CCCP zbrodnia nie ukarana - 17.IX.

Obrazek użytkownika wilre
Historia

 

Agresja czerwonej gwiazdy 17 września 1939 r.- początek 50 letniej sowieckiej okupacji Polski

 http://szymonzyberyng.pl/?p=1724

Wrzesień 17th, 2012 | Author: Szymon Zyberyng

Muszę ich zawieźć w suche miejsce

i kopczyk z piasku zrobić duży

zanim im wiosna sypnie kwiaty

i mocny zielny sen odurzy,

Puste miejsce

lecz wciąż ponad nim drży powietrze

po tamtych głosach .

Prolog,  Zbigniew Herbert

Z uwagą i wzruszeniem patrzę na stare czarno-białe zdjęcie długiego rowu,  znajdującego się u podnóża stromego  wzniesienia.  Zwykły pusty rów  w lesie, w polskim Grodnie,  na „Psiej Górce”.  To teraz puste miejsce, lecz wciąż  ponad nim drży powietrze po tamtych  głosach(okrutnego bólu i cierpienia),   żołnierzy  i  dzieci- obrońcach Grodna,  którzy 22 września 1939 r. będąc jeńcami wojennymi zostali  rozjechani przez czołgi  „wyzwolicieli” z Armii Czerwonej. Wcześniej sowieccy żołnierze przywiązywali polskie dzieci do pancerzy czołgów, zmuszając obrońców Grodna do zaprzestania walki. Zapomniane bohaterskie „Orlęta Grodzieńskie” cześć Wam i chwała na wieki.

Agresja ZSRR na Polskę 17 września 1939 roku należy do najtragiczniejszych i wciąż mało znanych epizodów w naszej historii.  Sowieccy namiestnicy z PZPR w oficjalnej propagandzie przemilczali tę rocznicę.  W komunistycznym PRL-u,  tę wojnę wymazano z naszej historii. Jak u Orwella w 1984 r, ewaporowano ją z pamięci Polaków.  Przecież w PRL-u, obraz ZSRR mógł być tylko dobry, pozytywny.  To byli przyjaciele, wyzwoliciele. PRL był oparty na fałszu  kłamstwie.  W komunistycznym PRL-u totalitarny, zbrodniczy ZSRR,   nie mógł być agresorem, który wspólnie z Hitlerem dokonał IV rozbioru Polski, który mordował polskie dzieci, polskich oficerów, eksterminował polska ludność cywilną na bardziej masową  skalę niż Niemcy.

Agresja sowiecka na Polskę we wrześniu 1939 r., była osobliwą wojną  ze względu na ogromną dysproporcję sił oraz potworne barbarzyństwo  najeźdźców.  Obrona przed najeźdźcą prowadzona była w sposób improwizowany i w warunkach pełnego chaosu i zamieszania. Jednak wielu polskich dowódców nie straciło zimnej krwi i stawiło najeźdźcy wspaniały opór. Szczególny hołd musimy naszą pamięcią, oddawać  bohaterskim żołnierzom Korpusu Ochrony Pogranicza.

Data 17 września, każdemu powinna przypominać, że  ZSRR był dla Polaków takim samy agresorem i okupantem jak Niemcy, a  działanie na rzecz stalinowskiej armii, było współpracą z okupantem.

Obchodzimy kolejną rocznica radzieckiej agresji na Polskę.  Dnia 17 września 1939 r. Armia Czerwona wkroczyła na wschodnie tereny Rzeczpospolitej, łamiąc obowiązujący od 1932 r. polsko-sowiecki pakt o nieagresji.

Najciekawsza jest oficjalna nazwa agresji na Polskę.  Radzieccy komuniści nazwali ją “Kampania wyzwoleńcza Armii Czerwonej“.

J.Stalin WYZWALAŁ Polaków  dwa razy. Pierwszy raz w 1939 r. Drugi raz wyzwalał nas w 1944 r. i  1945 r.

