Państwo jako śmieciara

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj


Każdy, kto zna „ten kraj” i patrzy na niego z odpowiednią dozą krytycyzmu, ma zapewne świadomość, że gdzie jak gdzie, ale właśnie tutaj w spektakularny sposób marnuje się ludzkie talenty, wysiłki, pomysłowość, przedsiębiorczość i jednocześnie tutaj z jakąś szczególną pasją awansuje się beztalencia, miernoty, plagiatorów, cwaniaków i ludzi, którzy bez wsparcia najprzeróżniejszych sitw nigdzie by nie doszli. Państwo polskie zostało skonstruowane tak, że dla osób nieakceptujących tego stanu rzeczy stanowi ono system wielokrotnych zasieków, przez które przebijać się mogą tylko ludzie wyjątkowo zdeterminowani. Pozostali zaś pogrążają się w apatii albo starają się nadążyć ze spłatami rat, rachunków i innych haraczy, bez spłacania których państwo nie pozwoliłoby tymże osobom funkcjonować.

Określenie „funkcjonowanie” wydaje mi się wyjątkowo precyzyjne w odniesieniu do tego, co się dzieje z obywatelem współczesnego polskiego państwa. Ja nie mam poczucia życia w wolnym kraju, lecz właśnie funkcjonowania w jakimś wielkim mechanizmie. W słynnym filmie z Ch. Chaplinem, w którym pracuje on przy taśmie produkcyjnej, pojawia się scena, kiedy to grany przez komika robotnik nie nadąża z dokręceniem nakrętki i wszystko się zaczyna sypać. Podobnie obywatel polski, gdy tylko spóźni się ze spłatą raty, rachunku itd., natychmiast narażony jest na sankcje, zaraz gonią go instytucje, przysyłane są ponaglające sms-y, pisma urzędowe, odzywa się przez telefon ten i ów „doradca” grożący złowieszczo „odcięciem prądu” lub gazu, i natychmiast machina zaczyna zgniatać obywatela, jak śmieciara w IV epizodzie „Gwiezdnych wojen” dosuwająca ściany, między którymi tkwią Luke Skywalker, Han Solo, Lea i C3PO. Ci, którzy zmierzają do zgniecenia obywatela, tłumaczą nam procedurę zgniatania jak dobrzy wujkowie - „wicie, rozumicie, jak ktoś nie płaci, to nie może korzystać z rozmaitych usług” - i oczywiście nie ma tu problemu ani wysokości zarobków osób zgniatanych, ani też wysokości opłat za owe usługi czy dobra. Musisz płacić, więc płać. Możesz nie płacić, ale wtedy nie korzystaj z tego, co ci państwo polskie wielkodusznie oferuje.

Państwo polskie zwane szumnie III RP wytworzyło całą osłonę propagandową dla mechaniki zgniatania. Zaczęto ludziom tłumaczyć, pokazując głównie wzorce ze starej lub nowej nomenklatury, że ci, co biedują, to zwykle jacyś cholerni nieudacznicy. Jeśli ktoś nie doszedł w III RP do wielkich pieniędzy, znakomicie wyposażonego domu, pensji pozwalającej swobodnie podróżować do luksusowych miejsc w świecie, paru ekskluzywnych samochodów - to jest to wyłącznie jego wina, gdyż wszystkie te dobra były (i są) na wyciągnięcie ręki, trzeba tylko odrobinę zaradności, wytrwałości, pracowitości, a sukces – coś a la Polish-American dream - przyjdzie niemalże sam. Jeśli ktoś pracował długie lata uczciwie w swoim zawodzie i nie osiągał tego sukcesu, to – głosili propagandyści – źle wydawał zarobione pieniądze albo też tak naprawdę był leniwy, a udawał pracowitego. Dziś po 20 latach, gdy legendarnej „klasy średniej” jak nie było tak nie ma, a coraz okazalej prezentują się przedstawiciele starej oraz nowej nomenklatury, po nich zaś długo długo nikt, można sobie zadać pytanie, czy faktycznie większość Polaków to po prostu nieroby, czy też gros instytucji i mechanizmów w państwie nie została tak pomyślana, by żadna klasa średnia się nie mogła wyłonić, ponieważ taka warstwa społeczna, dzięki swej niezależności finansowej (i częstokroć kulturowej), sama z siebie wyłania przedstawicieli politycznych i nie jest tak podatna na manipulację jak ludzie zabiegani i zabiedzeni.

Dysproporcje społeczne są wpisane w kształt III RP od pierwszych lat po „obaleniu komunizmu”, gdyż ich istnienie gwarantuje sprawne zarządzanie bałaganem ujawniającym się we wszystkich obszarach polskiej państwowości. Bez dysproporcji społecznych nie byłoby mechanizmu kontrolowania awansu społecznego (i politycznego), a więc nie można byłoby sterować procesami typu „kto się pnie, a kto ma spadać” w hierarchii bytów postpeerelu – bez tejże dysproporcji niemożliwe byłoby też kostnienie układu politycznego, gwarantującego wzajemne biznesowe i polityczne uzupełnianie się starej i nowej nomenklatury. Na dłuższą metę jest to oczywiście proces, który musi doprowadzić do całkowitego rozkładu państwa, jednakże nikt z przedstawicieli establishmentu (czerwonego, zielonego lub różowego) nie przejmuje się dalszą perspektywą, gdyż są to ludzie nastawieni na życiowy zysk tu i teraz, dokładnie tak samo, jak zaprzańskie elity, które doprowadziły do rozbiorów Polski. Dziś nam żaden rozbiór już nie grozi, gdyż trudno mówić o jakiejś suwerenności politycznej, gospodarczej i militarnej Polski AD 2009. Poza tym stopień uzależnienia polskich instytucji od instytucji międzynarodowych jest tak wielki, że chyba nawet nie ma i nie byłoby czego rozbierać.

Brak głosów

Komentarze

pzdr

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#26001

wypada jeszcze zauważyć, że ten czerwono-zielono-różowy establishment sam jest często powiązany z obcymi służbami wywiadowczymi, głównie rosyjskimi i niemieckimi.

Polecam przy tej okazji mój niedawny tekst:

http://kirker-zoologicznieprawicowy.blogspot.com/2009/07/limes-inferior-bezpieczenstwo.html

pozdrawiam

Kirker prawicowy ekstremista

Vote up!
0
Vote down!
0

Kirker prawicowy ekstremista

#26020