, to jest od chwili przybycia dalszych członków Komisji, panów: Wodzińskiego Mariana, Cupryjaka Stefana, Mikołajczyka Jana, Króla Franciszka, Buczaka Władysława, Płonki Ferdynanda - lekarz medycyny sądowej, dr Wodziński, mając do pomocy laborantów z krakowskiego prosektorium, dokonywał szczegółowych oględzin zwłok, których nie można było zidentyfikować z dokumentów.

Kolejny przebieg prac był następujący:

a) odgrzebywanie i wydobywanie na powierzchnię zwłok,
b) wyjmowanie dokumentów,
c) przeprowadzanie przez lekarza oględzin niezidentyfikowanych zwłok,
d) grzebanie zwłok.

Czas pracy trwał codziennie od godziny 8 rano do godziny 18 z półtoragodzinną przerwą obiadową.

Komisja stwierdza, że wydobywanie zwłok połączone było z wielkimi trudnościami, gdyż zwłoki były mocno sprasowane, chaotycznie pozrzucane do dołów, część z rękami powiązanymi do tyłu, część ze zdjętymi i narzuconymi płaszczami na głowy, przy czym płaszcze związane były na szyjach sznurkiem, ręce zaś również związane do tyłu, przy czym sznurek ten przytwierdzony do sznurka ściągającego płaszcz na szyi. Tak skrępowane zwłoki znajdowały się głównie w jednym specjalnym dole, zalanym wodą podskórną, z którego wydobyto wyłącznie przez samych członków Komisji 46 ofiar. Niemieckie władze wojskowe, z uwagi na ciężkie warunki tej pracy, chciały dół ten w ogóle zasypać.

W jednym tylko dole znaleziono zwłoki ułożone równymi warstwami, twarzami do ziemi, w liczbie około 600.

Wielką trudność sprawiał brak dostatecznej ilości rękawic. Wydobywanie zwłok wykonywane było przez okolicznych mieszkańców, spędzanych do prac przez władze niemieckie. Wyniesione z dołów na noszach zwłoki, układano kolejno obok siebie i przystępowano do odnajdowania dokumentów w ten sposób, że każde zwłoki w obecności jednego członka Komisji PCK i przez dwu robotników były osobno przeszukiwane. Robotnicy rozcinali wszystkie kieszenie, wydobywali zawartość, wręczając wszystkie znalezione rzeczy członkowi Komisji PCK. Zarówno dokumenty jak i przedmioty składano do kopert oznaczonych kolejnym numerem, przy czym ten sam numer wybity na blaszce przyczepiony był do zwłok. Celem dokładniejszego wyszukania dokumentów rozcinano nawet bieliznę i buty. W wypadku nieznalezienia dokumentów, czy też pamiątek, wycinano monogram (o ile takowe były), z ubrania czy też z bielizny.

Członkowie Komisji, zajęci wyszukiwaniem dokumentów, nie mieli prawa ich przeglądania i segregowania i obowiązkiem ich było wkładanie do kopert następujących przedmiotów:

a) portfeli z całą zawartością,
b) wszelkich papierów znalezionych luzem,
c) odznaczeń i pamiątek,
d) medalików, krzyżyków,
e) jednego naramiennika,
f) portmonetki,
g) wszelkich wartościowych przedmiotów.

Natomiast mieli usuwać banknoty polskie luzem, gazety, bilon, woreczki z tytoniem, bibułkę do zwijania papierosów, papierośnice drewniane względnie blaszane. Zarządzenie to zostało wydane przez władze niemieckie, a miało na celu nieprzeładowywanie kopert. W ten sposób wypełnione koperty, związane drutem, bądź sznurkiem, składane były w kolejnej numeracji na specjalnie na ten cel przeznaczonym stole ruchomym, następnie przyjmowały je władze niemieckie i wysyłały motocyklem, dwa razy dziennie, to jest w południe i wieczorem do Sekretariatu Policji Polowej. Jeżeli dokumenty nie mieściły się w jedną kopertę, umieszczano je w drugiej opatrzonej tym samym numerem.