Czy nie jest upokarzające, że  lokalni postkomuniści z SLD, w całej Polsce  świętują rzekome wyzwolenie polskich miast przez Armię Czerwoną. Dziwi mnie, że nie obchodzą tego wyzwolenia przez Armię Czerwoną we wrześniu i styczniu. Można by dwa razy do roku pokazać się w czapce z czerwoną gwiazdą.

W komunistycznym PRL-u, o tym , że Józef Stalin był najwierniejszym sojusznikiem ADOLFA HITLERA całkowicie milczano. Za powiedzenie tej prawdy groziło usuniecie ze szkoły.  Podobnie jak prawdy, że A.Hitler zawarł z J.Stalin tajny pakt, dotyczący IV rozbioru Polski.  Brunatny, niemiecki socjalizm był  sprzymierzony z czerwonogwiaździstm komunizmem. Fakty  o wspólnej defiladzie Armii Czerwonej i Werhmachtu w Brześciu w dniu 22 września 1939 r., którą odebrali wspólnie kombrig Siemion Kriwoszein i niemiecki generał Heinz Guderian  i o podziale stref wpływów w Europie środkowo-wschodniej między Hitlera i Stalina ,to była prawda zakazana.  Większość Polaków , o tych faktach, dowiedziała się dopiero po 1989 r.

Czy zbrodniarz J.Stalin, który od 17 września 1939 r. okupował Polskę, eksterminował Polaków mordując ich i wywożąc na Syberię,  w 1944 r. zmienił się w łagodnego baranka ? Czy ten J.Stalin myślał o wolnej , demokratycznej i suwerennej Polsce ? Czy J.Stalin tworząc agenturalną PPR i jej zbrojne ramię Gwardię Ludową ,przekształconą w Armię Ludową, tworzył polską partyzantkę ,mającą walczyć o wolną, niepodległą Polskę ?

Tylko komunista albo ignorant historyczny na powyższe pytania odpowie twierdząco. Armia Ludowa , była częścią Armii Czerwonej.  Sztab Główny AL. był ściśle podporządkowany J.Stalinowi. Armia Czerwona walczyła z Niemcami.   Ale czy Armia Czerwona i  Armia Ludowa walczyły o wolną i niepodległą Polskę ? Oczywiście nie. Armia Czerwona i jej jednostki pomocnicze, takie jak AL., walczyły o podbicie i zniewolenie Europy. Armia Czerwona walczyła z Niemcami o zastąpienie jednego totalitaryzmu – faszyzmu, drugim, gorszym totalitaryzmem – komunizmem. Armia Ludowa walczyła o to samo. O zamontowanie w Polsce najgorszego z ustrojów. Zbrodniczego komunizmu.

Postkomuniści z SLD budują swoją tożsamość na pamięci o komunistycznym PRL-u. Mamy demokrację. Mają prawo świętować partyzantów J.Stalina, którzy tchórzliwie, pijani uciekli przed Niemcami z lasu pod Ewiną. Komuniści i postkomuniści fałszowali historię, fałszują ją i będą fałszowali. Taka natura tych ludzi .

Armia Czerwona „szła” na Berlin. Na okupowanych terenach Polski( zwanych przez komunistów wyzwolonymi) zostawały oddziały NKWD i „Smiersza”, siejąc terror. Radzieccy agenci, aby zniewolić Polaków, tworzyli polskojęzyczne Urzędy Bezpieczeństwa. Do UB masowo wstępowali byli członkowie AL. To oni tworzyli aparat komunistycznego  terroru, który miał zniewolić Polaków.

Gdy słyszymy kłamliwą tezę, że Armia Czerwona nas wyzwoliła, a sowieccy kolaboranci z PPR i AL walczyli o wolną Polskę,  należy  pamiętać  co powiedział Stalin w czerwcu 1945 r.  „To nie Niemcy, tylko Polska jest naszą największą zdobyczą wojenną!”. To zdanie Stalin – morderca, bandyta i  ludobójca – wypowiedział w trakcie uroczystości w Moskwie w obecności półtora tysiąca najważniejszych sowieckich marszałków, generałów i dowódców.

