Mamo, czy my już nie Polacy?

Obrazek użytkownika wilre
Historia
Powodem moich wedrówek po krajach byłego Związku Sowieckiego była praca w kanadyjskim programie pomocy medycznej dzieciom o polskich korzeniach. Przy okazji leczenia poznałam niedolę dzieci ulicy i sytuację w domach dziecka. Byłam wielokrotnie świadkiem zdarzeń, które wg. mojego rozeznania nie powinny były zaistnieć w państwach prawa. Prawdziwa niedola ogromnej wiekszosci tych dzieci nie wynika z chorób somatycznych, aczkolwiek brak pomocy medycznej rzuca się tam w oczy, ale z chorego prawa regulującego lub wręcz z jego braku.
Dr  Jadwiga W.

 

Mamo, czy my już nie Polacy?
Karta Polaka jest istotną szansą dla ludzi czujących się Polakami mimo zamieszkiwania poza granicami Polski. Coś mi tu jednak nie gra: uznajemy ich za Polaków, a zakazujemy osiedlania się na terytorium Polski. Niby Polak, ale taki nie całkiem? I broń Boże, niech nie zachoruje, bo leczenia nie ma.

I jeszcze jedno: co z Polakami z Kazachstanu, którzy przyjechali do Obwodu Kaliningradzkiego w nadziei, że stąd będzie łatwiej dostać się do wymarzonej Polski? Polacy z Kazachstanu mogą osiedlać się w Polsce, ale nie każdy wie, że w Kazachstanie załatwić tę sprawę jest niesłychanie trudno - duże pieniądze, dalekie wędrówki, długie, żmudne procedury.

Kiedyś powiedział mi jeden z polskich księży pracujący w Kazachstanie: „trzeba mieć co najmniej tysiąc dolarów na głowę i znać sposoby. Te „sposoby” też przyszło mi z czasem poznać, ale teraz nie o tym .
Jestem w Oziersku, przygranicznym miasteczku w Obwodzie Kaliningradzkim.

- Rzut kamieniem i już w Polsce. Ale co z tego!? Granica dla nas teraz zamknięta. Polska akceptowała nas, gdy mieszkaliśmy w Kazachstanie, teraz, gdy przyjechaliśmy do Kaliningradu, już nas nie chce – opowiadają mieszkańcy Obwodu Kaliningradzkiego.

- Większość z nas zna Polskę tylko z opowiadań rodziców i dziadków– mówi prezes organizacji Polaków. - Ale myśmy Polską żyli od urodzenia. Naszym dzieciom Polska się śniła. Mówiło się: „dobrze, jak w Polsce,” „pięknie, jak w Polsce”. Całe rodziny przyjeżdżały wszystkie z ta sama myślą, żeby do Polski się dostać. Teraz wzdłuż granicy znajdziecie masę polskich osiedli. I co? Polska już nas nie chce.

Problem dla mnie zupełnie nowy. Otwieram szeroko oczy, oglądam dokumenty. Wokół mnie zebrał się już spory tłum Polaków, którzy tu przyjechali z Kazachstanu. Mają w Oziersku swój ośrodek, do którego zjeżdżają w niedzielę z dziećmi z całej okolicy. To miejsce nazywają: „Nasza Polska”

- My głupio wymyślili – mówią - że skoro Polska na rzut kamieniem, to i dla człowieka nie żaden problem. A tu polskie władze już z nami gadać nie chcą. My tu już nie „Polacy z Kazachstanu”. Czekamy, błagamy i nic.

Widzę, że to nie nieporozumienie, że to biurokratyczna patologia:

- Przecież przyjechaliście z Kazachstanu... – zaczynam.

- To się dla polskich przepisów nie liczy. Dla urzędu, my już nie „Polacy z Kazachstanu”. Teraz my w innej kategorii. Najgorzej z dziećmi. I po co my wychowywali dzieci w takiej miłości dla Polski?