W biurze Sekretariatu Policji Polowej przywiezione przez wojskowego motocyklistę dokumenty przejmowały władze wojskowe niemieckie. Przedwstępne badania dokumentów i ustalania nazwisk odbywały się przy współudziale trzech Niemców oraz przedstawicieli Komisji Technicznej PCK. Otwieranie kopert odbywało się również w obecności Polaków i Niemców. Dokumenty w stanie w jakim znajdowały się przy zwłokach, musiały być następnie drewnianymi pałeczkami starannie oddzielane od brudu, tłuszczu i zgnilizny. W pierwszym rzędzie kładziono nacisk na odnalezienie takich dokumentów, które by niezbicie dały możność stwierdzenia imienia i nazwiska denata. Dane te czerpane były ze znaków tożsamości, dowodów osobistych, legitymacji służbowych, kart powołań MOB, ewentualnie świadectw szczepienia w Kozielsku. W braku tego rodzaju dokumentów badano inne, jak korespondencja, wizytówki, notesy, kartki z zapisami itd. Portfele oraz portmonetki z zawartością banknotów emisji Banku Polskiego oraz bilonu, było palone, natomiast banknoty w walucie zagranicznej, oprócz rosyjskiej, jak też wszystkie monety i przedmioty złote, były składane do kopert. Ustalone nazwiska oraz zawartość kopert wpisywał na oddzielny arkusz Niemiec, w języku niemieckim, z zachowaniem numeracji. Komisja wyjaśnia dlaczego początkowe listy sporządzone były tylko w języku niemieckim. Otóż władze niemieckie oświadczyły, że listy z nazwiskami będą natychmiast odsyłane do Polskiego Czerwonego Krzyża, jak również i dokumenty po wykorzystaniu. W związku z powyższym Komisja nie miała powodu sporządzania drugiej listy, tym bardziej, że w początkowej fazie pracy personel Komisji był bardzo nieliczny. Jeżeli zachodziły trudności przy odcyfrowywaniu danych personalnych, wówczas pod numerem kolejnym notowano "nierozpoznany", wymieniając jednak znalezione dokumenty. Takie dokumenty odsyłane były przez władze niemieckie do specjalnego laboratorium chemicznego, celem dokładniejszego zbadania. W wyniku pozytywnym badania pod tym samym numerem, ale już na liście dodatkowej, wpisywano nazwisko denata. Należy również zaznaczyć, że wśród pomordowanych znajdowały się zwłoki bez żadnych dokumentów czy też pamiątek. Były one jednak opatrzone również numerem kolejnym i adnotacją "nierozpoznany".

Po umieszczeniu na arkuszu zawartości koperty, dokumenty i przedmioty były wkładane do koperty nowej, opatrzonej tym samym numerem, na której również wymieniano jej zawartość. Czynność tę wykonywali Niemcy. W ten sposób przejrzane, posegregowane i ponumerowane koperty układano kolejno w skrzynie. Pozostawały one do wyłącznej dyspozycji władz niemieckich. Spisy, napisane na maszynie w języku niemieckim, nie mogły być sprawdzane przez Komisję z brudnopisem, ponieważ nie miała już do nich wglądu. Ten system pracy trwał od numeru 0421 do numeru 0794 w obecności pana Ludwika Rojkiewicza. Po stwierdzaniu tożsamości od numeru 0795 do 03900 obecni byli członkowie Komisji panowie: Cupryjak Stefan, Jaworski Gracjan i Mikołajczyk Jan. Sposób wykonywania pracy przez wyżej wymienionych był prawie identyczny, z tą jednak zmianą, że sporządzali oni już listy w języku polskim, które w miarę możności przesyłane były do Zarządu Głównego PCK. Od nr 03901 do nr 04243 obecny był pan Wodzinowski Jerzy, zachowując tę samą formę pracy. Identyfikowanie zwłok od nr 1 do nr 112 i od nr 01 do nr 0420 dokonane było wyłącznie przez Niemców przed przybyciem Komisji PCK. Komisja podkreśla, że przy badaniu dokumentów pamiętniki, rozkazy wojskowe, niektóre listy itp. zabierane były przez władze niemieckie do tłumaczenia na język niemiecki. Czy wszystkie one zostały zwrócone i włożone do odpowiednich kopert Komisja stwierdzić nie może.

