ZBIERAJĄC OKRUCHY ROZBITEGO ZWIERCIADŁA (12)

Obrazek użytkownika Michał Orzechowski
Kraj
"Macierewicz wywrócił stolik. No i bardzo dobrze" - Maciej Miłosz 26.01.2016
'Zakupy uzbrojenia to olbrzymie pieniądze. Choć mityczne 130 mld zł w latach 2013–2022 można włożyć między bajki, to jednak skala i tak jest olbrzymia. Przykładowo zakup 50 śmigłowców wielozadaniowych to ok. 13 mld zł, podpisana w ostatnich dniach grudnia modernizacja czołgów Leopard to 2,4 mld zł. Czyli mniej więcej tyle, ile może kosztować jeden okręt podwodny, i zarazem nieco tylko mniej niż roczny budżet Ministerstwa Kultury. 
Dla porządku: ubiegłoroczny budżet MON wyniósł prawie 40 mld zł, z czego grubo ponad 10 mld przeznaczono na zakup nowej broni.
Tymczasem poprzednie kierownictwo MON, mając w ręku tak potężne narzędzie, jakim jest sterowanie strumieniem miliardów złotych, nie potrafiło bądź nie chciało z tego skorzystać na arenie międzynarodowej. Co najmniej dwa lata temu w branży mówiło się o tym, że tarcza przeciwrakietowa będzie dla Amerykanów, śmigłowce dla Francuzów, a okręty podwodne dla Niemiec. Uzasadnienie? Chodziło o to, by nie narazić się żadnemu z naszych sojuszników, żeby „wszyscy byli zadowoleni”. /.../
Nowe kierownictwo resortu postanowiło całkowicie zmienić zasady gry. Wystąpienie ministra Antoniego Macierewicza na sejmowej komisji obrony (w dwa tygodnie po objęciu urzędu), w którym stwierdził, że propozycja amerykańska jest za droga i zbyt odległa w czasie, sugerując, że zasadniczo nie mamy o czym rozmawiać, było niczym wywrócenie stolika.
Pozycja negocjacyjna została całkowicie odwrócona – przedstawicielom amerykańskiego Raytheona wysłano jasny sygnał: MON też będzie rozdawał karty. I faktycznie na stole negocjacyjnym zaczęło to wyglądać zupełnie lepiej. Na początku lutego do Stanów udaje się delegacja z MON. Już teraz wiadomo, że oferta będzie znacznie zmieniona. W najbardziej wymiernym aspekcie uda nam się pewnie zaoszczędzić kilka–kilkanaście miliardów złotych i być może sprowadzić więcej żołnierzy zza oceanu do Polski. Albo zmienimy dostawcę.
Swego rodzaju nowością w tym podejściu jest spojrzenie na zakupy w kategoriach „coś za coś”, a nie tylko to „by wszyscy byli zadowoleni”. Nieoficjalnie wiadomo, że ostateczna decyzja dotycząca śmigłowców zostanie podjęta prawdopodobnie w połowie lutego. Wcześniej odbędzie się spotkanie ministrów obrony NATO, na którym wstępnie zostaną przedstawione stanowiska poszczególnych państw odnośnie do lipcowego szczytu Sojuszu w Warszawie i wzmocnienia obecności wojskowej na wschodniej flance. Jak mówią nieformalnie wysocy urzędnicy resortu obrony: zablokowanie tej inicjatywy przez Paryż oznacza, że w najbliższych latach nikt nad Wisłą żadnej broni produkowanej nad Sekwaną nie kupi. No i nasze zaangażowanie w Afryce, na którym ponoć zależy Francuzom ze względów politycznych, na pewno się nie zwiększy. Takie podejście do zakupów za miliardy złotych wydaje się oczywiste. Nie było jednak oczywiste dla ministra Tomasza Siemoniaka i jego przybocznych.
Drugą zasadniczą zmianą ma być myślenie strategiczne i zmiana sprzętu, który kupujemy. Za poprzedniego rządu mówiono o „polskich kłach”, czyli możliwości odstraszania potencjalnego przeciwnika. Tymczasem gdy o tej doktrynie zrobiło się głośno, a oficjele zaczęli powtarzać tę nazwę, okazało się, że nie stała za tym żadna spójna, głęboko przemyślana i zapisana w dokumentach koncepcja. Pierwsze sygnały dochodzące z gmachów przy Klonowej i Niepodległości świadczą o tym, że to się zmieni. Najpierw mamy się zastanowić, jak faktycznie może wyglądać konflikt na terenie Polski, a później dobrać do niego odpowiednie środki. A to, że taki czy inny rodzaj sił zbrojnych chciałby mieć jak najwięcej nowoczesnego sprzętu (celuje w tym marynarka), ma zejść na dalszy plan.'
 
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (2 głosy)