- Jak to, po co?! - oburzam się:

- A no, tak to. Przychodzą ze szkoły ogłupiałe: - Tata – mówią - jak to jest? Na nas w szkole wołają ‘wy Kazachy’. Nawet pani tak mówi. Dlaczego? Przecież my tam byli Polaki. My się chwalili, że my Polaki. - Żona wychodzi, żeby przy dzieciakach nie beczeć, ja odwracam się do ściany, bo też mi się łzy cisną. A córka płacze, biegnie za żoną i woła: Mamo, mamo, powiedz czy my już teraz nie Polacy?!

 

Po powrocie pukam do różnych drzwi. Na próżno – Oni teraz w innej kategorii – słyszę -przepis już ich nie dotyczy. Przepis to jak granitowa skała, myślę. Stworzony przez roboty dla robotów, czy dla czujących, myślących ludzi? Od czego jest człowiek? Przepis jest bezduszny, czy człowiek też musi być bezduszny? Czym ci ludzie zasłużyli sobie na takie traktowanie po tylu latach tęsknoty za Polską? Czy mam tym dzieciakom powiedzieć, że tak jest dlatego, że w Polsce - wyśnionej, wymarzonej ich Polsce - nikogo ich los nie obchodzi?

 

 

czwartek, 17 kwietnia 2008, drjadwigaw
CDN
UZUPEŁNIENIE   2012
 

arch/-

Dlaczego Polska nas nie chce?
 

Poniedziałek, 24 grudnia 2012 (02:11)

Co ja mogę dać Polsce? Swoje pomysły, ręce do pracy, a jeżeli zajdzie taka potrzeba, oddać życie w jej obronie – mówi drżącym ze wzruszenia głosem Antoni Woszczatyński, młody Polak z Ozierska w obwodzie kaliningradzkim. Jego rodzina przeprowadziła się tam z Kazachstanu po tym, jak nie udało się jej uzyskać zgody na repatriację do Polski. Chcieli być bliżej Ojczyzny. W Polsce Antoni skończył studia, po czym znów musiał wrócić do Rosji.

Dla Polaków żyjących w Kazachstanie Polska jest utraconą ziemią obiecaną. Niestety, z roku na rok spada liczba tych, którym udaje się powrócić do Ojczyzny.

– Czy to oznacza, że Polska nas nie chce? – pytają rozgoryczeni. Cierpieli przez wiele lat jako ofiary ludobójczej polityki Związku Sowieckiego, przemocą wyrwani ze swojej ziemi, traktowani jak obywatele drugiej kategorii. Mimo przeciwności dbali o to, aby zachować język, kulturę i swoją wiarę. I wciąż czekają. Ci, którzy jeszcze nie stracili nadziei.

W kolejce po polski paszport

Rodzina Antoniego od lat stara się o powrót do Polski w ramach programu repatriacji. Jak dotąd – bezskutecznie. Ale on nie zamierza ustać w swoich staraniach. Chciałby przekonać polskie władze, żeby na sprawę repatriacji Polaków mieszkających w Kazachstanie nie patrzono tylko przez pryzmat wydatków, ale jak na inwestycję.

– Marzę o chwili, kiedy będę mógł powiedzieć, że jestem Polakiem nie tylko w sercu, ale że mam również polski paszport – wyznaje.

Przodkowie Antoniego, tak jak prawie wszyscy żyjący w Kazachstanie Polacy, znaleźli się tam jako ofiary przeprowadzonej w latach 1936-1939 przez Stalina ludobójczej akcji deportacyjnej ludności polskiej zamieszkującej zachodnie republiki sowieckie – Ukrainę i Białoruś. Wygnańcy zostali skazani na życie w nadzwyczaj ciężkich warunkach materialnych i klimatycznych, tym bardziej że rozmieszczono ich na terytorium, gdzie wcześniej nie było żadnych osad.

Tam zostali poddani surowemu reżimowi – mieli zakaz swobodnego poruszania się, zabroniono im korespondowania z najbliższymi, cierpieli głód. Wśród przesiedleńców szerzyły się choroby. Polacy przetrwali dzięki wierze katolickiej, olbrzymiemu hartowi ducha i pomocy Kazachów, którzy dzielili się tym, co mieli, i uczyli ich, jak przeżyć w surowym klimacie.

