Strońscy all around

Obrazek użytkownika Marcin B. Brixen
Humor i satyra

W niedzielne wczesne popołudnie dziadek Łukaszka razem z wnukiem wracali ze mszy. W holu bloku, przed szybem windowym, spotkali dalszą część rodziny: mamę, tatę i siostrę Łukaszka. Wracali z zakupów w markecie.
- A gdzie babcia? - zapytała siostra Łukaszka. - Myślałam, że jest z wami!
- Babcia by poszła do kościoła? - zdumiał się dziadek. - Raz tylko widziałem jak uklękła, jak była ta katastrofa pięć lat temu. Myślałem, że jest z wami.
- Z nami? - zdumiał się z kolei tata Łukaszka. - Przecież babcia uważa wolną niedzielę za zdobycz socjalną poprzedniego systemu i ona programowo zakupów w niedzielę nie robi, bo ten dzisiejszy wilczy kapitalizm...
- Starczy już tej polityki, dobrze? - burknęła mama Łukaszka przeglądając najświeższe wydanie "Wiodącego Tytułu Prasowego". - Jest rocznica, piąta, tej jakże strasznej, strasznej katastrofy lotniczej. Na pewno zapomnieliście! A tu, zobaczcie, artykuł rocznicowy. Jakiego to mieliśmy ciepłego, dobrego, skutecznego prezydenta. Był najlepszy z tych, co byli!
- I to piszą w "Wiodącym Tytule Prasowym"?
- Tak. Redaktor Stroński.
- A to nie ten z telewizji?
- Ten z telewizji chyba też Stroński...
- Której? Bo ich jest chyba dwóch...
- Więcej... W tamtej gazecie też jest Stroński...
- Zobaczcie jakie ładne zdjęcia są w tym artykule! - przebiła się mama.
- A jeszcze parę lat temu jechali po nim jak po łysej kobyle - westchnął tata Łukaszka. - I zdjęcia jak dawali to też jakieś takie...
- Nieprawda! - oburzyła się mama Łukaszka. - Zawsze go chwalono i podziwiano!
- Czy chodzi o tego, co go nazywano kartoflem? - spytała siostra Łukaszka i usłyszała, że ma się do polityki nie mieszać.
- Co innego pamiętam - oświadczył chłodno tata Łukaszka. - Za czasów swojej kadencji miał wyjątkowo złą prasę...
- Nie godzi się tak mówić o zmarłym, zwłaszcza, że zginął w wypadku służąc Polsce - odparła z emfazą mama.
- Jaki wypadek?! - parsknął dziadek.
- Był oficjalny komunikat!!
- Tak, rosyjskiej komisji! Dajcie spokój, kto by w to uwierzył?! Że samolot się rozbił bo do jednego z silników wpadła wiewiórka!
- Gdzie ta winda? - rozległ się głos Łukaszka.
- Ano faktycznie... - Hiobowskim zaczęły stygnąć rozpalone głowy i zauważyli, że pomimo świecącego się guzika kabina nie zjeżdża.
- Zepsuta - rozległ się za nimi ponury głos. To była dozorczyni, pani Sitko.
- Przeklęty miesiąc - stęknął dziadek Łukaszka. - W kwietniu Katyń, w kwietniu Smoleńsk... Co się jeszcze zdarzy?
- Papież umarł - podsunęła pani Sitko. Hiobowscy zamarli.
- Jak to: papież umarł?!!!
- No, dziesięć lat temu... Jan Paweł Drugi... Też w kwietniu...
- Co nas pani straszy! - wydarł się dziadek. - Papież żyje!
- No, żyje, ale nasz papież był tylko jeden! - zadeklarowała pani Sitko.
- Uch, kobieto! Tak straszyć!
- Żaden papież nie umarł - odezwał się ze stoickim spokojem wyłaniający się zza narożnika robotnik Andrzej z brygady remontowej. - Pierwsi byśmy wiedzieli!
- Ach tak?! - natarła na niego pani Sitko. - Zamiast tak gadać weźcie się wreszcie do roboty! Windy nadal są popsute!
- Proszę o spokój... - zza narożnika wyłonił się kierownik ekipy, młody długowłosy, a za nim reszta ekipy objuczona sprzętem. - Zaraz zabieramy się do pracy i będzie można jechać.
- A czy to bezpieczne? - wystraszyła się mama Łukaszka. - Tyle tych wypadków...
- Statystycznie winda jest najbezpieczniejszym środkiem lokomocji - uśmiechnął się młody długowłosy. - Dla czytelników "Wiodącego Tytułu Prasowego" też...
- O samolocie też tak mówią, a pięć lat temu...
- No cóż - młody długowłosy lekko się uśmiechnął. - Niezbadane są wyroki boskie. Ale my, katolicy, wierzymy, że śmierć to nie tylko koniec. Że to, w pewnym sensie, zakręt.
Jeden z robotników włączył radio i zabrali się do pracy. Z głośnika zabrzmiała końcówka piosenki z serialu "Zmiennicy":
- Coś być musi, do cholery, za zakrętem!

Brak głosów