Na służbie

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Jednym z największych dramatów współczesnej Polski jest brak dziennikarzy i wolnych mediów. Jeśli przez blisko 20 lat nie udało się wytworzyć mechanizmów zabezpieczających wolność słowa i wolność prasy, środki przekazu zaś przypominają media państw totalitarnych lub autorytarnych, tzn. wystarczy gwizdnąć i niemal wszystkie wykonują to samo zadanie w ten sam niemalże sposób, to musimy sobie jasno powiedzieć, że sytuacja pod tym względem jest wprost katastrofalna.

Oczywiście dla ludzi, którzy kiedyś będą krytycznie badać media w Polsce po „obaleniu komunizmu”, ten materiał będzie bezcenny. Roczniki wielu mainstreamowych (ale i regionalnych) gazet i tygodników oraz zapisy wielu audycji będą znakomitym materiałem szkoleniowym także dla przyszłych studentów zajmujących się dziennikarstwem z prawdziwego zdarzenia i analizujących to, w jaki sposób nie należy konstruować tekstów prasowych, radiowych czy materiałów audiowizualnych. To jednak dopiero przed nami, gdy już dojdzie do zamknięcia i osądzenia obecnej epoki. Na razie pozostaje nam oglądanie tego pobojowiska, po jakim przyszło nam się poruszać i dochodzenie przyczyn takiego stanu rzeczy.
Wczoraj przyszło mi do głowy, że ludzie pracujący w mediach mają świadomość tego, że odbiorcy ich przekazu są oddzieleni od nich drucianą siatką, wobec tego mogą się bezkarnie drażnić z nimi i szczuć ich swoimi psami. To poczucie całkowitej bezkarności za to, jak wielce się deformuje rzeczywistość i jak wspaniale wykonuje się służbę na straży powszechnego pookrągłowego kłamstwa, przypomina do złudzenia stan umysłów „dziennikarzy peerelu”. Ci ostatni wiedzieli, że się zeszmacają i nawet uważali siebie za szmaciarzy, nie przeszkadzało to im jednak czerpać radości z codziennego życia i z tego wyróżnienia w hierarchii społecznej, jakie fundowała wiernym szmaciarzom władza komunistyczna. Na samych serwilistycznych, zeszmaconych dziennikarzach świat się jednak nie kończył, wszak komuna domagała się jeszcze spontanicznego poparcia ze strony innych grup zawodowych, toteż w czasach „szczególnej próby”, czyli kiedy czerwoni czuli się nieco zagrożeni lub osaczeni, swoim szczerym oddaniem dla „sprawy socjalizmu” i „władzy ludowej” wykazywali się przeróżni artyści (aktorzy, pisarze, piosenkarze, malarze itd.), rzemieślnicy etc. i „zwykli ludzie z ulicy”. Do dziś pamiętam, jak w końcu lat 80. w dzienniku telewizyjnym pokazywano „normalnego robotnika”, który mówił o strajkujących, że „już są przegrani”. Sięgając wstecz można poczytać sobie choćby „Listy do M.F. Rakowskiego. Listopad-Grudzień 1982” („Czytelnik”, Warszawa 1983), jak np. taki, o którego uważną lekturę proszę, mimo iż będzie to niezbyt przyjemna podróż w czasie:
„Szanowny Panie Premierze,
Należę do zdecydowanej mniejszości społeczeństwa, do ludzi o czystych rękach, zdyscyplinowanych, punktualnych, odpowiedzialnych za swój odcinek pracy, zaangażowanych, do ludzi wykonujących z pasją swój zawód, mających szacunek u młodzieży (z nią bowiem pracuję). Ze swojego biura nie wyniosłam nigdy nawet kartki maszynowego papieru. Nie należałam do „Solidarności”, nigdy nie strajkowałam, nawet wówczas gdy wokół mnie prawie wszyscy nosili biało-czerwone kokardki.
Pomimo że nie chodzę do kościoła, postępuję jak każe Bóg i Lenin. Już w dzieciństwie dzieci na podwórku wołały za mną „komunistka”, a mój ojciec zmarły 20 lat temu został pochowany bez sakramentów świętych, czego odmówił mu ksiądz, bo ojciec nie chodził do kościoła. Ojciec mój swoje dzieciństwo i młodość spędził na pasieniu krów i ciężkiej pracy u bogatych, w tym również u księży. Ponieważ zbyt gorzki był smak chleba wysłużonego u tych, co głosili słowo Boże, więc ojciec przestał wierzyć we wszystko, a najbardziej w istnienie Boga. W całej mojej rodzinie nie splamił sobie rąk kradzieżą cudzego, w tym i państwowego mienia.
Aktualnie mieszkam na Dolnym Śląsku. W 36 roku życia otrzymałam pierwsze w życiu „M”, w nim niezbędne graty, uciułany z mężem (również poczciwą duszą) kolorowy telewizor i koniec. Samochód jest poza sferą marzeń i tak żyjemy od pierwszego do pierwszego.