Obecnie w Kazachstanie żyje około 34 tysięcy Polaków. Lepsze warunki panują w miastach. Na wsiach szerzy się bezrobocie – jedynie 20 procent mieszkańców jest zatrudnionych, część żyje z pracy we własnych gospodarstwach rolnych.

W ciągu całego okresu trwania programu repatriacyjnego od początku lat 90. do Polski ze Wschodu powróciło zaledwie 7 tys. naszych rodaków, z czego ok. 4,5 tys. z Kazachstanu. A lista oczekujących jest bardzo długa.

Ustawa repatriacyjna, na którą repatrianci czekali przez wiele lat, a która wreszcie weszła w życie w 2000 r., nie spełniła pokładanych w niej nadziei i oczekiwań, a jej kilkakrotne nowelizacje nie przyniosły żadnego skutku. Częścią składową tej ustawy jest tzw. baza „Rodak” wyznaczająca kolejność osób czekających na repatriację. Jak wskazują osoby zaangażowane w pomoc polskim repatriantom, baza ta jest bardzo niewydolna i nieprzejrzysta.

– Temat repatriacji to dla nas bolesny problem – mówi Katarzyna Ostrowska, zastępca szefa prezesa Związku Polaków w Kazachstanie. Głównymi celami związku łączącego trzynaście organizacji polonijnych jest nauka języka polskiego, promowanie kultury polskiej oraz właśnie sprawa repatriacji. Jak mówi pani Ostrowska, ten ostatni temat pojawia się na każdym ze zjazdów związku.

Według danych Urzędu ds. Cudzoziemców, w latach 1997-2010 wydano 2540 wiz repatriacyjnych. Niestety, ta liczba z roku na rok maleje. Dla porównania: w 1997 roku przyznano 316 wiz, natomiast w roku 2010 już tylko 84. Dzieje się tak pomimo tego, że wniosków ciągle przybywa. Od czasu do czasu w mediach pojawiają się informacje, że Polacy mieszkający w Kazachstanie nie chcą już wracać do Polski. – To nieprawda. Te pogłoski biorą się stąd, że wielu nie wierzy już w możliwość powrotu. Oni po prostu stracili nadzieję i przestali czekać – prostuje Katarzyna Ostrowska.

Pomimo organizowanych konferencji i zjazdów poświęconych Polakom w Kazachstanie repatriacja zamiera. Rocznie wraca do Macierzy zaledwie kilka, góra kilkanaście rodzin.

Polskość jak cenny skarb

Jednym z największych problemów, z jakimi muszą borykać się Polacy mieszkający w Kazachstanie, jest brak nauczycieli języka ojczystego. Długie dziesięciolecia, kiedy nauczanie języka polskiego było całkowicie zabronione, zrobiły swoje. – Teraz trudno nadrobić wieloletnie zaległości – przyznaje Witalij Chmielewski, prezes Polskiego Stowarzyszenia w Karagandzie.

Duża odległość od Polski oraz znaczne rozproszenie Polaków również bardzo utrudniają dbałość o język. W tej chwili w całym Kazachstanie pracuje zaledwie dwunastu nauczycieli języka polskiego i z każdym rokiem przybywa problemów związanych z ich przyjazdem. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak odpowiedniej umowy między Polską a Kazachstanem – ostatnia wygasła w 2002 roku.

Polskie prawo umożliwia przyjazd nauczycielom tylko na jeden rok szkolny. Jakby tego było mało, nauczyciele przyjeżdżają z miesięcznym opóźnieniem, z wizami bez prawa do pracy, przez co nie mogą być zatrudnieni w szkole. Od wielu lat zmniejsza się również liczba dzieci przyjeżdżających do Polski na kolonie. Witalij Chmielewski nie może zrozumieć takiego rozwoju wydarzeń oraz malejącej liczby repatriacji.

– Dlaczego każdy Niemiec, jeżeli tylko tego chciał, mógł powrócić do swojego kraju, a Polacy tego nie mogą? – pyta rozgoryczony. Jak przekonuje, polskie rodziny z Kazachstanu mogą być ratunkiem dla Polski w tragicznej sytuacji demograficznej. – Dzieci z tych rodzin uczą się bardzo dobrze, uczestniczą w różnych konkursach, olimpiadach i kółkach zainteresowań. Dlaczego Polska ich nie chce? – dopytuje Chmielewski.