Podczas prac Komisji Technicznej PCK w lesie katyńskim, w czasie od 15 kwietnia do 7 czerwca 1943 roku ekshumowano ogółem 4243 zwłok, z których 4233 wydobyto z siedmiu dołów znajdujących się w małych odległościach od siebie, a odkopanych w marcu 1943 roku przez wojskowe władze niemieckie. Z powyższych siedmiu dołów wydobyto wszystkie zwłoki. Ósmy dół, położony w odległości około 200 metrów na południe od pierwszej grupy dołów, odnaleziony został dnia 2 czerwca 1943 roku i wydobyto zeń tylko dziesięć zwłok. Pochowane one zostały w otwartej jeszcze wówczas szóstej bratniej mogile. Z uwagi na porę letnią, władze niemieckie zarządziły przerwę w pracach ekshumacyjnych do września, wobec czego ósmy dół, po wydobyciu wymienionych dziesięciu zwłok, został zasypany.

Bardzo staranne na całym terenie przeprowadzone sądowania przez Niemców, którym zależało na tym, aby głoszono przez propagandę cyfra 10-12 tysięcy zwłok nie odbiegała zbyt daleko od rzeczywistości, pozwalając przypuszczać, że więcej dołów już nie będzie. W dole ósmym, sądząc po jego badanych rozmiarach, ilość zwłok nie powinna przekraczać paruset. Sądowania terenu odkryły szereg masowych grobów Rosjan, w różnym stanie rozkładu trupów.

Ogólna liczba ekshumowanych zwłok w ilości 4241 została pochowana w sześciu nowych, bratnich mogiłach wykopanych w bliskości dołów mordu. Dla zwłok dwóch generałów zrobiono wyjątek i leżą one w oddzielnych, pojedynczych grobach. Teren z dwóch stron bratnich mogił jest niski i mokry, lecz same mogiły położone są na miejscu wygórowanym, suchym i piaszczystym. Wielkość i głębokość poszczególnych mogił nie jest jednakowa, ze względu na warunki terenowe i trudności techniczne powstałe podczas pracy. Dna wszystkich mogił są zupełnie suche i każda mogiła, w zależności od wielkości i głębokości, zawiera po kilka szeregów zwłok, każdy szereg po kilka warstw. Górne warstwy układane były co najmniej na głębokości jednego metra poniżej terenu, tak, że po zasypaniu mogił na jeden metr powyżej terenu otaczającego, górne warstwy zwłok są przysypane dwumetrowym pokładem ziemi. Wszystkie mogiły są uformowane płasko, mają jednakową wysokość i odarniowane boki. Na każdej mogile ustawiono drewniany heblowany krzyż wysokości dwa i pół metra, pod którym posadzono trochę kwiatów leśnych. Na powierzchni każdej mogiły zrobiony jest duży krzyż z darni. Mogiły są numerowane w kolejności ich powstawania, celem utrzymania kolejności numerów grzebanych zwłok. Zwłoki są ułożone głowami ku wschodowi, jedne obok drugich, głowy są nieco wyżej, a ręce złożone na piersiach. Każdą ułożoną warstwę zwłok przysypywano ziemią na wysokość od 20 do 30 centymetrów. W mogiłach I, II, III i IV zwłoki były układane poczynając od prawej strony, a to z powodu wnoszenia ich do mogił od strony lewej. Spis numerów zwłok pogrzebanych w każdej mogile jest załączony do niniejszego sprawozdania, jak również plan sytuacyjny cmentarza, zajmującego przestrzeń 60x36, to jest 2160 metrów kwadratowych. W dniu odjazdu z Katynia ostatnich członków Komisji Technicznej PCK 9 czerwca 1943 roku, członkowie ci zawiesili na największym krzyżu czwartej mogiły, duży wieniec metalowy, wykonany z blachy i drutu przez jednego z członków. Wieniec ten, jakkolwiek wykonany ręcznie i w warunkach polowych, ma wygląd estetyczny, pomalowany jest na czarno, w środku znajduje się korona cierniowa z drutu kolczastego, z przybitym do krzyża grubym, metalowym orzełkiem polskim z czapki oficerskiej. Po złożeniu wieńca, członkowie Komisji uczcili pamięć pomordowanych, składając im hołd przez chwilę milczenia i modlitwę i pożegnali ich w imieniu Ojczyzny, rodzin i swoim. Opuszczając cmentarz, Komisja wyraziła podziękowanie za współpracę por. Slovenzikowi, ppor. Vossowi z Policji Polowej, podoficerom, żołnierzom niemieckim i robotnikom-Rosjanom za bardzo ciężkie dwumiesięczne trudy przy ekshumacji.