I co widzę, Panie Premierze? Widzę, że nie pasuję do tego społeczeństwa, gdzie pełno złodziei, nierobów, pijaków, plotkarzy, snobów. Niestety, u nas nigdy nie będzie dobrze. Ten rozplotkowany motłoch usprawiedliwi swoje przywary i wszystkiemu wg niego będzie winna partia i Związek Radziecki. Taka jest prawda. Pracowałam w różnych środowiskach i różnych częściach kraju i moje wnioski wynikają z obserwacji i są prawdziwe. Tak twierdzi sprzątaczka, sklepowa, nauczyciel, zbowidowiec, wizytator KOS, dyrektor (w tym i moja dyrektorka). Tej mentalności nie zmieni nikt.
My, Polacy, Panie Premierze, jesteśmy po prostu złym narodem, nieprawdziwym, zakłamanym, fałszywym, zawistnym, nienawidzącym się nie tylko w obrębie klatki schodowej, ale i w rodzinie, gdy się okaże, że sąsiad lub kuzyn więcej nakradł lub cwaniej się urządził. To nie jest wina rządu ani socjalizmu – my to mamy w genach.
Łączę pozdrowienia
(Nazwisko i adres znane
urzędniczka)” (jw., s. 49-50)
To list z listopada 1982 r., nie zaś z 1952 r., zwracam uwagę. Jeśli nawet część tego typu tekstów pisana była przez bezpieczniaków w przeróżnych peerelowskich miejscowościach, to przecież niemożliwe, by powstawały one w dziesiątkach tysięcy, bo by się Bezpieka zakorkowała w papierach i nie miałaby czasu na inwigilację oraz prześladowania. Część Polaków (częstokroć nawet mimo niewolniczego trybu życia) po prostu spieszyła z poparciem władzy zupełnie bez przymusu i z niekłamanym entuzjazmem. W podskokach.
Wszystko to staje mi przed oczami, gdy obserwuję media przez te ostatnie 20 lat totalnego kłamstwa. W chwili obecnej (albo jak mawiają matoły „na dzień dzisiejszy”) cała ta orgia tępoty wokół osłanianego przez służby specjalne błazna (nikt bez osłony nie ważyłby się na takie wytrwałe i skandaliczne działania) nie jest niczym nadzwyczajnym, choć zapewne ujawnia po raz kolejny (coraz mniej skrywany) mechanizm działania współczesnych środków przekazu w Polsce. Ktoś trąbi, a pogoń rusza. Z wielu najodleglejszych zakątków naszej ziemi w tym samym momencie zrywa się sfora i zachowuje się tak, jakby przeszła profesjonalną tresurę w szkołach policyjnych. Tak jak psy, które wyuczone są w tropieniu narkotyków czy odstraszaniu demonstrantów, tak dziesiątki ludzie mediów wykonują dokładnie te same działania, by wykazać się swoją służalczością wobec mocodawców. Ja nie podejrzewam nawet, by mieli ci ludzie jakiekolwiek wyrzuty sumienia z tego powodu. Podobnie bowiem, jak za komuny (a przecież spora część ludzi mediów w Polsce brała szlify w dziennikarstwie komunistycznym), mogą mieć świadomość swojego serwilizmu, łamania jakichkolwiek standardów związanych z wykonywaną profesją, oddania się kłamstwu i dezinformacji – lecz zarazem może im się znakomicie żyć. Sumienie można stopniowo wygłuszyć, a nawet zabić i wiele postaci historycznych można by na dowód tego przywołać, zaś szczególnie skutecznym zagłuszaczem sumienia były i są pieniądze. Jeśli więc można o wiele lepiej żyć, służąc kłamstwu i przemocy aniżeli prawdzie i wolności, a takie mamy realia w Polsce po 1989 r., to przecież nic dziwnego, że tylu ludzi się do tej służby garnie. Dziś już nawet tej przemocy nie potrzeba tak wiele, skoro kłamstwo stało się wszechobecne i tak efektywne. Wystarczy wszak zwielokrotnić jego działanie i już nawet specjalna pałka nie jest potrzebna do perswazji.
Podobnie jednak jak w komunizmie, sam serwilizm dziennikarski nie wystarczy. Samo więc to, że skandalicznymi występami osłanianego przez służby błazna zajmuje się „kwiat dziennikarstwa” z Olejnik na czele, to okazuje się za mało. Władzy postkomunistycznej na pomoc przybywają rozmaici przedstawiciele innych grup zawodowych – Marek Kondrat, słynny kontestator komunizmu z lat 80. Janusz Panasewicz i jeszcze słynniejszy łódzki kontestator z owej dekady Krzysztof Skiba (zasłynął także w czasach AWS-u pokazaniem swojej tylnej części ciała premierowi Buzkowi, za co salon kocha Skibę i całuje go w tę część do dziś), a nawet jakaś pańcia serialowa, o której pewnie bym długo nie słyszał, gdyby nie to, że jej odważną wypowiedź popierającą odwagę osłanianego błazna nagłośniono w jednej z codziennych gazet wydawanej przez niemiecki koncern w języku polskim.