Aleksander Suchowiecki, przewodniczący Związków Obwodowych Polaków w Kazachstanie, reprezentuje liczną grupę Polaków mieszkających na północy Kazachstanu. W ich imieniu mówi: – Polska jest naszym krajem i ten rząd musi traktować nas jak Polaków. Pan Aleksander wzywa władze naszego kraju do podjęcia wszelkich możliwych starań, które umożliwią im powrót do Ojczyzny.

– Jeżeli nie chcecie przyjąć Polaków z Kazachstanu, jeżeli nie uważacie nas za prawdziwych Polaków, to powiedzcie o tym głośno, żebyśmy nie mieli już nadziei, której i tak zostało bardzo niewiele – wyznaje z żalem. – Jeżeli Ojczyzna rezygnuje ze swoich dzieci, to jaka to jest Ojczyzna? Jaka to jest Matka? – pyta.

Pozostaje czekanie

Wśród uchwał IV Zjazdu Polonii i Polaków z zagranicy, który odbył się w dniach 24-26 sierpnia 2012 r. na Zamku Królewskim w Warszawie, znalazł się adresowany do posłów i senatorów RP wniosek o przyjęcie nowej ustawy repatriacyjnej opartej na projekcie Obywatelskiego Komitetu „Powrót do Ojczyzny”, której inicjatorami są Wspólnota Polska oraz Związek Repatriantów RP.

Ustawa ta przenosi odpowiedzialność za sprowadzanie repatriantów z samorządów na państwo polskie. – I tak powinno być – komentuje Aleksandra Ślusarek, prezes Związku Repatriantów Rzeczypospolitej Polskiej. Jej zdaniem, obecna praktyka pokazuje, że gminy nie są zainteresowane zapraszaniem do siebie Polaków z Kazachstanu.

Wskazuje na dwie zasadnicze przyczyny takiego stanu rzeczy: zbyt małą świadomość historyczną oraz ryzyko, jakie bierze na siebie burmistrz, który zaprasza rodzinę z Kazachstanu i przekazuje jej mieszkanie, podczas gdy na lokal oczekuje cała kolejka mieszkańców jego własnej gminy. – Dość już tego. Państwo polskie, jak każdy cywilizowany kraj, musi zadbać o swoje dzieci rozrzucone po świecie, a zwłaszcza o te, które wbrew własnej woli zostały deportowane i zesłane – podkreśla Aleksandra Ślusarek.

Przykładem samorządowca niezwykle wyczulonego na sprawy polskich repatriantów jest Władysław Diakun, burmistrz Polic. Jego gmina umożliwiła powrót do Polski siedmiu rodzinom z Kazachstanu i Kresów Wschodnich. – Podań jest bardzo dużo i niezwykle trudno jest spośród nich kogoś wybrać – komentuje burmistrz. Nie może pogodzić się z tym, że Polska do tej pory wzorem innych krajów nie umożliwiła powrotu do kraju kilkudziesięciu tysiącom swoich rodaków z Kazachstanu. – Oni wszyscy już dawno powinni być z nami – podkreśla.

Ludmiła Mirzojan z Kokczetawu na północy Kazachstanu przyjechała do Polski na studia. Mieszka w Krakowie i mimo usilnych starań wciąż nie może uzyskać polskiego obywatelstwa. – Cały czas jestem na jakichś wizach, kartach pobytu – skarży się.

Jak mówi, w tej chwili nie ma ani pracy, ani środków na godne życie. Udaje jej się przeżyć głównie dzięki wsparciu rodziny oraz osób prywatnych. Już kilkanaście lat temu składała dokumenty potrzebne do uzyskania statusu repatrianta.