Reasumując powyższe, Komisja stwierdza, że:

1) wydobywane zwłoki z dołów znajdowały się w stanie rozkładu, a więc rozpoznanie było wręcz niemożliwe. Natomiast mundury utrzymały się dość dobrze, zwłaszcza wszelkie części metalowe, jak dystynkcje, odznaczenia, orzełki, guziki i tym podobne,
2) powodem śmierci był strzał, skierowany w okolicę podstawy czaszki,
3) z dokumentów znalezionych przy zwłokach wynika, że mord miał miejsce w czasie od końca marca do początku maja 1940 roku,
4) praca w Katyniu odbywała się pod stałą kontrolą władz niemieckich, które przydzielały posterunek do każdej grupy pracujących członków Komisji,
5) całość pracy wykonana została przez członków Komisji Technicznej PCK, władze niemieckie i mieszkańców okolicznych wsi, których liczba wynosiła dziennie od 20 do 30 osób. Przysyłani również jeńcy bolszewiccy w liczbie pięćdziesięciu dziennie zatrudnieni byli wyłącznie przy kopaniu i zasypywaniu bratnich mogił oraz przy plantowaniu terenu,
6) ogólne warunki pracy były bardzo ciężkie i wyczerpujące nerwowo. Rozkład ciał i skażone przez to powietrze stwarzały bardzo ciężką atmosferę pracy,
7) częste przyjazdy różnych delegacji, codzienne zwiedzanie terenu przez znaczne ilości wojskowych, sekcje zwłok dokonywane przez lekarzy niemieckich i członków przybywających delegacji komplikowały i tak już trudną samą przez się pracę.

Ponieważ przewodniczący Komisji Technicznej, pan Hugon Kassur, po wyjeździe w dniu 12 maja 1943 roku nie mógł powrócić do Katynia, funkcję przewodniczącego do chwili ukończenia prac pełnił pan Jerzy Wodzinowski.

Na zakończenie Komisja stwierdza, że wymagania propagandy niemieckiej bardzo utrudniały pracę. Już na dwa dni przed przyjazdem poważniejszej delegacji wstrzymywano pracę w ten sposób, że zjawiało się do niej tylko siedmiu do dziesięciu robotników, przy czym tłumaczono, że mieszkańcy okolicznych wsi nie zjawiali się wbrew otrzymanemu nakazowi.

Kiedy do Katynia zjechali profesorowie medycyny z Niemiec i państw współpracujących z "Osią", były dla ich oględzin i sekcji zarejestrowane bądź ciała oficerów wyższych rangą, bądź tych, którzy oprócz śmiertelnego postrzału otrzymali kłute rany bagnetem lub byli związani. Na liczne energiczne interwencje szefa Komisji w tej sprawie nie zwracano uwagi i to nieliczenie się z powagą prac Komisji doprowadziło do tego, że przy grzebaniu zwłok powstały w drugiej bratniej mogile przerwy w kolejnej numeracji. Sekcje dokonywane przez profesorów zagranicznych odbywały się bez porozumienia z Komisją, co parokrotnie utrudniło identyfikację. Komisja uniknęła większych powikłań w pracy dzięki temu, że często samowolnie zabierała i grzebała zwłoki odłożone do dyspozycji niemieckiej.

Wojsko niemieckie, zajmujące środkowy odcinek frontu, otrzymało rozkaz zwiedzania Katynia. Codziennie setki osób oglądały miejsce zbrodni. Interwencja Komisji doprowadziła do tego, że zwiedzanie zostało ograniczone do pewnych godzin i że przydzielono utrzymujących porządek żandarmów.

Parę słów wyjaśnienia do powyższego sprawozdania. O kontroli niemieckiej już wspomniałem. W jednym wypadku zażądano od członka Komisji, pana Cupryjaka, okazania zapisków, które uczynił w swym notesie przy odczytywaniu dokumentów.

Nie można też pominąć incydentu, który powstał pomiędzy panem Kassurem a por. Slovenzikiem. Ten ostatni zjawił się któregoś dnia na początku prac z oświadczeniem, że do wiadomości władz niemieckich doszło, że niektórzy oficerowie polscy byli narodowości niemieckiej, czyli tzw. "Volksdeutsche", i zażądał dla nich osobnej mogiły, lub co najmniej czołowego miejsca w bratnich mogiłach. Otrzymał on odpowiedź, że wszyscy pomordowani byli oficerami wojsk polskich, że określanie ich narodowości jest niemożliwe, i że może się pan Kassur zgodzić tylko na mogiły wspólne, bez wyjątku i segregacji. Por. Slovenzik dał się przekonać tymi argumentami.

