Mur berliński obalono w Krakowie

Obrazek użytkownika Free Your Mind
Kraj

Czy nie lepiej byłoby obchodzić 20-lecie „obalenia komunizmu” w Moskwie aniżeli w Krakowie? Jeślibyśmy nazwali 4 czerwca świętem pierestrojki, to przecież takie uroczystości znakomicie wpisywałyby się w tę tradycję zasypywania podziałów między Polską a Rosją, tradycję, której koalicja postkomunistyczna jest wierna właśnie od 20 lat, a poza tym stanowiłyby znakomite przypieczętowanie ocieplenia polsko-rosyjskiego, którego za sprawą konsekwentnie promoskiewskiej polityki zagranicznej obecnego rządu jesteśmy świadkami. Można by to świętowanie połączyć w dodatku z festiwalami piosenek: polskiej, rosyjskiej i „radzieckiej”. Poza tym można być pewnym, że żadni zadymiarze na Plac Czerwony na pewno by się nie dostali. Ani inne warchoły.

4 czerwca to bardzo ważna data zwycięstwa idei pierestrojki. Nie przeprowadzono dekomunizacji, nie osądzono zbrodni komunistycznych, nie odsunięto komunistów od władzy – wprost przeciwnie, zorganizowano „kontraktowe” wybory, zapewniono komunistom miękkie lądowanie, uwłaszczono nomenklaturę, dano im swobodę działania politycznego, pozostawiono ich na uczelniach i we wszystkich innych dziedzinach życia społeczno-politycznego, pozwolono im uruchamiać komunistyczne media – słowem zapewniono czerwonym o wiele lepsze warunki niż mieli za czasów komunistycznych. W tym więc sensie, rzeczywiście, obalono komunizm, ponieważ w tymże ustroju czerwonym żyło się dość siermiężnie i, co tu dużo kryć, nieco trzęśli portkami, że mogą któregoś dnia na jakichś drzewach wylądować. W nowym ustroju, czyli niekomunizmie, zapewniono komunistom bezkarność i swobodę działania, którymi cieszą się do dziś, rżąc na całe gardło z radości, bo i mają się naprawdę z czego cieszyć. Także z tego względu obchodu w Moskwie byłyby bardziej stosowne aniżeli w Krakowie, no chyba że uznamy, iż z Wawelu to do Berlina jest rzut beretem, a tam przecież słynny mur zwalono. Na uroczystościach ma być A. Merkel więc o tym zapewne wspomni.

No i nie da się ukryć, że mur berliński rzeczywiście obalono, bośmy to widzieli w telewizji, a i w samym Berlinie, przejeżdżając w te i we wte. Akurat w przypadku Niemiec, to nie ma wątpliwości, że tam obalono także komunizm, ponieważ przeprowadzono dekomunizację, lustrację, powywalano agenturę z najprzeróżniejszych instytucji z uczelniami włącznie i co ciekawsze, żaden humanista nie piszczał, iż Niemcy polują na czarownice lub putinizują kraj. No ale to było dawno, bardzo dawno temu. Nie ma też co ukrywać, u nas nie było żadnego muru, ani Honeckera, ani STASI, więc co właściwie nadawało się do rozwalenia lub kto kwalifikował się do zamknięcia? Kogo należało ścigać? Przecież nie ludzi honoru. Szkoda chociaż że paru oszołomów nie wsadzono do więzienia. Gdyby tak właśnie zoologicznych antykomunistów zapuszkowano w 1989 r., to można by powiedzieć, że ci cholerni antykomuniści tak strasznie antykomunizowali, że byli gorsi od samych komunistów!

Wszystko to pięknie, zresztą te rzeczy zawsze można nadrobić, skoro gabinet ciemniaków już przemawia jak Gomułka i Cyrankiewicz razem wzięci, ale nagle się okazuje, że mężowie stanu dostali zawrotu głowy od sukcesów. Partnerstwo wschodnie, niesamowita pozycja Polski w Europie i świecie, skok gospodarczy na tle mizeroty państw G-7, potęga militarna jak diabli, Ważne Daty się zbliżają, Ważne Święta, a tu nagle, mopanku, w samym sercu dżungli urywa się ze stanowiska jakiś cholerny szyfrant. Ciekawa sprawa, że urwał się miesiąc temu, a dopiero po wiekopomnym moskiewskim kwadransie Sikorskiego i Ławrowa news o tym pojawia się w niezawodnym, jeśli chodzi o przecieki ze służb „Dzienniku”. Co jeszcze ciekawsze, od razu do komentowania sprawy zbiegli się zaniepokojeni sprawą wiecznie młodzi dziadkowie z WSI. A to Mielewczyk, a to Dukaczewski. Dziwią się, dziwią i nadziwić nie mogą. Wiadome, że za ich czasów szyfranci nie przepadali jak kamień w wodę, bo i nad wszystkimi czuwała ekipa zawodowców z GRU lub KGB, a im, jak wiemy, można uciec, ale z reguły po jakimś czasie kończy się jak A. Litwinienko. Co najciekawsze, to przecież to, że obecnie, tj. za postkomunistycznej koalicji PO-PSL + SLD, zrekomunizowane służby specjalne powinny znowu być przezroczyste dla braci Moskali – skoro więc załamują ręce ci ze spalonych WSI, to znaczy, że szyfranta wzięło w obroty towarzystwo nie ze wschodu. Ale jakże to tak? Co mamy do ukrycia przed naszymi przyjaciółmi z Niemiec czy innych zachodnich krajów? Z USA żyjemy jak brat z bratem... Komu mogłyby być potrzebne nasze dane? Chyba że to licho z jeszcze innego kraju? Co tam na Jamajce na ten temat mówią? Czy marszałek polny Komorowski słyszy jakieś śmichy chichy stamtąd? A może szyfrant jest na Jamajce? (tak czy tak można by tam kogoś profilaktycznie wysłać, np. J. Dziewulskiego z B. Cieślakiem, gdyby Komorowski nie miał czasu pojechać, przygotowując się do 20-lecia polskiej pierestrojki).

No ale skoro Niemcy za pomocą jednej z gazet dają znać Rosjanom, że szyfranta nie ma, to należałoby wykluczyć wersję, że przejęły go niemieckie służby. Wydaje się zresztą, że skoro pracownikom tej gazety wyjątkowo często udaje się natrafiać, zupełnie przypadkowo, rzecz jasna, na rozmaite tajne informacje, to można wnioskować, że nasze służby są też przezroczyste dla niemieckich służb. Wychodziłoby więc na to, że szyfranta jankesi wzięli, bo w wariant chiński to chyba jedynie dzieci oraz ci, co skonstruowali tego kolejnego newsa dla „Dziennika”, mogą uwierzyć. Tak czy tak wszystkie moce się sprzysięgły, by w naszym kraju zakłócić obchody 20-lecia „historycznego kompromisu”. Aż strach pomyśleć, co się jeszcze przez najbliższy miesiąc może wydarzyć.

http://www.dziennik.pl/polityka/article374698/Afera_w_wywiadzie_Szef_sluzby_na_dywaniku.html
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article374484/Znal_najtajniejsze_szyfry_Zniknal_bez_sladu.html
http://www.dziennik.pl/polityka/article374929/Rosja_lub_Chiny_mogly_porwac_szyfranta_.html

Brak głosów