– Niestety, wszystko toczy się bardzo powoli. Nie pozostaje nam nic innego, jak tylko czekanie – dodaje. Dlaczego tak bardzo chce wrócić? – Jestem Polką. Tę polskość rozwijano i pielęgnowano we mnie przez całe dzieciństwo. W domu obchodziliśmy wszystkie święta narodowe i religijne. To chyba normalne, że człowieka, który mieszka na odludziu, ciągnie do jego Ojczyzny – konstatuje.

W grudniu w Warszawie odbył się zjazd Polaków z Kazachstanu oraz repatriantów. Jego celem było zwrócenie uwagi na przeciągające się prace nad nową ustawą repatriacyjną, na problemy Polaków mieszkających w Kazachstanie oraz największe bolączki repatriantów. Niestety, mimo starań organizatorów spotkał się on z niewielkim zainteresowaniem mediów i polityków.

Gdy marzenia się spełniają

Sergiusz Kuzionny promienieje. Znalazł się wśród tych szczęśliwców, którzy wraz z całą rodziną w najbliższych miesiącach będą mogli przeprowadzić się do Polski. W Polsce skończył studia. Tutaj studiuje jego młodsze rodzeństwo. Aktualnie Sergiusz opiekuje się grupą polskiej młodzieży z Kazachstanu, która przyjechała do Polski na roczny kurs języka polskiego przy Uniwersytecie Warszawskim.

– Rodzina czeka, jeszcze tylko muszą zostać zakończone sprawy formalne. Marzeniem mojej prababci wysiedlonej w 1936 r. z Kresów był powrót do Ojczyzny. Ona, niestety, tego nie doczekała, ale to marzenie właśnie się spełnia – mówi Sergiusz. Wiele lat zajęły mu starania o to, aby jakaś gmina zgodziła się przyjąć jego rodzinę. – Wysyłałem różnego rodzaju podania, prośby, a także życiorysy członków mojej rodziny. Przez długi okres byłem odsyłany z niczym. Aż wreszcie się udało – cieszy się chłopak. Niedługo on i cała jego rodzina zamieszkają w Warszawie.

Jednak i tym Polakom, którym udało się wrócić, wcale nie jest łatwo odnaleźć się w polskiej rzeczywistości. Głównym problemem jest brak środków potrzebnych do godnego funkcjonowania. Dotyczy to szczególnie ludzi starszych oraz małżeństw mieszanych. Józefa Ślęzak mieszka w Polsce już 12 lat. Biorąc pod uwagę aspekt finansowy, jest jej bardzo ciężko. Dostała mieszkanie, ale na opłatę czynszu brakuje jej pieniędzy. Na dodatek jest osobą schorowaną, co wiąże się z warunkami, w jakich musiała żyć w Kazachstanie – surowym klimatem, ciężką pracą i zanieczyszczeniem powietrza.

– 300 km od miasta, w którym mieszkałam, znajdował się poligon atomowy – twierdzi pani Józefa. – Czy my mogliśmy wyjść z tego całkiem zdrowi? – pyta. Bardzo niska emerytura, jaką otrzymuje w Polsce, nie pozwala związać końca z końcem. Gdy pani Józefa podaje kwotę swojego świadczenia i wylicza comiesięczne wydatki, aż ciężko uwierzyć, że udaje jej się przeżyć z miesiąca na miesiąc.

Ratuje ją to, że jest zielarką, przez co nie wydaje ani grosza na lekarstwa, oraz poczucie humoru. A przede wszystkim świadomość, że wreszcie może żyć w kraju swoich przodków. – Najważniejsze, że jestem tutaj – dodaje, uśmiechając się.

Bogusław Rąpała - NASZ  DZIENNIK

 
 
 

http://koszmar.blox.pl/2008/04/Rzut-kamieniem-i-juz-w-Polsce-Ale-co-z-tego.html

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Jestem ciekawa, dlaczego ci ludzie nie przyjechali do Polski wcześniej. Była taka możliwość w połowie lat 50, chyba po 56. roku.
Miałam w klasie koleżankę, która, jak opowiadała, była z rodziną w Kazachstanie (wywieziona spod Grodna). I dwóch kolegów-repatriantów. Jeden wrócił z Syberii, a drugi nie wiem, skąd.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362191