Nie jest ważne oczywiście to, co ci ludzie naprawdę mówią i jak mówią. Z jednej strony bowiem podtrzymują rezonans niezbędny do tego, by postkomunistyczny kołchoźnik (na jaki składają się media w Polsce w swej przytłaczającej większości) nadawał swój przekaz non-stop, a z drugiej, prezentują swoje całkowite oddanie władzy, która – gdyby choć przez chwilę czuła się zagrożona – wciąż może na nich liczyć. System wzajemnych powiązań między rożnymi grupami zawodowymi w Polsce przekłada się zwyczajnie na finansowe korzyści – ty dziś poprzesz nas, my tobie ułatwimy życie przy innej okazji. Gdyby ktoś wnikliwy, jak choćby Budyń78+ prześledził uważnie karierę takich zespołów, jak choćby Big Cyc, to by się nieźle musiał nagimnastykować, by wyjaśnić sobie, jak to się dzieje, że rzeczy tak pozbawione wartości artystycznej, ale i nawet prawdziwego, rockowego feelingu, mogą tak być promowane przez szołbiznes. Ale odpowiedź na pytanie o sukces tego rodzaju zespołu, tak jak i T. Love i wielu innych koncesjonowanych kontestatorów jest dość prosta – na co zresztą Budyń zwraca uwagę w swoich artykułach (na łamach POLIS MPC) o polskiej muzyce rockowej: wystarczy być wiernym politycznej poprawności i wtedy sukces w naszym szołbiznesie jest murowany. Znajdują się pieniądze na produkcję i promocję, na recenzje, na sesje zdjęciowe, otwierają się podwoje wielu klubów, a czas antenowy, taka w końcu cenna rzecz w mediach komercyjnych i publicznych nie jest najmniejszym problemem i (trzymając się tych dwóch prostych przykładów) Big Cyca czy T. Love można usłyszeć wszędzie – od RMF po program dla emerytów i rencistów, czyli „Cztery pory roku” w Jedynce. Wystarczy tylko wiedzieć, jak się wstrzelić i w kogo uderzyć. Na tej zasadzie przecież wielką furorę zrobiła piosenka śpiewana przez Pawła Kukiza „ZCH zbliża się”, która znakomicie wpisywała się w atmosferę postkomunistycznej walki z Kościołem pierwszych lat 90. oraz w protest „środowisk ludzi mądrych” przeciwko powstawaniu „państwa wyznaniowego”. Akty serwilizmu wobec postkomunistycznej władzy nie idą w niepamięć, dlatego kto w porę wyrazi swoją służalczość zawsze może liczyć, że któregoś dnia czyjś łaskawy telefon udrożni jakąś „ścieżkę kariery”, umożliwi tańsze wynajęcie ekskluzywnego studia nagraniowego, ciekawy angaż estradowy, występ na jakimś festiwalu czy przychylność jury przy takich lub innych nagrodach „przemysłu rozrywkowego” w Polsce, czyli takiej samej mafii, jak innych, które sobie żyją w najlepsze po „obaleniu komunizmu”.
Wydawałoby się, że w sytuacji aż tak widocznego powszechnego zakłamania wcale nie jest wielką sztuką demaskowanie go przez dziennikarzy (tematy leżą na ulicy!). Wyobraźmy sobie, jak wielki prestiż społeczny uzyskaliby dziennikarze, gdyby zaczęli nagle przeciwstawiać się władzy i obnażać jej nieudolność, głupotę, czy działania na szkodę państwa lub obywateli. Jak wielkim zaufaniem społecznym by się cieszyli. Tymczasem tak się nie dzieje. Ci sami ludzie, którzy wcale nie zajmowali się pijaństwem „prezydenta Kwaśniewskiego”, unikając tematu, jak ognia, teraz domagają się wyjaśnienia sprawy „alkoholizmu Kaczyńskiego”. W sytuacji, gdy Kwaśniewski całkowicie skompromitował siebie i swoją komunistyczną sitwę, która go wyniosła do władzy już w latach 80., a przede wszystkim zhańbił pamięć Polaków pomordowanych przez Rosjan oraz honor i dumę samej Polski (i powinien na zawsze już milczeć w kwestiach publicznych), nie domagano się nie tylko wyjaśnienia całego haniebnego incydentu i – co byłoby oczywiste – odsunięcia prezydenta-pijaka od władzy, lecz wprost tuszowano, przemilczano skandal. Podobnie wzruszano ramionami, gdy wraz z innym błaznem osłanianym przez służby, tj. ówczesnym szefem Biura Bezpieczeństwa Narodowego i paroma ubawionymi szczerze baranami w mundurach i garniturach, Kwaśniewski szydził w najlepsze z gestów Jana Pawła II.
Dlaczego? Dlatego że zawodowa, wierna służba kłamstwu jest nie tylko trendy, ale i zwyczajnie cholernie popłaca. Pieniądz zaś nie śmierdzi, nawet jeśli się go zarabia na gównianej robocie. Zawsze to zresztą lepiej niż skończyć jak Michał Falzmann, który chciał się dowiedzieć o współczesnej Polsce zbyt wiele.
http://www.dziennik.pl/opinie/article364033/Olejnik_Byly_malpeczki_Sa_kaczuszki.html
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article364226/Anna_Korcz_Popieram_Palikota.html
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article363946/Skiba_Na_trzezwo_rzechami_latac_sie_nie_da.html
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article363861/Kondrat_Prezydent_nie_kupilby_u_mnie_wina.html
http://www.dziennik.pl/zycienaluzie/article363837/Panasewicz_Nie_pijam_z_plastiku.html