Czy demokratycznie wybrany polski polityk poseł, starosta, wójt, radny,  powinien brać udział w jakiekolwiek uroczystości dotyczącej polskojęzycznych żołnierzy J.Stalina, a w dniu 17 września brać udział w prawdziwie patriotycznych obchodach agresji wojsk J.Stalina na Polskę. Czy polski polityk może jednocześnie oddawać hołd partyzantom spod znaku czerwonej gwiazdy, a potem oddawać hołd   polskim oficerom zamordowanym w  Katyniu,  przez oprawców z NKWD, noszącym czapki z czerwoną gwiazdą ?

Polski polityk, musi wybrać albo jest polskim patriotą albo postkomunistą,  przeniesionym z PRL-u i wyznającym stalinowską wersję historii !!!   Oddawanie  hołdu partyzantom J.Stalina świadczy o tym, że jest się ideowym spadkobiercom PPR i PZPR.  Mentalnie tkwi się w totalitarnym PRL.  Polityk ceniący demokratyczne wartości i  system wartości cywilizacji zachodniej, nie może oddawać hołdu zbrodniczej organizacji służącej wrogiemu mocarstwu, mordującemu polskich żołnierzy i zniewalającemu Polskę.

Czy w demokratycznych Niemczech, niemiecki polityk brałby udział w uroczystościach podczas których oddaje się hołd funkcjonariuszom gestapo i NSDAP  ?

 

 

 
 
Ostatnia grodzieńska zbiórka

 

    Byli harcerzami, mieli kilkanaście lat. Po 17 wrześniu 1939 r. spontanicznie stanęli do obrony swego miasta. Przeciwko sowieckim czołgom mieli jedynie butelki z benzyną... Leżące nad Niemnem Grodno liczyło przed wybuchem wojny prawie 60 tys. mieszkańców. Było ważnym ośrodkiem kulturalnym, oświatowym, siedzibą dużego garnizonu wojskowego i dowództwa Okręgu Korpusu. Po ogłoszeniu mobilizacji, gdy grodzieńskie pułki znalazły się nad zachodnią granicą Polski, w mieście pozostało zaledwie kilkuset żołnierzy. 1 września 1939 r. zbudziły ich niemieckie bomby.

     W następnych dniach zaczęto przygotowywać się do obrony. Uczniowie i harcerze zorganizowali doskonale działające służby sanitarne, łączności, obserwacyjne. W połowie września w Grodnie było już prawie 1,5 tys. żołnierzy oraz ochotników uzbrojonych w karabiny i dwa przeciwlotnicze działka. Zarekwirowano butelki miejscowej fabryki wódek i napełniano je benzyną. Tak wyposażeni grodnianie czekali na oddziały Wehrmachtu.

     Pierwsze strzały w mieście padły jednak nie ze strony Niemców. 17 września, na wieść o przekroczeniu polskiej granicy przez armię sowiecką, sympatyzujący z komunistami Żydzi przywdziali czerwone opaski i z balkonów na ulicy Brygidzkiej (dzisiaj Karola Marksa) zaczęli strzelać do ludzi.

     - Byłem łącznikiem w obronie przeciwlotniczej. Na rękawach nosiliśmy zielono-pomarańczowe opaski. Przechodząc przez dzielnicę żydowską, usłyszałem świst kul. Na szczęście żadna mnie nie trafiła - wspomina Bohdan Horbaczewski. Miał wtedy 15 lat, był harcerzem, uczniem II klasy gimnazjum im. Henryka Sienkiewicza, Polskiej Macierzy Szkolnej w Grodnie.

     Czerwona dywersja

     Miejscowi komuniści, wywodzący się głównie z ludności żydowskiej, opanowali nawet główny plac Stefana Batorego (Sowiecki). Uzbrojeni w karabiny okopali się w rowach przeciwlotniczych. Żołnierze przywrócili porządek w mieście i powstrzymali działalność V kolumny. Po stłumieniu komunistycznej dywersji zaczęto przygotowywać się do odparcia zbliżającej się Armii Czerwonej. Na czele obrońców stanęli: wiceprezydent miasta Roman Sawicki i komendant grodzieńskiej Rejonowej Komendy Uzupełnień mjr Benedykt Serafin.