A, i jeszcze jedna, wróciła z okolic Wilna - to dopisałam z sumienności :-)

Vote up!
1
Vote down!
0
#362192

ale ostatnio czytale, ze sukinsyn Stalin nawet z Grodzienszczyzny nie chcial puszczac do Polski Polakow ale chetnie przesiedlil nam litwakow tj obywateli Litwy pochodzenia zydowskiego.....
Polska jest MACOCHA dla tych LUDZI - to jest pewne.
NIErzadne skurkowance mysla jak sprowadzic do Polski chinska sile robocza a w ZYCI maja wlasnych Rodakow.
To jest wielce smutne - kto nami rzadzi?
ANTY-Polacy.
56'? - Czeslaw Niemen przyjechal z trudem do PRL.
Teraz z trudem do PRL-bis przyjezdzaja inni Polacy.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362208

 W latach 50 i po 56 -tym roku do Polski przyjechali zydzi jako repatryjanci polscy.

Po zdobyciu zawodu - ukonczeniu studiow emigrowali do Stanow i Australi.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362221

duzo Polkaow powrocilo do Polski z zeslania moja rodzina wlasnie z Syberji przzyjechala w 56 roku.
MSZ bylo i jest obsadzone antypolksa ekipa zydowskiego pochodzenia, ktora od lat prowadzi polityke traktowania Polakow n awschodzie jako Polakow innej kategorji wbrew prawu.
Dodam ze prawo mowi jednoznacznie ze Polakiem jest ten ktorego rodzicem byl Polak czy to matka czy ojciec i nalezy sie paszport Polski jak psu micha.
Nie tak dawno mowiono ze Polske nie stac na repatryjantow bo nie ma ich gdzie osiedlic ,ze nie ma pieniedzy, moze nie ma bo Zydom trzeba uzbierac to co wlasnie Tusk i Rostowski robi pozycza na procent i zbiera jakas rezerwe.
Sa w tej chwili tereny w Polsce wymierajce i opustoszale bez problemu tam mozna by osiedlic naszych sybirakow.
Wyglada na to ze kare za to ze byli cale zycie Polakmi ze ich ojcowie czy dziadowie byli patryjotami wlaczacymi z wrogiem z lewa i prawa za co zostali zeslani musza ta kare odbywac nadal z woli synow tych co Polakow zewslali.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362237

duzo Polakow powrocilo do Polski z zeslania, moja rodzina wlasnie z Syberji przyjechala w 56 roku.
MSZ bylo i jest obsadzone antypolska ekipa zydowskiego pochodzenia, ktora od lat prowadzi polityke traktowania Polakow na wschodzie jako Polakow innej kategorji wbrew prawu.
Dodam ze prawo mowi jednoznacznie ze Polakiem jest ten ktorego rodzicem byl Polak czy to matka czy ojciec i nalezy sie paszport Polski jak psu micha.Jedynie to trzeba udowodnic.
Nie tak dawno mowiono ze Polske nie stac na repatryjantow bo nie ma ich gdzie osiedlic ,ze nie ma pieniedzy, moze nie ma bo Zydom trzeba uzbierac to co wlasnie Tusk i Rostowski robi i pozycza na procent zbiera jakas rezerwe.
Sa w tej chwili tereny w Polsce wymierajce i opustoszale bez problemu tam mozna by osiedlic naszych sybirakow.
Wyglada na to ze kare za to ze byli cale zycie Polakmi ze ich ojcowie czy dziadowie byli patryjotami walczacymi z wrogiem z lewa i prawa za co zostali zeslani musza ta kare odbywac nadal z woli synow tych co Polakow zeslali.

Vote up!
0
Vote down!
0
#362239

Wtedy nad tym się nie zastanawiałam, ale na pewno wszyscy byli katolikami: lekcje religii itd., w małym miasteczku wszystko się wiedziało. I teraz kiedy na to patrzę po latach - wiele rzeczy wskazuje, że na pewno nie byli to Żydzi.