Z kul wydobytych ze zwłok oficerów oraz z ich łusek znalezionych w piasku, można stwierdzić, że strzały były oddawane z broni krótkiej kalibru 7,65 mm. Wydaje się ona być pochodzenia niemieckiego. Z obawy, aby bolszewicy nie wykorzystali tej okoliczności, władze niemieckie śledziły bacznie za tym, aby żadna kula ani łuska nie została schowaną przez członków Komisji PCK. Zarządzenie to było naiwne i dopilnowanie jego niewykonalne. Zresztą zaufani urzędnicy NKWD, wykonujący mord katyński, mogli mieć broń krótką wszelkiego pochodzenia.

Dotychczas Zarząd Główny Polskiego Czerwonego Krzyża nie otrzymał od dr. Wodzińskiego pełnego wyniku prac badania zwłok w Katyniu. Z jego raportu po wydobyciu pierwszych 1700 zwłok wynika, że pomimo rozkładu gnilnego, polegającego dzięki terenowi piaszczysto-glinkowatemu na częściowej mumifikacji górnych warstw zwłok, w głębszych zaś na tak zwanym przeobrażeniu tłuszczowo-woskowym, udało się w 98% wypadków stwierdzić postrzał czaszki z wlotem w okolicy potylicy, wylotem zaś na czole, w szczycie czaszki lub twarzy, w 0,5% podwójny postrzał czaszki z tyłu, 1,5% przypadków postrzał lub postrzały szyi. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, cyfry wyników ostatecznych nie będą daleko odbiegały od powyższych. Godne uwagi będą dane o ilości zwłok ze związanymi sznurkami rękami i szyjami oraz ilość zakłutych bagnetami.

Sprawozdanie Komisji Technicznej pobieżnie tylko wspomina o tym, że członkowie Komisji własnoręcznie ekshumowali 46 zwłok z dołu zapełnionego wodą. Chodzi tu o dół, który sam widziałem podczas mego pobytu w Katyniu. Tworzyła go dolna krawędź jednego z siedmiu wielkich grobów, który jakby tarasami schodził aż do terenu nizinnego. Zapełniała go ciemna woda podskórna, z powierzchni której sterczały części zwłok. Dla ekshumacji obiecywali Niemcy dostarczyć pomp i pozostawał on nieopróżniony do ostatnich dni pracy. Pewnego dnia stwierdził pan Wodzinowski, że robotnicy rosyjscy rozpoczęli zasypywanie dołu. Wstrzymał on natychmiast tę pracę i od por. Slovenzika dowiedział się, że wojsko, z powodu ciągłych nalotów sowieckich i zarządzonego w całej okolicy stałego pogotowia pożarowego, pomp dostarczyć nie może, a od robotników żądać tego rodzaju ekshumacji nie można. Wtedy to, pięciu członków Komisji Technicznej PCK z panem Wodzinowskim na czele, zeszło do dołu i własnoręcznie w ciągu siedemnastu godzin pracy wydobyło z wody 46 zwłok oficerów polskich.

Podkreślając z obowiązku ten piękny czyn Członków naszej Komisji, przytoczę, na zakończenie sprawozdania o udziale Polskiego Czerwonego Krzyża w pracy ekshumacyjnej w Katyniu, zdanie z przemówienia Prezesa Zarządu Głównego na zebraniu przedstawicieli społeczeństwa polskiego w Warszawie w dniu 14 maja 1943 roku:

Mogiłami jest znaczona historia Polski ...
takiej mogiły jeszcze nie było ...

(-) Kazimierz Skarżyński

Warszawa, czerwiec 1943 roku.

 

 

INTERNATIONAL COMMITTEE OF THE RED CROSS and KATYŃ

 

ELECTRONIC MUSEUM holds the exclusive copyright ownership of the layout and most contents of this web site.
Infringements in any form and by any means shall be prosecuted. Permission for uses other than viewing may be granted upon written request. Only express written permissions are considered valid. Terms and conditions may vary.

Last modified August 9, 2013 11:39 AM Copyright©ElectronicMuseum.ca

http://www.electronicmuseum.ca/Poland-WW2/katyn_memorial_wall/international_committee_red_cross/prc_report/prc_report_II_pl.html

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)