     - Chcieliśmy bronić swego miasta. Zapał wśród ludności był ogromny. Dodawało to otuchy żołnierzom, którzy wycofując się przed Niemcami przybyli do Grodna. Wielu z nich doznało już goryczy porażki w starciu z wrogiem. - dodaje Horbaczewski.

     Wytyczono linie obrony, obsadzono je oddziałami wojska, policji, ochotników. Spodziewano się, że wróg nadejdzie ze wschodu, drogą ze Skidla.

     Rozkaz zdobycia miasta otrzymał gen. Andriej Jeremienko dowodzący 6. Kozackim Korpusem Kawalerii. Wcześniej zajął już Nowogródek, Wołkowysk. Pod Grodnem jego marsz powstrzymali kawalerzyści 110. Rezerwowego Pułku Ułanów, walczył w nim mjr Henryk Dobrzański, późniejszy "Hubal" oraz ułani rotmistrza Wiszo-watego. Gdy główne siły sowieckie walczyły z polskimi szwadronami, miasto okrążył pancerny oddział zwiadowczy Jeremienki.

     W oblężonym mieście

     Był ranek 20 września 1939 r. i nikt nie spodziewał się czołgów z czerwoną gwiazdą posuwających się od strony Białegostoku. Wjechały na most na Niemnie i rozbiły stojące tam przeszkody. Dopiero po chwili przywitał je ogień działka przeciwlotniczego. Do dzisiaj w stalowej konstrukcji mostu nad ulicą lipową (Gornowych) pozostało kilka wyrw o średnicy 30 - 40 centymetrów, będących śladem po wystrzelonych polskich pociskach.

     Zaskoczeni artylerzyści zdążyli trafić w jeden z czołgów. Prawie dziesięć wjechało do miasta. - Każdy z nich miał przewodnika dobrze znającego Grodno. Byli nimi Żydzi, którzy opuścili miasto tuż przed wojną. Rozpoznawaliśmy ich później w spalonych czołgach - mówi Horbaczewski. Opowiada, jak w garażu obok jego mieszkania z kolegami nalewał benzynę do butelek rzucanych później z dachów. Pokazuje miejsca, gdzie stały płonące wraki: ulica Mostowa, Pocztowa, Hoovera, Orzeszkowej...

     W mieście rozbito całą grupę zwiadowczą 6. Kozackiego Korpusu Kawalerii, ale straty obrońców były też duże. Pozostało im tylko jedno działko przeciwlotnicze. Wieczorem, po wielogodzinnych walkach z polską kawalerią, do Grodna dotarły główne siły sowieckie. Pierścień oblężenia zacisnął się wokół miasta. Nieprzyjacielska artyleria trafiała dokładnie w polskie punkty oporu. Parametry celów podawali telefonicznie grodzieńscy komuniści. Poległo i zostało rannych wielu obrońców, starcia trwały całą noc.

     "Chcę mamy!"

     21 września, po godzinnym ostrzale artylerii, Sowieci rozpoczęli ranne natarcie przy użyciu dwóch korpusów. Wdzierające się do miasta czołgi obrzucono butelkami z benzyną. Po południu walczono już w centrum. Wtedy do jednej z maszyn czerwo-noarmiści przywiązali pojmanego chłopca. Ciężko rannego uwolniły grodzieńskie nauczycielki: Danuta Bukowińska i Grażyna Iipińska.

