"Ino im się nie chce chcieć"

Obrazek użytkownika Marek Jastrząb
Blog

Pewnik: nie cała współczesna pisanina jest beznadziejna. Są powieści, wiersze, opowiadania zadające kłam uproszczonym wyrokom, tyle że mało ich: giną przysypane gniotami. Mówię o internetowej twórczości (o książkach z zapachem drukarskiej farby i wycinanych lasów, napiszę osobno). Moim zdaniem – o dobrodziejstwie dla piszącego do tak zwanej szuflady.

Zanim zaczął w nim gryzmolić, pies z kulawą nogą nie znał jego wypocin. No, może poza nieobiektywną rodziną skłonną do zdawkowego cmokania. Teraz wchodzi na portal i wkleja byle co. Niekiedy rzecz wartą mszy, a czasem - barachło. Upaćkany nadzieją roi sobie, że ktoś go przeczyta i na skrzydłach entuzjazmu poleci z donosem do Dziadka Nobla, że oto narodził się talent i trzeba go natychmiast dopieścić.

Oczywiście, pisanie w Internecie ma sens nie tylko dla niego, gdyż po pierwsze dowiaduje się, co tygrysy lubią najbardziej, a po drugie, że nie jest takim literackim cudem, jak mu się wydawało. Co go z punktu stawia w pozycji ucznia, a nie mistrza. Bo od razu spotyka się z reakcjami potencjalnych czytelników ziejących komentarzami różnej maści. A te mogą go zachęcić do pisania lub stłamsić.

Gdy trafi na w miarę obiektywny i na dodatek nie jest zarozumiały, może skorzystać z zawartych w nim uwag i poprawić błędy. Ale gdy natknie się na opinię jadowitego durnia, który mu napisze, że tekst jest fatalny i przy okazji nie powie, dlaczego, może się tylko zadławić wirtualnym oburzeniem, albowiem dalej nie wie, jak i co ma zmienić na lepsze.

Lecz załóżmy, że trafi na mądrego, który doradzi, wesprze i doda otuchy. Ostatecznie cuda się zdarzają i nie da rady twierdzić, że wszyscy są źli, złośliwi i nieuczynni. Przeciwnie. Częstokroć na swojej drodze spotykałem ludzi zdolnych do wyższych uczuć. Ale męczy mnie, dlaczego jest ich coraz mniej.

Czyli: nie jest tak źle z literaturą, bo pisarze ciągle piszą; jedni gorzej, drudzy lepiej. A jak wiadomo, każdy kiedyś zaczynał od nauki alfabetu: Mickiewiczowi też wyrzynały się zęby! Trzeba poczekać, bo nawet patałach zasługuje na szansę; kto wie, co wylezie z poczwarki?
*
Wszystko to prawda, lecz chodzi o kryteria. Niewielu zasługuje na kredyt zaufania, chce poznać historię literatury, dowiedzieć się, co było przed nim, w jaką stronę zmierza i po kiego. Niewielu pragnie wiedzieć cokolwiek, za to całe mnóstwo preferuje luz i spoko: po wiek wieków zostają niedonoskami. Mam nieustającą nadzieję, że ta nędzna maniera zniknie pod ciśnieniem czasu.

Słowacki nie poprzestał na samozachwytach, tylko pracował nad sobą. Czytał, pisał, zdobywał doświadczenie. Gromadził wiedzę nie tylko o sobie. A czytał, by wzbogacać swoje i tak przebogate słownictwo. Językowy wirtuoz, jak nazywał go Julian Krzyżanowski, podziwiał polszczyznę Kochanowskiego. Choć w tej chwili grubym nietaktem jest nie wiedzieć o Kordianie, Mazepie czy Balladynie, za życia nie wystawiono mu żadnego dramatu. Ale choć nie w pełni rozumiany przez współczesnych mu rodaków, to przecież jego teksty zostały docenione i odniósł swoje zwycięstwo zza grobu.
Dlaczego? Bo nie zaczynał literackiej mordęgi od siadania na laurach i wchodzenia na pomnik. Nie kłaniał się sobie i nie całował po ego. Słuchał, uczył się, podpatrywał mistrzów.

Podobnie, jak czynili to Leśmian, Tuwim, Żeromski, Kraszewski czy Prus. Wolę ich czytać z tego powodu, że pracowali nad swoimi umiejętnościami, co więcej, poszerzali środki swoich wypowiedzi, a nie dlatego, że umieszczono ich w Panteonach i Areopagach. Tylko w tym względzie przeciwstawiłem ich obecnym bufonom - bezideowym naśladowcom Przybyszewskiego.

Konkluzja: naprzód trzeba znać elementarz, a dopiero później zabierać się za przemądrzałość. Nigdy na odwrót. A tak się teraz dzieje. Co ze smutkiem stwierdzam, gdy poznaję internetową twórczość. Bawią mnie narcystyczne poglądy na literaturę; jest w stałym rozwoju, a egoizm prezentowany przez internetowych twórców, to zaledwie przejściowy okres.

Przypuszczam, że wkrótce (razem z intelektualnym trądzikiem) przejdzie im zadurzenie sobą i docenią potrzebę poznawania historii kultury. Co powiedziawszy, kończę balladę o cyklicznym upadku obyczajów cytatem z „Wesela” Wyspiańskiego: ino im się nie chce chcieć.

Brak głosów