Brak głosów

Komentarze

... mediów i w mediach. Mogę zacytować Majcherka, postać znaną także z TV. Jak wielu znanych dziennikarzy i gwiazd medialnych (Kolenda Zalewska na przykład) zaczynał on karierę w "Czesie Krakowskim", dzienniku, który mógł być prawą nogą w stosunku do GW, ale.... zbankrutował. Majcherek powiedział, że "Czas" był uczciwy do bólu, ale uczciwość nie wystarczy, by dziennik przetrwał. Padły wszystkie niezależne inicjatywy wydawnicze, ale nie w tym rzecz. Weszły bogate korporacje i kupiły polskie gazety. Naiwnością jest sądzić, że ktoś cenzuruje każdy tekst. Istnieje jednak coś takiego, jak "linia pisma", której trzeba się trzymać.
Moim skromnym zdaniem, to jest autocenzura niby-dziennikarzy. Może dlatego Czuchnowski,facet utalentowany, też zaczynający od "Czasu Krakowskiego", jest teraz "cynglem" w "GW"? "Linia"....

Vote up!
0
Vote down!
0

------------------------- "Dixi et salvavi animam meam"

#18247

To jest grzech pierworodny, czyli efekt tajnych układów i brudzi magdalenkowych.
Zobacz na te uśmiechy, te radosne twarze tych zarumienionych alkoholem Wałęsy, Michnika, Kiszczaka!
Ale ten pierwszy zarumieniony z głupoty i niewiedzy a ci dwaj pozostali z tego, ze ograli wspólnie frajerów od panny "S"!
Przykre ale prawdziwe.
Dostaliśmy więc w spadku wszelka poprl,owska swołocz w sądach, policji, prokuraturze, wojsku,. a i w dziennikarstwie!
pzdr z smutkiem!

Vote up!
0
Vote down!
0

antysalon

#18256