     "Na tym dalekim czołgu plama. (...) Nagła straszna pewność - odtworzenie przeszłości: Głogów! (...) Chłopczyk ma pięć ran od kul karabinowych (wiem - to polskie kule siekają po wrogich czołgach) i silny upływ krwi, ale jest przytomny. W szpitalu otaczają go siostry, doktorzy, chorzy. - Chcę mamy - prosi dziecko. Nazywa się Tadeusz Jasiński, ma 13 lat, jedyne dziecko Zofii Jasińskiej, służącej, nie ma ojca, wychowanek Zakładu Dobroczynności. Poszedł na bój, rzucił butelkę z benzyną na czołg, ale nie zapalił, nie umiał... Wyskoczyli z czołgu, bili, chcieli zabić, a potem skrępowali na czołgu. Danka sprowadza matkę. Nie pomaga transfuzja krwi. Chłopiec coraz słabszy, zaczyna konać. Ale kona w objęciach matki i na skrawku wolnej Polski, bo szpital wojskowy jest ciągle w naszych rękach. Matka umierającego chłopca zrozpaczona i jednocześnie pobudzona czynem synka, szepce mu: - Tadzik, ciesz się! Polska armia wraca! Śpiewają..." - napisała Grażyna Lipińska w swej książce Jeśli zapomnę o nich...".

     Wieczorem Polacy stawiali opór już tylko w pojedynczych punktach: starym zamku królewskim, koszarach 81. Pułku Strzelców Grodzieńskich, zespole szkół zawodowych. 22 września o świcie ostatni obrońcy opuszczali miasto, przebijając się ku litewskiej granicy, inni przebierali się w cywilne ubrania - Udało mi się wyjść z Grodna i ukryć u rodziny na wsi. Dzięki temu przeżyłem - stwierdza Horbaczewski.

     Duch twój czysty na błękitach progu

     Rannych opatrywano i kwaterowano w mieszkaniach, aby nie dostali się w ręce wroga. Szybko grzebano poległych, wśród nich wielu najmłodszych obrońców miasta: uczniów i harcerzy - grodzieńskie orlęta. Nie zachował się grób Jasińskiego, przetrwała jednak o nim pamięć. Przed kilku laty, wykorzystując chwilę wolności, na ścianie cmentarnej kaplicy, grodzieńscy Polacy wmurowali skromną tablicę. "Tadkowi Jasińskiemu - zginął w obronie Grodna we wrześniu 1939 r., mając lat 13". Kilkanaście metrów dalej, pomiędzy starymi, zarośniętymi i opuszczonymi mogiłami, na jednym z grobów świeże kwiaty. Na czarnym krzyżu biało-czerwona wstążeczka i poniżej wyryte litery "Śp. Janusz Budzanowski uczeń Państwowego Liceum Handlowego poległ w kwiecie młodości dn. 20 września 1939 r." Po odsunięciu zeschłych liści można jeszcze przeczytać niewyraźny już napis: "W kwiecie życia duch twój czysty na błękitach progu. Kwiaty cierpienia składa swemu Bogu Twoja Matka". To jedyny zachowany grób poległego obrońcy miasta.

     Miejsce spoczynku wielu z nich pozostanie już na zawsze nieznane. Większość zginęła nie w walce, ale podczas egzekucji. Wziętych do niewoli rozstrzeliwano już w pierwszych godzinach walk. Po zdobyciu miasta Sowieci zamordowali kilkaset osób: żołnierzy, podchorążych, oficerów, harcerzy, policjantów, cywilnych ochotników.

     Po fali rozstrzeliwań do akcji przystąpiło NKWD. Rozpoczęły się aresztowania polskiej inteligencji, działaczy politycznych, urzędników. Dzięki informacjom miejscowych komunistów Sowieci szybko sporządzili dokładne listy służących "pańskiej Polsce".

     Tata pożegnał się z nami...

     - Ojca aresztowali 5 października 1939 r. Przeprowadzili rewizję, nawet nie krzyczeli. Tata pożegnał się z nami i wtedy widziałem go po raz ostatni. Razem z nim uwięziono senatora Terlikowskiego i dyrektorkę żeńskiego gimnazjum im. E. Plater, Janinę Niedźwiedzką - wspomina inż. Zbigniew Myślicki. Jego ojciec Wacław, ochotnik z 1920 r., był dyrektorem grodzieńskiego gimnazjum im. H. Sienkiewicza, Polskiej Macierzy Szkolnej. Szkoły, której patriotycznie wychowana młodzież stanęła w obronie Grodna.