Teraz niektóre rzeczy są lekko zniekształcane (nie żeby specjalnie oraz w niezbyt ważnych sprawach, ot, często piszący, będąc dość młody, ma wiedzę z drugiej ręki). Stosunkowo często takie drobne zniekształcanie zauważam.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362285

co ztego piekla sie wyrwali i przyjechali do Polski.
Prawie wszyscy Polacy jak by mogli to by w latach 50 przyjechali do ojczyzny jak by tylko mogli.
Prawie bo znam jeden przyklad Polki ktora zeslano z Lwowa z rodzicami imalymi dziecmi zaras jak jej meza, ktory pracowal w przedwojennej II Zyd z NKWD zastrzelil na jej oczachw domu,
niechciala wracac bo wszytkich tam pochowala i nie miala nic juzna swiecie tylke mogily swoich blskich pochwanych w sabaczej ziemi.

Vote up!
0
Vote down!
0
#362242

Nie jestem naiwna, tylko - jak napisałam - miałam kilka takich osób w klasie. Wtedy mówiło się o dość masowej repatriacji (tak się to wtedy nazywało) po 56. roku. To nie naiwność, tylko fakty.
Wiem, jeśli fakty nie zgadzają się z teorią, to tym gorzej dla faktów ;-)

Pamiętam nawet, jak się oni nazywali, ale z oczywistych względów nie podam publicznie, zresztą to nieistotne. Imion dwojga z nich nie jestem pewna. Jedna miała litewskie nazwisko, kończyło się na -ties. Nauczyciele mówili -tis, a ona się upierała, że nie, bo -tis to końcówka męska, a -ties to żeńska (jak u nas -ski/-cki i -ska/-cka). Typ bardzo nordycki, bałtycki.

Jeśli ona to przypadkowo czyta, to pozdrawiam ją serdecznie, pozostałych zresztą też :-) Bardzo dawno straciłam z nimi kontakt.

Vote up!
0
Vote down!
0
#362286

Zresztą wyżej sam napisałeś, ze Twoja rodzina przyjechała też po 56 roku. Może więc Twoja rodzina będzie wiedziała, dlaczego jedni przyjechali, drudzy nie. Może to zależało od przedsiębiorczości, gotówki, stanu zdrowia - coś musiało być, co tamtych zatrzymało.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362287

zas nie.
Czesc Polakow byla az w tak odleglych od cywilizacji miejscach ze nie docieraly do nich zadne informacje o mozliwosci powrotu, te informacje byly ukrywane przez kacapow.
Nastepna sprawa rozbijala sie o pieniadze trzeba bylo dac lapowke i to na wielu szczeblach wladzy urzedniczej i nie chodzilo tylko o pieniadze ktorych sybiracy parwie nie mieli ale o zloto,diamenty czy jakies wytwory cywilizacji.
Moja rodzina dostawal z Polski paczki co pomoglo im przezyc i powrocic.

PS.Zloto nie raz pomoglo Polakom na syberji wydostac sie z gulagow cczy koplani i dolaczyc do Andersa ta kacapska swolocz byla na zloto bardzo lasa pieniedzy sie bali brac bo ich by zakapowali przy wydawaniu a itez papieru nie uwazali za cos wartosciowego.
Polacy parcujacyw kopalniach zlota mielo sprawe ulatwiona,
inni Polacy zamieniali inne wartosciowe rzeczy na zloto.
A wartosciowa rzecza tam bylo wszytko co sluzylo czlowkowi.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362495

Tak też myślałam. Brak pieniędzy, znajomości, czasem niezaradność - na przykład wdowa z małymi dziećmi. Do tego brak informacji. Masz rację, że informacje o możliwości wyjazdu nie do wszystkich docierały.

Moja rodzina też omal nie znalazła się na Syberii, tylko Niemcy zbombardowali pociąg kiedy ujechał 200 km - to był 21 czerwca 1941. Przestraszeni enkawudziści otworzyli wtedy wagony (nawet powiedzieli: ratujcie się) i ludzie pouciekali. A potem wracali z powrotem do domów, przeważnie pieszo, przekraczając przy okazji linię frontu, co też było dużym przeżyciem. A w miejscu zamieszkania już byli Niemcy.

Vote up!
1
Vote down!
0
#362507