     Grażyna Lipińska spotkała dyrektora Myślickiego w grodzieńskim więzieniu. "liczny konwój wojsk NKWD z wycelowanymi do środka karabinami otacza aresztowanych kilkunastu mężczyzn. Pomiędzy nimi poznaję posła na Sejm, Martynowskiego, dyrektora gimnazjum Wacława Myślickiego, doktorów Karwowskiego i Zenona Grzegorzew-skiego, kierownika szkoły Boguckiego. U wszystkich ta sam trupia bladość. Myślicki ma wysoko podniesioną głowę, patrzy wzwyż. Inni odwracają oczy ode mnie, tak szybo nauczyli się nie poznawać znajomych. Wzrok więźnia, zwrócony na kogokolwiek, razi groźbą aresztu. Konwój prowadzi ich ulicą w stronę gmachu więziennego. Żaden z aresztowanych nie powrócił. Ich życie wyssały śledztwa i łagry" -napisała po latach w swej książce.

     - Później dowiedzieliśmy się, że 1 czerwca 1940 r. wysłano ojca do Mińska. Nigdy tam jednak nie dotarł. Ja z rodziną byłem już wtedy w Kazachstanie, wywieziony w drugiej deportacji w kwietniu 1940 r. - dodaje inż. Myślicki. W1946 r. wrócił do Polski i zamieszkał w Milanówku. Do dzisiaj szuka ojca. Na cmentarzu w Grodnie postawił symboliczną mogiłę. Cztery lata temu na bramie grodzieńskiego więzienia zatknął bukiet róż.

http://adonai.pl/historia/?id=4 
 

Jarosław Smrek 
 
Z pamiętnika Zosi Szczerbickiej

Podróż na Sybir

Pewnego dnia załadowano nas do ciężarówek. Wyjeżdżamy w nieznanym kierunku. Rzucam kartkę, na której napisałam: ”żegnajcie ludzie, kościoły, ziemio święta. Zosia Szczerbicka” Dzwony biją na pożegnanie. Słychać krzyki, jęki, płacz. Potem ładują nas na wagony dla krów .Dzieci, młodzież ,dorośli. Czterdzieści sześć osób ciśnie się w wagonie. Potrzeby fizjologiczne załatwiamy w wagonie .Brud ,smród ,czerwonka stały się wszechwładne. Podróż trwała sześć tygodni. Kustanaj. Tu zatrzymaliśmy się. Jedyne pragnienie to jeść i pić. Przeładunek i jedziemy dalej. Od Kirgizów dostaliśmy kumys –mleko owcze. Tak dojechaliśmy do Siemijeziorek.

 

Uznawano nas za wrogów narodu. Nie dopuszczano, więc do pracy umysłowej. Pierwsza moją pracą było walcowanie dróg ręcznym walcem. Sypałam piasek,kamienie żużel na podkład. Byłam punktualna, zdyscyplinowana. Pracowałam też przy budowie drogi, toru kolejowego Archangielsk-Kartały .Ładowaliśmy piach na platformę. Upał 50 stopni.Byłam głodna. Dostałam krwotoku.Wtedy przydzielono mi lżejszą pracę. Przygotowywałyśmy filc z wełny owczej,filc,z którego wykonywałam walizki dla wojska powietrzu unosiło się mnóstwo pyłu.Wszyscy mieliśmy pylicę. Jednak jako pracująca otrzymywałam kartę na kawałek chleba i po 20 gram na matkę i siostrę. Wkrótce zostałam przyjęta do piekarni. Suszyłam warzywa, marchewki, buraki, ziemniaki w olbrzymich piecach. To wszystko szło na front dla wojska.My wypijałyśmy płyn z marchwi i buraków. To był przysmak. Kierownik piekarni, dobry dziadek, karmił nas chlebem. Rano po pracy przychodziłam do domu. Matula i siostra już czekały na mnie,zaglądały do woreczka,czy przyniosłam jedzenie.Były głodne.
____________________________

Brak głosów